Kuba Wesołowski (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)
Skończyły się zdjęcia do drugiej serii serialu kryminalnego
"Komisarz Alex". Historię przyjaźni policjanta Marka Bromskiego z
długowłosym owczarkiem Aleksem można oglądać na antenie telewizyjnej
"Jedynki" w soboty o godz. 20.20. Serial reżyserują Robert
Wichrowski, który nakręcił dla TVN "Brzydulę", oraz Krzysztof Lang,
autor "Miłości na wybiegu" czy "Śniadania do łóżka".
Dominika Kawczyńska: Na początku
zdjęć do serialu przyznałeś mi się, że nie lubisz zwierząt, co sygnalizowałeś
już na castingu. Mimo to dostałeś rolę. Z Rockym i jego dublerem spędzasz na
planie codziennie kilkanaście godzin. Zmieniłeś zdanie?
Kuba Wesołowski : Dotąd nie miałem ze zwierzętami bliskiego kontaktu. Widziałem w nich przyjaciół, nie członków rodziny. Moje podejście się zmieniło. Bardzo przywiązałem się do psów, które grają w "Komisarzu Aleksie". Każdy jest inny. Fundują nam odpały, wariactwa. Pokazują charakter. Rocky ma totalne ADHD. Mówimy na niego Kapitan Chaos. Wafel jest przewrażliwiony i co najmniej metroseksualny.
Rozróżniasz je?
- Wafel ma kropkę na nosie. I jest niegeometryczny - ma duży korpus i krótkie nogi. Miałem zamieszkać z Rockym na potrzeby serialu. Takie rozwiązanie mogłoby mieć świetny wpływ na produkcję. Zrezygnowałem, bo w tym czasie brałem udział w zdjęciach do "Czasu honoru". Pies musiałby czekać na mnie cały dzień. Wychodzę z domu o godz. 6, a wracam często po godz. 22. Nawet rybka by skapitulowała.
Kuba Wesołowski : Dotąd nie miałem ze zwierzętami bliskiego kontaktu. Widziałem w nich przyjaciół, nie członków rodziny. Moje podejście się zmieniło. Bardzo przywiązałem się do psów, które grają w "Komisarzu Aleksie". Każdy jest inny. Fundują nam odpały, wariactwa. Pokazują charakter. Rocky ma totalne ADHD. Mówimy na niego Kapitan Chaos. Wafel jest przewrażliwiony i co najmniej metroseksualny.
Rozróżniasz je?
- Wafel ma kropkę na nosie. I jest niegeometryczny - ma duży korpus i krótkie nogi. Miałem zamieszkać z Rockym na potrzeby serialu. Takie rozwiązanie mogłoby mieć świetny wpływ na produkcję. Zrezygnowałem, bo w tym czasie brałem udział w zdjęciach do "Czasu honoru". Pies musiałby czekać na mnie cały dzień. Wychodzę z domu o godz. 6, a wracam często po godz. 22. Nawet rybka by skapitulowała.
Czym różni się współpraca z ludźmi od pracy z psimi aktorami?
- Obejrzałem kiedyś making off do filmu "Ja, Robot" z Willem Smithem w roli głównej. Grał bez scenografii, bez partnerów. Na green screenie. Wszystko dorabiane było w postprodukcji. Z psami na planie jest podobnie. Często aktorzy muszą je sobie wyobrażać, a sceny z serialowym Aleksem są dokręcane później. Ci, którzy pracowali na planie serialu na co dzień, nie mieli z tym problemu. Dziwiły się gwiazdy, które przyjeżdżały do Łodzi na jeden dzień zdjęciowy. Psa nie sposób ogarnąć. Są momenty fantastyczne i kompletnie nieprzewidywalne. To fajny rodzaj aktorstwa, niezwykle dynamiczny. Dzięki psom nieustannie coś się przewraca do góry nogami. Trudno je ustawić do kamery czy światła. A przecież to właśnie Alex jest najważniejszy. Wprowadza do serialu element prawdy, nie do podrobienia.
Grałeś z łódzkimi aktorami - Ireneuszem Czopem, Moniką Buchowiec, Agnieszką Więdłochą. Jak będziesz wspominał współpracę z nimi?
- Spotykamy się na różnych planach, także w Warszawie. Tutaj mieli tę przewagę, że znają miasto. Czują się w Łodzi pewniej. Irek jest fantastyczny. To genialny aktor. Niewiele osób ma taką samoświadomość. Jest też świetnym pedagogiem. Mnie uczył sztuki kontaktu z kobietami (śmiech ). Jest moim mentorem.
Daniel Olbrychski i Kuba Wesołowski na Piotrkowskiej. (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)
- Obejrzałem kiedyś making off do filmu "Ja, Robot" z Willem Smithem w roli głównej. Grał bez scenografii, bez partnerów. Na green screenie. Wszystko dorabiane było w postprodukcji. Z psami na planie jest podobnie. Często aktorzy muszą je sobie wyobrażać, a sceny z serialowym Aleksem są dokręcane później. Ci, którzy pracowali na planie serialu na co dzień, nie mieli z tym problemu. Dziwiły się gwiazdy, które przyjeżdżały do Łodzi na jeden dzień zdjęciowy. Psa nie sposób ogarnąć. Są momenty fantastyczne i kompletnie nieprzewidywalne. To fajny rodzaj aktorstwa, niezwykle dynamiczny. Dzięki psom nieustannie coś się przewraca do góry nogami. Trudno je ustawić do kamery czy światła. A przecież to właśnie Alex jest najważniejszy. Wprowadza do serialu element prawdy, nie do podrobienia.
Grałeś z łódzkimi aktorami - Ireneuszem Czopem, Moniką Buchowiec, Agnieszką Więdłochą. Jak będziesz wspominał współpracę z nimi?
- Spotykamy się na różnych planach, także w Warszawie. Tutaj mieli tę przewagę, że znają miasto. Czują się w Łodzi pewniej. Irek jest fantastyczny. To genialny aktor. Niewiele osób ma taką samoświadomość. Jest też świetnym pedagogiem. Mnie uczył sztuki kontaktu z kobietami (śmiech ). Jest moim mentorem.
Daniel Olbrychski i Kuba Wesołowski na Piotrkowskiej. (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)
- A czego nauczyłeś się od Daniela Olbrychskiego, który jest serialowym
mentorem twojego bohatera?
- Nie powinienem nic mówić, bo w każdym wywiadzie wypowiadam się o nim w samych superlatywach. W końcu pomyśli, że czegoś od niego chcę. Daniel ma niezwykłą charyzmę. Zawsze pewny, że to, co robi jest słuszne. Nie jestem podatny na piękno literatury, a on potrafi mnie wzruszyć wierszem. Udowadnia, że w aktorstwie najważniejsza jest wrażliwość. W tym zawodzie robi się użytek z umiejętności, które wcześniej nie wydawały nam się istotne. Daniel mi powiedział, że na potrzeby jakiegoś serialu przypominał sobie grę na skrzypcach. Mówię: "Jak to, przecież boksowałeś, jeździłeś konno, uprawiasz fechtunek, gdzie tu jest miejsce na skrzypce!?". A on na to: "No wiesz, na pianino już było za późno". A ja myślałem, że od gry na skrzypcach trudniejsza jest tylko nauka chińskiego. Wielki aktor musi być ciekawy świata, a świat jego.
- Ty jesteś ciekawy Łodzi?
- Obiecałem sobie po zakończeniu zdjęć do poprzedniego sezonu, że będę poznawał miasto również poza planem. Nie do końca się udało. Byłem trzy razy na Piotrkowskiej i dwukrotnie w kinie, bo to moje miejsce na ziemi. Gdy gasną światła, mam wrażenie, że otwiera się przede mną wielka księga, odpływam w inny świat. Współczesny jest tylko zapach i szelest popcornu.
W Łodzi najbardziej podoba mi się to, że każdy człowiek jest jakiś. Łódź nie kłamie. I ja się w tej szczerości zakochałem. Jak mówi Irek Czop: "Jak jest fajnie, to się baw, jeśli nie - spierdalaj".
Dzięki pracy przy serialu doceniłem pracę policjantów. Macie w Łodzi fantastycznych funkcjonariuszy. Krzysiek, Maciek, Jacek, z którymi współpracowaliśmy, mają stalowe jaja. My udajemy bohaterów, oni nimi są. Są odważnymi, pokornymi, silnymi ludźmi. Jak skończą się zdjęcia, będę wspaniale wspominał Łódź i doświadczenia, które dzięki niej zdobyłem. To miasto jest już trochę moje.
" Komisarz Alex" to dobra promocja dla miasta?
- Na pewno lepsza niż "Paradoks", który jest bardzo warszawski. Stolica jest zgrana. Nudna. Ile razy można pokazywać aleję Jana Pawła i szklane wieżowce? A Łódź się zmienia. Nie znam żadnej młodej osoby, której by się to miasto nie podobało. W "Komisarzu Aleksie" staramy się nie uciekać od łódzkości. Wplatamy w fabułę informacje o parkach, skwerach, drużynach piłkarskich, na stołach kładziemy łódzkie gazety. W Łodzi najbardziej zaskoczyło mnie to, że ludzie ze sobą rozmawiają. Są kolorowi, ciekawi, walczą o swoje zdanie. Łódź jest... prawdziwa.
Mógłbyś tu zamieszkać?
- Warszawa to mój dom. Mam sobie tylko za złe, że tak słabo poznałem Łódź prywatnie. Tak to już z nami jest - filmowcy przyjeżdżają, gwałcą otoczenie i uciekają. Zupełnie jak wikingowie.
Kuba Wesołowski (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)
- Nie powinienem nic mówić, bo w każdym wywiadzie wypowiadam się o nim w samych superlatywach. W końcu pomyśli, że czegoś od niego chcę. Daniel ma niezwykłą charyzmę. Zawsze pewny, że to, co robi jest słuszne. Nie jestem podatny na piękno literatury, a on potrafi mnie wzruszyć wierszem. Udowadnia, że w aktorstwie najważniejsza jest wrażliwość. W tym zawodzie robi się użytek z umiejętności, które wcześniej nie wydawały nam się istotne. Daniel mi powiedział, że na potrzeby jakiegoś serialu przypominał sobie grę na skrzypcach. Mówię: "Jak to, przecież boksowałeś, jeździłeś konno, uprawiasz fechtunek, gdzie tu jest miejsce na skrzypce!?". A on na to: "No wiesz, na pianino już było za późno". A ja myślałem, że od gry na skrzypcach trudniejsza jest tylko nauka chińskiego. Wielki aktor musi być ciekawy świata, a świat jego.
- Ty jesteś ciekawy Łodzi?
- Obiecałem sobie po zakończeniu zdjęć do poprzedniego sezonu, że będę poznawał miasto również poza planem. Nie do końca się udało. Byłem trzy razy na Piotrkowskiej i dwukrotnie w kinie, bo to moje miejsce na ziemi. Gdy gasną światła, mam wrażenie, że otwiera się przede mną wielka księga, odpływam w inny świat. Współczesny jest tylko zapach i szelest popcornu.
W Łodzi najbardziej podoba mi się to, że każdy człowiek jest jakiś. Łódź nie kłamie. I ja się w tej szczerości zakochałem. Jak mówi Irek Czop: "Jak jest fajnie, to się baw, jeśli nie - spierdalaj".
Dzięki pracy przy serialu doceniłem pracę policjantów. Macie w Łodzi fantastycznych funkcjonariuszy. Krzysiek, Maciek, Jacek, z którymi współpracowaliśmy, mają stalowe jaja. My udajemy bohaterów, oni nimi są. Są odważnymi, pokornymi, silnymi ludźmi. Jak skończą się zdjęcia, będę wspaniale wspominał Łódź i doświadczenia, które dzięki niej zdobyłem. To miasto jest już trochę moje.
" Komisarz Alex" to dobra promocja dla miasta?
- Na pewno lepsza niż "Paradoks", który jest bardzo warszawski. Stolica jest zgrana. Nudna. Ile razy można pokazywać aleję Jana Pawła i szklane wieżowce? A Łódź się zmienia. Nie znam żadnej młodej osoby, której by się to miasto nie podobało. W "Komisarzu Aleksie" staramy się nie uciekać od łódzkości. Wplatamy w fabułę informacje o parkach, skwerach, drużynach piłkarskich, na stołach kładziemy łódzkie gazety. W Łodzi najbardziej zaskoczyło mnie to, że ludzie ze sobą rozmawiają. Są kolorowi, ciekawi, walczą o swoje zdanie. Łódź jest... prawdziwa.
Mógłbyś tu zamieszkać?
- Warszawa to mój dom. Mam sobie tylko za złe, że tak słabo poznałem Łódź prywatnie. Tak to już z nami jest - filmowcy przyjeżdżają, gwałcą otoczenie i uciekają. Zupełnie jak wikingowie.
Kuba Wesołowski (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)
Kuba Wesołowski - ur. 1985 w
Warszawie; aktor; telewidzowie oglądali go w serialach "Czas honoru",
"Klub szalonych dziewic", "Na wspólnej". Na wielkim ekranie
wystąpił w "Jutro idziemy do kina", "Dlaczego nie!",
"Kochaj i tańcz" czy "Tajemnica Westerplatte" (premierę
zaplanowano na luty 2013 r.)
Źródło; Dominika Kawczyńska, lodz.gazeta.pl