„…Dawno już nie był Maks Borensztajn w
tak dobrym nastroju. Czuł, jakby mu skrzydła urosły. Po kolacji, gdzieś o
dwunastej, wyszli przed „Grand Hotel” od strony Traugutta, gdzie stały,
czekające na gości „Malinowej”, dorożki. Znalazła się wśród nich jedna,
dwukonna. Maks dał dorożkarzowi srebrną dziesięciozłotówkę, a ten pognał konie przez
Piotrkowską jak przez polną drogę. Było ciepło. Pełnia księżyca ozdabiała domy
Piotrkowskiej srebrzystą koronką. Maks objął Tatianę i nie całując jej nawet
odczuł coś w rodzaju rozrzewnienia czy tkliwości…
Dorożka zakręciła w Zawadzką. Tuż przed „Casanovą”
ruch był większy. Goście opuszczali lokal Szmula i zatrzymywali się na progu
urzeczeni nocą, która nawet i tutaj, wśród tych obrzydliwych kamienic, była
piękna. Dorożka stanęła. Nagle podbiegła do niej dziewczynka może
dziesięcioletnia, o wyraźnie semickiej aparycji, i zaproponowała, kalecząc
straszliwie polski język, że zaśpiewa piosenkę. Może być po żydowsku, może być
po polsku. Tatiana zażyczyła sobie piosenki polskiej. Dziewczynka stanęła na stopniach dorożki i na melodię
dziadowską zaśpiewała:
Słuchajcie, Żydzi
Co wam bajka opowie:
Kamienicznik Lewkowicz
Dostał dobrze po głowie.
Zylberową chciał skrzywdzić,
Niech go ziemia pochłonie,
Ślepy Maks jej pomógł
I stanął w jej obronie.
Maks
dał dziewczynce dwuzłotówkę i powiedział kilka słów w jidysz. Zachwycona szerokim
gestem pana, coś tam bąknęła i zeskoczyła z dorożki.
-
Pięknie potrafią śpiewać te nasze żydowskie dzieci – powiedział.
-
Żydowskie? Ta mała nie jest Żydówką. To gojka z Chojen. Znają ją wszyscy. Kiedy
ma śpiewać w dzielnicy żydowskiej, matka farbuje jej włosy na ciemno. A śpiewać
po żydowsku nauczyła ją dawno. Może niesłusznie dałeś jej te dwa złote.
Naburmuszył
się i chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast tego kazał dorożkarzowi podjechać
pod „Scalę”…”
Fot. Monika Czechowicz