Idę
do Kątnej, pod starym torem
Ostem
zarosły stare ścieżki
Księżyc
ten sam, który wieczorem
Godziny
wiązał a kamień ciężki
W
ponurą noc niemieckiej grozy
Czekałem
zbawień: Matki kroków
Czy
będzie co do garnka włożyć?
Powróci
Mama z nocy mroków?
A
wiele matek nie wróciło
Z katowni
więzień hitlerowskich
…modliłem
się, by moja żyła
chleb
kradnąc Niemcom, na Piotrkowskiej
Błądzę
koło starych Francuzów
Bodzie
piłą mur czerwony
Kłaniam
się resztkom starych gruzów
Jesiennym
słońcem ozłoconych
Pod
siedemnastym stara szkoła
Tam
ojciec mój – po pierwszej wojnie
w piętnastu
siedząc wokół stoła
tajniki
liter zgłębiał znojnie.
I
u „Francuzów” na trajberni
w
duecie z babcią, ciotka Ewa
i
Janka ciotka, na cwenterni
nad
wrzecionem biegiem piosnkę śpiewa.
A
na Wołowej, w klubie „ARKO”
kiedy
niedzielny wszedł poranek
kopiąc
piłkę, biegali szparko
fabryczni
chłopcy: Stach i Franek.
Witold
Kowalski. Kwiaty łódzkie. Poezja miasta.
Fot.
Monika Czechowicz