W tym okresie istnienia łódzkiego getta nastąpiła intensywna zamiana go w potężny obóz pracy. W resortach pojawili się przedstawiciele
niemieckiego Zarządu Getta pilnujący produkcji.
1 października
W
getcie było 89.446 osób.
Dokonano
redukcji niemieckich wartowników policyjnych wokół getta.
24 października
W
getcie samobójstwo popełniła Irena Weiss. Przed wojną była popularną
dziennikarką „Expressu Ilustrowanego”, w którym prowadziła dział dla kobiet. W
getcie pracowała jako urzędniczka.
W
wywiadzie dla Bogdy Madej („Odgłosy”/Intv) wspomina Adam Ochocki, dziennikarz, literat,
scenarzysta:
A.O.:
„Express Ilustrowany” kosztował 10 groszy. W niedzielę drożej, ale i stron było
więcej. „Republika” 25, potem 15 gr, w niedzielę była droższa, ale miała wtedy
32 strony. Z tego połowa ogłoszeń.
B.M.: Ilu było pracowników?
A.O.: W całym wydawnictwie było około 30 osób.
B.M.: Ile w tym kobiet?
A.O.: Jedna dziennikarka – Irena Weiss i stenotypistka Zina Mandel. W „Głosie Porannym” była kuzynka naczelnego redaktora Gustawa Wassercuga, która zajmowała się twórczością dla dzieci.
B.M.: O czym pisała Irena Weiss?
A.O.: To była piękna kobieta. Ja miałem wtedy 18 lat, a ona już 24 i mówiłem na nią „stara baba”. Była moją konkurentką. Też nie miała stałej pensji. Siedzieliśmy w pokoju naprzeciw siebie i mieliśmy jeden telefon. Jak się ona dorwała do telefonu, to gadała pół godziny bez przerwy. Kiedyś nie wytrzymałem i przerwałem jej rozmowę. Podrapała mnie i pobiegła na skargę do Władysława Polaka. Ten nas rozsądził: każde ma mieć pół godziny dostępu do telefonu. Prosiłem, aby mnie przenieśli do innego pokoju, ale on się nie zgodził. Irena była bardzo dobrą dziennikarką. Była lepsza ode mnie. Nazywałem ją Horpyną. Ciągle walczyliśmy ze sobą. Była to – jak powiedziałem – piękna kobieta. Miała ogromny temperament. Jej mąż zupełnie do niej nie pasował. Wystarczy powiedzieć, że noc poślubną spędził w redakcji, śpiąc na zszywkach gazet. Irena Weiss mawiała do mnie, że między nimi jest za duża różnica płci.
B.M.: Ilu było pracowników?
A.O.: W całym wydawnictwie było około 30 osób.
B.M.: Ile w tym kobiet?
A.O.: Jedna dziennikarka – Irena Weiss i stenotypistka Zina Mandel. W „Głosie Porannym” była kuzynka naczelnego redaktora Gustawa Wassercuga, która zajmowała się twórczością dla dzieci.
B.M.: O czym pisała Irena Weiss?
A.O.: To była piękna kobieta. Ja miałem wtedy 18 lat, a ona już 24 i mówiłem na nią „stara baba”. Była moją konkurentką. Też nie miała stałej pensji. Siedzieliśmy w pokoju naprzeciw siebie i mieliśmy jeden telefon. Jak się ona dorwała do telefonu, to gadała pół godziny bez przerwy. Kiedyś nie wytrzymałem i przerwałem jej rozmowę. Podrapała mnie i pobiegła na skargę do Władysława Polaka. Ten nas rozsądził: każde ma mieć pół godziny dostępu do telefonu. Prosiłem, aby mnie przenieśli do innego pokoju, ale on się nie zgodził. Irena była bardzo dobrą dziennikarką. Była lepsza ode mnie. Nazywałem ją Horpyną. Ciągle walczyliśmy ze sobą. Była to – jak powiedziałem – piękna kobieta. Miała ogromny temperament. Jej mąż zupełnie do niej nie pasował. Wystarczy powiedzieć, że noc poślubną spędził w redakcji, śpiąc na zszywkach gazet. Irena Weiss mawiała do mnie, że między nimi jest za duża różnica płci.
(…)
Gdy zmarł Piłsudski, "Express" przez kilka dni jak i inne gazety
zamieszczał na pierwszej stronie przebieg uroczystości żałobnych w Łodzi i w
województwie. W przeddzień pogrzebu program był szczególnie bogaty. Moja
konkurentka, Irena Weiss, chcąc mnie ubiec, już poprzedniego dnia na podstawie
otrzymanego programu spreparowała sążniste sprawozdanie. Nie wychodząc z
redakcji, opisała dokładnie capstrzyk, który "przy żałobnym biciu werbli
przeciągnął ulicami miasta", okryte kirem sztandary, odkryte głowy
przechodniów, łzy w oczach, a że włożyła w to kawał serca, redaktor Polak zaraz
dał materiał do składu, zapowiadając mi, żebym się rano nie trudził, bo
sprawozdanie już zostało napisane. Złamana kolumna miała zjechać do kalandra,
gdzie przygotowywano matryce do odlewu płyt metalowych, gdy metrampaż przybiegł
do Passiermana:
- Redaktorze! Przecież to, co tu jest napisane, odbędzie się dopiero wieczorem!
W ferworze twórczej pracy Weissowa pomyliła dni, jak ja ongiś w sprawozdaniu z walk francuskich. Napisała w czasie przeszłym o tym, co miało nastąpić. Tak to niekiedy bywa przy zawziętej rywalizacji...
B.M.: Co się stało z Ireną Weiss?
A.O.: Gdy wybuchła wojna, poszedłem do niej i powiedziałem: - Pani Ireno, uciekam z Łodzi, bo Niemcy grożą nam śmiercią, proszę uciekać ze mną. Podziękowała , ale powiedziała, że nie może opuścić matki. Była w getcie, była przyjaciółką miejscowego kacyka, starszego w getcie. Popełniła samobójstwo.
- Redaktorze! Przecież to, co tu jest napisane, odbędzie się dopiero wieczorem!
W ferworze twórczej pracy Weissowa pomyliła dni, jak ja ongiś w sprawozdaniu z walk francuskich. Napisała w czasie przeszłym o tym, co miało nastąpić. Tak to niekiedy bywa przy zawziętej rywalizacji...
B.M.: Co się stało z Ireną Weiss?
A.O.: Gdy wybuchła wojna, poszedłem do niej i powiedziałem: - Pani Ireno, uciekam z Łodzi, bo Niemcy grożą nam śmiercią, proszę uciekać ze mną. Podziękowała , ale powiedziała, że nie może opuścić matki. Była w getcie, była przyjaciółką miejscowego kacyka, starszego w getcie. Popełniła samobójstwo.
BAEDEKER
POLECA:
Wydawnictwo "Literatura"
Książka
opowiada o międzywojennych początkach łódzkiej prasy. Jest to opowieść
doświadczonego przez życie pisarza, który po latach przygląda się z sentymentem
swym zawodowym początkom. Autor niezwykle żywo opisuje codzienne życie
przedwojennej Łodzi.
źródła:
Andrzej
Rukowiecki. Łódź 1939-1945. Kronika okupacji.
Joanna
Podolska. Litzmannstadt-Getto. Ślady. Przewodnik po przeszłości.
Adam
Ochocki. Reporter przed konfesjonałem, czyli jak się w Łodzi przed wojną robiło
gazetę.
Fot:
Bundesarchiv.
Fot. Zermin.
Archiwum
FORUM