Najprostszą
a zarazem najtańszą formą wypoczynku, a poniekąd i rozrywki, sporej części
mieszkańców Łodzi przełomu XIX i XX wieku były spacery po jej znaczniejszych
ulicach. Zazwyczaj łączono je z przeglądem oryginalniejszych wystaw sklepowych,
a niekiedy też zakupami. Rozległość miasta sprawiała, że mieszkańcy
poszczególnych dzielnic mieli odrębne miejsca spacerowe. Na przykład dla
obywateli staromiejskich był to ciąg ulicy Zgierskiej z przyległym placem
Kościelnym, zaś dla mieszkańców południowej części miasta – Górny Rynek (plac
Reymonta) z wybiegającymi z niego ulicami Rzgowską i Zarzewską
(Przybyszewskiego).
Ulubioną promenadę łodzian, zwłaszcza zamieszkałych w
śródmieściu, stanowiła ulica Piotrkowska. Ciągnęli gromadnie na „Pietrynę”,
ażeby odetchnąć wielkomiejską atmosferą tej ulicy przejawiającą się między
innymi w oryginalnej zabudowie, bogactwie wystaw sklepowych i ożywionym ruchu
ulicznym.
Większość spośród spacerowiczów nie wykazywała wszakże głębszego
zainteresowania architektonicznym bogactwem „Pietryny”. Raczej pociągał ich
charakter handlowy ulicy, przy której usadowiły się najznaczniejsze sklepy i
magazyny w mieście.
Znaczenie
ulicy Piotrkowskiej, stanowiącej przedmiot dumy mieszkańców Łodzi, przedstawił
zwięźle pieśniarz miasta Artur Glisczyński:
Ma Ringstrasse
Wiedeń stary,
Berlin – lip
aleję boską,
Paryż słynie
przez bulwary,
a Łódź nasza –
przez Piotrkowską.
Interesujący
obraz tłumu, wypełniającego ulicę Piotrkowską w niedzielny dzień przedstawił
Władysław Reymont w „Ziemi Obiecanej”:
„…Masy robotników poubieranych
świątecznie w letnie, jasne ubrania, w krzyczące kolorowe krawaty, w czapki o
mocno błyszczących daszkach lub w wysokie, dawno wyszłe z mody kapelusze, z
parasolami w rękach zalewały Piotrkowską (…) robotnice w cudacznych, jaskrawych
kapeluszach, w sukniach do figury, w jasnych pelerynkach, to znowu w chustach
kraciastych na ramionach dreptały (…) wolno, rozpierając się łokciami w tłumie,
ochraniając często w ten sposób sztywne , mocno wykrochmalone suknie albo
rozpięte nad głowami parasolki, które jak wielkie motyle o tysiącach barw
chwiały się nad tą szarą, wciąż płynącą rzeką ludzką”.
W
ciągu dnia „Pietryna” parokrotnie zmieniała swoje oblicze. Przed wieczorem
chodniki jej zapełniali inni spacerowicze.
„…Tłumy (…) ubrane elegancko, damy w
modnych kapeluszach, w bogatych okrywkach, mężczyźni w drogich czarnych
paltach, w hawelokach z pelerynami – pisał Reymont – Żydzi w długich surdutach zabłoconych. Żydówki, przeważnie piękne, w
aksamitach, którymi zamiatały błoto na trotuarach. Wrzawa napełniała ulicę,
przepychano się ze śmiechem, tłoczono, spacerowano w górę ulicy, aż do Przejazd
lub Nawrot i z powrotem”.
Spacer
po dawnej „Pietrynie” rozpoczynano zazwyczaj od przylegającego do ratusza
Hotelu Polskiego.
"Goniec Łódzki", rok 1904.
W
domu tym mieścił się znany z dobrego zaopatrzenia skład win, spirytualiów oraz
towarów kolonialnych i delikatesów J. Wolskiego.
"Rozwój", rok 1910.
W
witrynach sklepu piętrzyły się piramidy owoców południowych: winogron,
ananasów, bananów, pomarańczy.
Gazeta "Rozwój", rok 1919.
W
sąsiedniej kamienicy, w długim, wąskim pomieszczeniu znajdowała się księgarnia
i antykwariat Sz. Mittlera. Za szybą wystawy sklepowej widniały podniszczone
egzemplarze wydawnictw zeszytowych: „Sherlock Holmes”, „Arsen Lupin”, „Jack
Teksas” i inne. Była to wówczas ulubiona lektura młodzieży.
Z
tego miejsca było już tylko kilka kroków do rogu ulicy Zawadzkiej (Próchnika).
Narożny sklep w imponującym gmachu Karola Scheiblera zajmowała wytwórnia
kapeluszy K. Göpperta.
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1913.
Można tu było nabyć cylindry i inne kapelusze według najnowszych
fasonów.
Nieco dalej, poza ulicą Zawadzką, w pomieszczeniach budynku Hotelu
Hamburskiego uwagę spacerowiczów przyciągały eleganckie okna firmy B.
Hertzenberg i J. Rappaport.
"Neue Lodzer Zeitung", rok 1910.
Robiły
tu zakupy miejscowe elegantki. W szerokich, ze smakiem urządzonych wystawach
widniały piękne wieczorowe suknie koronkowe, aksamity, welwety, eleganckie
jedwabne spódniczki i bluzki, a także firanki, obrusy, dywany smyrneńskie.
Na
lewym narożniku ulicy Ceglanej (Więckowskiego) w niezwykle udanym
architektonicznie budynku bankiera Wilhelma Landaua mieścił się magazyn
jubilerski i skład zegarków szwajcarskich A. Kantora.
"Goniec Łódzki", rok 1905.
Właściciel zakładu
polecał brylanty, perły, tabakierki, papierośnice srebrne, dewizki męskie i
damskie oraz złote obrączki. W tym samym domu znajdował się powszechnie znany
skład galanterii metalowej L. Heniga. W witrynach tej firmy prezentowano piękne
wyroby platerowane i srebrne, sztućce, lustra w ozdobnych ramach, żyrandole i
kandelabry, wazony, a także obrazy olejne.
Za
ulicą Ceglaną sklepy na ulicy Piotrkowskiej ciągnęły się już w zwartym szeregu.
Każdy z nich starał się prześcignąć sąsiada bogactwem i elegancją wystaw.
Wyróżniał
się tu sklep M. Cjubowa, którego wystawa przenosiła wyobraźnię spacerowiczów na
Bliski Wschód. Leżały tu wyroby kaukaskiej sztuki metalowej, artystycznie
obrobione kamienie, jedwabne kolorowe szale orientalne, sztylety i sztyleciki.
W
pierwszym domu za ulicą Zieloną miała pomieszczenie księgarnia R. Schatkego.
Przed jej witrynami gromadziła się młodzież szkolna, zainteresowana globusami
różnej wielkości i mapami. Na wystawie księgarskiej nie brakowało też
interesujących książek; leżały tu między innymi „Stara baśń” i „Pamiętniki
kwestarza”.
"Łodzianin", kalendarz informacyjno-adresowy na rok 1893.
Do
najelegantszych sklepów należał mieszczący się o kilka domów dalej skład obuwia
Petersburskiego Towarzystwa „Skorochód”. W witrynach sklepu błyszczały buciki
damskie zwykłe i balowe, zimowe z futrzaną podszewką, eleganckie lakierki dla
panów, wysokie buty myśliwskie.
Wielu
spacerowiczów przystawało przed hotelem Victoria. Wielki afisz przyklejony na
ścianie budynku informował, że właśnie w Teatrze Polskim, mieszczącym się w
głębi dziedzińca hotelowego, można obejrzeć sztukę "Półdziewice" Marcelego Prevosta w wykonaniu zespołu pod dyrekcją Mariana Gawalewicza.
"Rozwój", rok 1905.
Rząd
sklepów rozmaitych branż ciągnących się zwarcie do ulicy Andrzeja (Struga)
zamykała pierwsza łódzka piekarnia mechaniczna W. Kopczyńskiego i sąsiadująca z
nią w narożnym parterowym budynku apteka M. Bartoszewskiego.
Spacerowicze
czyniący przegląd ciekawszych wystaw sklepowych „Pietryny” zawracali w tym
miejscu, przechodząc na przeciwną stronę ulicy. Robiono to z dużą ostrożnością,
bowiem występował tu znaczny ruch pojazdów i łatwo było wpaść pod rozpędzoną
dorożkę czy też inny pojazd „napędzany owsem”. Nad bezpieczeństwem przechodniów
czuwał na tym skrzyżowaniu ulic policjant „stójkowy” w białej bluzie.
"Rozwój", rok 1908.
Po
wschodniej stronie ulicy Piotrkowskiej, w narożnej kamienicy o interesującej
architekturze mieścił się renomowany magazyn z odzieżą E. Schmechla.
W wielkich
witrynach sklepu prezentowano eleganckie płaszcze, kostiumy, ubrania męskie i
damskie najwyższej jakości.
"Łodzianka", rok 1903.
Zainteresowanie
palaczy budził ulokowany w parterowym domku sklep tabaczny. Niepokaźna witryna
zarzucona była dużym wyborem cygar, tytoniu, fajek i cybuszków. Pokazano także
urozmaicony asortyment papierosów, między innymi „Kosmos” i „Sport” z fabryki
Braci Polakiewicz oraz „Złota rączka” i „Dobre” wyrobu Towarzystwa Tabacznego
I. L. Szereszewskiego.
Gazeta "Rozwój", rok 1897.
W
powrotnym kierunku obiektem zainteresowania wielu osób była witryna cukierni Roszkowskiego, położonej przy rogu pasażu Meyera (Moniuszki).
Za szybą pyszniły
się ozdobne torty, lukrowane babki, strucle makowe, wyborne pierniki toruńskie.
Niektórzy przechodnie, zmęczeni przydługim spacerem i nieco zgłodniali,
przekraczali próg niezmiernie popularnej wśród łodzian cukierni „Roszka”. W tym
samym domu mieścił się duży sklep Weikerta i Dreschlera. Były w nim do nabycia
łóżka żelazne, welocypedy, wózki dziecięce, łyżwy i sanki.
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy na rok 1905.
Po
minięciu pałacyku Ludwika Geyera i Grand Hotelu spacerowicze docierali do
najznaczniejszego w Łodzi sklepu z papierem i materiałam biurowymi A. I.
Ostrowskiego. Z dużym zainteresowaniem oglądali eksponowany w witrynie
sklepowej bogaty wybór pocztówek, w tym z widokami Łodzi, wydawanych przez
wymienioną firmę.
"Ilustrowany Express Wieczorny", rok 1923.
Nieco
dalej, w domu u zbiegu z ulicą Dzielną (Narutowicza) mieścił się dobrze
zaopatrzony skład win i towarów kolonialnych M. Sprzączkowskiego. Firma
polecała „ odstałe wina węgierskie, francuskie, hiszpańskie i reńskie, stare
tokaje, maślacze, koniaki kuracyjne, tudzież likiery, wódki i araki krajowe i
zagraniczne”. Sprzączkowski posiadał przedstawicielstwo składu herbaty „Piotra
Orłowa” i nad wejściem do jego sklepu wisiał wielki szyld tej firmy.
"Łodzianin", kalendarz informacyjno-adresowy na rok 1923.
Idąc
w kierunku Nowego Rynku (pl. Wolności), spacerujący nie pomijali interesującej
witryny największej w Łodzi księgarni L. Fiszera, prowadzącej szeroką
działalność wydawniczą. Na wystawie prezentowano spory wybór książek szkolnych.
"Dziennik Łódzki", rok 1884.
W
sąsiedztwie księgarni mieściła się apteka i instytut wód mineralnych F. Müllera.
Zmęczeni upałem przechodnie zaspokajali tu pragnienie szklanką wody sodowej.
Dalej
znajdowała się restauracja E. Rokoczyńskiego. Gromadzili się przed nią młodzi
mężczyźni, oglądając prezentowane w gablocie zdjęcia mocno roznegliżowanej „szansonety”, występującej w tym lokalu.
"Dziennik Łódzki", rok 1884.
W
pobliżu ulicy Południowej (Rewolucji 1905 roku) miało siedzibę
przedstawicielstwo amerykańskiej fabryki maszyn do szycia Singera. Umieszczona
w witrynie sklepowej oryginalna maszyna singerowska była przedmiotem
szczególnego zainteresowania łódzkich gospodyń.
"Rozwój", rok 1907.
Sto
metrów dalej – już za ulicą Południową – przechodnie zatrzymywali się przy
Magazynie Wiedeńskim, prezentującym w swoich wystawach na manekinach eleganckie
ubiory męskie i damskie.
Przegląd
zawartości wystaw sklepowych ulicy Piotrkowskiej kończył się przy wielkich
witrynach Magazynu Żyradowskiego.
"Nowy Kurier Łódzki", rok 1916.
Pokazane tu przez firmę Hielle i Ditrich
lniane wyroby: płótna, bielizna stołowa, serwety, ręczniki, kapy na łóżka,
firanki mogły ucieszyć każdą kobietę prowadzącą gospodarstwo domowe.
Spacery
po „Pietrynie” część łodzian chętnie odbywała wieczorem, kiedy zapłonęły
światła latarni ulicznych. W ich łagodnym, błękitnawym świetle ulica
Piotrkowska zyskiwała na urodzie. Osobliwy nastrój wzmacniał dwuszereg
rzęsiście oświetlonych wystaw sklepowych. Wieczorne spacery po centralnej
arterii Łodzi upodobała sobie w szczególności młodzież szkolna. Łódzki deptak
sprzed pierwszej wojny światowej tak zapisał się w pamięci Juliana Tuwima:
„Rojne i gwarne były te łódzkie
street-parties. Odchodziło nieustające dowalanie się do panien, frojlanek i
baryszeń, śmiechy, chichoty, perskie oczy, głośne wyrażanie opinii o urodzie przepływających
madmuazelek, tej i owej rzucało się kwiatek, tę lub inną z niewysłowioną
galanterią chwytało się w przejściu za rączkę, wreszcie przechodziło się – i oto
znów marzenie o cudzie: że ta właśnie stanie się tą właśnie – jedyną na całe
życie”.
W
porze „rytualnego” spaceru młodzieży chodniki na ulicy Piotrkowskiej od Grand
Hotelu do ulicy Nawrot zapchane były do granic możliwości. Zwrócił na to uwagę
felietonista łódzkiego „Ogniska Rodzinnego”:
„U nas wiecznie chce się uważać ulicę
Piotrkowską za całą Łódź. Ulica ta, istotnie dziś mająca cechy wielkiego
miasta, jest dziś już stanowczo za wąska w stosunku do ruchu, jakim się zresztą
szczyci. Ponieważ zaś wątpię, czy do przyjemności mogą należeć poszturchiwania
się wzajemne, sądzę, że byłoby lepiej gdybyśmy wieczorami szukali sobie na
przechadzki miejsc przestronniejszych niż chodniki na Piotrkowskiej”.
Nie
trzeba było daleko szukać, gdyż takie przestronne miejsce znajdowało się pod
bokiem ulicy Piotrkowskiej. Była nim al. Spacerowa (al. Kościuszki), szeroka
arteria drogowa z pasem zieleni, mająca służyć – jak wskazywała jej nazwa –
przede wszystkim spacerowiczom.
Nie zyskała ona jednak uznania łodzian. Ponad
cienistą zieleń i kojącą ciszę ulicy Spacerowej (zwanej też Promenadą)
przedkładali oni ruch, gwar i hałas Piotrkowskiej.
Letni dzień na Promenadzie.
Zdarzało
się jednak, że „Pietryna” pustoszała. Bywało tak w upalne dni, kiedy to z
nagrzanej słońcem ulicy spacerowicze przenosili się do nielicznych w mieście
ogrodów, zwłaszcza zaś do położonego w sercu Łodzi, w sąsiedztwie kościoła św.
Krzyża, parku miejskiego, zwanego urzędowo Mikołajewskim, potocznie zaś –
Świętokrzyskim (dzisiaj park im. Henryka Sienkiewicza).
"Łodzianka", kalendarz humorystyczny na rok 1903.
(…)
Ale zamykanie parków o zmroku powodowało, że w godzinach wieczornych deptak na
Piotrkowskiej znów był przepełniony młodzieżą płci obojga. Wieczorne spacery
sprzyjały nawiązywaniu znajomości i przyjaźni, przechodzącej niekiedy w głębsze
uczucia. Mówi o tym łódzka ballada:
Na deptaku na „Pietrynie
zakochał się
chłopak w dziewczynie.
Ona z Bałut on z
Górniaka,
para kochanków z
deptaka.
Przechadzają się
beztrosko
swą ulubioną
Piotrkowską.
Źródło:
Wacław
Pawlak. Minionych zabaw czar czyli czas wolny i rozrywka w dawnej Łodzi.
"Ilustrowana Republika", rok 1926.
Fot.
archiwalne pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi oraz
Narodowego Archiwum Cyfrowego (NAC).
Fot.
współczesne Monika Czechowicz
"Głos Poranny", rok 1929.
BAEDEKER
POLECA:
Wacław Pawlak. Minionych zabaw czar
czyli czas wolny i rozrywka w dawnej Łodzi.
Problem
wykorzystania czasu wolnego od pracy przez mieszkańców dawnej Łodzi, czynnika,
który wpływał w znacznym stopniu na kształtowanie się obyczajów ówczesnych
łodzian, nie został dotąd szerzej omówionych w druku. Warto zatem było poświęcić
temu zagadnieniu odrębną publikację.
Wacław Pawlak - dziennikarz, publicysta. Urodził sie w Łodzi w 1908 roku w rodzinie łódzkich włókniarzy. Po ukończeniu szkoły średniej pracował w instytucji samorządowej służby zdrowia. Większość okresu II wojny światowej spędził w Niemczech na robotach przymusowych. Po powrocie do kraju w 1945 roku zatrudnił się w łódzkim przemyśle włókienniczym jako ekonomista. Za uczestnictwo w odbudowie łódzkiego przemysłu oraz długoletnią działalność gospodarczą i społeczną został dwukrotnie nagrodzony odznaczeniami państwowymi.