Fot. Monika Czechowicz
poniedziałek, 19 lipca 2021
... najpierw była Zorka 5
Sławek Maciaszczyk, twórca łodzkiej grupy fotograficznej Łódzki Hyde Park.
Fot. Michał Bogusz
Pierwszy aprat otrzymał od ojca. Była to kultowa Zorka 5. Ale fascynacja fotografią zaczęła się rozwijać u Sławka Maciaszczyka dopiero z nastaniem cyfrowych aparatów. Kiedy pojawiły się niemal nieograniczone możliwości robienia zdjęć, pojawiła się też pasja zwana urbex i fotografia uliczna.
A to były lata 90. Pan Sławek kupił wówczas swój pierwszy cyfrowy aparat. Pojechał po niego specjalnie do Krakowa.
- aparat był używany, a i tak kosztował milion milionów! - wspomina fotograf - Z dzisiejszej perspektywy, to może być śmieszne, na największej karcie robiłem wtedy 60 zdjęć, ale i tak można było poeksperymentować. I co prawda nie ma tu dreszczyka emocji czekając na odbitki, jak w fotografii chemicznej, za to jest bonus polegający na tym, że zdjęcia można obejrzeć - dodaje.
Najbardziej inspirujaca dla Sławka jest fotografia uliczna. - Bo dla mnie fotografia jest odbiciem prawdziwego życia - przyznaje. Dlatego zdjęcia robi w każdym zakątku miasta, im mniej nowoczesny i wymuskany, tym lepiej.
- Z nową Łodzią jest jak z każdym innym nowoczesnym miastem. Są powtarzalne i podobne do siebie. Jak się widziało wieżowce w jakimś innym zakątku Europy, to te nasze wyglądają tak samo - twierdzi.
Opuszczone kamienice, a w nich szafki z ubraniami, zdjęcia rodzinne, kalendarze, to wszystko sprawia, że jest wrażenie jakby się było w wehikule czasu, jakby te miejsca jeszcze ciepłe były, jeszcze nie ostygły - opowiada Pan Sławek.
Kiedy pojawił się Facebook powstały też nowe możliwości. Pan Sławek założył grupę Łódzki Hyde Park, która pozwala dzielić się fotograficzną pasją, zdjęciami, ale też informacjami o miejscach, które można odwiedzić. - Grupa zaczęła się rozwijać, powstały konkursy na zdjęcie dnia i wspólne wyjścia do zamkniętych kamienic.
Zapytany o to, co najbardziej lubi fotografować, Sławek Maciaszczyk odpowiada: Życie, bo życie nie ma konkurencji. Konkurencją dla życia jest śmierć, a ta jest mało zabawna.
Ale takie zwiedzanie starych, opuszczonych budynków ma swoje zasady. Są bardzo proste: wchodzisz, wychodzisz, niczego nie ruszasz, nie zmieniasz - wyjaśnia.
- Takie spotkania scalają nas, możemy dzielić się swoim doświadczeniem i wymieniać uwagi - przyznaje Pan Sławek.
Teraz grupa liczy 700 osób. Choć to różni ludzie z różnym spojrzeniem na świat i upodobaniami fotograficznymi, w grupie hejtu nie ma, bo panuje nadrzędna zasada nieoceniania. Dlatego każdy może pozostać przy swojej fotograficznej miłości.
Rut.