Dowódca kompanii wyznaczył kaprala Piotra Prendysza na opiekuna małego misia. Zgodnie ze zwyczajem panującym w Koronie Brytyjskiej, każde zwierzę będące w posiadaniu wojska musiało mieć dokument tożsamości i pozostawać na stanie ewidencji pododdziału. Miś dostał imię Wojtek. W dokumentacji kompanii zapisano go jako: szeregowy Wojtek Miś. Jego żołd przeliczany był na zwiększoną rację żywnościową oraz mnóstwo słodyczy, jak dżem czy miód. Szybko stał się ulubieńcem żołnierzy 22 kompanii transportowej artylerii. Kapral Prendysz i jego podopieczny dostali osobny namiot. Miś miał wygodne posłanie, ale i tak każdej nocy właził na pryczę swojego opiekuna i tulił się do niego jak do swojej mamy. Kiedy Prendysz opuszczał rejon kompanii, Wojtek siedział w namiocie i ryczał żałośnie. Opiekun zaczął go zabierać ze sobą. Niedźwiadek jako pasażer wojskowej ciężarówki wzbudzał sensację, gdziekolwiek się pojawili.
środa, 29 czerwca 2022
Kapral Wojtek - miś z armii gen. Andersa/ Pabianice.
U zbiegu ulic Warszawskiej i Szewskiej w Pabianicach w 2016 roku
powstał mural. Jego bohaterem jest żołnierz w randze kaprala i
bohater bitwy pod Monte Cassino, czyli kapral Wojtek. Ze ściany kamienicy zerka ogromny niedźwiedź brunatny. Obok smutnej
mordki zwierzaka widać zbocze Monte Casino, po którym wspinają się
polscy żołnierze. Na samej górze powiewa polska flaga. Bohaterem
malowidła jest... miś Wojtek, kapral armii gen. Andersa. Namalował go Adam
Wirski „Kruk”, artysta z Pabianic.
Strona Adama Wirskiego „Kruka” na FB:
Historię niedźwiedzia służącego w armii gen. Władysława
Andersa opowiadano na wielu kontynentach, wszędzie tam, gdzie polscy
żołnierze trafili po II wojnie światowej, a więc w USA,
Kanadzie, Australii, Nowej Zelandii. Opowieści o szeregowym misiu
Wojtku były tak niesamowite, że niewielu dawało wiarę
autentyczności tej historii, przypisując jej autorom fantazję i bujną wyobraźnię. Trudno było sobie
wyobrazić dwumetrowego niedźwiedzia ważącego 250 kg służącego
w wojsku. A jednak…
O niedźwiedziu służącym w polskim wojsku ukazało się setki
publikacji. Jego historię tworzyli często autorzy, którzy
lubili dać upust własnej fantazji, przypisując zwierzęciu
niezwykłe umiejętności i prawie ludzkie cechy.
WOJTEK BEAR
(źródło: YouTube.pl)
Brunatny Niedźwiadek, nazwany później Wojtkiem, urodził się w
górach Hamadan w Iranie na początku 1942 roku. Myśliwi zastrzeli
jego matkę. Misia sierotę znalazł perski chłopiec. Schował
go do plecaka i zabrał do wioski, by sprzedać na miejscowym
bazarze. Akurat tamtędy przejeżdżali polscy uchodźcy. Jednej z
młodych Polek, Irenie Bokiewicz, spodobał się niedźwiedzi
maluszek. Towarzyszący jej polski oficer bez wahania spełnił jej
życzenie i kupił niedźwiadka. W ten oto sposób zwierzak
został maskotką polskiej grupy udającej się do Teheranu. W
obozie polskich uchodźców niedźwiadek już taki sympatyczny i
grzeczny nie był. Zdecydowano wtedy, że trzeba się go pozbyć.
Irena Bokiewicz i jej koleżanki uznały, że misia dadzą w
prezencie dowódcy 5 dywizji gen. Borucie-Spiechowiczowi, który
wówczas stacjonował w Teheranie i był znany z tego, że lubił
zwierzęta. Ale i w nowym otoczeniu niedźwiadek dał się poznać
jako psotnik. Potrafił w kasynie rozbić kilkadziesiąt jajek
przygotowanych na śniadanie dla oficerów, stłukł dwa telefony i
wszędzie go było pełno. Generał nie miał wątpliwości.
Uciążliwego misia odda wojsku. Na pierwszą linię nie mógł go
wysłać. Pozostało więc zaplecze. Tak oto przyszły niedźwiedzi
bohater armii gen. Andersa trafił do 2. kompanii transportowej przemianowanej później na 22. kompanię zaopatrywania
artylerii.
W kompanijnej kronice pod datą 22 sierpnia 1942 roku tak
zapisano: Porucznik Florczykowski przywiózł do kompanii
sympatycznego niedźwiadka, który był bardzo mile przyjęty przez
żołnierzy.
Wojtek rósł jak na drożdżach i wkrótce miał dwa
metry wzrostu i ważył 250 kg. Jego ulubioną zabawą stały się
zapasy z żołnierzami. Zazwyczaj z trzema lub czterema naraz.
Żołnierze nauczyli go pić piwo. Papierosów na palił, tylko
zjadał. Papieros koniecznie musiał być zapalony, żeby trafił do
misiowej mordy.
Kapral Wojtek i Piotr Pendrysz.
Miś został oficjalnie wciągnięty na stan ewidencyjny 22
kompanii zaopatrywania artylerii, z którą to jednostką przeszedł
cały szlak bojowy: z Iranu
przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt do Włoch a po demobilizacji do Wielkiej Brytanii. Ćwierćtonowy miś odbył w marcu 1944 roku jedną
podróż przez Morze Śródziemne na pokładzie motorowca "Batory" do
Włoch. Podróż niedźwiedzia na sławnym liniowcu opisali m.in. J.
K. Sawicki i S. A. Sobiś w książce "Na alianckich szlakach" (Wyd.
Morskie, Gdańsk 1985) oraz G. Rogowski w książce o "Piłsudskim" i "Batorym'" (Pod polską banderą przez Atlantyk).
Polski żołnierz z Wojtkiem w Iranie w 1942 roku.
Niedźwiedź Wojtek był już tak duży, że do szoferki na
siedzenie pasażera ledwo się wciskał. Koniecznie chciał jeździć.
Był przecież żołnierzem kompanii. W tym środowisku się
wychował. Chociaż był zwierzęciem, jednak niektóre
zachowania przejął od ludzi, bo innych stworzeń nie znał. Dzięki
misiowi Wojtkowi kompania była sławna nie tylko w armii
Andersa, ale też w sojuszniczej armii brytyjskiej. Korespondenci
wojenni przyjeżdżali i fotografowali niedźwiedzia–żołnierza
oraz robili wywiady z kpr. Prendyszem.
O Wojtku i o jego umiejętnościach zaczęły krążyć legendy. Opowiadano, że nosił pociski z samochodu do dział. Jeszcze trochę, a ktoś powiedziałby, że strzelał z nich do Niemców...
To wtedy pojawiło się logo
kompanii: sylwetka niedźwiedzia niosącego pocisk artyleryjski
wpisana w kierownicę samochodu.
Wojtek nigdy nie nosił pojedynczych pocisków, ale zdarzało się,
że żołnierze podali mu skrzynkę z pociskami i pod ich kontrolą
przeniósł ją kilka metrów. Był bardzo silny i takie ciężary
nie robiły na nim wrażenia. Nie był szkolony do pracy
przy przenoszeniu czterdziestopięciokilogramowych skrzyń z
pociskami. Postępowania z ładunkami nauczył się poprzez
obserwację żołnierzy. Wojtek bez zachęty łapał skrzynie i
przenosił je w charakterystyczny dla siebie sposób: stojąc na
tylnych łapach, rozkładał ramiona, w które żołnierze wkładali
skrzynie z amunicją. Niedźwiedź przenosił je w pobliże stanowisk
ogniowych, po czym wracał do ciężarówki po kolejną porcję
ładunku. Żołnierze czasami zachęcali Wojtka do pomocy dając w
zamian przysmaki, bowiem niedźwiedź sam decydował o tym kiedy i
jak długo będzie pracował. Podczas bitwy o Monte Cassino kompania
Wojtka dostarczyła następujące ładunki dla wojsk polskich i
brytyjskich: 17300 ton amunicji, 1200 ton paliwa i 1100 ton
żywności.
Od tamtej pory symbolem 22 Kompanii stał się niedźwiedź z
pociskiem w łapach. Odznaka taka
pojawiła się na samochodach
wojskowych, proporczykach i mundurach żołnierzy.
Chorągiewka z wizerunkiem Wojtka 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii.
Żołnierze nie zabierali go w rejon bezpośrednich działań
wojennych, choć do wystrzałów armatnich był przyzwyczajony.
Wojtek zapoznaje się w Iranie z psem jednego z oficerów 2 Korpusu.
Jednym z bardziej pamiętnych wyczynów Wojtka była przytaczana
we wspomnieniach wielu żołnierzy sytuacja zaistniała podczas
stacjonowania Korpusu w Iraku. Niedźwiedź samodzielnie złapał
wtedy arabskiego szpiega, który robił rozeznanie przed zaplanowanym
atakiem dywersantów, chcących dokonać kradzieży broni. Lubiący
bardzo kąpiele (o wodę w Iraku było trudno) niedźwiedź zobaczył
otwarte drzwi od łaźni i natychmiast tam wszedł: jak się okazało,
osaczył w środku penetrującego obóz szpiega. Ten, przerażony
widokiem niedźwiedzia zaczął krzyczeć i poddał się bez oporu
żołnierzom. Wojtek w nagrodę dostał łaźnię do dyspozycji na
cały wieczór.
Szeregowy Wojtek-miś w 1946 roku wraz ze swoimi
towarzyszami broni trafił do Szkocji, do obozu przejściowego. Stał się prawdziwym celebrytą. Pisano o nim artykuły,
zrobiono mu setki zdjęć, radio BBC nadawało o nim reportaże.
Został też honorowym członkiem Towarzystwa Polsko-Szkockiego.
Ale powoli jego żołnierze zaczęli opuszczać obóz, emigrowali po
całym świecie, nieliczni wracali do ojczyzny. Z misiem, który
przemierzył szlak bojowy przez 6 państw, który miał
książeczkę wojskową i był na służbie jego Królewskiej Mości
Jerzego VI, trzeba było coś zrobić. Dyrektor ogrodu
zoologicznego w Edynburgu zaoferował, że zabierze Wojtka do
siebie. Został więc niedźwiedź - żołnierz II Polskiego Korpusu
honorowym rezydentem ZOO w stolicy Szkocji. Zamienił żołnierski namiot na klatkę. Trudno sobie wyobrazić, co czuł –
pozbawiony nagle wolności i przyjaciół. Nadal jednak był
bardzo popularny, odwiedzały go tłumy ludzi. Mieszkający po wojnie
w Edynburgu legendarny polski dowódca gen. Stanisław Maczek często
żartował, że do Edynburga przyjeżdżają turyści na festiwal
orkiestr wojskowych, później odwiedzić w ZOO misia Wojtka, a
dopiero na trzecim miejscu spotkać gen. Maczka.
Wojtek po wojnie po demobilizacji na farmie Sunwick w Anglii.
Wojtka odwiedzali też dawni jego towarzysze broni. Kiedy usłyszał
polskie słowa bardzo się ożywiał. Zdarzało się, że któryś z
dawnych żołnierzy przeskoczył barierkę i wszedł do misia, by tak
jak za dobrych lat, bawić się w „zapasy”, które Wojtek
zawsze uwielbiał. Weterani wspominają, że nawet rzucali mu
zapalone papierosy, którymi nigdy nie pogardził. Opiekowało się
nim czterech pielęgniarzy. Zimą miał włączone specjalne lampy,
bo cierpiał na reumatyzm. Wojtek stawał się jednak coraz bardziej
osowiały i markotny. Przestał wychodzić do ludzi. Weterynarze,
żeby zrobić mu zastrzyk, prosili zawsze któregoś z Polaków, by
przyszedł do ZOO i po polsku przekonał misia do wyjścia z
legowiska i poddaniu się zabiegowi. Reagował tylko na
polskie słowa. 15 listopada 1963 roku zakończył życie. Informację
o jego śmierci podały wszystkie brytyjskie media.
Na początku listopada 1963 roku brytyjskie radiostacje nadały
komunikat: „Wojtek, brunatny niedźwiedź, który był maskotką
polskich żołnierzy, zakończył wczoraj życie”. Wiadomość tę
powtórzyły stacje radiowe w Polsce.
W Edynburgu umieszczono tablicę ku czci Wojtka w tamtejszym ZOO.
Podobne tablice znajdują się także w Imperial War Museum w
Londynie oraz w Canadian War Museum w Ottawie. W Edynburgu powstał też pomnik przedstawiający niedźwiedzia Wojtka ze swoim opiekunem
kpr. Piotrem Prendyszem.
Pomnik w Edynburgu. Princes Street Gardens.
(źródło: Wikipedia.pl)
Wojtek przez długie lata pozostawał
w pamięci głównie polskich rodzin mieszkających w Wielkiej
Brytanii. W Polsce jego historia była słabo znana, jednak od
kilkunastu lat następuje zmiana. Coraz więcej młodych ludzi
dowiaduje się i poznaje historię niedźwiedzia, który został
żołnierzem w polskiej armii. Za sprawą pojawiających się anegdot
o zwierzęciu oraz przeprowadzonych wywiadów, których bohaterami
byli polscy weterani wojenni, pamiętający powojenny pobyt w
Szkocji, historia Wojtka dociera do coraz większego grona odbiorców.
Więcej informacji o słynnym niedźwiedziu mozna znaleźć w ksiązkach "Wojtek spod Monte Cassino" Wiesława A. Lasockiego (jednego z żołnierzy armii Andersa) oraz "Wojtek z Armii Andersa" Maryny Miklaszewskiej (powieść o całym 2 Korpusie Polskim i jego wojennych losach).
Niesamowite fakty. "Wzruszająca historia o niedźwiedziu Wojtku, który walczył podczas II wojny światowej"
(źródło: YouTube.pl)
Ściana kamienicy przy zbiegu ulic Warszawskiej i Szewskiej w Pabianicach. Powstał tutaj mural o wymiarach 6 na 15 metrów. Przedstawia postać niedźwiedzia Wojtka i sylwetki żołnierzy walczących pod Monte Casino.
Pamięć o Wojtku-żołnierzu spróbował przywrócić jeden z pabianickich artystów, Adam Wirski "Kruk", okazuje się, że niewielu pabianiczan zna historię misia.
Marika & Maleo Reggae Rockers. "Piosenka o Wojtku".
(źródło: YouTube.pl)
- Słuchałem utworów Mariki i jej "Piosenka o Wojtku" tak na mnie wpłynęła, że postanowiłem zostawić ślad po żołnierzach z Monte Cassino w Pabianicach - przyznał "Kruk".
Kamienica przy Warszawskiej, a na niej żołnierze spod Monte Cassino i ich przyjaciel kapral Wojtek.
źródła:
Tadeusz Dytko. Kapral Wojtek.
Fot. archiwalne pochodzą ze stron:
Filmy: YouTube.pl
Fot. współczesne Monika Czechowicz