niedziela, 29 października 2023

Łódzka Gorgonowa, czyli sprawa Marii Zajdel.


Drewniany dom stojący na łódzkich Bałutach u zbiegu ulicy Murarskiej i Chopina (dawnej Szopena) 49. To tutaj rozegrała się zimą 1938 roku tragedia, która wstrząsnęła całą ówczesną Łodzią. Dwunastoletnią Zosię Zajdlównę zamordowała jej własna matka…

"Głos Poranny", rok 1938.

Mroźnego poranka 28 stycznia 1938 roku w holu III Komisariatu Policji Państwowej przy ulicy Zgierskiej 7 w Łodzi, któremu podlegały Stare Miasto i Bałuty, pojawiła się 29-letnia Maria Zajdel. Przyszła z zamiarem zgłoszenia zaginięcia swojej córki.
Jej płacz i lament można było usłyszeć w całym budynku komisariatu. Zgodnie z przytoczonymi przez zgłaszającą danymi, 12-letnia Zosia dzień wcześniej, czyli 27 stycznia, około godziny 14.00 wyszła z domu i do tej pory nie wróciła. Policja natychmiast przystąpiła do poszukiwań dziewczynki.

"Głos Poranny", 1 lutego 1938 roku.

Drobna blondynka w wieku 29 lat powiedziała policjantom, że jej córka zniknęła. Jeszcze 2 godziny wcześniej dziewczynka leżała w łóżku, ale ona nie mogła zasnąć z powodu bolącego zęba. Wyszła więc do apteki po środek przeciwbólowy. Nie było jej 3 kwadranse. Zanim z powrotem weszła do mieszkania na pierwszym piętrze drewnianego domu na rogu Szopena i Murarskiej, spotkała 28-letniego Stanisława Gibkiego. Kiedyś był woźnym w urzędzie skarbowym, teraz grywał na harmonii na imieninach i weselach.

Drewniany dom u zbiegu ulicy Chopina (dawna pisownia Szopena) i Murarskiej stoi do dzisiaj.

Krewni, znajomi, a nawet nauczyciele ze szkoły Zosi zgodnie twierdzili, że w przeszłości Maria Zajdlowa była dobrą żoną i troskliwą matką – w pracy uważano ją za przykładną pracownicę. Przychodziła do szkoły na wszystkie wywiadówki w klasach swojej córki, interesowała się osiąganymi przez nią wynikami w nauce. Co więcej, udzielała się również w wielu organizacjach, w tym i charytatywnych. Faktem było, że Zosia w dzieciństwie była bardzo chorowita, i to głównie na Marii spoczywała wówczas opieka nad dzieckiem, której poświęcała się z czułością i oddaniem.
Zajdlowa nie miała łatwego życia. W wieku lat 16 zaszła w ciążę i głównie dlatego, a nie z miłości, zawarła pośpiesznie związek małżeński z Leonardem Zajdlem. Po 7 miesiącach na świat przyszło ich pierwsze dziecko – Zosia. Po niej małżonkowie mieli jeszcze jedno dziecko – też córkę, ale przeżyła zaledwie kilka dni. Prasa, komentująca proces sądowy, tak odnosiła się do przeszłości Marii Zajdel:
 „[...] Jej mąż był szoferem, jednak ze względu na słabe zdrowie niewiele w tym fachu zarabiał. Już biorąc ślub, chorował na gruźlicę, a z roku na rok jego stan tylko się pogarszał. Zajdlowa starała się łączyć rolę dobrej matki, żywicielki rodziny i opiekunki umierającego męża […]”.
Ostatnie pieniądze późniejsza dzieciobójczyni wydała najpierw na leczenie, a następnie na pogrzeb swego męża. Bezrobotna kobieta zajęła się hafciarstwem i usługami krawieckimi, ale pieniądze były z tego niewielkie, więc ciągle borykała się z długami. Sytuacja zdecydowanie ją przerosła, co w połączeniu z brakiem oparcia w kimkolwiek doprowadziło do sytuacji, w której zaczęła się staczać po równi pochyłej w stronę moralnego upadku. Zdaniem ówczesnej prasy jego przyczyny tkwiły jednak nie w biedzie, lecz w „dużej popędliwości na tle seksualnym”, o czym donosił m.in. „Głos Poranny”:
[…] Po śmierci męża przez pewien czas żyła wstrzemięźliwie, lecz w ostatnich latach zaczęła objawiać wielkie zainteresowanie mężczyznami […]”.
Bardzo trafnie dysonans między skutkiem a przyczyną, wytworzony w prasie z tamtego okresu, określił w swej książce „Upadłe damy II Rzeczypospolitej” Kamil Janicki:
[…] Gazeta napisała prawdę, pomyliła jednak skutek z przyczyną […]. Kluczem do wyjaśnienia degeneracji Zajdlowej nie był żaden rozbuchany popęd, lecz samotność. Kobieta desperacko, wręcz bezmyślnie, poszukiwała towarzystwa, zainteresowania, chwili czułości. W robotniczej dzielnicy nie brakowało mężczyzn gotowych spędzić noc u boku młodej wdówki, żaden jednak nie garnął się do opieki nad biedną wdową z dzieckiem […]”.


Wróćmy jednak do owego mroźnego poranka 28 stycznia 1938 roku, kiedy to Maria Zajdel przyszła zgłosić na posterunek Policji Państwowej zaginięcie swojej córki – dwunastoletniej Zofii. W tym czasie w mieście zaginęły trzy inne dziewczynki, więc sprawę potraktowano niesłychanie poważnie – na tyle poważnie, że zaangażował się w nią bezpośrednio komendant komisariatu podinsp. Anatoliusz Elsesser-Niedzielski. Po całym kraju rozesłano telefonogramy z dokładnym rysopisem Zosi: ciemna blondynka, wysoka jak na swoje 12 lat, broda z dołeczkiem, ubrana w białą koszulę z koronką, granatową sukienkę z 3 dużymi guzikami i płaszcz tego samego koloru, w uszach złote kolczyki w kształcie podkówek, na szyi medalion z Matką Boską Częstochowską…

"Osoby, które wiedziałyby cośkolwiek o miejscu pobytu zaginionej 12-letniej Zofii Zajdel..."

"Głos Poranny", 2 lutego 1938 roku.

Składając zawiadomienie o zaginięciu córki, Maria Zajdlowa, cały czas doprecyzowując swoją wersję przebiegu zdarzenia, opowiadała, że 27 stycznia jej córka wróciła ze szkoły i zabrała się do odrabiania lekcji. Ona wyszła na podwórze. Gdy wróciła do domu, Zosi nie było. Zaczęła jej szukać, ale bez rezultatu. Tak przynajmniej zapewniała policjantów, którzy przyjęli zgłoszenie o zaginięciu Zosi. Po złożeniu zawiadomienia Maria Zajdel wróciła do jednoizbowego mieszkania przy ul. Szopena 49 w Łodzi, gdzie poza stołem, szafą, małą kuchenką i dwoma łóżkami oddzielonymi przepierzeniem nic więcej się nie znajdowało. Na tyle bowiem stać było samotną matkę zarabiającą haftowaniem na życie swoje i swojej córki.


Policjanci z III komisariatu PP nie mieli punktu zaczepienia w sprawie zaginięcia Zosi, a co więcej zgłoszenie zniknięcia nastolatki na terenie najgęściej zaludnionego i najbiedniejszego obszaru Łodzi, na którym zamieszkiwało przeszło 113 tysięcy ludzi, nie było najważniejszą ze spraw. Uznano nawet początkowo, że może dziewczynka po prostu uciekła z domu.
Sytuacja diametralnie zmieniła się 2 dni później, kiedy 30 stycznia w komisariacie znów zjawiła się matka zaginionej. Przyniosła ze sobą anonim, który – jak twierdziła – dopiero co otrzymała pocztą, w którym ktoś groził wymienionej śmiercią, jeśli nie wyprowadzi się do innej dzielnicy. Z treści tego listu wynikało ponadto, że dziewczynka została zamordowana, a jej zwłoki ukryte. Autor anonimu i – jak sugerowała sama Zajdlowa – najprawdopodobniej morderca, podawał w nim też motyw zabójstwa dziecka, którym była zemsta za dług, którego Leonard Zajdel nie spłacił przed swoją śmiercią. Warto przypomnieć, że od śmierci wymienionego minęło w tym czasie prawie 8 lat...

Zosia Zajdel, "Kurier Łódzki", rok 1938.

Wszystko wyglądało na działalność zorganizowanej grupy przestępczej. Prowadzenie sprawy przejęli wspomniany już wcześniej podinsp. Elsesser-Niedzielski i kierownik wydziału śledczego nadkom. Polak. Po rozesłaniu telefonogramów z rysopisem dziewczynki do komisariatów w całym kraju policjanci postanowili przyjrzeć się szczegółowo mieszkaniu Zajdlowej, gdzie po raz ostatni widziana była Zosia. W czasie pierwszego przeszukania mieszkania nie uzyskano dowodów, które mogły mieć związek ze zgłoszeniem, natomiast pierwsze wątpliwości przyniosły rozmowy z sąsiadami. Nie mieli dobrego zdania o matce Zosi. Zaginiona dziewczynka została przedstawiona jako grzeczne i posłuszne dziecko. Wtedy po raz pierwszy pojawiło się przypuszczenie, że jej zaginięcie mogło mieć związek z nietolerowaniem przez nią rozwiązłego stylu życia jej matki.
Śledczy podejrzewali, że dziewczynka mogła uciec. Idąc tym tropem, postanowili ponownie przeszukać mieszkanie Zajdlowej, licząc, że Zosia zostawiła jakiś list. Podczas kolejnego przeszukania mieszkania na pościeli Zosi policjanci odkryli krwawe ślady. Chwilę potem w ich ręce wpadły także dwa kolejne anonimy.
W pierwszym porywacze stwierdzili, że ukryli ciało dziecka, a w drugim do morderstwa przyznawała się kobieta, która nie podała swojej tożsamości. Wszystkie były pisane jednym charakterem pisma. Przytomnie jeden z policjantów pobrał próbkę pisma Marii Zajdlowej…

"Głos Poranny", 3 lutego 1938.

Specjaliści potwierdzili, że każdy z trzech „anonimów” został napisany ręką matki Zosi. Policjanci byli już niemal pewni, że Zosia nie żyje, lecz wciąż pozostawało pytanie, gdzie jest ciało dziewczynki. Podejrzenia policjantów skierowały się w stronę Marii Zajdel, a ta przyparta krzyżowym ogniem pytań zaczęła popełniać błędy, które po kolei odsłaniały karty zbrodni.

"Ilustrowana Republika", 3 lutego 1938.

W końcu śledczy odkryli makabryczną prawdę. 

"Echo", 3 lutego 1938.

Zmasakrowane zwłoki Zosi znalazł pluton straży pożarnej, który na polecenie śledczych sprawdzał pobliskie szambo. To tam, na samym dole, przykryte ogromną warstwą mułu i odchodów, leżały zwłoki Zosi. Ciało było nagie, a na głowie miało ślady od uderzeń tępym narzędziem. Z kolei szyja była posiniaczona, co wskazywało na duszenie dziecka. 

"Głos Trybunalski", 4 lutego 1938.

Mieszkańcy i śledczy ostatecznie zrozumieli, że przez tydzień byli z premedytacją okłamywani i manipulowani przez Marię Zajdel, która w rzeczywistości okazała się jedyną winowajczynią całego zdarzenia. Śledczy oskarżyli kobietę o zabicie własnej córki, ale ta wcale nie zamierzała do niczego się przyznawać. Postanowiła odegrać swój kolejny spektakl…

"Głos Poranny", 4 lutego 1938.

"Ilustrowana Republika", 4 lutego 1938.

"Dziennik Piotrkowski", 5 lutego 1938.

Po słowach policjanta oskarżającego ją o zamordowanie córki upadła bez słowa na ziemię i przez kolejną dobę – blisko 25 godzin – nie odzyskała przytomności. Policjanci nie dawali jednak za wygraną i po przetransportowaniu Marii do szpitalnego aresztu, zwrócili się o pomoc do trzech niezależnych lekarzy w celu zdiagnozowania Zajdlowej. Ci nie mieli wątpliwości, że podejrzana symuluje, choć początkowo nie byli w stanie jej „ocucić”. Kiedy „odzyskała” świadomość, została zabrana na przesłuchanie. 

"Dziennik Narodowy", 5 lutego 1938.

Matkę 12-letniej Zosi Zajdel przesłuchiwano niemal bez przerwy. Kiedy w końcu komendant pokazał jej młotek znaleziony w mieszkaniu, złamała się.

"Łodzianin", 5 lutego 1938.

"Głos Poranny", 5 lutego 1938.

"Orędownik", 5 lutego 1938.

"Ilustrowana Republika", 5 lutego 1938.

Podczas przesłuchania Maria Zajdel przyznała się do napisania anonimu i podała nazwiska osób, które nazwała „moralnymi sprawcami czynu”. Byli to Stanisław Gibki i Wiktoria Stefaniakówna – przyjaciółka Marii prowadząca skład masarski przy Szopena 23. Ta ostatnia miała nastawiać Zajdlową przeciwko Zosi, twierdząc, że Gibki zwleka z oświadczynami, gdyż nie chce wychowywać cudzego dziecka. Według niej Zosia miała być krnąbrna i zuchwała, a roztkliwianie się Marii nad nią niezrozumiałe. Sama Maria twierdziła, że tego dnia, kiedy doszło do zdarzenia, była poddenerwowana, a dodatkowo Zosia sprowokowała kłótnię, której koniec był tragiczny.

"Echo", 4 lutego 1938.

Pod wpływem wzburzenia chwyciła młotek i rzuciła nim w córkę – twierdziła, że nie wiedziała, co robi. Dziewczynka uklękła na łóżku i wyciągnęła w jej kierunku ręce. Matka chwyciła je i przytuliła. Opowiadała, że ogarnął ją jakiś szał i zaczęła dusić dziewczynkę. Kiedy Zosia przestała się ruszać, postanowiła za wszelką cenę usunąć ciało. Wyniosła zwłoki córki w worku na dwór i wrzuciła do kloacznego dołu.

"Orędownik", 6 lutego 1938.

Po przesłuchaniu Zajdlowa została przewieziona do więzienia przy ul. Kopernika, a Gibki i Stefaniakówna wkrótce oczyszczeni z zarzutów. 

"Głos Poranny", 8 lutego 1938.

"Echo", 10 lutego 1938.

"Ilustrowana Republika", 10 lutego 1938.

W więzieniu Maria Zajdel próbowała popełnić samobójstwo – wcisnęła sobie do gardła chusteczkę, ale w porę zauważył to jeden z policjantów i morderczynię odratowano.

Dawne więzienie łódzkie przy ulicy Kopernika 29.
Przeczytaj w baedekerze:

"Głos Poranny", 7 lutego 1938.

Sprawa morderstwa zrobiła się głośna, a po odnalezieniu zwłok Zosi stała się sensacją opisywaną na pierwszych stronach większości gazet w Polsce.

"Echo", 5 lutego 1938.

"Echo", 8 lutego 1938.

"Ilustrowana Republika", 8 lutego 1938.

Wydarzeniem stał się też pogrzeb dziewczynki. Ciało dziecka po sekcji zwłok zostało wydane rodzicom Marii Zajdel, czyli państwu Śniegom. W piątek po południu zwłoki przywieziono do ich domu na ulicę Jasną, gdzie – podobnie jak przed prosektorium – wystawały tłumy. Trumnę i dom Śniegów musiała ochraniać policja. Tysiące ludzi przyszło też na pogrzeb Zosi. W ostatniej drodze na cmentarz św. Rocha na Radogoszczu w kondukcie szło ok. 30 tysięcy osób, w tym komendant policji, nauczyciele i uczniowie szkoły przy ulicy Wspólnej, do której chodziła Zosia. 

"Głos Poranny", 6 lutego 1938.

"Ilustrowana Republika", 6 lutego 1938.

"Echo", 6 lutego 1938.

Tysiące łodzian płakały i mdlały na pogrzebie Zosi.

"Echo", 7 lutego 1938.

"Echo", 7 lutego 1938.

"Echo", 7 lutego 1938.

"Orędownik", 7 lutego 1938.

W połowie lutego 1938 roku adwokat Maksymilian Rubin podjął się obrony Zajdlowej. Pierwszym ruchem obrony było podważenie poczytalności oskarżonej.

"Ilustrowana Republika", 16 lutego 1938.

"Echo", 4 marca 1938.

Ostatecznie obrony Zajdlowej podjął się adwokat Albert Zaleski.

"Ilustrowana Republika", 22 lutego 1938.

"Ojciec i brat dzieciobójczyni powierzyli obronę adw. Zaleskiemu..."

"Głos Poranny", 22 lutego 1938.

Sprawa Zajdlowej wpłynęła do Sądu Okręgowego w Łodzi.

"Głos Poranny", 26 marca 1938.

"Echo", 30 marca 1938.

"Ilustrowana Republika", rok 1938.

"Głos Poranny", 30 marca 1938.

"Głos Poranny", 5 kwietnia 1938.

"Głos Poranny", 22 kwietnia 1938.

"Ilustrowana Republika", 24 kwietnia 1938.

"Kurier Łódzki", 24 kwietnia 1938.

"Orędownik", 24 kwietnia 1938.

Setki łodzian gromadziły się przed gmachem łódzkiego sądu, gdzie 26 kwietnia o godz. 9.00 miał zacząć się proces Zajdlowej.

Budynek Sądu Okręgowego i Apelacyjnego w Łodzi.
Przeczytaj w baedekerze:

"Głos Poranny", 26 kwietnia 1938.

"Echo", 26 kwietnia 1938.

W toku procesu sądowego biegli psychiatrzy stwierdzili, że kobieta ma narcystyczną osobowość. Jest notorycznym kłamcą, nigdy nie jest też sobą. Kilkukrotnie zmieniała zeznania, a dopiero na koniec – przed ogłoszeniem wyroku – starała się na siłę okazać skruchę. 
Sąd nie dał wiary jej słowom i skazał kobietę na karę bezwzględnego, dożywotniego więzienia i pozbawienie jakichkolwiek praw publicznych.

"Głos Poranny", 27 kwietnia 1938.

"Kurier Łódzki", 27 kwietnia 1938.

"Kurier Łódzki", 27 kwietnia 1938.

"Orędownik", 27 kwietnia 1938.

"Łodzianin", 27 kwietnia 1938.

"Ilustrowana Republika", 27 kwietnia 1938.

"Ilustrowana Republika", 27 kwietnia 1938.

27 kwietnia 1938 roku, w dniu ogłoszenia wyroku "Ilustrowana Republika" i "Głos Poranny" przypominały szczegóły tej ponurej historii.

"Głos Poranny", 27 kwietnia 1938.

"Głos Poranny", 27 kwietnia 1938.

"Głos Poranny", 27 kwietnia 1938.

"Orędownik", 28 kwietnia 1938.

"Orędownik", 28 kwietnia 1938.

"Echo", 28 kwietnia 1938.

Po zapadnięciu wyroku Zajdlowa przewieziona została do więzienia policyjnego przy ulicy Sterlinga.

Przeczytaj w baedekerze:

"Ilustrowana Republika", 2 czerwca 1938.

Po procesie Zajdlowa została umieszczona na obserwacji lekarskiej w zakładzie psychiatrycznym w Tworkach pod Warszawą, gdzie przebywała do grudnia 1938 roku.

"Głos Poranny", 26 czerwca 1938.

"Orędownik", 27 czerwca 1938.

W tym czasie Zajdlowa i jej obrońca wystąpili do sądu z apelacją.

"Echo", 1 czerwca 1938.

"Łodzianin", 2 czerwca 1938.

"Głos Poranny", 4 czerwca 1938.

"Orędownik", 6 czerwca 1938.

"Głos Poranny", 24 czerwca 1938.

W 1939 roku sprawa Marii Zajdlowej została skierowana do Sądu Najwyższego w Warszawie. Wcześniej Zjadlowa trafiła do Tworek na obserwację psychiatryczną.

"Ilustrowana Republika", 5 lipca 1938.

"Głos Poranny", 23 lipca 1938.

"Ilustrowana Republika", 23 lipca 1938.

"Orędownik", 24 lipca 1938.

18 sierpnia 1938 roku Maria Zajdlowa stanęła przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie.

"Głos Poranny", 16 sierpnia 1938.

"Ilustrowana Republika", 18 sierpnia 1938.

Nawet najbardziej sensacyjne i tragiczne wydarzenia z biegiem czasu tracą swą "atrakcyjność". Zajdlowa przestaje interesować opinię publiczną tak bardzo jak w czasie pierwszego procesu. Informacje w łódzkiej prasie są coraz skromniejsze, bez wielkich nagłówków i...nie na pierwszych stronach. A sąd apelacyjny odracza proces. Zajdlowa wraca do Tworek oczekując ostatecznego werdyktu, który miał być wydany przez psychiatrów.

"Ilustrowana Republika", 19 sierpnia 1938.

"Głos Poranny", już chyba po raz ostatni - usiłuje z tej informacji zrobić "temat na pierwszą stronę".

"Głos Poranny", 19 sierpnia 1938.

"Dziennik Piotrkowski", 25 sierpnia 1938.

"Ilustrowana Republika", 26 sierpnia 1938.

"Orędownik", 27 sierpnia 1938.

Po 6-tygodniowej obserwacji lekarze wydali swoją opinię.

"Głos Poranny", 29 października 1938.

Po pobycie w Tworkach Zajdlową umieszczono w warszawskim więzieniu na Pawiaku, gdzie czekała na proces.

"Głos Poranny", 9 grudnia 1938.

Jednak sąd apelacyjny utrzymał wyrok, a Zajdlowa została osadzona w więzieniu kobiecym w Fordonie w Bydgoszczy.

"Ilustrowana Republika", 10 grudnia 1938.

"Głos Poranny", 28 grudnia 1938.

Oczywiście niestrudzony adwokat Zaleski zamierzał złożyć do sądu skargę kasacyjną...

"Ilustrowana Republika", 12 stycznia 1939.

... a Zajdlowa nie poddaje się -
"Da Bóg, że wreszcie skończą się moje męki i wszyscy dowiedzą się, że jestem niewinna".

"Głos Poranny", 20 stycznia 1939.

"Ilustrowana Republika", 30 stycznia 1939.

"Ilustrowana Republika", 2 marca 1939.

Mimo postępowania kasacyjnego w Sądzie Najwyższym, do którego doszło wiosną 1939 roku, i odwołania zeznań przez Zajdlową, broniącemu ją mecenasowi Zaleskiemu nie udało się wydostać kobiety z więzienia. Wydawało się, że całe życie spędzi w bydgoskiej celi. 
Ale... – 2 września, dzień po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę, nad Bydgoszczą pojawiły się wrogie samoloty. Tego dnia gen. Władysław Bortnowski, dowódca Armii „Pomorze”, na trzy dni przed wkroczeniem Niemców do miasta, zdecydował się wypuścić więźniarki…

Maria Zajdlowa prowadzona na rozprawę, rok 1938.

Jak potoczyły się dalsze losy Marii Zajdel, nie wiadomo.


Drewniany domek na łódzkich Bałutach, w którym mieszkała Maria Zajdlowa wraz z córką Zosią -  stoi do dzisiaj.
Tragedia, która tu się rozegrała wstrząsnęła całą ówczesną Łodzią, śpiewali o tych wydarzeniach wędrowni muzykanci, występujący na łódzkich podwórkach:

Ballada o Zajdlowej

W bałuckiej cichej dzielnicy
mieszkała z córeczką wdowa,
gdzieś na Szopena ulicy
zwała się pani Zajdlowa.

Miała kochanków dość wielu,
No i ożenić się chciała,
Prędko dążyła do celu,
Lecz córka jej przeszkadzała.

Matka swą córkę katuje,
Orgie się straszne tam dzieją.
Zosia po schodach nocuje,
A oni się z tego śmieją.

Matka wesoło się bawi
i córkę z domu wygania,
Zosia zalewa się łzami,
po nocach słychać łkania.

Aż naraz wszystko ustało,
bo matka ją udusiła
i jeszcze ciepłe jej ciało
do ubikacji wrzuciła.

Nazajutrz płacze, narzeka,
że córka jej gdzieś zaginęła,
bez podejrzenia nie zwleka,
szukać córeczki zaczęła.

A na policji zeznaje,
że banda skradła jej dziecię
a list anonim oddaje,
a córka gnije w klozecie.

Policja ten list zbadała,
że kochankowie pisali,
straż na Szopena wezwała
i kloak wnet przeszukali.

Znaleźli ciało dziewczyny,
ledwie dwanaście lat miała.
To przecież dziecko bez winy,
czym w drodze była ta mała?

Dlaczego matka zabiła,
Zza grobu pytam, dlaczego?
Nas szczera miłość łączyła,
tyś chciała szczęścia nowego.

Szczęście prysnęło jak bańka,
Żyć mi nie dałaś na świecie.
Nawet dla swego kochanka,
Przestałaś kochać swe dziecię.

Tyś gorsza od Gorgonowej,
boś własną córkę zabiła.
Zemściłaś się na mnie gorzej,
Swe dziecię żeś utopiła.

Piosenka była bardzo popularna w okresie międzywojennym. Autorem ballady o Zajdlowej jest W. Kotarski.

"Głos Poranny", rok 1938.

Inna wersja tej piosenki (Tadeusz Rosiak, [w] Folklor Robotniczej Łodzi):

Moc było zbrodni na świecie
i wielu krwawych zbrodniarzy,
lecz szczyt podłości w kobiecie,
to chyba w Łodzi się zdarzył.
Jak Polska długa, szeroka
od Gdyni aż do Krakowa
słynie już i wzbudza grozę
kobieta potwór Zajdlowa.

Miała córeczkę jedyną,
dziewczynka dobra i miła,
co matkę bardzo kochała,
choć matka stale ją biła.
Zosia ma wiosen dwanaście,
matka zaś czuje się młodą,
chce się połączyć z wybrankiem,
lecz Zosia jest jej przeszkodą.

I wówczas do głowy matki
szatański plan zakołatał,
aby się pozbyć przeszkody,
trzeba ją zgładzić ze świata.
I przyszła zbrodnia okrutna,
jakiej nie znano przed nami,
matka zabiła swe dziecię,
dusząc je sama rękami.

Nieludzka zbrodnia Zajdlowej
wkrótce się jednak wydała
nim pół minęło tygodnia
za kratą matka siedziała.
A gdy się śledztwo skończyło,
nadeszła sprawa sądowa,
na którą dzisiaj przed strażą
przybywa potwór – Zajdlowa.

A przy sądowym budynku
setki gromadzi się ludzi,
Gdy przywieziono zbrodniarkę,
złowrogi okrzyk się budzi.
Tłum rusza ławą do wejścia,
i groźne padają słowa,
powiesić wyrodną matkę!

Gazety łódzkie okresu międzywojennego przepełnione były opisami niesamowitych samobójstw, bestialskich napadów i gwałtów, wyrafinowanych zbrodni.
Głośne procesy kryminalne, w rodzaju procesu o zabójstwo Cynarskiego, czy sprawa Stanisława Łaniuchy, mordercy małżeństwa Tyszerów, prasa łódzka komentowała zawsze bardzo szeroko.

Przeczytaj w baedekerze:

 Zadaniem reporterów było przekazanie czytelnikom jak najwięcej szczegółów z okoliczności morderstwa. Na łamach gazet zamieszczano całe stenogramy z przebiegu śledztwa. Opatrywano je sensacyjnymi nagłówkami. Celowali w tym zwłaszcza dziennikarze z „Republiki” i „Expresu”.
Aby ukrócić szerzeniu przez prasę codzienną niezdrowej sensacji, władze administracyjne chwyciły się nieoczekiwanego środka. Pod pozorem przedwczesnego ujawnienia przez gazety szczegółów śledztwa prowadzonego w związku z zabójstwem niejakiego Króla, decyzją prokuratora dwanaście pism łódzkich uległo jednoczesnej konfiskacie. Wywołało to protesty wydawców gazet, przy czym najbardziej oburzała się „Republika”.
Kto chce zamknąć szpalty gazet pism dla kryminalistyki, ten musi równocześnie zamknąć część teatrów, wszystkie kina i wpisać na indeks trzy czwarte produkcji książkowej” – dowodził naczelny redaktor tej gazety…
Przedwojenna rzeczywistość mocno różniła się od tej, którą znamy dziś. Choć przez lata wcześniejsze dokonała się rewolucja technologiczna i kulturowa, to w wielu ludziach nadal drzemał prymitywny potwór, zdolny nawet do zabicia własnego dziecka. Tak właśnie było w przypadku Marii Zajdlowej, kobiety, której sprawą żyła nie tylko Łódź, ale też cała międzywojenna Polska. Ówczesna prasa szybko okrzyknęła ją „łódzką Gorgonową”, a czytelnicy w całym kraju, w atmosferze niezdrowej fascynacji, oczekiwali na każdy nowy artykuł dotyczący tej wyjątkowo bezwzględnej, przebiegłej i zarazem intrygującej kobiety...

"Głos Poranny", rok 1938.

Źródła:
Kamil Janicki. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Prawdziwe historie.
Zabójczyni małej Zosi. To na jej zbrodni wzorowała się Katarzyna W.? - WP Książki
Sprawa Marii Zajdel - Gazeta Policyjna - Portal polskiej Policji (policja.pl)
Wacław Pawlak. W rytmie fabrycznych syren.
Bronisława Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski [red]. Folklor robotniczej Łodzi.


"Głos Poranny", rok 1938.

Przeczytaj jeszcze w baedekerze:

Fot. współczesne Monika Czechowicz