"Express Wieczorny Ilustrowany", rok 1929.
Zabiłem, bo byłem bez pracy i nie miałem pieniędzy - przyznał morderca, a łódzkie gazety na pierwszych stronach komentowały jego słowa.
"Echo", 14 listopada 1928 roku.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 14 listopada 1928 roku.
Piotrkowska 115/119, dzisiaj.
"Nowa Panorama", dodatek niedzielny "Ilustrowanej Republiki", rok 1928.
Początkowo podejrzewano służącą Tyszerów, Józefę Borowską o współudział w zbrodni.
"Hasło Łódzkie", 14 listopada 1928.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 14 listopada 1928.
Gazety
donosiły o tym morderstwie na czołowych miejscach i pod ogromnymi
nagłówkami. „Republika” pisała:
Straszliwy
mord w Śródmieściu. Wczoraj znaleziono składzie fortepianów pod
firmą "Józef Grzegorzewski" przy ulicy Piotrkowskiej
117 zmasakrowane zwłoki małżonków Tyszerów.
"Ilustrowana Republika", 15 listopada 1928 roku.
"Echo", 15 listopada 1928.
Z
obszernej relacji reportera "Republiki" wynikało, że:
Na
ulicy Milionowej w głębokim rowie robotnicy znaleźli zwłoki
młodej kobiety zamordowanej tępym narzędziem. W czasie gdy władze śledcze znajdowały się na wspomnianej ulicy, prowadząc dochodzenie w związku z tajemniczym trupem, gruchnęła wieść o nowej, niesłychanej zbrodni, popełnionej na osobach właścicieli składu fortepianów przy ul. Piotrkowskiej 117, Bronisława i Marii Tyszerów. Jak się okazuje, zbrodnie dokonane przy ul. Milionowej i Piotrkowskiej mają ścisły związek…
Policja
szybko wpadła na ślad zabójcy. Trzykrotnym mordercą okazał się
dawny pracownik Tyszerów, Stanisław Łaniucha. Za narzędzie
zbrodni posłużył mu toporek strażacki. W śledztwie zeznał, że
Tyszerów zamordował z zemsty za zwolnienie go z pracy, a także dla
zdobycia pieniędzy, zaś ich służącą, Józefę Borowską, z
obawy, że zeznania jej mogłyby policję zaprowadzić na jego ślad.
"Hasło Łódzkie", 15 listopada 1928.
"Rozwój", 15 listopada 1928 roku.
"Głos Poranny", 15 listopada 1929 roku.
Bestialski zabójca skazany został na śmierć. Oczekiwanie na
wykonanie wyroku skracał sobie czytaniem Trylogii Sienkiewicza.
Zabójstwo Tyszerów zainspirowało anonimowych autorów , powstało
kilka ulicznych ballad, śpiewanych na łódzkich podwórkach na nutę
modnych podówczas „Bubliczek”…
Zapadła
noc głucha,
z
toporkiem Łaniucha
do
państwa Tyszerów zakrada się…
Tyszerze,
Tyszerze!
Odmawiaj
pacierze,
ja
mówię ci szczerze, zabiję cię!
i inna:
Do
drzwi się dobiera,
Borowska
otwiera
i
widzi, że w ręce
topór
mu lśni.
Za
fortepianem siada,
nic
im nie powiada,
choć
go nie pytają,
co
zrobić chce.
Tiszer
przerażony,
Mówi
do swej żony,
Dajmy
mu pieniędzy
Niech
idzie precz.
Fortepian
staluje,
Tiszerów
morduje
w
niecałą godzinę
zabija
ich.
Borowska
widziała,
jak
krew się polała,
lecz
siły nie miała
dopomóc
im.
A
potem Borowską
wywozi
Piotrkowską,
Łaniucha
chłop chwacki
Nie
boi się.
Policja
go szuka,
on
ciągle ucieka,
więzienia
ni kata
nie
boi się.
W
więzieniu nie zgnije,
kat
go nie zabije,
Łaniuchy
dom wszędzie,
gdzie
skryje się.
Policja
wciąż szuka,
on
jej unika
i
za jej plecami
w
głos śmieje się.
Ballada
ta była bardzo popularna w okresie międzywojennym (melodia
popularnej piosenki kabaretowej z lat 1928-1930 – Bubliczki
– tu w uproszczonej postaci (Słowa A. Włast, muzyka G.
Bogomazow).
Budynek dawnych zakładów Teodora Steigerta przy ulicy Milionowej.
Co dokładnie się wydarzyło?
12 listopada 1928 roku robotnicy spieszący rano do fabryki w rowie przy ulicy Milionowej, niedaleko fabryki Teodora Steigerta, zobaczyli zwłoki młodej kobiety. Były przykryte chustą. Okazało się, że dziewczyna miała roztrzaskaną czaszkę. W dłoni trzymała chusteczkę do nosa i pięciozłotowy banknot. Obok zwłok leżała torebka z pieniędzmi...
Tego samego dnia, około godziny 10, dozorca
kamienicy przy ulicy Piotrkowskiej 117 zauważył, że zamknięty jest
znajdujący się na parterze skład fortepianów. Należał on do
Marii i Bronisława Tyszerów (dawniej do Józefa Grzegorzewskiego,
poprzedniego małżonka pani Tyszerowej). Dozorcę bardzo to
zdziwiło, bo Tyszerowie należeli do sumiennych ludzi. Poszedł więc
do ich mieszkania i zaczął pukać do drzwi. Nikt jednak nie
otwierał... Zaniepokojony powiadomił o tym brata Bronisława,
Engelbarta Tyszera. Niestety jemu też nie udało się wejść do
środka. Ale zauważył uchylone okno w kuchni. Poprosił syna, żeby
ten dostawił drabinę i wszedł przez nią do środka. Dzięki temu
mógł otworzyć mieszkanie Tyszerów. Engelbart zdziwił się, że
klucze to sklepu leżą na stole...
„Tknięty złym przeczuciem zszedł na dół do sklepu” - pisał „Express Wieczorny Ilustrowany”...
Niestety przeczucie go nie myliło. W sklepie zobaczył zwłoki brata. W kącie głównej sali sklepu leżała bratowa. Wezwano policję. Wszędzie było pełno krwi. W piecu policjanci odnaleźli męski portfel z notatkami, damską torebkę z przyrządami toaletowymi i dwa zakrwawione banknoty. Ustalono, że morderca próbował się dostać do kasy z pieniędzmi, ale mu się nie udało. Pozostało w niej 27 tysięcy złotych.
„Tknięty złym przeczuciem zszedł na dół do sklepu” - pisał „Express Wieczorny Ilustrowany”...
Niestety przeczucie go nie myliło. W sklepie zobaczył zwłoki brata. W kącie głównej sali sklepu leżała bratowa. Wezwano policję. Wszędzie było pełno krwi. W piecu policjanci odnaleźli męski portfel z notatkami, damską torebkę z przyrządami toaletowymi i dwa zakrwawione banknoty. Ustalono, że morderca próbował się dostać do kasy z pieniędzmi, ale mu się nie udało. Pozostało w niej 27 tysięcy złotych.
Podczas
przesłuchań sąsiadów rodziny Tyszerów ustalono, że mieszkała z
nimi też służąca, Józefa Borowska. Nie było jej jednak w
mieszkaniu przy ulicy Piotrkowskiej. Nikt też nie wiedział, gdzie
mogła wyjechać. Ale dość szybko ustalono, że jej rysopis zgadza
się z rysopisem kobiety, której zwłoki znaleziono w rowie przy ulicy Milionowej. Pokazano je siostrze Józefy. Ta nie miała żadnych
wątpliwości, że to Borowska.
"Echo", rok 1928.
Piotrkowska 117 dzisiaj.
W
trakcie przesłuchań mieszkańców kamienicy przy ulicy Piotrkowskiej
117, Brucha Pokrzycka, Ela Majerowicz i Emilia Kuliszewska
przypomniały sobie, że wieczorem, 11 listopada, widziały przy
bramie młodego mężczyznę. Ubrany był w czarny płaszcz z
szalowym kołnierzem, a na głowie miał kapelusz. Wtedy z Józią
Borowską rozmawiała Emilia.
-
Nie wiem dlaczego Tyszerowie nie przyszli jeszcze do domu - martwiła
się Józefa Borowska. Zapytana kim był mężczyzna w czarnym
palcie, odpowiedziała że odwiedził Tyszerów. Kupił od nich
pianino i chciał dopłacić brakującą sumę. O tajemniczym
mężczyźnie wspomniał też dozorca kamienicy przy ul.
Piotrkowskiej 117, Michał Siejka. Około godzinie 23.00 otwierał mu
bramę. Po 20 minutach wyszedł z kamienicy w towarzystwie Józi,
służącej Tyszerów i młodego chłopaka. Borowska była okryta
kraciastą chustą...
Do
policji zgłosił się też Stanisław Poradowski, mieszkaniec ulicy Przędzalnianej. W nocy, 12 listopada, zauważył taksówkę, która
zatrzymała się na rogu Przędzalnianej i Milionowej. Wysiadła
z niej kobieta w kraciastej chustce. Towarzyszył jej mężczyzna...
Tymczasem
policjanci jeszcze raz dokładnie przeszukali rzeczy, które znaleźli
w piecu w składzie fortepianów Tyszerów. Był tam rachunek
wystawiony za sprzedaż pianina na nazwisko Stanisław Łaniucha…
"Ilustrowana Republika", 16 listopada 1928.
Ulica Targowa 33 , dzisiaj.
Ustalono,
że Stanisław Łaniucha mieszka przy ulicy Targowej 33. Wysłano tam
policjantów. Ci w jego mieszkaniu znaleźli toporek ze śladami
krwi oraz kwit z pralni.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 17 listopada 1928.
Podziw może budzić sposób, w jaki aresztowano zabójcę. Po zamordowaniu Tyszerów oddał on poplamioną kurtkę do pralni. Jego niechęć do podania nazwiska wzbudziła podejrzenie pracowników zakładu. W końcu, gdy zażądali od niego złożenia podpisu na kwicie zlecenia, nakreślił mało czytelną sygnaturę. Właściciel pralni poinformował o zdarzeniu policję, która we współpracy z biurem adresowym wytypowała podejrzanego. By go nie spłoszyć, oficer policji udał się pod wskazany adres w przebraniu listonosza. Ponieważ nie zastał podejrzanego na miejscu, poinformował rodzinę, że ma dla niego ważną przesyłkę, którą może wręczyć jedynie osobiście. Czekając na jego przybycie, przeprowadził wywiad na jego temat i wezwał posiłki. Gdy sprawca zbrodni dotarł do domu, policjanci aresztowali go.
-
Przyszliście tu w związku ze sprawą zabójstwa Tyszerów-
powiedział Łaniucha na widok policjantów. W międzyczasie jeden ze stróżów
prawa poszedł do pralni. Odebrał z niej zakrwawione ubranie
Łaniuchy. Łaniucha został zabrany na komisariat. Już podczas
pierwszego przesłuchania przyznał się do zabójstwa Tyszerów, a
także Borowskiej.
"Hasło Łódzkie", 18 listopada 1928.
"Echo", 19 listopada 1928.
"Głos Poranny", rok 1938.
"Hasło Łódzkie", 17 listopada 1928.
"Rozwój", 17 listopada 1928.
W
czasie śledztwa Łaniucha szczegółowo opowiedział o tym jak dokonał
zbrodni. Poszedł na ulicę Piotrkowską. Było to 11 listopada około
godziny 15.00. Zapukał do mieszkania Tyszerów. Otworzyła je
Borowska. Za jej pośrednictwem poinformował Tyszerów, że chce
kupić pianino. Po chwili na dół zeszła Maria Tyszerowa. Łaniucha
wybrał instrument. Maria usiadła za biurkiem i w sąsiednim pokoju
zaczęła wypisywać rachunek. Tymczasem Łaniucha wyciągnął dwie
koperty. Zamiast pieniędzy były w niej kawałki gazet. Ale podał
jej właścicielce sklepu z fortepianami. Gdy Maria Tyszerowa
wypisywała rachunek ten wyciągnął toporek i uderzył ją w tył
głowy. Zadał kilka ciosów. Potem zaciągnął kobietę w róg
sklepu i... czekał na jej męża.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 18 listopada 1928.
"Echo", 19 listopada 1928.
Bronisław Tyszer pojawił się po
pół godzinie.
-
Poprosiłem, by zagrał mi na pianinie - zeznawał w śledztwie
Łaniucha. Gdy zasiadł do instrumentu, morderca zadał mu ciosy w
tył głowy. Tym samym toporkiem, którym zabił Marię.
Potem
ściągnął obrączkę z palca Marii Tyszerowej i zegarek. Chciał
włamać się do sejfu, ale mu się nie udało. Zabrał jeszcze
futro, mały zegar stojący, srebrne łyżeczki i opuścił skład.
Ukrył łupy.
Nie dawało mu jednak spokoju, że pozostał świadek
zbrodni - Józefa Borowska.
Wrócił
więc na ul. Piotrkowską 117. Chciał namówić Józię, by z nim
wyszła z domu. Ale kobieta nie chciała. Uciekł się więc do
fortelu. Poszedł do kawiarni Piątkowskiego i namówił jednego z
gońców, by mu pomógł. Ten poszedł na górę, wręczył 5 złotych
Borowskiej.
-
Jestem od państwa Tyszerów - powiedział. - Kazali, by wzięła
pani taksówkę i natychmiast pojechała na ul. Tatrzańską.
Kobieta
wyszła przed bramę. Tam spotkała Łaniuchę. Ten oświadczył jej,
że też musi zobaczyć Tyszerów, pojadą więc razem taksówką.
Dojechali do zbiegu ul. Tatrzańskiej i Milionowej. Łaniucha
zakomunikował, że auto się zepsuło i dalej pójdą pieszo. Potem
uderzył ją w głowę toporkiem, tym samym którym zabił Tyszerów…
Tyszerowie należeli do bardzo zamożnych łodzian. Bronisława nazywano „królem hipotek”.
"Ilustrowana Republika", rok 1928.
Bronisław Tyszer był
właścicielem i współwłaścicielem kilku domów oraz placu w
centrum Łodzi. Przymierzał się do kupna kamienicy przy ul.
Zielonej 48. Był już umówiony na podpisanie umowy. Jego żona
Maria była wdową po Józefie Grzegorzewskim, właścicielu składu
fortepianów.
Morderca
Tyszera i jego żony miał 19 lat. Jego ojciec zajmował się
handlem, brat Eugeniusz pracował w kancelarii adwokackiej.
-
Matki nie mamy, umarła- mówił Eugeniusz Łaniucha, brat Stanisława, dziennikarzom którzy odwiedzili
dom Łaniuchów. - Ojciec był zajęty handlem. Staśkiem nie miał
się kto opiekować. Mój brat był na ogół bardzo skryty. Przed
ojcem nigdy się nie zwierzał, ze mną rzadko rozmawiał o sobie.
Nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie idzie. Tyle razy prosiłem, żeby
poszedł ze mną do kina, ale się wykręcał.
Rodzina
przyznała, że bywał romantyczny i pisał wiersze. Lubił też
łowić ryby.
Proces
Stanisława Łaniuchy, który odbył się w lutym 1929 roku, wywołał
w Łodzi ogromne zainteresowanie.
Stanisław Łaniucha skończył
szkołę powszechną. Był niezłym uczniem. Nauczyciele stwierdzili,
że był zdolny, sprytny, ale leniwy. Często bił się z kolegami.
Po skończeniu szkoły zdobył zawód lakiernika. Przed zabójstwem
pracował u stroiciela fortepianów, Fuldego przy ul. Gdańskiej 112.
Zajmował się lakierowaniem tych instrumentów. Nie należał jednak
do gorliwych pracowników. Być może dlatego stracił pracę u
Tyszerów? Pracował tam osiem miesięcy. Przed sądem opowiadał, że
Tyszerowa miała go wysłać na praktyki do Warszawy, a może nawet
do Lipska. Jednak tego nie zrobiła. Maria Tyszerowa miała go też
oszukać przy wypłacie. Miał dostać 240 zł, a wypłaciła mu
tylko 200 zł. Doszło do sprzeczki i Łaniucha stracił pracę.
Znalazł zatrudnienie w innym miejscu, ale nie na długo. Gdy był
bez pracy zgłosił się do Marii Tyszer. Prosił, by go zatrudniła.
Nie chciała o tym słyszeć. Kazała mu wyjść. On nie miał
zamiaru. Poprosiła o pomoc męża. Ten wziął Staśka za kołnierz
i wyprowadził na ulicę.
-
Wtedy postanowiłem, że ich zabiję - opowiadał przed sądem."Express Wieczorny Ilustrowany", 21 lutego 1929.
Jego
ojciec Józef Łaniucha, drobny łódzki kupiec, przekonywał, że
syn dziwnie się zachowywał. Na przykład niemal zawsze się śmiał,
choć nie było do tego powodu, a dwa razy, zupełnie
niespodziewanie, zemdlał. Nie można było go potem docucić.
Marzył, by zostać marynarzem. Pracował, ale często zmieniał
pracodawców. Józef przyznał też, że jego żona otruła się pięć
lat wcześniej.
Sąd
nie miał litości dla Stanisława Łaniuchy. Za trzy morderstwa
skazał go na karę śmierci.
Gdy Łaniucha opuszczał salę sądową krzyknął:
„Niech żyją piękne kobietki!”.
"Rozwój", 22 lutego 1929 roku.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 22 lutego 1929 roku.
"Echo", 22 lutego 1929 roku.
"Ilustrowana Republika", 23 lutego 1929.
Przed
sądem Łaniucha nie korzystał z pomocy adwokata.
"Express Niedzielny Ilustrowany", 24 lutego 1929.
"Ilustrowana Republika", 26 lutego 1929.
"Hasło Łódzkie", 26 lutego 1929 roku.
Łaniucha zapowiedział, że
nie będzie apelował od wyroku. Do apelacji jednak doszło. Łaniucha
był niepełnoletni, więc złożył ją ojciec.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 28 lutego 1929.
"Ilustrowana Republika", 1 marca 1929 roku.
"Ilustrowana Republika", 8 marca 1929.
Sąd Apelacyjny w Warszawie zamienił wyrok śmierci dla Łaniuchy na dożywotnie więzienie.
Oskarżony jest osobnikiem niezrównoważonym, dość silnie psychopatycznym, na co wskazuje jego zamknięcie się w sobie i jego wzmożony onanizm oraz ataki nerwowe...
"Ilustrowana Republika", 5 maja 1929.
"Hasło Łódzkie", 5 maja 1929.
Co się stało z Łaniuchą? Został skazany na dożywotnie więzienie...
"Głos Poranny", 7 maja 1929 roku.
"Hasło Łódzkie", 7 maja 1929 roku.
"Express Wieczorny Ilustrowany", 7 maja 1929 roku.
"Echo", 31 maja 1929.
Ostatecznie wiosną 1929 roku Stanisław Łaniucha został osadzony w świętokrzyskim więzieniu. Nadzieje na uwolnienie oczywiście były mrzonką. Jego proces był niezwykle medialny, a zamiana wyroku śmierci na dożywotnie więzienie na pewno rozczarowała rodziny ofiar i zbulwersowanych okrucieństwem jego czynu łodzian.
"Rozwój", 16 czerwca 1929 roku.
Pali papierosy namiętnie, ale nie czyta książek...
"Ilustrowana Republika", 10 lipca 1929 roku.
W sierpniu 1929 roku Stanisław Łaniucha stanął znów przed sądem.
"Ilustrowana Republika", 2 sierpnia 1929 roku.
Wyrok jednak został podtrzymany i Łaniucha został skazany na dożywocie.
"Ilustrowana Republika", 18 września 1929 roku.
- morderca przyjął wyrok obojętnie...
"Hasło Łódzkie", 18 września 1929 roku.
Jeszcze
kilka lat później pisała o nim prasa. W lutym 1932 roku w roku Łaniucha próbował
wraz z niejakim Szczecińskim, współwięźniem z celi, zbiec z więzienia w Górach Świętokrzyskich, gdzie był osadzony.
"... tarli cegły muru za pryczą, pył zaś potajemnie wyrzucali do ubikacji więziennej."
Sprawa
morderstwa i osoby samego Łaniuchy budziła emocje jeszcze przez
kilka lat…
"Echo", 15 lipca 1934 roku.
Po prawie 10 latach więzienia, wiosną 1938 roku Stanisław Łaniucha wniósł na ręce Prezydenta Rzeczypospolitej prośbę o łaskę.
"Ilustrowana Republika", rok 1938.
Nie został jednak ułaskawiony. Nie wiadomo gdzie i kiedy zmarł.
(źródło fotografii: Wirtualne Muzeum Zabytkowych Instrumentów Muzycznych (wordpress.com) )
Kamienica
przy Piotrkowskiej 117 już nie istnieje, i pewno już nieliczni łodzianie ją pamiętają.
Miała ona być świadkiem jeszcze jednego sensacyjnego wydarzenia w 1937 roku:
Miała ona być świadkiem jeszcze jednego sensacyjnego wydarzenia w 1937 roku:
"Głos Poranny", rok 1937.
Piotrkowska 117 dzisiaj.
Źródła:
Wacław
Pawlak. W rytmie fabrycznych syren.
Bronisława
Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski [red].
Folklor robotniczej Łodzi.
Przeczytaj
jeszcze w baedekerze:
i przy okazji:
"Odgłosy", rok 1967.
Wycinki
prasowe pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w
Łodzi.
Fot.
archiwalna ze strony Wirtualne Muzeum Zabytkowych Instrumentów Muzycznych (wordpress.com)
Fot.
współczesne Monika Czechowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz