fot. Monika Czechowicz
wtorek, 30 kwietnia 2013
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Łodzi, ulica Ogrodowa 22.
Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, jeden z najstarszych zabytków sakralnych na terenie Łodzi, stojący pierwotnie przy ulicy Zgierskiej.
Wzniesiony został z fundacji bpa Antoniego Ostrowskiego, ordynariusza włocławskiego w latach 1765-1768, jako kościół parafialny Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Rozbudowany w latach 1911-1914.
"Dziennik Łódzki", rok 1888.
"Rozwój", rok 1907.
Posiada konstrukcję zrębową, na podmurówce, dach dwuspadowy, kryty gontem.
Od frontu znajduje się niewielka prostokątna kruchta, z głównym wejściem od strony wschodniej i bocznymi wejściami od południa. Do prezbiterium przylega zakrystia.
W ciągu dwustu lat istnienia kościół przeżył wiele napraw i renowacji.
"Rozwój", rok 1916.
Wiosną 1888 roku został rozebrany i przeniesiony na dawny cmentarz przy ulicy Ogrodowej, poświęcony, jako kościół filialny św. Józefa, 21 maja 1888 roku przez ks. Jana Siemca, proboszcza parafii staromiejskiej. Przy tymże kościele 29 grudnia 1909 roku abp Wincenty Chościak-Popiel, metropolita warszawski, erygował parafię.
W nastawie ołtarza głównego umieszczono figurę św. Józefa, na zasuwie obraz Najświętszego Serca Jezusowego (z XIX wieku). W bocznych ołtarzach obrazy Matki Boskiej Bolesnej (z przełomu XVII i XVIII wieku) i Chrystusa Ukrzyżowanego.
Do końca XIX stulecia przy kościele niezwykle aktywnie działały chóry świeckie i kościelne, zrzeszające sporą liczbę parafian, najczęściej robotników okolicznych zakładów I. K. Poznańskiego.
Obecnie funkcjonują: jeden chór sumowy, bractwo Żywy Różaniec, Trzeci Zakon św. Franciszka, Apostolstwo Modlitwy, a także grupy młodzieżowe skupione w Ruchu "Światło-Życie".
"Rozwój", rok 1910.
Fot. Monika Czechowicz
Fot. archiwalna ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.
"Łódź w Ilustracji", dodatek niedzielny "Kuriera Łódzkiego", rok 1933.
"Łódź w Ilustracji", dodatek niedzielny "Kuriera Łódzkiego", rok 1935.
"Łódź w Ilustracji", dodatek niedzielny "Kuriera Łódzkiego", rok 1938.
źródło:
sobota, 27 kwietnia 2013
Legenda Janusza, czyli skąd pochodzi nazwa miasta Łódź?
Próbą ukazania początków naszego miasta jest legenda o łodzi chłopa Janusza i założeniu przez niego osady nad rzeczką.
O chłopie przezwiskiem Janusz wiemy z czternastowiecznych dokumentów, ze był pierwszym łódzkim sołtysem, a urząd swój sprawował we wsi o nazwie Łodzia (łac. Lodza, dokument z XIV wieku). Poza tym nic pewnego o tym Januszu nie wiadomo, toteż rychło wszedł do legendy. Zapewne nie pałał wielką miłością i posłuszeństwem do rycerskich czy duchownych panów z łęczyckiego grodu, skoro puścił się sam w górę rzeki Bzury na południe i zbiegł w puszczę.
Widać niezbyt dobrze mu się tam działo. I oto znajdujemy go w legendzie do dziś jeszcze powtarzanej w różnych wersjach na starych Bałutach, Widzewie i Stokach. Spotykamy tego pierwszego łodzianina z wiosłem w dłoni, jak przedziera się jakimś czółnem chybotliwym czy łodzią przez chaszcze, znacząc od czasu do czasu siekierką nadbrzeżne konary, by nie zmylić drogi...
źródeł Bzury, na Rogach i Rożkach, pełno było błota i kałuż. Tylko wąski, dziki dukt leśny przedzielał je wówczas od nowych źródeł i drugiej rzeczki zaczynającej swój bieg już na późniejszych Dołach i Sikawie. Była to dzisiejsza Łódka, przed wiekami zwana po prostu Szarą Strugą.
Janusz przeciągnął po tych błotach swoją łódź dalej na południe i zachód. I znów z trudem odpychał się jakimś drągiem o płytkie dno owej strugi. Obowiązkowo - jak na owe czasy wymagano i jak głosi opowieść - miał mieć w tobołku w swej dłubance jakiś obrazek święty czy figurkę szczęśliwą... Dopłynął tedy do miejsca, gdzie dziś stoją kamienice przy Zgierskiej w parku Staromiejskim (dziś już rzeczka płynie w skrytym kanale). Tu Janusz poczuł, że jego stara ojcowska łódź jak była pełna kamieni i dalej ruszyć nie może. Czy ten obrazek tak mu zaciążył, czy też, co bardziej prawdopodobne, dno się nadwyrężyło uciążliwą jazdą i woda w łodzi przybrała; dość, że o dalszej podróży nie było już mowy, choć rzeka biegła jeszcze dalej na zachód.
Wyszedł więc chłop z łodzi na brzeg, wyciągnął tobołek i trochę pomedytował. Później przez mieliznę wyciągnął ową łódkę ku wyższemu, północnemu brzegowi. Wdrapał się na wzgórek, rozejrzał wokoło i nabrał otuchy. Okolica była sposobna, na zdrową i spokojną wyglądała. Wnet chciał sporządzić sobie szałas na nocleg, by na drugi dzień łódź oporządzić i próbować płynąć dalej, lecz gdy chwilę pobył na brzegu, spotkała go pierwsza przygoda - zaczął padać ulewny deszcz. Nie zraziło go to wcale. Ściął kilka grubszych gałęzi i ustawił na nich swą łódź dnem do góry. Posłużyła mu za schronienie przed burzą. Stała się pierwszym ludzkim dachem w tej okolicy...
Rano posłyszał Janusz głosy puszczy. Wokoło rozbrzmiewały ptasie śpiewy, słychać było stukanie pracowitych dzięciołów, brzęczenie dzikich pszczół. Okolica przemawiała doń swojsko i kusiła:
- Tu się zadomowisz, tu oporządzisz, będzie nam z sobą dobrze, żaden książę ani biskup czy inny wielmoża nie dostrzeże cię tu... pracę ci, choć mozolną, dam - mówiła puszcza - Nie poskąpię drzewa na budulec ni miodu z dzikich barci, a może czasem i tur, żubr lub łoś ci się trafi...
Przemówiło to do niego. Został.
Dopiero nadchodząca jesień wygnała go z domku "pod łódką". Począł ścinać kłody pod pierwszą własną prawdziwą chatę! A szałas z łódką jako dachem zachował potem długi jeszcze czas na pamiątkę swego tu przybycia... Jeszcze później związał się z jakowąś dziewczyną z dalszych stron, być może aż z odległego o milę Widzewa...
Następne chaty już z synami i wnukami wznosił. Osiedli obok ojca i dziada na wzgórkach, które po wiekach Górkami Plebańskimi tu nazwano, gdyż powstał tam później drewniany kościółek. Niedługo, bo już w piątym pokoleniu, rozłożył się w tym miejscu kwadratem targowy Stary Rynek, a było to przy drogach leśnych wiodących na północ do Zgierza, na zachód pod Strugę, na południe do Piotrkowa i Drewnowiczów i na południowy wschód do Wolborza...
O chłopie przezwiskiem Janusz wiemy z czternastowiecznych dokumentów, ze był pierwszym łódzkim sołtysem, a urząd swój sprawował we wsi o nazwie Łodzia (łac. Lodza, dokument z XIV wieku). Poza tym nic pewnego o tym Januszu nie wiadomo, toteż rychło wszedł do legendy. Zapewne nie pałał wielką miłością i posłuszeństwem do rycerskich czy duchownych panów z łęczyckiego grodu, skoro puścił się sam w górę rzeki Bzury na południe i zbiegł w puszczę.
Widać niezbyt dobrze mu się tam działo. I oto znajdujemy go w legendzie do dziś jeszcze powtarzanej w różnych wersjach na starych Bałutach, Widzewie i Stokach. Spotykamy tego pierwszego łodzianina z wiosłem w dłoni, jak przedziera się jakimś czółnem chybotliwym czy łodzią przez chaszcze, znacząc od czasu do czasu siekierką nadbrzeżne konary, by nie zmylić drogi...
źródeł Bzury, na Rogach i Rożkach, pełno było błota i kałuż. Tylko wąski, dziki dukt leśny przedzielał je wówczas od nowych źródeł i drugiej rzeczki zaczynającej swój bieg już na późniejszych Dołach i Sikawie. Była to dzisiejsza Łódka, przed wiekami zwana po prostu Szarą Strugą.
Janusz przeciągnął po tych błotach swoją łódź dalej na południe i zachód. I znów z trudem odpychał się jakimś drągiem o płytkie dno owej strugi. Obowiązkowo - jak na owe czasy wymagano i jak głosi opowieść - miał mieć w tobołku w swej dłubance jakiś obrazek święty czy figurkę szczęśliwą... Dopłynął tedy do miejsca, gdzie dziś stoją kamienice przy Zgierskiej w parku Staromiejskim (dziś już rzeczka płynie w skrytym kanale). Tu Janusz poczuł, że jego stara ojcowska łódź jak była pełna kamieni i dalej ruszyć nie może. Czy ten obrazek tak mu zaciążył, czy też, co bardziej prawdopodobne, dno się nadwyrężyło uciążliwą jazdą i woda w łodzi przybrała; dość, że o dalszej podróży nie było już mowy, choć rzeka biegła jeszcze dalej na zachód.
Wyszedł więc chłop z łodzi na brzeg, wyciągnął tobołek i trochę pomedytował. Później przez mieliznę wyciągnął ową łódkę ku wyższemu, północnemu brzegowi. Wdrapał się na wzgórek, rozejrzał wokoło i nabrał otuchy. Okolica była sposobna, na zdrową i spokojną wyglądała. Wnet chciał sporządzić sobie szałas na nocleg, by na drugi dzień łódź oporządzić i próbować płynąć dalej, lecz gdy chwilę pobył na brzegu, spotkała go pierwsza przygoda - zaczął padać ulewny deszcz. Nie zraziło go to wcale. Ściął kilka grubszych gałęzi i ustawił na nich swą łódź dnem do góry. Posłużyła mu za schronienie przed burzą. Stała się pierwszym ludzkim dachem w tej okolicy...
Rano posłyszał Janusz głosy puszczy. Wokoło rozbrzmiewały ptasie śpiewy, słychać było stukanie pracowitych dzięciołów, brzęczenie dzikich pszczół. Okolica przemawiała doń swojsko i kusiła:
- Tu się zadomowisz, tu oporządzisz, będzie nam z sobą dobrze, żaden książę ani biskup czy inny wielmoża nie dostrzeże cię tu... pracę ci, choć mozolną, dam - mówiła puszcza - Nie poskąpię drzewa na budulec ni miodu z dzikich barci, a może czasem i tur, żubr lub łoś ci się trafi...
Przemówiło to do niego. Został.
Dopiero nadchodząca jesień wygnała go z domku "pod łódką". Począł ścinać kłody pod pierwszą własną prawdziwą chatę! A szałas z łódką jako dachem zachował potem długi jeszcze czas na pamiątkę swego tu przybycia... Jeszcze później związał się z jakowąś dziewczyną z dalszych stron, być może aż z odległego o milę Widzewa...
Następne chaty już z synami i wnukami wznosił. Osiedli obok ojca i dziada na wzgórkach, które po wiekach Górkami Plebańskimi tu nazwano, gdyż powstał tam później drewniany kościółek. Niedługo, bo już w piątym pokoleniu, rozłożył się w tym miejscu kwadratem targowy Stary Rynek, a było to przy drogach leśnych wiodących na północ do Zgierza, na zachód pod Strugę, na południe do Piotrkowa i Drewnowiczów i na południowy wschód do Wolborza...
***
inęło sto, a może dwieście lat od tamtych czasów. Dopiero przyszłe pokolenia słuchając opowieści gminnej - jak to ich odważny i pracowity prapradziad przedzierał się przez tę gęstwinę swoją mizerną łódką, która na mocy jakiegoś dziwnego uporu płynąć dalej nie chciała i tu, nabrawszy wody, w miejscu stanęła - nazwali to miejsce na wieczną pamiątkę po prostu Łodzią...
Mieszkańcom tej osady wydało się jednak z czasem, że to zbyt mały dowód szacunku i miłości dla przodków, na dodatek więc i rzekę, która była niegdyś drogą ucieczki, a stała się przez samotną wyprawę przodka nadzieją lepszego jutra, nazwali podobnie - Łódką...
według Zdzisława Konickiego
źródło:
Łódź w baśni i legendzie.
piątek, 26 kwietnia 2013
ms1 w Łodzi - Sala Neoplastyczna. Kompozycja otwarta
W kwietniu, po gruntownej konserwacji, zwiedzającym
zostanie udostępniona jedna z najlepiej rozpoznawalnych przestrzeni Muzeum
Sztuki w Łodzi – Sala Neoplastyczna. Artystycznej aranżacji Władysława
Strzemińskiego, korespondującej z dziełami Katarzyny Kobro, Theo van Doesburga,
Henryka Berlewiego czy Georgesa Vantongerloo, będzie towarzyszyć ekspozycja
prac stworzonych przez współczesnych artystów w ramach cyklu Sala
Neoplastyczna. Kompozycja otwarta.
Historia Sali Neoplastycznej rozpoczęła się w 1946 roku. Muzeum
Sztuki, dotąd mieszczące się w kilkunastu pokojach dawnego ratusza,
pozyskało nową siedzibę – dziewiętnastowieczny pałac łódzkiego przemysłowca
Maurycego Poznańskiego. Ówczesny dyrektor Muzeum, Marian Minich, zaprosił
Władysława Strzemińskiego do współpracy przy aranżacji nowych sal
ekspozycyjnych. Artyście powierzono zadanie zaprojektowania przestrzeni,
w której miałaby znaleźć swoje miejsce kolekcja europejskiej awangardy,
zgromadzona z jego inicjatywy w latach 30. XX wieku. Sala Neoplastyczna
– bo tak ją nazwano – została otwarta dla publiczności wraz z całym Muzeum
dwa lata później, od razu stając się wyjątkową muzealną atrakcją. Niestety nie
na długo: w roku 1950 nawiązujące do estetyki
konstruktywistyczno-neoplastycznej polichromie sali zamalowano,
a eksponowane w niej dzieła, nieodpowiadające oficjalnej stylistyce
socjalistycznego realizmu, złożono do magazynów. Salę zrekonstruowano dopiero
w 1960 roku (dokonał tego uczeń Strzemińskiego, Bolesław Utkin). Od tego
momentu przez niemal pół wieku stanowiła ona centralny punkt stałej ekspozycji
łódzkiego Muzeum. Sytuacja uległa zmianie w 2008 roku, gdy zbiory zostały
przeniesione do ms2, historycznej tkalni przekształconej w nowe
przestrzenie wystawiennicze Muzeum Sztuki.
Sala, po długich dyskusjach o przeniesieniu jej na
ekspozycję Kolekcji Sztuki XX i XXI wieku, ostatecznie pozostała w pałacu
Maurycego Poznańskiego – miejscu, w którym została stworzona. Pomimo
oddzielenia jej od części zbiorów, Sala pozostaje znaczącym elementem kolekcji.
Jej rangę podkreślają prace zrealizowane w ramach projektu Sala Neoplastyczna.
Kompozycja otwarta, w których stała się ona inspiracją dla działań
współczesnych twórców. Poprzez taką formułę dialogu z dziełem
polskiego konstruktywisty artyści mogą twórczo rozwijać i uwspółcześniać
jego znaczenia, a także kierować naszą uwagę na te jego aspekty, które
wcześniej pozostawały ukryte.
Zapowiedzią projektu były instalacje prezentowane
w latach 2006‑2008 podczas trzech wystaw-szkiców do stałej ekspozycji,
zrealizowanej potem w ms2, a także działania podejmowane przez artystów
przy okazji takich projektów jak Muzeum jako świetlany przedmiot pożądania
(odzianie dyrektora Muzeum w neoplastyczne barwy przez Julitę Wójcik), Porządki
urojone (wideo Igora Krenza, komentujące obsesyjną geometrię sali) i Powtarzam
je, by doścignąć (przemiana dzieła Strzemińskiego w autonomiczny obiekt
muzealny, dokonana przez Elżbietę Jabłońską).
Performance Elżbiety Jabłońskiej w Gdańsku.
Znaczące było również
umieszczenie w sąsiedztwie Sali instalacji Daniela Burena Cabane éclatée
avec tissu blanc et noir.
Praca francuskiego twórcy nie odwołuje się wprost do
estetyki dzieła Strzemińskiego, wchodzi z nim natomiast w głębszą relację
– również jest przestrzenią „ofiarowaną” przez artystę dziełom innego artysty
(w tym przypadku pochodzącym ze zbiorów Muzeum obrazom Henryka Stażewskiego).
Wymienione prace i dokumentacje działań artystycznych będą
prezentowane na ekspozycji wokół Sali Neoplastycznej. Uzupełnią je także
realizacje: Moniki Sosnowskiej, Jarosława Flicińskiego, Nairy Baghramian,
Magdaleny Fernandez Arriagi, Liama Gillicka i Grupy Twożywo.
Magdalena Fernandez Arriaga
Dzięki projektom
twórców zaproszonych do konfrontacji z dziełem Strzemińskiego opowieść,
której Sala Neoplastyczna zdawała się być kulminacją, ma szansę znaleźć swój
współczesny ciąg dalszy.
Kurator: Jarosław
Suchan
źródło: oficjalna strona muzeum
BAEDEKER
Miło mi poinformować, że baedeker łódzki został doceniony
przez czytelników. Możesz o tym przeczytać tutaj:
GAZETA WYBORCZA
GAZETA WYBORCZA
Wyróżnienie dla mnie szczególne, ponieważ baedeker znalazł
się w towarzystwie profesjonalnych, cenionych przeze mnie i lubianych blogów:
Dzięki. Monik@
czwartek, 25 kwietnia 2013
środa, 24 kwietnia 2013
ŁÓDZKI BANK HANDLOWY
Kalendarz Informator m. Łodzi i województwa łódzkiego, rok 1923.
Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX wieku Łódź weszła w okres najbardziej intensywnego rozwoju gospodarczego. Najpotężniejsi łódzcy przedsiębiorcy, których fortuny rosły w tym czasie bardzo szybko, pomyśleli o stworzeniu miejscowego dużego banku, który umożliwiałby zaciąganie wysokich długoterminowych pożyczek i tym samym pozwalał na finansowanie większych przedsięwzięć przemysłowych i handlowych. Inicjatywie tej przewodzili Karol Scheibler i Ludwik Grohman a wsparli ją bankierzy warszawscy. W 1872 roku, w tym samym czasie, kiedy powołano do istnienia Towarzystwo Kredytowe, utworzony został Bank Handlowy w Łodzi o kapitale akcyjnym 1 milion rubli. Znalazł on początkowo siedzibę przy ulicy Średniej, w niewielkim, ale eleganckim piętrowym budynku. W ciągu następnych lat Bank Handlowy stał się największym łódzkim bankiem o kapitale akcyjnym sięgającym 10 milionów rubli. W okresie dobrej koniunktury, jaka nastąpiła po przezwyciężeniu kryzysu lat 1905-1907, postanowiono o budowie nowej reprezentacyjnej siedziby. W tym celu zakupiono w 1909 roku wystawiony na licytację dawny pałac Juliusza Kunitzera, położony w bardzo dobrym miejscu na rogu ulicy Spacerowej i św. Benedykta, vis-a-vis gmachu Banku Państwa.
"Rozwój", rok 1898.
Bank Handlowy w Łodzi ok. 1915 roku.
Projekt nowego gmachu banku zamówiono w znanej berlińskiej firmie architektoniczno-budowlanej „Bielenberg Und Moser” specjalizującej się w budowlach bankowych. Firma ta miała już na swoim koncie kilka tego typu gmachów w Berlinie i innych miastach niemieckich. Pierwotny projekt budynku, z 1910 roku, zachował się w łódzkim Archiwum Miejskim w postaci kopii podpisanej przez ówczesnego architekta miejskiego Łodzi Franciszka Chełmińskiego.
Nowy obiekt stanął w latach 1911-1913, w trakcie realizacji porzucono formy neobarokowe, na rzecz architektury z wyraźnymi już cechami modernistycznymi.
Bank, usytuowany na narożnej działce, założony został na planie zbliżonym do prostokąta, z dwoma wysokimi skrzydłami ujmującymi niższą, położoną w centrum obszerną salę operacyjną. Gmach otrzymał zwartą i masywną bryłę nakrytą wysokimi dachami. Na ciężkim rustykowanym cokole, oddzielonym antycznym motywem meandrowym, wspierają się oblicowane kamieniem elewacje z dużymi prostokątnymi oknami. Główny akcent plastyczny budowli stanowi monumentalny portyk ujmujący wejście główne od al. Kościuszki. Pary kolumn na postumentach wspierają masywny szczyt zamknięty łukiem wklęsło-wypukłym. Ciekawy element elewacji tworzy dekoracja rzeźbiarska, niestety zazwyczaj niedostrzegana przez przechodnia, który spiesząc się rzadko podnosi głowę do góry. Są to przedstawienia zwierząt w podokiennych i nadokiennych płycinach pierwszego piętra, mające charakter symboliczny: chomiki, oznaczają oczywiście przysłowiowe „chomikowanie”, sowy – mądrość, lew i orzeł symbolizują potęgę i bogactwo. Symbolika ta obraca się więc wokół pojęć związanych z funkcjonowaniem instytucji bankowych.
Architektura banku, wzniesionego przez budowniczych berlińskich, stanowi odbicie tendencji panujących w ówczesnej architekturze niemieckiej, gdzie dominowały ciężkie formy neobarokowe, określane mianem „stylu wilhelmińskiego”. W przypadku łódzkiego banku dostrzec możemy wyraźną tendencję do upraszczania form i eliminowania detalu historycznego. Zdradza to wpływy kształtującej się tuż przed I wojną światową architektury wczesnego modernizmu, zrywającej z dawnymi stylami i torującej drogę architekturze współczesnej.
Jubileuszowe wydanie "Lodzer Zeitung", 1863-1913.
"Ilustrowana Republika", rok 1929.
"Echo", rok 1925.
"Głos Poranny", rok 1933.
"Głos Poranny", rok 1933.
Bank Handlowy. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Pocztowa Kasa Oszczędności funkcjonowała w gmachu przy al. Kościuszki 15 do 1950 roku...
"Głos Poranny", rok 1935.
"Głos Poranny", rok 1936.
"Głos Poranny", rok 1937.
– z wojenną przerwą, gdy niemieccy okupanci umieścili w budynku Urząd Pracy – po czym została przekształcona w Powszechną Kasę Oszczędności Bank Państwowy.
Fot. Monika Czechowicz
źródła:
Krzysztof
Stefański. Gmachy użyteczności publicznej w dawnej Łodzi.
Dariusz
Kędzierski. Ulice Łodzi.
Przeczytaj w baedekerze:
Fot. archiwalne pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im.
Józefa Piłsudskiego w Łodzi oraz NAC (Narodowe Archiwum Państwowe).