piątek, 30 marca 2018
czwartek, 29 marca 2018
środa, 28 marca 2018
poniedziałek, 26 marca 2018
Jak odżywiali się łodzianie – menu na co dzień i od święta.
Badania
przeprowadzone w 1903 roku przez kilku łódzkich lekarzy wykazały, że sytuacja życiowa
większości mieszkańców Łodzi zwłaszcza robotników
– wyglądała bardzo skromnie.
Przeważająca
część łodzian nie mogła „przejadać” większych sum i prowadziła oszczędną
kuchnię domową. Była to na ogół kuchnia opierająca się na ziemniakach i
chlebie, kaszach, grochu, śledziach i serach. Pieczywo, a zwłaszcza mięso, w
uboższych domach znajdowało się pod zamknięciem i każdorazowo wydzielała je
gospodyni w określonych porcjach poszczególnym członkom rodziny.
Dochody
rodziny robotniczej przeważnie nie wystarczały na właściwe odżywianie się.
Znaczna część robotników odżywiała się mniej niż skromnie. W jednej z łódzkich
gazet znajdujemy jadłospis robotnika. Na śniadanie wypijał on dwie szklanki
kawy zbożowej i zjadał trzy ćwiartki funta chleba (około 300 gramów), obiad
składał się najczęściej z barszczu z ziemniakami, kapuśniaku lub zacierek i
kromki chleba, na kolację spożywał on resztki z obiadu lub kawę z chlebem.
Mięso jadało się tylko w niedzielę.
Z
wędlin spożywano przede wszystkim najtańsze gatunki: salceson, kiełbasę zwyczajną
i kaszankę. Zjadano też spore ilości śledzi pod różnymi postaciami.
"Rozwój", rok 1911.
Dni
świąteczne oznaczały obfitsze jedzenie. Na Wielkanoc zjadano tradycyjne jaja na
twardo, ciasto drożdżowe z kruszonką, białą kiełbasę, rzadziej szynkę. Podobnie
na Boże narodzenie. Wszelkie spotkania rodzinne i towarzyskie nie mogły się
obyć bez wódki i piwa.
"Gazeta Łódzka", rok 1918.
W
zamożnych domach nie musiano oszczędzać na jedzeniu, toteż odżywiano się
dobrze, a niekiedy nawet luksusowo. W mieście żywności nie brakowało, była ona
jednakże bardzo droga.
"Rozwój", rok 1906.
Większe sklepy, zwane kolonialnymi, posiadały bogaty
wybór wszelkich artykułów żywnościowych, zarówno krajowych, jak i
zagranicznych.
"Rozwój", rok 1911.
"Lodzer Zeitung", rok 1904.
Kto
miał pieniądze, ten mógł się zaopatrzyć w najwyszukańsze przysmaki i napoje:
francuskie sardynki, astrachański kawior, wina najprzedniejszych marek, koniaki
i likiery, oraz inne rarytasy.
"Rozwój", rok 1911.
Źródło:
Wacław
Pawlak. Na łódzkim bruku.
Fotografie:
Daniel Zagórski
Archiwalia
pochodzą ze strony http://www.gloswielkopolski.pl
oraz
ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.
niedziela, 25 marca 2018
Londyńska kamienica w Łodzi.
Ulica Tuwima 31. Przed
wojną znajdowała się tutaj piekarnia i wytwórnia opłatków. Obecni właściciele kupili budynek w 2006 roku.
Jeszcze
w 2009 roku w tym miejscu stała opuszczona i zaniedbana ruina. Kompleksowy
remont budynku rozpoczął się jeszcze w tym samym roku i trwał dwa
lata. Styl modernizacji przywodzi na myśl kamienice w Londynie. Dziś jest
to jeden z oryginalniejszych budynków w Łodzi.
Właścicielka,
Judyta Badowska jest historykiem sztuki. W 2008 roku kupiła kamieniczkę, w której postanowiła otworzyć pracownię artystyczną. W mniej niż rok
budynek został odnowiony. A raczej przemieniony. Zrujnowany obiekt zyskał
zupełnie nowy styl, budynek nie był wpisany do rejestru zabytków oraz nie było
na nim żadnych ciekawych motywów, które można by odtworzyć.
Na
podwórku wykorzystano poniemiecki, XIX-wieczny bruk pochodzący z wrocławskich
ulic oraz kamienne płyty z jednego z tamtejszych kościołów. Tworzą one ścieżkę
prowadzącą od bramy wzdłuż drzwi do budynku.
Założycielka
Galerii, Judyta Badowska, jest historykiem sztuki. W 1997 roku ukończyła studia
w Katedrze Historii sztuki na Uniwersytecie Łódzkim. W roku 2003 ukończyła
studia doktoranckie na macierzystym kierunku, specjalizując się przede
wszystkim w historii architektury Łodzi okresu Ziemi Obiecanej. Jako wykładowca
prowadziła szereg zajęć z zakresu historii sztuki i architektury, meblarstwa i
sztuki użytkowej oraz historii ubioru.
Pasją
właścicielki od długiego czasu jest projektowanie i urządzanie historycznych
wnętrz. Za osobisty sukces poczytuje sobie rewitalizacje budynków przy ulicy
Tuwima 31 w Łodzi, nazwanych przez łodzian Londyńską Kamienicą.
Jej
odmienna architektura budzi sprzeczne emocje, niektórzy łodzianie twierdzą, że
„nie pasuje” do zabudowy ulicy. Ale budynek przed remontem nie był interesujący
– dobrze, że został wyremontowany i odmieniony.
Fot.
Monika Czechowicz
sobota, 24 marca 2018
Nieurodzaj, bezrobocie i bankructwa, czyli Łódź tuż przed burzą 1905 roku.
Rok
1903 i 1904 były kolejnymi latami zauważalnego nieurodzaju w rolnictwie, czego
skutkiem był wzrost cen żywności w dużych miastach.
Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego u zbiegu ulic Przejazd i Mikołajewskiej (dzisiejsze ulice Sienkiewicza i Tuwima).
oraz ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.
Fot. współczesne Monika Czechowicz
"Rozwój", 1903.
Pod koniec 1904 roku
ujawnił się niedostatek ziemniaków, wskutek czego spadła też produkcja
krochmalu, tak niezbędnego w procesie wykończania tkanin. Po raz pierwszy od kilku lat powróciło do Łodzi bezrobocie.
"Rozwój", grudzień 1904 roku.
"Rozwój", grudzień 1904 roku.
Bezrobocie pojawiło się już
pod koniec 1903 roku, co dla prezydenta miasta Władysława Pieńkowskiego,
sprawującego swój urząd już od ponad dwudziestu lat, nie było jeszcze wielkim
problemem. W budżecie miasta na rok 1904 zarezerwował 98 tysięcy rubli i
wywalczył w stolicy zgodę na zorganizowanie robót publicznych.
Władysław
Pieńkowski, ostatni prezydent Łodzi za rządów rosyjskich.
Przy okazji: słabością
prezydenta Pieńkowskiego były parki, jeszcze w 1903 roku rozpoczęto
przygotowanie terenu pod założenie kolejnego parku miejskiego – trzeciego w
kadencji prezydenta i największego spośród nich – obecny park im. Poniatowskiego.
Dawny park miejski, dzisiaj im. Józefa Poniatowskiego.
Od
kwietnia do października 1904 roku wycinano tu masowo dorodne, stuletnie sosny
porastające fragment lasu miejskiego, oddzielony od głównego kompleksu po
wybudowaniu torów kolei obwodowej. Ponieważ wyrębu dokonywali robotnicy fabryczni
nieobeznani z pracą drwala, odnotowano kilka ofiar śmiertelnych oraz kilkunastu
poważnie rannych – ofiary masywnych sosnowych pni padających pod ciosami
siekier.
W
sierpniu i wrześniu 1904 roku dała się w Łodzi zauważyć fala bankructw małych
firm, oraz nieznaczne, ale systematyczne redukcje personelu w wielu
przedsiębiorstwach. Symboliczne znaczenie miało bankructwo znanej restauracji i
renomowanego składu win Antoniego Stępkowskiego – w połowie września rozpoczęły
się licytacje zapasów towarów i wyposażenia restauracji.
Piotrkowska 74, dom Towarzystwa Akcyjnego „L. Geyer”, tutaj mieściła się restauracja i skład win Antoniego Stępkowskiego.
Cieszący się zasłużoną renomą lokal "Stępka", który wyróżniał się smaczną kuchnią i urozmaiconym zestawem napojów alkoholowych został wykupiony, oto znajduję reklamę firmy w "Rozwoju" z 1913 roku:
Piotrkowska 74, dom Towarzystwa Akcyjnego „L. Geyer”, tutaj mieściła się restauracja i skład win Antoniego Stępkowskiego.
Cieszący się zasłużoną renomą lokal "Stępka", który wyróżniał się smaczną kuchnią i urozmaiconym zestawem napojów alkoholowych został wykupiony, oto znajduję reklamę firmy w "Rozwoju" z 1913 roku:
Wojna
na Dalekim Wschodzie wstrzymała łódzki eksport do Chin i zauralskich guberni
Rosji, dokąd zawieszono kolejowe przewozy cywilne. W połowie 1904 roku przemysł
Królestwa odczuł wyraźnie zmniejszenie się zamówień rządowych, gdyż produkcja
na zaopatrzenie armii działającej na Dalekim Wschodzie przeniosła się bliżej
rejonu walk, do ośrodków przemysłowych na Uralu oraz w zachodniej i środkowej
Syberii. Duża część kupców z głębi Rosji również wycofała zamówienia, i pod
koniec 1904 roku okazało się, że większość produkcji idzie na skład.
Duże
fabryki zaczęły skracać o godzinę czas pracy, w soboty całkiem zatrzymywano
maszyny w celu przeprowadzenia napraw i konserwacji. Mniejsze zakłady
włókiennicze zaczęły redukować personel. Ponieważ koniunktura się nie
poprawiała, już w październiku wielkie fabryki zaczęły skracać tydzień pracy do
czterech, a później nawet do trzech dni. W rezultacie znacznie spadły zarobki
robotników, a nadmiar wolnego czasu sprzyjał rozchodzeniu się najdziwniejszych
plotek i pogłosek.
Odnotowano
kilka fal wycofywania indywidualnych wkładów w towarzystwach kredytowych i
fabrycznych kasach wzajemnej pomocy. Powodem paniki była pogłoska o rzekomym
zamiarze rządu przejęcia tych środków przez państwo w celu finansowania
wydatków wojennych i przymusowej zamianie gotówki na długoterminowe obligacje.
"Rozwój", rok 1904.
W
lipcu 1904 roku liczba bezrobotnych przekroczyła 20 tysięcy osób. Dla
uspokojenia nastrojów z polecenia gubernatora Konstantina Millera powołano w
Łodzi pod przewodnictwem policmajstra m. Łodzi Chrzanowskiego „komitet
dostarczania pracy robotnikom, którzy ją wskutek panującego zastoju utracili”.
Konstantin Konstantinowicz Miller (Константи́н Константи́нович Ми́ллер)
–rosyjski polityk, wicegubernator kielecki, gubernator płocki i
piotrkowski, senator, tajny radca. We
wrześniu 1896 roku nadano mu tytuł członka honorowego Łódzkiego
Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności.
Komitet
utworzony z polecenia gubernatora Millera, do którego zaproszono największych
łódzkich przemysłowców, zebrał się po raz pierwszy 23 września 1904 roku.
Zjawiło się kilku dziennikarzy ciekawych pierwszych ustaleń. Jednak na wstępie
posiedzenia policmajster oświadczył, że prasa do udziału w obradach dopuszczona
nie będzie, zaś o rezultatach jej przedstawiciele będą poinformowani po
zakończeniu spotkania. Oburzeni dziennikarze opuścili gmach ratusza, nie
czekając końca obrad.
Wobec
rosnącej liczby bezrobotnych zarząd Chrześcijańskiego Towarzystwa
Dobroczynności zwrócił się do policmajstra Chrzanowskiego o wydalenie z miasta
tych osób z klasy robotniczej i ich rodzin mających status mieszkańca
niestałego, które
nie chcą korzystać z wynajdowanej im
pracy i wolą żyć na koszt dobroczynności publicznej, włócząc się bezczynnie po
mieście i upijając za wyżebrane pieniądze…
Towarzystwo
podawało przykłady, jak to …młodzieńcy
silni, gdy im ofiarowywano pracę z wynagrodzeniem dziennem po kopiejek 60, nie
chcieli jej przyjąć, targując się i żądając po rublu.
W
listopadzie 1904 roku widoczne już były objawy dekoniunktury w przemyśle. Wywóz
łódzkich towarów był o 20 procent niższy niż rok wcześniej, a fala bankructw
mniejszych przedsiębiorstw powiększyła szeregi bezrobotnych.
Jesienią
1904 roku do objawów niezadowolenia z powodu wzrostu cen żywności oraz
osłabienia koniunktury dołączyły w Królestwie pierwsze zauważalne protesty
społeczeństwa skierowane przeciwko planom mobilizacyjnym Rosji.
Łódź
była drugim po Warszawie ośrodkiem, w którym odradzające się komórki SDKPiL
oraz PPS próbowały niezależnie od siebie organizować sprzeciw ludności
przeciwko państwu, wykorzystując lęk robotników przed mobilizacją. W Łodzi w
niedzielę 18 września 1904 roku, gdy wierni opuszczali po nabożeństwie kościół
Podwyższenia Krzyża Świętego, grupa sprzeciwiająca się poborowi do wojska
skupiła się przed domem policmajstra Chrzanowskiego (przy ulicy Przejazd 6,
dzisiaj ulica Tuwima). Zmieszani z tłumem działacze PPS rozwinęli nagle
czerwony sztandar, po czym wśród gwizdów i pokrzykiwań obrzucili kamieniami okna
mieszkania policmajstra. Zdążono rozbić szybę w jednym oknie, gdy policja –
prewencyjnie obecna w pobliżu – bez trudu rozproszyła demonstrujących.
Zajścia w Łodzi poprzedziła demonstracja zorganizowana w Warszawie na placu Grzybowskim. O
„buncie warszawskim” czytaj tutaj: http://dzieje.pl/aktualnosci/demonstracja-pps-na-placu-grzybowskim-w-warszawie-1904-rok).
13
listopada surowa cenzura prasowa nie dopuściła do ukazania się najmniejszej
notatki o burzliwych zajściach w Warszawie. W Łodzi o wydarzeniach tych dowiedziano się we wtorek, 15
listopada, od powracających ze stolicy kraju osób bawiących tam w interesach.
Zapewne do Łodzi skierowana została również grupa agitatorów PPS wyposażonych w
instrukcje oraz paczki z drukowanymi od września antywojennymi odezwami.
Zadaniem aktywistów partyjnych było poruszyć opinię publiczną w drugim co do
wielkości mieście Królestwa. Próbę taką
podjęto w najbliższą niedzielę, powtarzając scenariusz warszawski. 22 listopada
krótko po południu w grupie wiernych wychodzących z kościoła Wniebowzięcia Najświętszej
Maryi Panny na Starym Mieście znalazły się osoby rozdające antywojenne ulotki
oraz wzywające do pozostania przed kościołem celem wysłuchania mówców. W
istocie, gdy część osób opuszczających kościół znalazła się już na ulicy
Zgierskiej, u szczytu schodów zjawili się wymachujący czerwonym sztandarem
mówcy, wykrzykujący nad głowami tłumu hasła powtarzające treść wręczanych przed
chwilą ulotek. Zachęcano przy tym zgromadzonych do wspólnego skierowania się na
Nowy Rynek (pl. Wolności), przed siedzibę władz miasta, aby tam wyrazić swe
niezadowolenie.
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przy ulicy Zgierskiej.
Słysząc
buntownicze hasła, większość obecnych spiesznie opuściła plac przed kościołem,
jednak grupa ponad stu osób podjęła wezwanie i uformowała kolumnę, która
zaczęła przesuwać się w kierunku Starego Rynku.
Stary rynek, w tle widoczne wieże kościoła WNMP przy ulicy Zgierskiej.
Należy
zauważyć, że organizatorzy wiecu zignorowali mieszczącą się tuż obok siedzibę
jednego z czterech łódzkich cyrkułów policyjnych. Widząc ze swego biura w
kamienicy na rogu ulicy Brzezińskiej (dziś ulica Wojska Polskiego) i Zgierskiej
przygotowania do formowania pochodu, dyżurni zadzwonili do miasta po posiłki,
po czym sami pobiegli na ulicę, wzywając tłum do rozejścia się. Atmosfera wśród
zgromadzonych była już nieco podgrzana, tym bardziej że do demonstracji zaczęła
przyłączać się młodzież żydowska, właśnie przybyła do pracy w sklepach i
zakładach rzemieślniczych skoncentrowanych w tym rejonie miasta (niedziela była
w tradycji żydowskiej zwykłym dniem roboczym, zwyczajowym ustępstwem na rzecz
chrześcijańskich współmieszkańców było otwieranie sklepów i warsztatów dopiero
po zakończeniu porannych nabożeństw w kościołach). Trzech policjantów, którzy
próbowali wyrwać z rąk demonstrantów czerwone chorągwie, zostało dotkliwie
pobitych kijami i deskami z połamanych okiennic sklepowych. Przybyły wkrótce na
Stary Rynek oddział konnej rezerwy policji rozproszył tłum bez trudności i tak
zakończyła się ta pierwsza od kilku lat publiczna próba sił między organami
porządku a organizacjami politycznymi, usiłującymi odzyskać utracone przed laty
wpływy wśród szerokich warstw społeczeństwa Łodzi.
Próba
ta wypadła najwyraźniej dość obiecująco, gdyż robotę agitacyjną kontynuowano na
tyle wytrwale i skutecznie, że już po dwóch tygodniach zdecydowano się
powtórzyć akcję.
Na
jej miejsce wybrano kościół Podwyższenia Krzyża Świętego przy zbiegu ulicy
Przejazd (dzisiaj Tuwima) i Mikołajewskiej (obecnie Sienkiewicza), gdzie teren
wokół świątyni ogrodzony był solidnym żelaznym płotem na podmurówce, z dwiema
furtami.
Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego u zbiegu ulic Przejazd i Mikołajewskiej (dzisiejsze ulice Sienkiewicza i Tuwima).
W
niedzielę 11 grudnia 1904 roku wychodzący po mszy tłum był zatrzymywany przy
dwóch furtach ogrodzenia i zachęcany do pozostania na placu przykościelnym
celem wysłuchania przemówień. Powstał tumult, gdyż podobnie jak dwa tygodnie
temu wcześniej na Starym Mieście większość obecnych pragnęła czym prędzej
opuścić okolicę kościoła. Tym razem jednak organizatorzy dysponowali już siłami
porządkowymi próbującymi zatrzymać wychodzących, co spowodowało ów zgiełk i
tumult. Sytuację pogorszyło kilka spontanicznie oddanych strzałów. Wezwane
telefonicznie siły konnej i pieszej policji otoczyły bramy w ogrodzeniu i
rozpoczęły legitymowanie i kontrolowanie wychodzących. Nie potrafiono jednak
oddzielić prowodyrów zajścia od zwykłych uczestników nabożeństwa i zamiast
pozwolić odejść kobietom, dzieciom i osobom starszym, zatrzymywano wszystkich w
kordonie policyjnym utworzonym wzdłuż ulicy Przejazd (dziś Tuwima) naprzeciw
kościoła, pod płotem toru rowerowego Towarzystwa Cyklistów (okolice
dzisiejszego Placu Komuny Paryskiej).
Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego. Widok od strony placu Komuny.
Wkrótce
siły policji zostały wsparte przez oddział kozaków, którzy konno krążyli wokół
kościoła, bijąc nahajkami przypadkowe osoby. W tym czasie udało się zawiadomić
mieszkającego w pobliżu policmajstra Chrzanowskiego, który przybywszy, sam
pokierował akcją. Większość zatrzymanych zwolniono, zaś przy kontrolowaniu osób
wychodzących z obrębu kościoła zatrzymano tylko mężczyzn poniżej 50. roku
życia, których ustawiono pod strażą na ulicy Mikołajewskiej (dzisiejsza ulica
Sienkiewicza) – na odcinku skierowanym w stronę parku – celem późniejszego
dokładnego sprawdzenia personaliów. Właśnie w tym miejscu między ogrodzeniem
parku a kamienicą Müllerów znajdował się obszerny ogródek z letnim teatrzykiem,
restauracją i piwiarnią, prowadzony przez Adolfa Müllera, znany pod nazwą
Lindengarten – Ogród Lipowy (obecnie ulica Sienkiewicza 42).
"Rozwój", rok 1906.
Od
ulicy oddzielał ogród parterowy, drewniany budynek restauracji, w której od lat
odbywała swoje zebrania duża liczba łódzkich stowarzyszeń cechowych i bractw
czeladniczych, uznając ją za swój lokal klubowy. Właśnie na terenie tego
ogródka – podczas gromadzenia przed jego wejściem dużej grupy zatrzymanych
przez policję owych „osób podejrzanych” – wybuchła bomba. Nie wiadomo, czy
ładunek miał być wykorzystany podczas planowanej demonstracji ani czy eksplozja
spowodowała jakieś większe straty.
Kamienica Müllera przy ulicy Mikołajewskiej 40, w prawym dolnym rogu
widoczne wejście do Ogrodu Lipowego.
Lokalne
gazety przekonywały później, że była to „wyjątkowo silna petarda” odpalona
przez „miejscowych łobuziaków”. W literaturze przedmiotu przyjęło się określać
to zdarzenie jako „pierwszą bombę tej rewolucji”.
Powtórzono zresztą ten "wybryk" w czasie Świąt Bożego Narodzenia, pod koniec grudnia.
"Rozwój", 27 grudnia 1904.
Wybuch,
którego sprawców nie odkryto, zaniepokoił policję, która przerwała dalsze
legitymowanie wychodzących z kościoła i postanowiła odprowadzić licznie już zebraną
grupę zatrzymanych w miejsce bardziej dogodne do dalszych dochodzeń. Kolumnę
skierowano ku ulicy Nawrot, lecz tam, na skrzyżowaniu, drogę kozakom zastąpił
wzburzony tłum mężczyzn, żądających uwolnienia konwojowanych. Najliczniej byli
reprezentowani mieszkańcy domów fabrycznych Heinzla przy ulicy Przejazd 23-25,
którzy okrążywszy zablokowany przez policję kwartał (bramy parku
Mikołajewskiego - dziś park im. Sienkiewicza - były już zamknięte na sezon
zimowy), zabiegli drogę policji, chcąc uwolnić swych krewnych i sąsiadów.
Domy fabryczne fabryki Heinzla przy dzisiejszej ulicy Tuwima (dawniej
Przejazd).
Wezwany
do rozejścia się tłum nie usłuchał, demonstrując za to coraz większą
wojowniczość. W tej sytuacji dowódca kozaków rozkazał oddać w kierunku tłumu
salwę z karabinów. Tłum rozsypał się, kryjąc się w bramach, zaś na bruku
pozostało dwóch zabitych i dwóch ciężko rannych.
Wydarzenie
to było ostrzeżeniem dla organizatorów demonstracji oraz jej potencjalnych
uczestników, którzy odtąd okazywali więcej respektu uzbrojonym oddziałom wojska
i żandarmerii.
Wieść
o opisywanych wydarzeniach natychmiast rozniosła się po mieście, podgrzewając
nastroje i pobudzając niechęć do – nigdy wszak zbytnio nie lubianej – policji.
Po
południu grupka podnieconej młodzieży na Nowym Rynku (dzisiejszy pl. Wolności)
dostrzegła przechodzącego agenta policji śledczej Benedykta Kratička. Uciekającego
dopadnięto w sieni domu nr 9, gdzie został pobity laskami i skopany do
nieprzytomności.
Strajkujący robotnicy kontra oficer.
"Nowości Ilustrowane ", rok 1905.
W
poniedziałek 12 grudnia 1904 roku, wzmocnione patrole policji krążyły po
mieście, pilnując, aby w miejscach publicznych nie gromadziły się większe grupy
ludzi. W kilku punktach miasta przy próbach podobnych interwencji – wbrew intencjom
policji – sprowokowało to utarczki i szarpaninę z gromadzącym się tłumem.
Poruszenie dotarło nawet do aresztantów osadzonych w więzieniu przy ulicy
Długiej (obecnie ulica Gdańska 13). Około 5 godziny po południu z okienek cel
wychodzących na ulicę wywiesili oni płaty czerwonych tkanin, wszczynając przy
tym krzyki oraz hałasy w celu zwrócenia uwagi przechodniów oraz pasażerów przejeżdżających
tramwajów.
Dawne
więzienie przy ulicy Długiej (dzisiaj Muzeum Tradycji Niepodległościowych, ulica Gdańska 13).
Nastrój
podniecenia i sensacji wzmógł plotki, podejrzliwość i obudził drzemiące w
ludziach demony, które miały się silniej ujawnić dopiero za kilkanaście
miesięcy…
Źródła:
Krzysztof
R. Kowalczyński. Łódź 1905. Kulisy rewolucji.
Fot. archiwalne pochodzą ze strony
BAEDEKER
POLECA:
Krzysztof R. Kowalczyński. Łódź 1905.
Kulisy rewolucji.
Narastanie
nastrojów rewolucyjnych, kolejne strajki robotnicze, w końcu krwawe walki
barykadowe. To wydarzenia potocznie określane jako rewolucja 1905 roku.
Krzysztof R. Kowalczyński przybliża Czytelnikom sytuację społeczną w Łodzi oraz
warunki życia jej mieszkańców u progu XX wieku, by ukazać przyczyny
spontanicznych strajków robotniczych.
Autor dzień po dniu odsłania kulisy rewolucji. Opisuje działania agitatorów partyjnych, którzy celowo dążyli do organizowania wystąpień ulicznych i prowokowali wymianę ognia z broni palnej z siłami wojska i policji. Ukazuje ważny i intrygujący okres w historii Łodzi. Śmierć poległych wykorzystywano wówczas do podgrzewania nastrojów i wywoływania kolejnych zamieszek, a krew przypadkowych ofiar miała otworzyć działaczom partyjnym drogę do władzy…
To pierwsza popularna próba opisania rewolucji 1905 roku. Liczne szczegóły i zdarzenia, pomijane dotąd w oficjalnej literaturze dotyczącej tych wydarzeń, składają się na ogromną wartość tej książki.
Autor dzień po dniu odsłania kulisy rewolucji. Opisuje działania agitatorów partyjnych, którzy celowo dążyli do organizowania wystąpień ulicznych i prowokowali wymianę ognia z broni palnej z siłami wojska i policji. Ukazuje ważny i intrygujący okres w historii Łodzi. Śmierć poległych wykorzystywano wówczas do podgrzewania nastrojów i wywoływania kolejnych zamieszek, a krew przypadkowych ofiar miała otworzyć działaczom partyjnym drogę do władzy…
To pierwsza popularna próba opisania rewolucji 1905 roku. Liczne szczegóły i zdarzenia, pomijane dotąd w oficjalnej literaturze dotyczącej tych wydarzeń, składają się na ogromną wartość tej książki.
Wydawnictwo: Księży
Młyn Dom Wydawniczy
źródło
opisu: www.km.com.pl
źródło
okładki: http://www.km.com.pl
piątek, 23 marca 2018
czwartek, 22 marca 2018
Doktor Pinkus i historia Pogotowia Ratunkowego w Łodzi.
Pogotowie
Ratunkowe w Łodzi założone zostało w 1899 roku jako trzecie tego typu w
Królestwie Polskim.
Z
inicjatywą jego utworzenia wystąpiło Łódzkie Towarzystwo Lekarskie. W tym celu
powołano Towarzystwo Doraźnej Pomocy Lekarskiej.
Dzięki
inicjatywie dr Władysława Pinkusa, jego staraniom i miejscowego Towarzystwa
Lekarskiego, poparciu prasy i ofiarności łodzian w dniu 16 maja 1899 roku otworzyło
swoją stację Pogotowie Ratunkowe.
Internista i pediatra dr. Władysław (Wołek) Pinkus (1850-1929).
Fot. Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Władysław Pinkus urodził
się w Płońsku, był synem Abrama Moszka i Balbiny (Bajli). Do szkół uczęszczał w
Częstochowie i Warszawie. Po ukończeniu studiów medycznych na Uniwersytecie
Warszawskim (1874) podjął praktykę zawodową w Płońsku, od 1879 roku w Mławie, a
następnie w Łodzi jako lekarz chorób dziecięcych i wewnętrznych.
Od
ok. 1880 roku przy Piotrkowskiej 33 miał swój gabinet i prywatną praktykę
lekarską.
Władysław
Pinkus był członkiem założycielem Łódzkiego Towarzystwa Lekarskiego (1886),
Łódzkiego Żydowskiego Towarzystwa Dobroczynności (1889), inicjatorem taniego
ambulatorium dla niezamożnej ludności miasta, otwartego w 1891 roku na rogu
ulic Wschodniej i Cegielnianej, organizatorem Pogotowia Ratunkowego w Łodzi,
otwartego w 1899 roku z inicjatywy Towarzystwa Doraźnej Pomocy Lekarskiej i
jego wieloletnim kierownikiem (1901-1928). Był członkiem powołanej przez zarząd
Łódzkiego Żydowskiego Towarzystwa Dobroczynności do opracowania projektu budowy
szpitala dla umysłowo chorych oraz współzałożycielem Sekcji Antyalkoholowej
przy łódzkim oddziale Warszawskiego Towarzystwa Higienicznego (1906). Wraz ze
Stanisławem Skalskim kierował Kołem Lekarzy Fabrycznych (1908). Napisał, między
innymi "Pojęcia zasadnicze o zdrowiu i chorobie" ("Korespondent
Płocki" 1883).
Czasopismo
lekarskie, rok 1899.
W
1928 roku przeszedł na emeryturę. Magistrat m. Łodzi postanowił przyznać mu w
drodze wyjątku dożywotnią rentę w wysokości dotychczasowego wynagrodzenia.
Zmarł 29 września 1929 roku w Łodzi, spoczywa na cmentarzu przy ulicy
Brackiej.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Bodźcem,
który przyspieszył założenie w Łodzi Pogotowia Ratunkowego, stał się pomyślny wynik
starań zapoczątkowanych w 1896 roku przez Konstantego Przeździeckiego podjętych
przez niego wraz z dr Józefem Zawadzkim, redaktorem S. Libickim i innymi o
uzyskanie zatwierdzenia ustawy Towarzystwa Doraźnej Pomocy w Warszawie, które
ukonstytuowało się na początku 1897 roku.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
W
1898 roku doktor Pinkus zwiedził warszawskie pogotowie. Z upoważnienia Zarządu
Towarzystwa Lekarskiego przesłał władzom rosyjskim projekt ustawy Towarzystwa
Doraźnej Pomocy Lekarskiej w Łodzi dla uzyskania jego legalizacji. Zatwierdzony
przez władze rosyjskie projekt nadszedł 3 marca 1899 roku.
W
kwietniu 1899 roku zwołano nadzwyczajne posiedzenie Towarzystwa Lekarskiego.
Incjator, dr Pinkus zapoznał zebranych z zadaniami Pogotowia Ratunkowego.
Uznano również, że do przedsięwzięcia należy zaprosić osoby ze świata „nielekarskiego”,
czyli tych, którzy mogliby finansowo wesprzeć tę instytucję.
120
osób, nie licząc członków Towarzystwa Lekarskiego zadeklarowało swój udział w
sprawie zorganizowania Towarzystwa Doraźnej Pomocy Lekarskiej.
Dr. Karol Jonscher Dr. Maksymilian Kohn
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Niezależnie
od tego Emil Geyer, prezes Towarzystwa Akc. „Ludwik Geyer”, poinformował iż
Towarzystwo Akcyjne, chcąc przyczynić się do przyspieszenia powstania pożytecznej dla
miasta instytucji przeznacza dla niej 2 tysiące rubli.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Karol Scheibler Stanisław Jarociński
Stanisław Silberstein Konstanty Mogilnicki
Obecni
na zebraniu członkowie zadeklarowali jednorazowo 6499 rubli i składki roczne na sumę 1175 rubli i upoważnili Zarząd do ostatecznego zorganizowania Pogotowia
Ratunkowego już w 1899 roku.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Wyłoniony
na ogólnym zebraniu członków Towarzystwa Doraźnej Pomocy Lekarskiej Zarząd
powołał na prezesa Emila Geyera, na wiceprezesów Henryka Grohmana i dr
Władysława Pinkusa, na sekretarza dr K. Jasińskiego, na skarbnika Maurycego
Poznańskiego i na inspektora stacji ratunkowej Pogotowia dr. Alfreda Kruschego.
Emil Geyer dr. Władysław Pinkus
Maurycy Poznański dr. Alfred Krusche
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Otwarcie
Pogotowia Ratunkowego nastąpiło 1 grudnia 1899 roku w obecności władz
rosyjskich z gubernatorem piotrkowskim na czele oraz członków Towarzystwa Doraźnej
Pomocy Lekarskiej w Warszawie, honorowych radnych m. Łodzi, przedstawicieli
prasy oraz licznych członków Towarzystwa Doraźnej Pomocy Lekarskiej w Łodzi.
Pierwsza
siedziba tej Pogotowia ratunkowego mieściła się w parterowym budynku przy ulicy
Spacerowej 9 (dzisiaj al. Kościuszki, obok dzisiejszej poczty).
Pogotowie
rozporządzało trzema karetkami, każda z
dwoma noszami. Powozy były dwukonne, resorowane, na kołach ogumionych. Niestety
ich liczba ich nie wystarczała na bieżące potrzeby.
Pierwsza łódzka karetka Pogotowia Ratunkowego.
Pierwsza łódzka karetka Pogotowia Ratunkowego.
"Rozwój", rok 1900.
Przez
pierwsze kilkanaście lat tabor pogotowia stanowiły konne karetki, które
posiadały swoje nazwy. Wśród nich były między innymi „Neue Lodzer Zeitung”
(nazwa gazety, która ufundowała pojazd), „Pilot” oraz „Pomoc”.
Konne
karetki wycofano z użytku w 1924 roku, pozostawiając tylko jedną, która jeszcze
jakiś czas pełniła służbę nocną. Wtedy też poświęcono i włączono do eksploatacji
pierwsze sanitarki samochodowe. Były to pojazdy zbudowane na podwoziach aut
marki Steyer, Chevrolet i Fiat. Malowano je nie na kolor biały, lecz granatowy,
a w późniejszym okresie uzyskały barwę piaskową. Łącznie tuż przed II wojną
światową miejskie pogotowie posiadało osiem karetek samochodowych i trzy
sanitarki przewozowe.
Pogotowie
ratunkowe utrzymywało się z rocznych składek jego członków (w 1900 roku było
ich 433), uzyskano także coroczną zapomogę z Kasy Miejskiej w wysokości 1800
rubli, mimo to przeżywało trudności finansowe i dla zdobycia środków na
utrzymanie organizowano także różnego rodzaju widowiska i koncerty dla łodzian.
Doktor
Pinkus dla zdobycia środków na zakup inwentarza dla Pogotowia wpadł na pomysł
urządzenia wyścigów konnych. Impreza ta spełniła pokładane w niej nadzieje –
jedni płacili za udział w wyścigach, inni zaś za możliwość ich oglądania.
Zgromadzone w ten sposób fundusze posłużyły dla rozszerzenia działalności
Pogotowia.
"Rozwój", rok 1907.
"Rozwój", rok 1908.
Chyba
najokazalej wypadł bal maskowy, w Teatrze Wielkim urządzony na zasilenie
funduszu Pogotowia Ratunkowego w 1908 roku.
Ponadto
Pogotowie miało dochody niestałe: jednorazowe ofiary złożone bezpośrednio lub
za pośrednictwem miejscowej prasy, ofiary z puszek umieszczonych w różnych zakładach
i instytucjach.
„W
dzisiejszych niespokojnych czasach Pogotowie Ratunkowe jest bodaj jedyną instytucją
w Łodzi, która wykazuje ciągły rozwój. Elementy przestępcze w naszym mieście
czynią bowiem wszystko co w ich mocy, ażeby tej szacownej placówce nie
zagroziła upadłość” - ironizował w 1906 roku jeden z miejscowych dziennikarzy.
Praca
w Pogotowiu Ratunkowym była w tych czasach bardzo niebezpiecznym zajęciem.
„Kiedyś
pojechałem karetką Pogotowia na Chojny do postrzelonego robotnika. Dwa razy
świsnęła mi kula nad uchem, gdy schylałem się nad rannym, który jęczał na bruku
– wspominał młody lekarz. – Co to takiego ruszać! – krzyczał mi ktoś nad głową.
– Taki powinien zdechnąć na bruku jak ten pies!”
Wielostronna
działalność Pogotowia uwypuklona została w satyrycznym wierszyku:
Gdy mąż gacha w swej łożnicy
spierze, albo na ulicy,
gdy poroni panna, wdówka
w pomoc spieszy „Pinkusówka”.
Od
1906 roku siedziba stacji pogotowia ratunkowego mieściła się przy ulicy Długiej
83 (dzisiaj ulica Gdańska). Znajdowała się tam sala operacyjno-opatrunkowa,
pokój i sypialnia lekarza dyżurnego oraz poczekalnia dla pacjentów.
Pogotowie
udzielało pomocy wszystkim potrzebującym, niezależnie od ich stanu majątkowego,
statusu społecznego czy wyznania.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Zaraz
po odzyskaniu niepodległości kraju w pogotowiu pracowało pięciu lekarzy,
siedmiu sanitariuszy, jeden intendent, dwóch woźniców i dozorca.
W
1922 roku pogotowie zostało skomunalizowane.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
"Łódź w Ilustracji", dodatek niedzielny "Kuriera Łódzkiego", rok 1924.
Z chwilą
przejęcia Pogotowia przez Zarząd m. Łodzi instytucja ta otrzymała trwałe
podstawy bytu i rozwoju, moment ten należy uważać za pomyślny w historii
rozwoju Pogotowia. Należy zaznaczyć, że Zarząd Miejski gorliwie zaopiekował się
Pogotowiem; działalność Pogotowia została znacznie rozszerzona i nie szczędzono
środków żeby tak ważną dla miasta palcówkę doprowadzić do odpowiedniego
poziomu.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
W
końcu 1924 roku charakterystyczne karetki konne Pogotowia przestały się
pojawiać na ulicach miasta, zastąpiły je karetki samochodowe.
Księga pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, rok 1927.
"Łódź w Ilustracji", dodatek niedzielny "Kuriera Łódzkiego", rok 1924.
"Panorama", rok 1930.
Przez
cały 1936 rok pogotowie ratunkowe wyjechało do pacjentów 10 tysięcy razy.
W
1939 roku skład osobowy przedstawiał się następująco:
Kierownik,
ośmiu lekarzy, sześciu sanitariuszy, dwóch woźnych i dozorczyni.
Lekarze
pracowali po 9 godzin dziennie. Dodatkowo każdy z nich był w pracy co szóstą
noc i co szóstą niedzielę. Poza stałymi pracownikami dyżury w swoich domach
pełnili medycy z różnych łódzkich szpitali. Ich pomoc bywała niezbędna, gdy
dochodziło do większych wypadków, pożarów czy katastrof kolejowych.
Poza
Miejskim Pogotowiem Ratunkowym w okresie międzywojennym własne pogotowia
posiadała również Kasa Chorych przy ulicy Karola 28 (obecnie ulica Żwirki), a
następnie Ubezpieczalnia Społeczna przy ulicy Wólczańskiej 225. Pogotowie tej
drugiej instytucji pod koniec lat 30. ubiegłego wieku odbywało rocznie ponad 30
tysięcy wyjazdów do chorych.
Karetka
Pogotowia Ratunkowego Kasy Chorych w Łodzi, rok 1934.
Kolejne
pogotowia ratunkowe były prowadzone przez Polski Czerwony Krzyż (w 1937 roku
posiadał trzy karetki samochodowe, które wyjechały w tym roku do prawie 4
tysięcy wezwań) i żydowską organizację „Linas Hacedek”. Istniało także kilka
prywatnych pogotowi.
Przy
Pogotowiu PCK istniała Centralna Stacja Wypadkowa, w której udzielano pomocy
osobom potrzebującym natychmiastowego badania rentgenowskiego. Także tam
utworzono pierwszy w kraju Ośrodek Transfuzji Krwi.
Księga adresowa m. Łodzi, 1937-1939.
Źródła:
Księga
pamiątkowa 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, 1927.
Leszek
Skrzydło. Rody i rodziny. Rody nie tylko fabrykanckie.
Wacław
Pawlak. Na łodzkim bruku.
Michał
Koliński. Łódź między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918-1939.
Andrzej
Kempa, Marek Szukalak. Żydzi dawnej Łodzi. Słownik biograficzny. Tom I.
Fot.
archiwalne pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi, Narodowego
Archiwum Cyfrowego (NAC) oraz z Księgi pamiątkowej 25-lecia pracy Pogotowia Ratunkowego
w Łodzi, 1927.
Fot. współczesna Monika Czechowicz
Fot. współczesna Monika Czechowicz