wtorek, 15 grudnia 2015

LITZMANNSTADT GETTO – grudzień 1942 roku.



1 grudnia 1942 roku Niemcy uruchomili na terenie getta obóz dla dzieci polskich przy ulicy Przemysłowej.
Mniej więcej w obrębie dzisiejszych ulic: Brackiej, Emilii Plater, Górniczej i Zagajnikowej, wyodrębniono obóz dla polskich dzieci i młodzieży (Polenjugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt). Główna brama obozu znajdowała się przy ulicy Przemysłowej, stąd powstała nazwa: obóz przy Przemysłowej. 


W zarządzeniu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 28 listopada 1942 roku pisano, że będzie to obóz dla młodocianych Polaków – kryminalistów - lub pozbawionych opieki, będących zatem elementem niebezpiecznym zarówno dla dzieci niemieckich, jak też i przez to, że mogliby w dalszym ciągu uprawiać swą kryminalną działalność. Zachowano pozory, że ma to być obóz prewencyjny i wychowawczy. W rzeczywistości był to obóz koncentracyjny przeznaczony dla dzieci i młodzieży w wieku od kilku do 16 lat. Dzieci miały numery zamiast nazwisk, chodziły w szarych drelichach i trepach, pracowały od świtu do wieczora. Były karane biciem, nawet chłostą. 


Początkowo małych więźniów zatrudniano przy rozbudowie obozu. Chłopcy remontowali budynki, ustawiali piętrowe prycze, budowali drogi obozowe. Od wiosny 1943 roku pracowali przy budowie nowych baraków. Młodocianych więźniów zatrudniono także w kilku warsztatach, pracujących głównie na potrzeby wojska.
Dzieci naprawiały buty, szyły chlebaki, ładownice i tornistry wojskowe. W warsztacie koszykarskim wyplatały kosze na pociski artyleryjskie i buty ochronne ze słomy. Zatrudniano je również przy prostowaniu igieł szwalniczych oraz w warsztatach pracujących na potrzeby obozu – ślusarskim, stolarskim i krawieckim. Dziewczynki pracowały w szwalni, pralni obozowej lub kuchni. Razem z najmłodszymi więźniami, którymi się opiekowały, zajmowały się także klejeniem torebek papierowych, produkcją doniczek i sztucznych kwiatów…

Praca w obozie we wspomnieniach byłych więźniów:
Zaraz po przywiezieniu nas do obozu – na początku 1943 roku – pracowaliśmy przy budowie obozu. Esesmani zaprzęgali nas po kilkunastu do wozu naładowanego ziemią, cegłami lub gruzem i kazali nam ciągnąć. Jak nie mogliśmy uciągnąć, to esesmani lub polscy wychowawcy bili nas kijami lub batami. […]  Najcięższą pracą było walcowanie dróg. Esesmani i cywili wprzęgali nas do walca i kazali ciągnąć. Jak nie mogliśmy uciągnąć lub padaliśmy ze zmęczenia, okładali nas kijami lub batami. Walec był bardzo ciężki.
Stanisław Stępniak

Jeden w łapciarni nie zrobił normy, to wachman [strażnik] bił go, aż pękła skóra i bryzgała krew. Pobity prawdopodobnie zmarł, bo nie wrócił tam i więcej go nie widziałem. W warsztacie prostowania igieł był majster Niemiec. Widziałem kolegów pobitych do krwi i okaleczonych. Bił za niewykonanie normy, za znalezienie 2-3 igieł niedokładnie wyprostowanych; bił dzieci, które zmęczone pracą pozwoliły sobie na moment odpoczynku. Pracowały tam dzieci od 7 do 17 lat.
Zbigniew Lewandowski

Obszar obozu otoczony był wysokim parkanem z desek i strzeżony przez niemieckich wartowników. 
Więźniowie pochodzili z terenów włączonych do Rzeszy oraz z Generalnego Gubernatorstwa. Część zabrano z sierocińców, część to dzieci, których rodzice zostali zamordowani lub przebywali w więzieniach za udział w konspiracji. Do stycznia 1945 roku przeszło przez to miejsce około 1600 polskich dzieci, choć dokładna liczba uwięzionych jest trudna do ustalenia, ponieważ zaginęła część dokumentacji. W momencie zakończenia wojny było tam blisko 900 więźniów.
Dzieci pracowały, podobnie jak ich rówieśnicy z getta, po drugiej stronie wysokiego muru. Miały nawet tych samych nauczycieli - żydowskich rzemieślników, którzy zostali tam skierowani przez nazistów. Wiele zmarło z głodu, zimna i wycieńczenia, zwłaszcza podczas epidemii tyfusu na przełomie 1942 i 1943 roku. Udokumentowane są zgony 136 osób. Chore odsyłano do szpitala przy ul. Dworskiej 74 (dziś ul. Organizacji WiN) na terenie getta.

Dawna ulica Dworska 74 (dziś ul. Organizacji WiN).


Dzieci polskie w obozie zostały całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego, nie miały też żadnego kontaktu z ludźmi z drugiej strony parkanu. Filia obozu dla polskich dzieci znajdowała się w majątku ziemskim w Dzierżązni, 15 kilometrów od Łodzi. 

Plan obozu przy ulicy Przemysłowej na bazie planu opracowanego przez Józefa Witkowskiego, autora książki „Hitlerowski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi”. Czerwonym kolorem oznaczono istniejący do dziś budynek jego komendantury (fot. ze strony pl.wikipedia.org/).

Dziś po Polenjugendverwahrlager pozostał tylko budynek dawnej komendantury przy ulicy Przemysłowej 34. 


Przez wiele lat po wojnie nie wiedziano o tym obozie. W maju 1971 roku małych więźniów uczczono Pomnikiem Pękniętego Serca, postawionym w parku im. Szarych Szeregów (dawniej Promienistych). Zaprojektowali go Jadwiga Janus i Ludwik Mackiewicz. Stoi poza terenem obozu, ale jest hołdem wobec tych, którzy przeszli przez ten właśnie obóz wydzielony z obszaru Litzmannstadt Getto. 

Wyłączono z getta część Marysina, a mianowicie ul. Emilii Plater, Przemysłową, Otylii i teren przy murze cmentarnym. Od razu po zakończeniu ewakuacji władze niemieckie rozpoczęły tam budowę bardzo wysokiego drewnianego parkanu o bezszczelinowej konstrukcji. Wydział Budowlany getta otrzymał od Kripo nakaz dostarczenia niezbędnych robotników. Małe domki drewniane ulegają rozbiórce, natomiast buduje się tam baraki. Terenem tym będą dysponować władze policyjne. 
Kronika getta łódzkiego, 18-19 października 1942.

Budowa obozu dla młodocianych Polaków na Marysinie posuwa się w szybkim tempie. Wysoki drewniany parkan jest już gotowy; domy wchodzące w skład tego bloku odremontowano i wyposażono w doskonałe piece; wszędzie ustawia się podwójne (dwupiętrowe) prycze. m. in. urządzono też dla załogi obozu kryty kort tenisowy na okres zimy.
Przestrzeń bloku racjonalnie wykorzystano, tak że będzie można ulokować do 1800 osób. Prace te wykonuje tutejszy Wydział Budowlany pod nadzorem władz niemieckich.
 
Kronika getta łódzkiego, 24 listopada 1942. 

Do obozu młodocianych Polaków, który istnieje już od 10 dni zaangażowano różnych tutejszych fachowców, celem prowadzenia nauki w tamtejszej szkole zawodowej. 
Kronika getta łódzkiego, 20 grudnia 1942.

W czasie epidemii tyfusu widziałam okropne rzeczy. Chore dzieci, których nie zdążono wywieźć do getta leżały na "izbie chorych" bez żadnej opieki. Te, które już umierały, ale jeszcze żyły, wynoszono razem z trupami do trupiarni nago i ładowano do skrzyń lub worków papierowych i tam dogorywały. 
Gertruda Nowak, jedna z więźniarek obozu dla dzieci polskich przy ul. Przemysłowej.

Ulica Przemysłowa na odcinku od Brackiej do Wojska Polskiego – z fragmentem przedwojennej zabudowy na odcinku będącym jedynym dojściem do bramy głównej obozu od strony miasta (dla ludności „aryjskiej”).
Poniżej widoczna zabudowa powojenna po drugiej stronie ulicy:


W pierwszych dniach zakończenia okupacji niemieckiej w Łodzi (po 19 stycznia 1945) starsze dzieci opuściły obóz udając się samodzielnie do swoich domów rodzinnych. Część młodszych też tak uczyniła, ale niedługo potem powróciła na teren obozu, bo nie dała sobie rady z życiem poza jego ogrodzeniem. Stąd też zostały zabrane przez odradzające się w mieście służby i organizacje charytatywno-opiekuńcze.
W lutym 1945 na terenie obozu ulokowała się bliżej nieokreślona jednostka Armii Czerwonej. Jednostka ta opuściła to miejsce po kilku miesiącach.
Po tym epizodzie, na teren obozu, do przedwojennych domów położnych na tym obszarze, powrócili ich dawni właściciele, a pozostałe drewniane naniesienia (jak budynki dla więźniów i 2-metrowe ogrodzenie) szybko zostały rozebrane i spożytkowane na różne cele przez okolicznych mieszkańców.


W latach 60. XX wieku na terenie byłego obozu i dookoła niego powstało osiedle mieszkaniowe. 


Zachowało się jednak kilka przedwojennych, murowanych budynków (jeden przy ulicy Mostowskiego i trzy przy ulicy Przemysłowej), w tym budynek komendantury obozowej przy ul. Przemysłowej 34 – a nim tablica informacyjno-pamiątkowa umieszczona w latach 70. XX wieku.


Po przeciwnej stronie zachował się budynek karceru. Również w latach 70. zaanektowano wschodni fragment terenu byłego obozu – przylegający do muru cmentarza żydowskiego – oraz część cmentarza pod budowę przedłużenia ul. Spornej, któremu nadano miano ulicy Zagajnikowej.


W okresie powojennym organizacje poszukujące zbrodniarzy wojennych w Polsce doprowadziły do procesów kilku z nadzorców i „wychowawców” Polen-Jugendverwahlager. W 1945 roku osądzono „wychowawców” – Edwarda Augusta i Sydomię Bayer, którzy zostali skazani na kary śmierci – wyroki zostały wykonane (Sydomia Bayer została skazana 6 września 1945 roku, wyrok wykonano 12 listopada 1945).
Ostatni proces związany z tym obozem toczył się w Łodzi, od 12 marca do 2 kwietnia 1974 roku, kiedy to „wychowawczyni” Genowefa Pohl vel Pol została skazana na 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok odsiadywała m.in. w Rawiczu, do końca uważając, że padła ofiarą spisku. Zwolniona na początku lat 90. XX wieku, powróciła do Łodzi i tu zmarła w 2003 roku.

Pomnik Pękniętego Serca poświęcony małym więźniom „obozu przy ulicy Przemysłowej”.

W niedługim czasie po wojnie pamięć o istnieniu obozu uległa nieomal całkowitemu zapomnieniu, ponieważ mali więźniowie, już w starszym wieku, nigdzie nie publikowali swoich wspomnień. Pomimo tego w 1946 roku ukazał się artykuł Marii Niemyskiej-Hessenowej „Dzieci z »Lagru« w Łodzi”, opisujący stan psychofizyczny grupy 233 małych więźniów, które trafiły tuż po zakończeniu okupacji niemieckiej w Łodzi (19 stycznia 1945 roku) do Pogotowia Opiekuńczego w tym mieście:

„Zdaniem wychowawców różniły się one od innych dzieci. Przywarła do nich nazwa »te z lagru«. Dla nich i dla wychowawców najtrudniejszy był pierwszy okres, w którym nasycały swój tak długo niezaspokajany głód. Dzieci podobne były wtedy do zwierzątek, rzucały się na wychowawców, traktując ich jak dozorców niemieckich, odbierały jedzenie innym towarzyszom. Kradły z magazynu. Dłużej niż tydzień nikt z opiekunów nie był w stanie z nimi wytrzymać. W miarę upływu czasu następowała z wolna poprawa na lepsze. Dzieci cieszyły się ciepłem i jaką taką odzieżą. Nie znosiły jednak w dalszym ciągu zbiórek, chodzenia parami, gwizdków – to wszystko przypominało im obóz. Z trudem też przychodziło im wierzyć w życzliwą postawę opiekunów-wychowawców. Ciągle widziały w nich dozorców niemieckich.


Przyczyną było również i to, że teren byłego obozu został szybko zamieszkany przez przedwojennych mieszkańców tego rejonu; powrócili do swoich ocalałych domów, z których zostali wysiedleni w okresie okupacji, gdy tworzono getto. Kilka drewnianych budynków stricte obozowych, powstałych w okresie jego funkcjonowania, zostało jako "bezpańskie" rozebrane na opał. W 1947 roku rozpoczęła się przebudowa tego rejonu Łodzi, w ramach programu rewitalizacji miasta, w tym Bałut. Z czasem powstały tu bloki mieszkalne.


Pamięć o obozie została ponownie przywrócona w 1965 roku, za sprawą reporterskiej publikacji – łódzkiego literata i dziennikarza Wiesława Jażdżyńskiego – „Reportaż z pustego pola”. Niezależnie od jej pomyłek faktograficznych niedługo potem ruszyły działania społeczne i administracyjne mające na celu pomnikowe upamiętnienie tego miejsca. Również dzięki tej publikacji doszło do procesu byłej wychowawczyni Eugenii Pohl vel Pol. Przede wszystkim jednak reportaż był impulsem dla napisania monografii tego obozu przez byłego więźnia – Józefa Witkowskiego (ukazała się w 1975 roku). Pracując nad nią już w latach 1968 i 1969 opublikował serię artykułów na temat obozu.

Eugenia Pol przez 25 lat unikała odpowiedzialności za bycie wachmanką w łódzkim obozie koncentracyjnym dla dzieci. Do końca utrzymywała, że jest niewinna. Tutaj na zdjęciu z dziećmi w filii obozu w Dzierżązni pod Zgierzem.


Inicjatywa pomnikowego upamiętnienia Obozu przy ulicy Przemysłowej wyszła w 1967 roku od wychowanków Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Głuchych w Przemyślu. Powołano Komitet Budowy Pomnika, zorganizowano konkurs na jego projekt. Ostatecznie 19 lutego 1969 zatwierdzono do realizacji pracę Jadwigi Janus i Ludwika Mackiewicza z Łodzi.

9 maja 1971 roku pomnik wraz ze starannie zaprojektowanym otoczeniem, został odsłonięty w pobliskim parku (podówczas im. „Promienistych”, od początku lat 90. XX wieku park im. Szarych Szeregów).


Pomnik Martyrologii Dzieci jest powszechnie nazywany w Łodzi pomnikiem „Pękniętego Serca”.
Pomnik stoi poza terenem obozu. Widoczne obok elementy plastyczne nawiązujące w swojej stylistyce do słupów z drutami pod napięciem elektrycznym otaczającymi np. niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz (Oświęcim),nie mają odniesienia do terenu byłego obozu.


Podobne elementy plastyczne (słupy) zostały ustawione w czterech narożnikach rzeczywistego obszaru obozu, jakkolwiek jego wschodnia granica nie jest obecnie prawdziwa, ponieważ obszar byłego obozu w tym miejscu, wraz z fragmentem cmentarza żydowskiego, został zaanektowany pod ulicę Zagajnikową (przedłużenie ulicy Spornej).


Przed pomnikiem znajduje się płyta z napisem:
"Odebrano Wam życie, dziś dajemy Wam tylko pamięć”, z miejscem na zapalanie znicza podczas różnych uroczystości.


Tradycyjnie, 1 czerwca w Międzynarodowy Dzień Dziecka o godz. 12:00, przed pomnikiem odbywa się uroczystość, na którą przyjeżdżają członkowie Koła Byłych Więźniów Hitlerowskiego Obozu Koncentracyjnego Dla Dzieci i Młodzieży w Łodzi.  Od 1988 roku wręczane są tu i w tym dniu, łódzkie medale Serce – Dziecku. Kapituła Medalu, składająca się z uczniów gimnazjów i szkół średnich, co roku wyróżnia do dziesięciu dorosłych, którzy w specjalny sposób zasłużyli się w pracy na rzecz dzieci. Wśród wyróżnionych do tej pory znajdują się nauczyciele, pedagodzy i działacze organizacji charytatywnych.
Za pomnikiem znajduje się druga płyta, informująca i upamiętniająca fakt nadania zbiorowo podczas uroczystości odsłonięcia pomnika małym więźniom tego obozu „Orderu Krzyża Grunwaldu” II klasy, o treści:
„Dzieciom pomordowanym w tym obozie przez hitlerowskich ludobójców, w hołdzie dla ich męczeństwa, Rada Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej nadaje order Krzyża Grunwaldu II klasy”.


W pobliskiej szkole podstawowej (nr 81, im. Bohaterskich Dzieci Łodzi, ul. Emilii Plater 28/32) znajduje się niewielka Izba Pamięci, poświęcona dziejom tego obozu. Tu m.in. makieta obozu, urna z ziemią z terenu obozu, kopia uniformu obozowego oraz kopie zdjęć więźniów i dokumentów (większość z nich pochodzi ze zbiorów Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi). Izba jest udostępniana do zwiedzania w godzinach pracy szkoły.
W 70. rocznicę utworzenia obozu odsłonięto na ścianach kamienic w dzielnicy Bałuty trzy murale przedstawiające postaci dzieci z obozu dla dzieci i młodzieży polskiej.

Ulica Wojska Polskiego 112.

Autorami są Piotr Saul – asystent na Wydziale Malarstwa i Rzeźby ASP we Wrocławiu oraz student łódzkiej ASP  Damian Idzikowski. 

Ulica Wojska Polskiego 116.

Ulica Mikołaja Reja 7.

W tym roku powstały kolejne, jeden z nich również przedstawia małego więźnia z obozu dla dzieci polskich. Znajduje się na ścianie budynku przy ulicy Przemysłowej12:
Mural powstał według koncepcji łodzianki Katarzyny Tośty rękoma Piotra Saula (ASP we Wrocławiu) i Damiana Idzikowskiego (ASP w Łodzi).

W 1970 roku Zbigniew Chmielewski nakręcił film fabularny „Twarz anioła”, którego bohaterem jest jedenastoletni więzień obozu przy ulicy Przemysłowej. Jego fabułą jest relacja pomiędzy więźniem a oprawcą.


Kadr z filmu "Twarz anioła", który można obejrzeć TUTAJ

W 2012 roku powstał film dokumentalny pt. „Nie wolno się brzydko bawić”, w reżyserii Urszuli Sochackiej, którego treścią jest opowieść o trudnych relacjach byłego więźnia z córką (twórczynią filmu), które miały niewątpliwie swoje źródło w przeżyciach obozowych. Film miał premierę 17 stycznia 2013 w kinie studyjnym Łódzkiego Domu Kultury. Pokazany na wielu festiwalach i pokazach wzbudził duże zainteresowanie w środowiskach psychologów i psychiatrów rzetelnością i sposobem pokazania problemu traumy poobozowej.

Film "Nie wolno się brzydko bawić" można obejrzeć TUTAJ

3 grudnia 1942 roku
W Centralnym Więzieniu w getcie odbyła się egzekucja trzech młodych dziewcząt, które za ucieczkę z obozu pracy w Poznaniu zostały skazane na karę śmierci przez rozstrzelanie.

7 grudnia 1942
Na polecenie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy utworzono w folwarku Dzierżązna koło Zgierza (gmina Biała) tzw. Arbeitsbetrieb dla dziewcząt, jako filię obozu przy ulicy Przemysłowej (Polen-Jugendverwahrlager). Zadaniem tego obozu było: zapewnienie wyżywienia dla obozu macierzystego w Łodzi oraz przyuczenie dziewcząt do prac u niemieckich bauerów.

W grudniu 1942 roku na terenie getta tworzono dwa nowe szpitale: chirurgiczny przy ulicy Mickiewicza 7 i zakaźny przy ulicy Dworskiej 74.

SZPITAL nr IV
Ulica Mickiewicza 7 (Richterstrasse), dziś ulica Tokarska:
 

W getcie przy ulicy Mickiewicza 7 mieścił się szpital nr IV. Został zlikwidowany – podobnie jak wszystkie – we wrześniu 1942 roku. Chorzy ratowali się przed wywiezieniem z getta ucieczką, skakali nawet z wysokich pięter, by ocalić życie. Tych, którzy nie zdążyli, wywieziono poza teren getta – jak dziś wiadomo do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem.


W budynku poszpitalnym miał być ulokowany jeden z resortów pracy, jednak dwa miesiące później uruchomiono w nim szpital chirurgiczny. Budynek szpitala stoi do dziś.

Punktualnie o godzinie 5 rano zajechały na Bałucki Rynek wozy ciężarowe z liczną asystą policji mundurowej i niemundurowej oraz sanitariusze. Milicjantom wydany został nakaz zamykania ulic w miejscach postoju aut. Auta skierowały się początkowo do szpitala przy ul. Wesołej, gdzie dokonano ewakuacji chorych. W ciągu dnia ewakuowano inne szpitale (jest ich w getcie 4), jak również szpital dziecięcy przy ul. Łagiewnickiej, prewentorium na Marysinie i centralne Więzienie […]. Przy ewakuacji obecna była załoga nocna sanitariuszy i sióstr, natomiast personel dzienny, nie wyłączając lekarzy, do gmachów szpitalnych nie był dopuszczany. Gmachy były otoczone kordonami Służby Porządkowej, która otrzymała rozkaz niedopuszczania nikogo w pobliże ewakuacji.
Kronika getta łódzkiego, 1 września 1942.

W szpitalu przy ul. Mickiewicza znajduje się w tej chwili 130 chorych. Znamienne dla obecnej sytuacji jest, że nie tak znów wiele osób pragnie dostać się do tego szpitala, podczas gdy dawniej setki pacjentów kwalifikujących się do leczenia szpitalnego musiało czekać na miejsce. Przyczyną tego zjawiska jest z jednej strony fakt, że ludność wciąż jeszcze pozostaje pod wrażeniem wstrząsu, jakim była ewakuacja szpitali. Z drugiej zaś kierownictwo szpitala przyjmuje tylko przypadki szybko uleczalne, w pierwszym rzędzie chirurgiczne. Nie ma natomiast w szpitalu miejsca dla najliczniejszej w getcie kategorii chorych, którą stanowią – jak wiadomo – gruźlicy, ani dla pacjentów z obrzękami głodowymi.
Kronika getta łódzkiego, 31 października 1942.

W myśl dewizy: „Wszyscy na front, czyli do resortów”, angażuje się teraz lekarzy do wszystkich fabryk. Każde przedsiębiorstwo resortowe, które zatrudnia powyżej 1000 robotników, otrzymuje jednego lekarza resortowego, który przyjmuje tam przez 7 godzin dziennie. Obłożnie chorych kieruje on do właściwych lekarzy rejonowych […]. Od czasu likwidacji szpitali getto pozbawione jest wszelkiego pomocniczego sprzętu medycznego. Zaopatrzenie w leki pogarsza się z każdym dniem. Brak zastrzyków i chemikaliów staje się coraz bardziej dotkliwy.
Kronika getta łódzkiego, 6 listopada 1942.


Podobnie jak dwaj inni lekarze sanitarni, wypisywał karty zgonu od ręki. Przynajmniej w ten sposób zaoszczędzić można było załatwiającym ostatnie gettowe sprawy zmarłego dodatkowych kłopotów. Początkowo nazwiska, które wpisywał do kart, niczego mu nie mówiły. Typowe żydowskie nazwiska…Bergów, …shonów, …blatów, …Blumów, których z nikim, z żadną ze znanych sobie postaci nie kojarzył. Po pewnym jednak czasie zaczęły pojawiać się nazwiska osób znajomych – kolegów czy przyjaciół – z poprzedniego, normalnego życia. Dziwnym trafem w ciągu kilku miesięcy podpisał karty zgonu trzem swoim kolegom, z którymi stawiał pierwsze kroki i z którymi zdawał maturę. Z początkiem drugiego roku getta wypisał pierwszą kartę zgonu, na której widniało jego nazwisko. To był początek długiej serii.
Arnold Moskowicz. Żółta gwiazda i czerwony krzyż.

SZPITAL ZAKAŹNY
Ulica Dworska 74 (Matrosengasse), dziś ulica Organizacji WiN.

Do września 1942 roku w tym budynku był Dom Starców oraz Przytułek dla Bezdomnych. Po wywózce starców podczas tzw. szpery ulokowano tu szpital zakaźny. Na przełomie lat 1942/1943 leczono w nim też dzieci z obozu przy ul. Przemysłowej, które chorowały na tyfus. Wiele miesięcy spędził tu Arnold Mostowicz, który pracując w getcie jako sanitariusz, zaraził się tyfusem. 
Budynek przetrwał do dziś. Pełni teraz funkcję kamienicy mieszkalnej. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś leczono tu ludzi. 

Wczoraj otwarty został przy ul. Dworskiej 74 nowy szpital zakaźny. Przed wrześniową ewakuacją mieścił się tam Dom Starców. Szpital, przewidziany na 300 łóżek, przyjął już 180 pacjentów. Zakład ten ma duże znaczenie dla sytuacji sanitarnej getta, gdyż obiekty szpitalne na Marysinie są dość prymitywne - małe domki drewniane bez połączenia i bez żadnej kanalizacji. Ponieważ jednak epidemia tyfusu jeszcze nie słabnie, z obiektów tych będzie się na razie korzystać w dalszym ciągu. Nie wiadomo, czy nowy szpital przy ul. Dworskiej okaże się wystarczający; wszystko zależy od tego, czy uda się opanować epidemię. 
Kronika getta łódzkiego, 31 października 1942.


W szpitalu zakaźnym znajdowało się w dniu 1 grudnia 206 chorych. Ponieważ epidemia tyfusu słabnie, liczba chorych w dniu 15 grudnia wynosiła już tylko 164 osoby. W ciągu tych dwóch tygodni zanotowano następujące przypadki: tyfusu brzusznego - 64, paratyfusu - 1, gruźlicy - 6, gruźliczego zapalenia opon mózgowych -1, czerwonki -1, tyfusu plamistego - 1.
Kronika getta łódzkiego, 17 grudnia 1942.

Pogłoski o planowanym rzekomym wysiedleniu chorych, jak również zupełnie bezpodstawna wieść, że ma być wprowadzony zakaz przebywania na ulicach po godz. 4, całkowicie mijają się z prawdą i wywołały ten skutek, że nie zgłoszono wielu wypadków zachorowań zakaźnych, gdyż chorzy obawiają się szpitala. Dlatego też wydałem lekarzom surowy nakaz meldowania o każdym wypadku choroby zakaźnej i umieszczenia chorego w szpitalu.
Lekarz, który będzie się uchylał od tego obowiązku, utraci z miejsca prawo dalszego wykonywania swego zawodu i wciągnięty zostanie na specjalną listę.

Kronika getta łódzkiego, 7 listopada 1942.


Tablica umieszczona na budynku przy dawnej ulicy Dworskiej:
SIEDZIBA DOMU STARCÓW I PRZYTUŁKU DLA BEZDOMNYCH, A OD LISTOPADA 1942 ROKU SZPITALA ZAKAŹNEGO. TU TEŻ NA PRZEŁOMIE LAT 1943/1944 LECZONO POLSKIE DZIECI Z OBOZU PRZY UL. PRZEMYSŁOWEJ.



Fot.współczesne Monika Czechowicz

Fot. archiwalne ze stron:
http://dzieje.pl/
http://www.muzeumtradycji.pl/
http://lodz.wyborcza.pl/

źródła:
Joanna Podolska. Litzmannstadt-Getto. Ślady. Przewodnik po przeszłości.
Andrzej Rukowiecki. Łódź 1939-1945. Kronika okupacji.
Wiesław Jażdżyński. Reportaż z pustego.
Tadeusz Raźniewski: Chcę żyć.
Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich, 1939–1945. Informator historyczny.
Artur Ossowski.  Pamięć i niepamięć.
Magdalena Helman. Polen Jugendverwahrlager Litzmannstadt. Obóz dla dzieci i młodzieży przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Zbiory Muzeum Tradycji Niepodległościowych.

BAEDEKER POLECA:
Wydawnictwo Polen Jugendverwahrlager Litzmannstadt. Obóz dla dzieci i młodzieży przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Zbiory Muzeum Tradycji Niepodległościowych autorstwa Magdaleny Helman dotyczy obozu, który istniał w Łodzi od grudnia 1942 do stycznia 1945 roku. W wydawnictwie znajdują informacje na temat działalności obozu, warunkach w nim panujących, losach dzieci, które były terroryzowane w obozie oraz na temat ludzi, którzy pełnili w nim najważniejsze role. Fotografie zamieszczone w wydawnictwie pochodzą ze zbiorów Muzeum Tradycji Niepodległościowych.
Wydawnictwo można nabyć w cenie 8 zł w siedzibie Muzeum przy ul. Gdańskiej 13 oraz w Oddziale Radogoszcz przy ul. Zgierskiej 147.

Andrzej Rukowiecki. Łódź 1939-1945. Kronika okupacji.

1 września 1939 roku okupacja hitlerowska wdarła się w życie Polaków, nieodwracalnie przeobrażając je na sześć długich lat. Zmiany, które okupant przeprowadził w organizacji codziennego życia mieszkańców polskich miast, ze względu na swoją bezwzględność i brutalność, mogą wydawać się współczesnemu czytelnikowi niewyobrażalne.
Już 9 listopada 1939 roku Łódź została wcielona do III Rzeszy, 11 kwietnia 1940 roku otrzymała niemiecką nazwę Litzmmanstadt. W zamyśle hitlerowskich władz miała stać się miastem promieniującej kultury niemieckiej.
Wraz z napływem ludności niemieckiej Łódź zaczęła zmieniać swoje oblicze. Czy ówczesnym łodzianom spacerującym po ukochanej ulicy Piotrkowskiej przeszło kiedykolwiek przez myśl, że jej nazwa będzie brzmiała Adolf-Hitler-Straße? Reorganizacja polskiej administracji była jednak tylko wstępem do zmian, które na zawsze odmieniły Miasto Czterech Kultur. Masowe wysiedlenia ludności żydowskiej i polskiej z obszaru Łodzi oraz stworzenie Litzmannstatd Getto zapisały się bolesną kartą w historii miasta.
Obraz tamtych lat, dzień po dniu, ukazuje Andrzej Rukowiecki w książce Łódź 1939–1945. Kronika okupacji. Autor nie poprzestaje w swojej publikacji jedynie na odnotowaniu faktów. Ilustruje je fragmentami z dzienników, które tworzą wstrząsający zapis przeżyć okupowanej ludności. Zmagania mieszkańców Łodzi z hitlerowskim terrorem przybierały także formę walki o człowieczeństwo, które próbowali ocalić, niosąc pomoc potrzebującym, nawet za cenę własnego życia. Zamieszczone w Kronice nazwiska osób pomordowanych przez nazistów są nie tylko świadectwem bohaterstwa i patriotyzmu łodzian, ale elementem współtworzącym narodową pamięć i tożsamość.