Podobnie jak sukiennictwo, przemysł lniany nie odniósł w Łodzi sukcesów, chociaż len uprawiany był od dawna na ziemiach polskich i władze widziały w nim tani surowiec. Jednocześnie z wprowadzeniem przemysłu lnianego do Łodzi zastosowano szereg różnorakich posunięć mających zapobiec ewentualnemu kryzysowi, jednak nie na wiele się zdały. Wybudowany w latach 1824-1826 zakład płócienniczy egzystował z marnymi wynikami. Niewiele też pomogło sprowadzenie na teren osady Łódka plantatorów lnu, którzy, mimo że otrzymywali ziemię oraz ziarno pod siew, nie wywiązywali się ze swoich zobowiązań.
Rajmund Rembieliński po swojej wizycie w Łodzi w 1825 roku, pragnąc w jakiś sposób zaradzić narastającemu kryzysowi surowcowemu, nakazał burmistrzowi Tangermannowi zakup surowca i rozdawanie go na kredyt prządnikom lnu. Sytuacja taka trwała 9 miesięcy, tj. do przyjazdu Tytusa Kopischa, któremu władze przekazały składy lnu i przędzy wraz z zakładem płócienniczym. Przyczyny prowadzącej do upadku przemysłu lnianego w Królestwie historycy upatrują w braku możliwości
szybko postępujących zmian w metodzie przędzenia lnu. Ręcznie przędziony i drogi w uprawie len nie wytrzymywał konkurencji z tanią przędzą bawełnianą produkowaną na szeroką skalę
Tytus Kopisch przy użyciu maszyn.
To zadecydowało, że bawełna stała się królową Łodzi, a Łódź dzięki niej „ziemią obiecaną”. Tkaniny bawełniane zaczęły być bardzo poszukiwane na rynku wewnętrznym ze względu na ich niską cenę.
Pierwszym fabrykantem, który zrobił w Łodzi karierę był Ludwik Gayer. Inni musieli dłużej czekać na sukcesy. Dopiero ich potomkowie stworzyli przedsiębiorstwa, o jakich marzyli ich ojcowie, gdy decydowali się na wędrówkę do Łodzi. Początkowo pracując u innych, z czasem usamodzielniali się, kładąc podwaliny pod przyszłe potęgi przemysłowe. Fortuny, jakie stworzyli, wymagały wiele lat pracy ich własnej i tysięcy zatrudnionych robotników. Dzięki tej rzeszy ludzi Łódź mogła wzrastać i bogacić się z każdym dniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz