Zaspy śniegu sięgające niemal do pierwszego piętra, przenikliwe zimno w mieszkaniach, ciągły brak prądu i pozamykane sklepy. Autobusy rzadko jeżdżące w śnieżnych "wąwozach" i pojedynczy ludzie okutani w waciaki albo kożuchy z baranicą, przedzierający się przez zasypane białym puchem drogi. Nie, to nie scenariusz filmu katastroficznego. Taka była zima stulecia w Łodzi na przełomie 1978/1979 roku...
"Dziennik Popularny", grudzień 1978 roku.
Gwiazdka 1978 roku była w Łodzi pochmurna, siąpił lodowaty deszcz. Pogoda zmieniła się w piątkowe popołudnie, 29 grudnia. Temperatura zaczęła gwałtownie spadać. Ulice momentalnie zamieniły się w lodowiska, zamiast deszczu zaczął padać śnieg, zerwał się porywisty, lodowaty wiatr (...)
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Już 48 godzin później cała Polska została przysypana tonami śniegu. Stanęły pociągi, komunikacja miejska, a w tysiącach mieszkań kaloryfery zrobiły się zimne. Z radia płynęły komunikaty o 20 stopniu zasilania (oznacza on największe ograniczenia w dostarczaniu prądu do fabryk).
O tym, jak bezlitosna była aura w ostatnich godzinach 1978 roku, przekonali się na własnej skórze czterej pracownicy MPK. 30 grudnia wracali do Łodzi wyremontowanymi autobusami z zakładów naprawczych w Słupsku. Chcieli dojechać na sylwestra, ale utknęli w zaspach na drodze w Chodzieży. Przesiedli się do żuka, który jechał za nimi. Niestety i on zawiódł w Kowalu. Pracownicy MPK skorzystali z gościny Milicji Obywatelskiej i spędzili noc... na pryczach w areszcie. W sylwestrowy poranek byli zdeterminowani: chcieli powitać Nowy Rok we własnych domach. Dlatego do Łodzi jechali czym się dało, między innymi samochodem dowożącym mleko i saniami wynajętymi od jednego z gospodarzy. 31 grudnia, o godzinie 23.00 byli w Łodzi, ale w zajezdni MPK w Helenówku. Stamtąd już nic nie kursowało. Umordowani podróżą w śniegu złożyli sobie życzenia noworoczne i rozeszli się do domów. Jeden dotarł na lampkę Igristoje dopiero około godziny 2.00, musiał bowiem iść pieszo przez zaspy aż na Widzew Wschód...
"Dziennik Popularny", 31 grudnia 1978 roku.
W pierwszy dzień nowego 1979 roku Polska była sparaliżowana przez zaspy i kilkunastostopniowy mróz. Przyszły pierwsze informacje od meteorologów: w Suwałkach odnotowano 84 cm śniegu, w Łodzi - 78 cm, w Warszawie - 70 cm, w Szczecinie - 53 cm...
Niektórzy wojewodowie, jak na przykład gdański, zdecydowali się na wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. W Łodzi prezydent Józef Niewiadomski i Tadeusz Czechowicz, sekretarz KŁ PZPR, powołali Sztab Wojewódzki do spraw zwalczania skutków zimy.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
1 stycznia 1979 roku nad ranem mróz ścisnął tak mocno, że pękła rura w instalacji przeciwpożarowej w EC IV. Woda zalała transportery węgla, które już po godzinie zamarzły. O godzinie 8.30 wyłączono dopływ ciepła do budynków mieszkalnych. Temperatura w mieszkaniach szybko spadła do 4 st. C. Wyłączono też światło, a na osiedlach Widzew Wschód, Zarzew i Dąbrowa dodatkowo odcięto gaz.
Dyżurnym ruchu EC IV był wówczas Wojciech Przybylski. Jego zadaniem było jak najszybsze wznowienie pracy elektrociepłowni. Do EC IV posłano na pomoc ochotnicze brygady pracowników z Zakładów Aparatury Elektrycznej Ema-Elester i Fabryki Maszyn Włókienniczych Wifama. Wieczorem uruchomiono pierwszy kocioł i ciepła woda popłynęła do kaloryferów. Ale niewiele to dało. Węgiel był tak zmarznięty, że trzeba go było rozbijać kilofami. Na pomoc wezwano wojsko. Mróz był coraz silniejszy. Taśma transferowa, którą dostarczano węgiel, nie wytrzymała temperatury. Sparciała i pękła na całej szerokości. Żołnierze i pracownicy elektrociepłowni stali przerażeni. Na nową taśmę trzeba było czekać ponad miesiąc. Brygadzista monter Franciszek Siuciński jako jedyny zachował zimną krew. Pobiegł do warsztatu i wrócił ze zwojem miedzianego drutu. Zaczął wydawać kolegom komendy. Kilka par rąk chwyciło oba końce pękniętej taśmy, a Siuciński sprawnie zszył ją drutem. Chwilę potem zrobiono próbę generalną i taśmociąg znów zaczął dostarczać węgiel do pieców...
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Nie tylko w EC IV trwały zmagania z zimą. Rury w starych, słabo docieplonych budynkach pękały cały czas (...).
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Zima nie odpuszczała. W kolejnych dniach wskutek utrudnień na drogach i torach kolejowych w elektrociepłowniach zaczęło brakować węgla. Szyny pękały od mrozu, zwrotnice zamarzały, a potężne zaspy sprawiały, że trudno było dostrzec, gdzie jest jezdnia.
Naczelnik lokomotywowni inżynier Stanisław Gnacikowski relacjonował na łamach "Dziennika Popularnego":
(...) Obsługujemy węzeł łódzki oraz sąsiednie rejony: Częstochowę, Sieradz, Skierniewice i Tomaszów Mazowiecki. Po odmrożeniu składów, na dobę wyprawiamy 20 lokomotyw i 24 jednostki. Zdarzyło się też, że rewident i zwrotniczy w śniegu, na klęczkach, używając świec parafinowych, odmrażali pneumatyczne części pociągu, który utknął w szczerym polu.
Do odśnieżania torów i dróg wezwano wojsko. Na ulice wyjechały czołgi i ciężkimi gąsienicami zrywały z dróg warstwę zmrożonego śniegu.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
W Łodzi do odśnieżania kierowano załogi z zakładów pracy.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Władze uniwersytetu na łamach gazet apelowały do studentów, by zgłaszali się do właściwych dziekanatów, skąd mieli być kierowani w konkretne rejony miasta w celu usuwania zwałów śniegu.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
W większości miast komunikacja miejska nie funkcjonowała lub działała w bardzo ograniczonym stopniu. Mimo tego, żaden z motorniczych nie porzucił tramwaju.
"Dziennik Popularny" i "Express Ilustrowany" opisywały bohaterską postawę motorniczej Mirosławy Kawczyńskiej. Prowadząca tramwaj około godziny 16.30 utknęła na zamrożonych, zasypanych śniegiem torach na ulicy Nowotki, przed skrzyżowaniem z ulicą Buczka (dzisiaj ul. Pomorska przed ul. Kamińskiego). Mimo dojmującego zimna i kończących się niepowodzeniem prób oczyszczania torów, kobieta siedziała w kabinie motorniczego. Wreszcie o godzinie 23.30 dyspozytor pełniący dyżur zaproponował jej, by opuściła tramwaj. Kawczyńska nie zgodziła się i czekała jeszcze kilka godzin aż specjalny sprzęt odholuje pojazd, który prowadziła. Reporterzy stawiali kobietę za wzór osoby odpowiedzialnej za powierzone jej mienie i wyrażali podziw, gdyż feralnego dnia rano przyszła do pracy pieszo z domu na Brusie.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Zasypane drogi były koszmarem dla pacjentów i pracowników pogotowia ratunkowego. "Dziennik Popularny" z 5 stycznia 1979 roku zamieścił codzienny raport z zimowej sytuacji w mieście.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Dramatyczne chwile przeżyło młode małżeństwo mieszkające w kamienicy przy ulicy PKWN 3 (obecnie ul. Dowborczyków). Kobieta zaczęła rodzić swoje pierwsze dziecko. Sąsiedzi wezwali lekarza, ale karetka potrzebowała ponad pół godziny, by pokonać zaśnieżony kilometrowy odcinek ze stacji przy ulicy Sienkiewicza. Na miejscu, w bramie, czekał zniecierpliwiony mąż pacjentki. Pomógł zonie wsiąść do karetki. Antonina Jankowska, pielęgniarka z 24-letnim stażem pracy w pogotowiu, uspokajała pacjentkę, ale szybko zorientowała się, że dziecko przyjdzie na świat, nim dojadą na oddział położniczy. Sprawnie odebrała poród tuż pod bramą szpitala. Następnie zawinęła noworodka w czystą chustę płócienną, opatuliła własnym kożuchem i popędziła do lekarza. Pacjentką zajęli się sanitariusze (...)
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Zima stulecia i wszystko, co jej towarzyszyło, było inspiracją dla Filipa Bajona, reżysera kultowego filmu "Bal na dworcu w Koluszkach":
W tamtym czasie prawie wszystkie filmy były realizowane w Łodzi. Wytwórnia Filmów fabularnych była naturalnym środowiskiem ludzi związanych ze sztuką srebrnego ekranu. Spędzaliśmy w Łodzi niemal cały tydzień, by w niedziele i święta rozjeżdżać się do domów. Tak też było w 1978 roku. Skończyłem pracę i wracałem do Warszawy. Mój pociąg jeszcze dojechał na Centralną. Ale garderobiana, która wracała kolejnym, dotarła tylko do Koluszek. Utknęła na dobre na tamtejszym dworcu. Z powodu śnieżycy żaden pociąg już nie odjechał do Warszawy. Podróżni urządzili spontanicznego sylwestra w poczekalni dworcowej. Każdy wyjmował smakołyki, które miał w bagażu. Był też alkohol i - w sumie - niezła zabawa. No i wtedy przyszedł mi do głowy pomysł na "Bal na dworcu w Koluszkach".
"Bal na dworcu w Koluszkach", film Filipa Bajona z .... roku.
(źródło YouTube.pl)
Zima stulecia stała się inspiracją do filmu opowiadającego historię pewnej sylwestrowej nocy 1978 roku. Na dworcu w Koluszkach, w balowych strojach, grupa podróżnych z niecierpliwością oczekuje na przybycie pociągu. Utyka on jednak w śnieżnych zaspach i nie dociera do dworca kolejowego. Zaczyna się zaimprowizowany okolicznościami bal sylwestrowy. Zarówno na stacji jak i w przedziałach kolejowych pojawia się muzyka, śpiew, taniec i alkohol. Dzięki przypadkowej zbieraninie ludzkiej zgromadzonej w Koluszkach, mamy okazję poznać poprzez pojedyncze osoby, przekrój charakterologiczny poszczególnych warstw społecznych ówczesnej, komunistycznej Polski.
Komunikację zbiorową zaczęto stopniowo uruchamiać w styczniu. Z raportów statystycznych wynika, że 3 stycznia z Warszawy wyjechały wszystkie autobusy dalekobieżne, w Kielcach - 95% taboru, zaś w Rzeszowie - 96% W Łodzi na ulice wyjechało 305 z 440 autobusów MPK i prawie wszystkie tramwaje, jednak walka ze skutkami zimy stulecia trwała długie tygodnie, bo aż do połowy marca 1979 roku.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Źródło:
Anna Kulik, Jacek Perzyński. Sekrety Łodzi. Część 2.
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Fot. archiwalne: "Express Ilustrowany" - archiwalne zdjęcia z ataku zimy sprzed 42 lat,
Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego.
Wycinki prasowe pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.
Film YouTube.pl
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Obejrzyj:
"Dziennik Popularny", rok 1979.
Przeczytaj jeszcze w baedekerze:
BAEDEKER POLECA:
Anna Kulik, Jacek Perzyński. Sekrety Łodzi. Część 1.
Anna Kulik, Jacek Perzyński. Sekrety Łodzi. Część 2.
Anna Kulik, Jacek Perzyński. Sekrety Łodzi. Część 3.
Anna Kulik, Jacek Perzyński. Sekrety województwa łódzkiego.