Letni ogródek restauracji "Halka" przy ul. Moniuszki 1 w Łodzi
(Fot.ze zbiorów MMŁ)
…Jeżeli
ulica Moniuszki chwaliła się swoją oryginalnością, że kiedyś była prywatną, że
pierwsze oświetlenie miała, że w YMCA jazz grano, no i „Honoratka” naprzeciwko
„Halki” była – wszystko to prawda. Ale za to wprost z ulicy Traugutta,
równoległej do Moniuszki, wchodziło się do sławnych sal „Grand Hotelu”:
„Malinowej”, „Złotej” i „Syreny”. Również do kina Goldberga, a po jego
likwidacji, Teatru Miniatur Syrena, w 1948 roku do Teatru Satyry Osa, później
Teatru 7.15.
Letnią
porą po południu cała ulica słyszała jak w ogródku – z wejściem od ulicy
Traugutta – grała Caravanę orkiestra
„Braci Łopatowskich”.
Prawdziwą
chlubą i ozdobą tej ulicy jest jednak Hotel Savoy. Jak pięknie musiał wyglądać
tuż po wybudowaniu...
"Godzina Polski", rok 1917.
Gazeta "Rozwój", rok 1919.
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1914.
"Rozwój", rok 1920.
"Rozwój", rok 1922.
"Express Wieczorny Ilustrowany", rok 1923.
"Republika", rok 1924.
"Nowiny", rok 1924.
Luksusowy to był hotel. Z wielkim zachwytem opisywał go wędrowiec z dalekiej Rosji, będący gościem hotelu… Savoy - został opisany w książce pt. „Hotel Savoy” Josepha Roth’a:
„To było dość zabawne miasto. Mieszkało w nim wiele dziwnych ludzi, czegoś podobnego nie spotyka
się na świecie”.
się na świecie”.
Co i kogo miał na myśli Roth, odnaleźć można na kartkach książki o hotelu Savoy w mieście, które we wszystkich opisach przypomina naszą Łódź.
Swoją
drogą hotele Savoy były często wymieniane jako miejsca atrakcyjne również ze
względu na ciekawe zdarzenia, które miały w nich miejsce. W hotelu w Nowym
Yorku grała orkiestra Bennego Goodmana i śpiewała Ella Fitzgerald. Na pamiątkę nagrali kultową
płytę „Stompin’ At The Savoy”.
Ella Fitzgerald i Luis Amstrong. Stompin’ At The Savoy
źródło:
YouTube.pl
W
londyńskim Savoy’u w 1919 roku grał, po raz pierwszy w europie, zespół
„Dixieland Jass Band” z Ameryki, wzbudzając powszechny zachwyt!
Tak
się jakoś ułożyło, że trzy łódzkie knajpy: w hotelu Savoy, „Malinowa” i
„Tivoli” stanowiły jakby zaczarowany i przysłowiowy Trójkąt Bermudzki.
"Hasło Łódzkie", rok 1928.
"Hasło Łódzkie", rok 1928.
"Głos Poranny", rok 1937.
Wytrawni
danserzy, ale też inne społeczności, co to bez zabawy żyć nie mogły, w tym
trójkącie zatracali swoje życie, błąkając się między tymi lokalami – taki mieli
zwyczaj, a może to magia tego trójkąta tak na nich działała? W każdym razie
modne było przebywanie jednego wieczora w każdej z nich.
"Republika", rok 1923.
"Republika", rok 1924.
"Hasło Łódzkie", rok 1928.
Niestety,
nadszedł czas zaniechania i orkiestry już tu nie grają. Być może to właśnie one
same – te i pozostałe – zapadły się w tajemną dziurę czasu i przestrzeni, tego
wyimaginowanego trójkąta, trójkąta łódzkiego.
"Republika", rok 1923.
Jako
że w hotelach Savoy coś ważnego musiało być lub się zdarzyć, w naszym łódzkim
ważny był lokal na pierwszym piętrze. Mieścił się tam Klub Pickwicka.
Orkiestry
tu nie grały, bo i po co? Nie starczyłoby miejsca dla orkiestry i tańczących
literatów. Kropka. Tu nie było przymileń i mizdrzenia się do ładnych panienek.
Tu toczyły się zażarte dyskusje, spory o literaturę, teatr, film. Zwłaszcza ta
najmłodsza muza, była przedmiotem ożywionych dyskusji wśród młodszej
społeczności zacnego klubu. Powód był dość czytelny. Blisko, bo na ulicy
Łąkowej szczypała – ta muza – zalotnie ludzi filmu, kusząc ich wielkimi
literami w czołówce i czerwonym dywanem, po którym idzie się po Oskara. Wizje
takiej przyszłości mogły się przecież ziścić, ale trzeba było je twórczo
przedyskutować. Najlepiej oczywiście przy barze z widokiem na ścianę trunków
wszelakich. Takim właśnie miejscem spotkań ludzi sztuki i kultury był Klub
Pickwicka. Ludzi, w tym klubie bywających, w ramy pozłacane należałoby oprawić,
a przygód, jakich doznali wystarczyłoby na kilka powieści…
Były
też i złe spotkania, nawet podłe. Wtedy jak partia robotnicza ustami wielu
artystów skarżyła na Edmunda Wiercińskiego za reżyserię „Elektry”, czyniąc z
tak szacownego klubu salę sądową. Bezprawny sąd nad twórczą wizją artysty.
Takie prawo i takie czyny w Klubie Pickwicka? Niestety, były i takie czasy.
Edmund
Wierciński (1899-1955) - aktor, reżyser, pedagog.
W
okresie międzywojennym Wierciński wiele eksperymentował jako reżyser,
poszukiwał nowych rozwiązań formalnych. Był jednym z pierwszych inscenizatorów
w Polsce, którzy realizowali zasadę integralności dzieła scenicznego;
mistrzowsko przeprowadzał psychologiczną analizę wystawianego tekstu. Przed
teatrem stawiał zadania społeczno-wychowawcze. Jego ideałem był teatr, którego
źródła tkwiły w polskim teatrze romantycznym i twórczości Wyspiańskiego.
Tworzył teatr postępowy, wyrażający aktualne treści społeczno-polityczne (Sprawa
Dreyfusa Wilhelma Herzoga i Hansa Joségo Rehfischa 1931, Czarne
Getto Eugene’a O’Neilla 1932). Wydobywał warstwę znaczeń przenośnych,
symbolicznych, zarówno w sztukach z repertuaru współczesnego: Sen (1927), Łyżki
i księżyc Emila Zegadłowicza (1928), Metafizyka dwugłowego
cielęcia Stanisława Ignacego Witkiewicza (1928), jak i klasycznego: Ksiądz
Marek Słowackiego (1936). Po okresie poszukiwań i eksperymentów
wystawiał kameralne sztuki realistyczno-psychologiczne (Głupi Jakub Tadeusza
Rittnera (1936), Lato w Nohant Jarosława Iwaszkiewicza 1936).
W ostatnich przedstawieniach powojennych unikał eksperymentów, bliski był mu
klasyczny teatr poetycki: Cyd Wyspiańskiego według Pierre'a
Corneille'a (1948), Fantazy (1948) i Horsztyński (1953)
Słowackiego, Lorenzaccio Alfreda de Musseta (1955).
Ale
ogólnie rzecz biorąc Klub Pickwicka było to wesolutkie miejsce. W Savoy’u już
od 1945 roku mieszkali artyści Teatru Miniatur Syrena.
Teatr
założył satyryk Jerzy Jurandot w 1945 roku w Łodzi jako Spółdzielnię Pracy
Aktorów pod nazwą Teatr Miniatur „Syrena”. Przeniesiony w 1948 roku do
Warszawy, w 1951 roku został upaństwowiony i działał jako Teatr Syrena
(1948–55, 1957–62 i od stycznia 1967 do dziś), a także jako Teatr Satyryków
„Syrena” (1955–57) i Teatr Buffo „Syrena” (1962–67). Od 1967 roku nosił nazwę
Teatr Syrena.
Gdzie
po spektaklu spotykali się artyści i poeci? Oczywiście w Klubie Pickwicka. W
jednym rządku wzdłuż lady barowej można było zobaczyć wybitnych przedstawicieli
kultury polskiej: Jerzego Jurandota rozdzielającego Gozdawę od Stępnia,
Dziewońskiego i Kazimierza Rudzkiego obok siebie, czyli nieustający monolog
Dudka, a także Adolfa Dymszę przedrzeźniającego Ludwika Sempolińskiego…
Adolf Dymsza w piosence "Ach pardon" (słowa Marian Hemar, muzyka Andzrej Panufnik).
Źródło:
YouTube.pl.
Przy
stoliku poetów rozmawiali Gałczyński z Tuwimem. Obok, zadumany siedział wielki
Węgrzyn.
Panie:
Maria Bielicka, Mira Zimińska, Hanna Skarżanka obsiadły stolik przystrojony
wazonem róż i zaśmiewały się słuchając Stefanii Grodzieńskiej.
Słychać
było dźwięki pianina, Leon Schiller, czyli Lulek, w pelerynie okrywającej
kiedyś romantycznego poetę, z głową zwróconą w kierunku Ildefonsa, grał i
śpiewał kuplety z „Zielonego Balonika”…
Nad
tym całym zgiełkiem panowała, rozdzielając uśmiechy, pani Axer, kierowniczka
tego wyjątkowego miejsca…
Notka
jest fragmentem książki „Były dancingi i grały orkiestry w mieście Łodzi.
Opowieść o muzyce, knajpach i nocnym życiu PRL-u”, której autorem jest
Kazimierz Krzywik Kaźmierczyk.
oraz:
Fot.
współczesne Monika Czechowicz
"Gazeta Łódzka", rok 1918.
"Gazeta Łódzka", rok 1918.
oraz ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.
Posłuchaj:
Przeczytaj
jeszcze:
Dworzec Fabryczny i... najlepsza meta w PRL-u
PASAŻ LUDWIGA MEYERA
Hotel Savoy. Łódź, ulica Traugutta 6.
Dworzec Fabryczny i... najlepsza meta w PRL-u
PASAŻ LUDWIGA MEYERA
Hotel Savoy. Łódź, ulica Traugutta 6.
"Dziennik Łódzki", rok 1945.
"Dziennik Łódzki", rok 1986.
BAEDEKER
POLECA:
Kazimierz Krzywik Kaźmierczyk. Były dancingi
i grały orkiestry w mieście Łodzi. Opowieść o muzyce, knajpach i nocnym życiu
PRL-u.
Książka
zabierze Państwa w podróż do miejsc, doskonale znanych łodzianinowi w czasach
PRL-u, w których grały najlepsze ówczesne orkiestry (m.in. „Bracia Łopatowskich”,
Krochmalskiego, „Braci Wander”). O godzinie jedenastej rano czytelnik będzie
mógł posłuchać opowieści przy klezmerskim stoliku w „Grand Café”, popołudnie
spędzi na studiowaniu osobistego pamiętnika muzyka, by wieczorem obejrzeć
niesamowity bal i posłuchać m.in. „La Cumparasita” w sali „Malinowej”. A
skąd autor wie jak było? Sam to wszystko przeżył lub był naocznym świadkiem,
często niesamowitych przygód łódzkich muzykantów. Dzisiaj dzieli się swoimi
wspomnieniami i zaprasza do lektury każdego, kto pragnie dowiedzieć się skąd
muzycy zza żelaznej kurtyny znali boogie-woogie, rock & rolla, na czyją
prośbę pierwszy raz zagrali piosenkę „Theo, wir fahr'n nach Lodz!”, czemu autor
kupował buty z Romanem Polańskim, co oznacza słowo neskim i jaką rolę w całej historii
odegrała Michalina Tatarkówna-Majkowska. Opowieść Jerzego Krzywika Kaźmierczyka
jest pełna zaskakujących i zabawnych historii, obrazujących czasy, w których
kwitła muzyka taneczna w mieście Łodzi.
Jerzy
Krzywik Kaźmierczyk - muzyk amator, bajarz, autor wspomnień o „rozrywkowej Łodzi”
z czasów Polski Ludowej.
W
jednym z wywiadów Jerzy Krzywik Kaźmierczyk powiedział: „Szkoda, ażeby mrok zapomnienia objął ciekawy, pod każdym względem,
fragment naszej łódzkiej historii. Historii muzyków, muzykantów i klezmerów
oraz miejsc, gdzie grali, wspominanych z sentymentem przez nich samych, ale i
przez nas – łodzian, a także przez gości ze świata, którzy niejedną noc
przetańczyli na łódzkich dancingach”.
Jerzy
Krzywik Kaźmierczyk jest autorem kilku książek, nawiązujących do historii
powojennej Łodzi. Są to publikacje pt.: „Były dancingi i grały orkiestry
w mieście Łodzi. Opowieść o muzyce, knajpach i nocnym życiu PRL-u”, „Lorneta z
meduzą. Wędrówki łódzką nocą” czy „Jazz w mieście”. Napisał również „Paskudne
lata. Wspomnienia z okupowanej Łodzi”. Wszystkie książki wydane zostały przez
Dom Wydawniczy Księży Młyn w Łodzi.