poniedziałek, 4 grudnia 2023

Wampir z Łodzi, Ferdynand Grüning.

"Orędownik", rok 1939.

O tej sprawie mało kto pamięta. Ferdynanda Grüninga nazwano „wampirem” z Łodzi. Mordował i gwałcił. Wyrok zapadł niedługo przed wybuchem II wojny światowej.

"Orędownik", 1 marca 1939 roku.
Ferdynand Grüning (także Ferdynand Grining)
- urodzony w 1885 roku w Łodzi, zmarł prawdopodobnie w 1939 roku. Seryjny morderca i gwałciciel dzieci zwany Wampirem z Łodzi. Jego proces i popełnione przez niego przestępstwa odbiły się szerokim echem w mediach w 20-leciu międzywojennym.

Ferdynand Grüning urodził się w 1885 (lub 1886) w Łodzi jako drugi z kolei syn, w niezbyt zamożnej rodzinie łódzkiego palacza fabrycznego Krzysztofa Grüninga i Adeli z domu Fabian. 
Gdy był nastolatkiem, ojciec zabierał go ze sobą do pracy i przyuczał do zawodu. W młodości był cichym, spokojnym, ułożonym dzieckiem, stronił od kolegów i był typem samotnika. Miał pięcioro rodzeństwa (brata i cztery siostry). Uczęszczał do rosyjskiej szkoły, a w domu uczył się języka niemieckiego. 
Przez pewien czas mieszkał w Karolewie, a w 1919 roku zamieszkał wraz z rodziną przy ul. Włodzimierskiej 38 w Łodzi (dzisiaj ulica Jana Pietrusińskiego), pracował wówczas jako tkacz. Z czasem pojawiły się u niego napady złości i stawał się niebezpieczny dla rodziny, groził biciem.
Sytuacja pogorszyła się po pobycie w wojsku rosyjskim, z którego go wydalono, prawdopodobnie w związku z jego skłonnościami seksualnymi. Po powrocie z wojska stał się jeszcze bardziej nerwowy i nie podejmował żadnej pracy. 
Ożenił się, niemniej jego związek małżeński miał problemy od samego początku, a śmierć córki po urodzeniu, a także alkoholizm Grüninga, wpłynęły na fakt, iż ten porzucił żonę, decydując się na zostanie wędrownym blacharzem. Z czasem uważał, że do małżeństwa został zmuszony przez rodzinę, jego siostry zaś uznawały, że on sam chciał się ożenić, szukając ujścia dla swojego popędu seksualnego.

"Głos Poranny", rok 1938.

Z czasem jego obsesja na punkcie seksu przybrała na sile, a on sam czuł coraz większe zainteresowanie małymi dziećmi. W roku 1914 został aresztowany i oskarżony o gwałt na 6-letniej dziewczynce. Groziła mu bardzo surowa kara. Plany łódzkiej prokuratury pokrzyżował jednak wybuch pierwszej wojny światowej…
Z czasem powrócił do więzienia, spędzając w nim karę jednego roku za kradzież. Według strażników więziennych Grüning podczas odsiadki miał zachowywać się wzorowo.
Brat mordercy mówił, że się go bał i nie utrzymywał z nim kontaktów.
- To był niedobry człowiek! - mówił o swym bracie. - Pił, a jak się upił to zaraz brał się do kobiet. Jemu było wszystko jedno czy młoda, czy stara. Nie utrzymywałem z nim kontaktów, bo bałem się o swoją żonę.

"Głos Poranny", 29 października 1938 roku.
Pierwsze zabójstwo
Pierwszą ofiarą śmiertelną Grüninga była 7-letnia dziewczynka Irena Erentzówna z Turku, którą w 1926 roku zamordował i zgwałcił. Policja szybko jednak namierzyła zwyrodnialca.  Udowodniono mu winę i osadzono w więzieniu w Rawiczu z wyrokiem dożywotniego pozbawienia wolności. Niestety, amnestia w 1932 roku skróciła wyrok do 12 lat, niemniej choroba oczu Grüninga, którą nabył w więzieniu, spowodowała, że w roku 1934 został zwolniony na przepustkę, celem naprawy swojego zdrowia.
Kilka dni przed powrotem do więzienia, dały o sobie znać jego najgorsze instynkty…

Drugie zabójstwo
30 maja 1934 roku, w trakcie swojej pieszej wędrówki po wsiach, blacharz dotarł nieopodal Zgierza. Tam zauważył kilku chłopców grających w piłkę. Postanowił wykorzystać tę okazję…
W Zgierzu na placu przy ul. Aleksandrowskiej podczas przepustki drugą ofiarą Grüninga padł 11-letni chłopiec. Morderca z narzędziami blacharskimi podszedł do grupy chłopców, którzy grali w piłkę, proponując Tadeuszowi Kuczyńskiemu by ten za cukierki odprowadził go do tramwaju. Ten odmówił, więc Grüning ponowił swoją prośbę wobec Józefa Chodobińskiego, dając mu 50 groszy i zlecając kupno cukierków. Ten zgodził się na odprowadzenie mężczyzny do tramwaju za cukierki i z nim poszedł. Poszukiwania dziecka rozpoczęto tego samego dnia, zainicjował je ojciec, zaniepokojony brakiem syna w domu. Szkielet chłopca znalazł lokalny rolnik we wsi Piaskowice Pieńki na polu po 6 tygodniach od zdarzenia. Chłopca rozpoznano po leżącej obok podpisanej imieniem i nazwiskiem czapce, zawierającej podpis „Józef Chodobiński, kl. IV”. Podejrzenia jednak nie padły wówczas na Grüninga, ponieważ Grüning wrócił do więzienia po dwumiesięcznej przerwie. Gdy zbrodnia pod Zgierzem wyszła na jaw, nikomu nie przyszło nawet do głowy, że sprawca tego bestialskiego mordu przebywał od jakiegoś czasu w swojej celi. Areszt opuścił w 1938 roku.

"Głos Poranny", rok 1938.

Próba zabójstwa
Na wiosnę 1938 roku Ferdynand Grüning opuścił więzienne mury. Był teraz wolnym człowiekiem. Ten nowy etap w jego życiu rozpoczął tak, jak zakończył poprzedni – zamordował 11-letnią dziewczynkę, której imienia nigdy nie udało się policji ustalić. Ofiar było jednak jeszcze więcej.

"Republika", 1938 roku.

Grüning w Piotrkowie Trybunalskim 8 lipca 1938 roku zgwałcił, a następnie próbował dokonać zabójstwa 8-letniej Lucyny Góry z Twardosławic. Bardzo pokaleczona, początkowo twierdziła, że zraniła się gdy spadła podczas jazdy na rowerze ze swoim wujkiem druciarzem. Informację o zaatakowaniu przez Grüninga przekazała gdy dowiedziała się o kolejnym, dokonanym nożycami blacharskimi przez niego morderstwie.
Przez ponad cztery kolejne miesiące Grüning pozostawał bezkarny. Aż trafił do wsi Kościuszków pod Kutnem. Właśnie tam – 17 października 1938 roku – tuż po zabójstwie 9-letniej Władzi Bagrowskiej, Ferdynand został aresztowany.

"Orędownik", rok 1938.

Trzecie zabójstwo
Grüning zgłosił się 17 października 1938 do sołtysa Kościuszkowa koło Kutna, w celu znalezienia noclegu. Sołtys skierował go do jednego z mieszkańców miejscowości – Bębnisty. Jednocześnie do sołtysa przyszły dwie 9-letnie dziewczynki. Morderca rozpoczął z nimi rozmowę i zasugerował, że może ich w domach zalutować garnki. Jedno z dzieci postanowiło zaprowadzić go do domu. Około 19:00 Grüning odwiedził Bębnistę, w celu przenocowania. Skorzystał z wody w celu obmycia się. Pomimo faktu, iż gospodarz zauważył, że blacharz jest zakrwawiony, nie wzbudziło to u niego podejrzeń, gdyż uznał, że być może ten skaleczył się w trakcie pracy. Ojciec dziewczynki oczekując w domu długo na powrót córki – Władysławy Bagrowskiej z Kościuszkowa koło Kutna wyruszył na jej poszukiwania. Około godz. 22:00 odwiedził z sołtysem Bębnistę. Mężczyzna po dotarciu do śpiącego w stodole Grüninga zapytał go gdzie jest jego córka, ten zaś odpowiedział: „nie jestem stróżem cudzych dzieci”. Po przeprowadzeniu sprawcy ze stodoły do mieszkania, ten wyjął zakrwawione nożyce ocierając je z krwi. Przybyły policjant spostrzegł również jej ślady na ubraniu przestępcy. Po przetransportowaniu mężczyzny na posterunek policyjny ten przyznał się do morderstwa, a następnie wskazał lokalizację zwłok dziewczynki zakopane w polu. Z ziemi wystawała ręka dziecka, a obok zakopane było jej ubranie. W stodole w której nocował mężczyzna znaleziono ucięte fragmenty ciała dziewczynki. Grüning zakomunikował śledczym, że ogarnęła go żądza mordowania. Śledczy powiązali popełnione przez niego morderstwo z mordem popełnionym pięć lat wcześniej oraz z próbą zabójstwa, stawiając go przed sądem za popełnione czyny.

"Głos Poranny", listopad 1938 roku.

Proces
Przed procesem Grüninga badano pod kątem jego poczytalności w szpitalu w Kochanówce oraz w Tworkach. 

"Głos Poranny", rok 1938.

"Głos Poranny", listopad 1938 roku.

Pawilony szpitala dla umysłowo chorych w Kochanówce.
Przeczytaj w baedekerze:

W obu placówkach przyznawał się do winy i opisywał swoje zbrodnie. Lekarze uznali, że przestępca był poczytalny. 

"Ilustrowana Republika", grudzień 1938 roku.

"Ilustrowana Republika", rok 1938.

28 lutego 1939 roku rozpoczął się proces wampira.

"Głos Poranny", 5 lutego 1939.

"Echo", 22 lutego 1939 roku.

Proces trwał zaledwie siedem godzin, a przez większość czasu rozprawa odbywała się przy drzwiach zamkniętych.

"Głos Poranny", 28 lutego 1939 roku.

"Orędownik", 3 marca 1939 roku.

Ostatni proces Grüninga odbył się w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Przed budynkiem sądu w trakcie procesu gromadziły się tłumy gapiów. 

Budynek Sądu Okręgowego i Apelacyjnego w Łodzi.
Przeczytaj w baedekerze:

"Głos Poranny", rok 1939.

Dowody pozwalały oskarżyć „Wampira Łodzi” jedynie o zbrodnie, do których sam się przyznał: morderstwo dwóch nieletnich osób – 11-letniego Józefa spod Zgierza i 9-letniej Władysławy ze wsi Kościuszkowo – oraz usiłowanie zabójstwa 8-letniej Lucyny z Piotrkowa. Akt oskarżenia obejmował także trzy gwałty ze szczególnym okrucieństwem.


Postawa „Wampira Łodzi”, ale i jego odpowiedzi na pytania, zadawane przez Sędziego, sprawiały wrażenie symulowania choroby umysłowej. Przez cały czas trwania procesu Grüning wpatrywał się w jeden punkt i nie reagował na wydawane przez pilnujących go policjantów polecenia.

"Orędownik", 1 marca 1939 roku.

"Orędownik", 1 marca 1939 roku.

"Orędownik", 3 marca 1939 roku.
Grüning doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko uznanie za osobę niepoczytalną może uchronić go przed karą śmierci.

Przestępca siedział na ławie oskarżonych z opuszczoną głową i wzrokiem wpatrzonym w podłogę. W przypadku większości zadawanych mu pytań twierdził, że nie zna na nie odpowiedzi. Udawał, że nie wie jak ma na imię, czy był żonaty, ponadto nie składał żadnych wyjaśnień. Ponadto nie przyznał się do winy. 
- Jak tak mówią, to tak musiało być! - taką formułkę wypowiadał odpowiadając na pytania sądu czy prokuratora.

"Orędownik", 1 marca 1939 roku.

Przed sądem zeznawali koledzy Józefa Chudobińskiego, rozpoznając w Grüningu osobę, która uprowadziła chłopca, ojciec Władysławy Bagrowskiej, Lucyna Góra i jej ojciec, a także rodzeństwo Grüninga. Część procesu została utajniona. 
Przed sądem zeznawał jeden ze strażników więziennych. Twierdził, że w więzieniu Grüning czuł się bardzo dobrze. Zachowywał się wzorowo, był jednak małomówny.

- Zabijałem, bo tak mnie do tego ciągnęło! - miał raz powiedzieć strażnikowi.
Grüningowi postawiono zarzut dokonania dwóch gwałtów, dwóch zabójstw, jednego usiłowania zabójstwa. Sąd wobec przestępcy zasądzili 3-krotną karę śmierci przez powieszenie oraz utratę wszelkich praw. Sąd podkreślił u oskarżonego „brak instynktów ludzkich, jego zwierzęcość i okrucieństwo”. 

"Orędownik", 3 marca 1939 roku.

Wkrótce sąd ogłosił wyrok.
W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, Sąd, postanawia – za każdą z tych zbrodni z osobna i za wszystkie trzy łącznie: skazać oskarżonego na karę śmierci przez powieszenie oraz pozbawienie praw honorowych i obywatelskich na zawsze.
Grüning przyjął wyrok ze spokojem, następnie odwieziono go do więzienia, choć nie wiadomo czy wyrok wykonano. Wiadomo, że 16 sierpnia 1939 gdy jego brata sądzono za kradzież, Grüning nadal przebywał w więzieniu. 
Grüninga umieszczono w Tworkach i wniesiono apelację do wyroku, wznowienie procesu wyznaczono na 13 września 1939 roku. Dwa tygodnie później rozpoczęła się II wojna światowa...

"Głos Poranny", 20 sierpnia 1939 roku.

I na tej informacji prasowej historia "Wampira z Łodzi" urywa się. Do dziś nie wiemy czy na Grüningu został wykonany wyrok śmierci. Podobno został powieszony. Ale nie jest to pewne.

"Echo", 1 marca 1939 roku.


"Głos Poranny", lipiec 1939 roku.

Wycinki prasowe pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi/ wyszukał baedeker łódzki.
Fot. współczesne Monika Czechowicz

Przeczytaj jeszcze w baedekerze: