Geyerowie w dziejach przemysłowej Łodzi zajmowali szczególną pozycję. Niezwykłe były przy tym losy twórcy potęgi rodu, Ludwika Geyera, który rozpoczynał karierę jako pierwszy wielki przedsiębiorca Łodzi, z rozmachem podejmujący nowe inwestycje, a kończył jako bankrut więziony za długi.
Znaczenie firmy odbudowali jego synowie, ale ich przedsiębiorstwo pozostawało w cieniu Scheiblerów i Poznańskich, konkurując z Heinzlami i Widzewską Manufakturą. Lata międzywojenne to okres kolejnego bankructwa zakładów i ponownego ich odrodzenia tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Geyerowie odgrywali w dawnej Łodzi wielką rolę, choć nie pozostawili po sobie tak wspaniałych rezydencji i spektakularnych inwestycji, jak przedstawiciele innych łódzkich rodów. Historia Geyerów to losy kilku pokoleń, które - zmagając się z trudnościami i przezwyciężając kolejne kryzysy budowały potęgę rodzinnej firmy, wzrastając jednocześnie w tutejszą ziemię i polonizując się.
(zbiory Centralnego Muzeum Włókiennictwa)
By prześledzić ich dzieje, należy cofnąć się do połowy lat dwudziestych XIX wieku, do pierwszego, pionierskiego okresu rozwoju łódzkiego przemysłu. Wytyczone przez rząd Królestwa Polskiego osady, Nowe Miasto i Łódka, zaludniały się szybko przybywającymi z ziem niemieckich tkaczami i sukiennikami. Władze odczuwały jednak brak poważniejszych przedsiębiorców, którzy staliby się "kołami napędowymi" przemysłu włókienniczego, nadając produkcji większy rozmach. Czekały na nich obszerne działki na terenie tzw. posiadeł wodno-fabrycznych, wytyczonych wzdłuż doliny rzeki Jasień, na południowym krańcu miasta. Z pewnością dobrym krokiem było sprowadzenie w 1824 roku z Chemnitz w Saksonii Krystiana (Chrystiana) Fryderyka Wendischa, który w latach 1825-1827 wzniósł na terenie posiadeł, w części nazywanej Księżym Młynem, pierwszą na terenie Łodzi dużą przędzalnię bawełny.
Mniej pomyślnie rozwijały się przedsiębiorstwa przybyłych w tym czasie kolejnych fabrykantów: Jana Krystiana Rundziehera, Daniela Illa, Karola Gottfrieda Maya, Antoniego Wilhelma Potempy. Władze wciąż szukały doświadczonych przedsiębiorców. W 1826 roku naczelnik Sekcji Fabrycznej Komisji Województwa Mazowieckiego, Benedykt Tykel, jedna z najważniejszych dla początków przemysłowej Łodzi postaci, ściśle współpracujący z Rajmundem Rembielińskim, wyruszył przez Dolny Śląsk do Saksonii. Nawiązał tam cenne kontakty między innymi z Tytusem Kopischem z Kowar (niemieckie Schmiedeberg) na Dolnym Śląsku oraz Ludwikiem Geyerem w Saksonii. Obydwaj rozpoczęli wkrótce działalność w Łodzi, spełniając pokładane w nich nadzieje.
Ludwik Geyer urodził się w Berlinie w 1805 roku. Ukończył tam bliżej nieokreśloną akademię, po czym rozpoczął pracę w przędzalni swojego ojca, w Neugersdorf, miejscowości leżącej na Górnych Łużycach, w granicach Saksonii, którą odwiedził Tykel. Z listopada 1826 roku pochodzi deklaracja młodego Geyera, w której zobowiązał się osiąść w Łodzi i rozpocząć działalność produkcyjną. Przybył tutaj w styczniu 1828 roku z całą rodziną: żoną Emilią, ojcem Adamem, matką Zofią i krewniakiem Krystianem Geyerem, z "ruchomościami fabrycznymi" i zapasem przędzy bawełnianej. Rodzina przed wyjazdem sprzedała swój majątek w Neugersdorf i przeniosła się na krótko do Zitau (Żytawa), by stamtąd wyruszyć na wschód.
Po przyjeździe Geyer podpisał wstępną umowę z Komisją Województwa Mazowieckiego, na terenie którego leżała Łódź, potwierdzoną w sierpniu 1828 roku. Otrzymał w wieczystą dzierżawę obszerną posesję nr 284 u zbiegu ulicy Piotrkowskiej i Górnego Rynku (obecnie pl. Reymonta), ciągnącą się dalej w kierunku wschodnim wzdłuż ulicy Zarzewskiej (obecnie ulica Przybyszewskiego) i graniczącą od północy z obszernym stawem na rzece Jasień. Wystawił tam szybko drewniany dom i kilka budynków gospodarczych. Ludwik Geyer był wówczas młodym, wręcz bardzo młodym człowiekiem, liczył bowiem zaledwie 23 lata. Mimo to potrafił z wielką energią, wspierany z pewnością przez doświadczonego ojca, rozwinąć działalność gospodarczą, realizując swoje zobowiązania.
Geyer rozpoczął w 1829 roku od produkcji tkanin, częściowo w systemie nakładczym, oddając przędzę tkaczom chałupnikom, częściowo ją przerabiając na własnych warsztatach. Urządził też farbiarnię i drukarnię perkali. Nie obyło się jednak bez kłopotów. Fabrykant oskarżony został o bezprawną sprzedaż przędzy oraz przemyt wyrobów zagranicznych. W konsekwencji Geyer został objęty policyjnym dozorem i zabezpieczono jego majątek. Sporządzono przy tym spis jego osobistych rzeczy, w którym wymieniono między innymi 74 książki, co należy uznać za znaczny, jak na owe czasy, księgozbiór, świadczący o wykształceniu i zainteresowaniach młodego fabrykanta.
Wczesny etap działalności Gayera zamknął wybuch powstania listopadowego. Okres ten przedsiębiorca przetrwał bez większych strat, przebywając głównie w Warszawie. Zakładami w Łodzi zajmował się jego ojciec. Po zakończeniu wojny polsko-rosyjskiej Geyer z dużym impetem wznowił działalność. Ułatwił mu to fakt, że kilku jego konkurentów zmarło bądź popadło w trudności finansowe. Wśród tych drugich był Antoni Wilhelm Potempa, sąsiad Geyera zajmujący działkę nr 283 przy ulicy Piotrkowskiej, po północnej stronie stawu na Jasieniu. Pozwoliło to Geyerowi w 1833 roku przejąć ten teren w wieczystą dzierżawę. Samego Potempę zatrudnił na stanowisku buchaltera. Po stronie południowej swoich nieruchomości, wzdłuż Górnego Rynku i ulicy Zarzewskiej wystawił pięć murowanych parterowych domów dla tkaczy, których zatrudniał w swojej fabryce.
Dom powstał w 1833 roku. W 1828 roku Geyer wystawił tutaj trzyizbowy drewniany domek, w którym zamieszkał z rodzicami. Tu rozpoczął też drukowanie perkali. W 1833 roku wybudował murowany dom mieszkalny z facjatką, z czterospadowym dachem. Był to parterowy murowany budynek z czterospadowym dachem oraz ryzalitem umieszczonym na osi z facjatą z balkonem, zwieńczoną trójkątnym szczytem. Jest to zachowany do dziś „dworek” klasycystyczny przy ulicy Piotrkowskiej 286.
W tym czasie fabrykant zainteresował się osadą rządową Ruda Pabianicka, położoną na południowy zachód od Łodzi, już na terenie województwa kaliskiego (granica między województwami mazowieckim i kaliskim pokrywała się wtedy z południową granicą Łodzi - przebiegała wzdłuż północnego krańca dzisiejszego pl. Niepodległości). Chciał tam wybudować dużą przędzalnię. Nie uzyskał jednak zgody na nabycie osady i wówczas postanowił wznieść gmach fabryczny na dawnej posesji Potempy przy ulicy Piotrkowskiej, po północnej stronie stawu. W latach 1835-1838 stanął tam największy budynek fabryczny w Łodzi, nazwany później Białą Fabryką. Był on wizytówką łódzkiego przemysłu do czasu wzniesienia wielkich zespołów Scheiblera i Poznańskiego. Znaczenie inwestycji Geyera było tym większe, że w nowej fabryce zainstalowano pierwszą w mieście maszynę parową. W ten sposób zapoczątkowany został nowy etap w historii przemysłowej Łodzi.
Budowa przędzalni potwierdziła rangę Geyera jako najpoważniejszego fabrykanta miasta. W jego zakładach zatrudnionych było 600 osób. Dzięki temu zdobył przychylność władz, które chętnie, za pośrednictwem Banku Polskiego, udzieliły mu dużego kredytu na sprowadzenie maszyny parowej. Przy tej okazji łódzki przedsiębiorca zyskał bardzo pozytywne opinie. Nowy Komisarz Fabryk, następca Tykla, Antoni Lelowski, napisał o nim:
"Względem p. Geyera przyznać należy, iż w tym względzie nikt nad niego większych posług krajowi nie zrobił, a nawet w ogóle ani jeden zakład w takiej jak jego obszerności nie powstał bez żadnej pomocy Rządu. On własnym tylko przemysłem doprowadził swoje zakłady do przeszło milionowej wartości (...)".
Prezydent Łodzi w liście do Komisarza Obwodu Łęczyckiego stwierdzał, że jest to fabryka przodująca w skali europejskiej: protekcya należna [jest] Zakładowi pierwszemu w Kraju, zaprowadzonemu w sposób Angielski, dotąd w północnych Krajach Europy jeszcze na taką skalę nie rozwinięty.
Geyer nie zrezygnował również z planów dotyczących Rudy Pabianickiej. W 1836 roku uzyskał ostatecznie zgodę na nabycie posiadłości, ale wówczas był już zaangażowany w budowę przędzalni. Po latach powrócił do swoich zamierzeń i w 1846 roku nabył osadę. Z powodu panującej wówczas niekorzystnej sytuacji w przemyśle włókienniczym zrezygnował z przedsięwzięć w tej dziedzinie. Postanowił natomiast zainwestować w produkcję cukru, która rozwijała się wówczas pomyślnie w Europie. Świadczyło to o jego przedsiębiorczości i perspektywicznym myśleniu. Nieopodal rzeki Ner, w pobliżu dzisiejszej ulicy Farnej, wzniósł cukrownię uruchomioną w 1851 roku. Powstała tam również gorzelnia. I w tym wypadku skorzystał z dużego, w wysokości 100 tysięcy złotych, kredytu Banku Polskiego. Niestety, nie były to udane przedsięwzięcia. Geyer nie wziął pod uwagę, że tamtejsza gleba jest niskiej jakości i nie nadaje się pod uprawę buraków cukrowych, więc trzeba było sprowadzać je z daleka, co znacznie podwyższało koszty produkcji.
Pożyczki umożliwiły Geyerowi rozwinięcie działalności gospodarczej, ale stały się też przyczyną jego klęski. Już w przypadku pierwszego kredytu zaciągniętego na zakup maszyny parowej były kłopoty ze spłatą rat, co wynikało z gorszej koniunktury na początku lat czterdziestych XIX wieku. W 1843 roku Rząd Gubernialny Mazowiecki (w tym okresie województwa zamieniono na gubernie) wydelegował specjalną komisję, która miała sprawdzić stan finansów łódzkiego fabrykanta. Jej opinia była jednak przychylna Geyerowi i zgodnie z tym zawarto ugodę dającą mu korzystne warunki spłaty kredytu. Jednocześnie stwierdzono:
Rękojmią tego są zdolności p. Geyera, gruntowna znajomość obranego przez niego zawodu i najtrafniejszy nadawany zakładowi kierunek. Cała dążność p. Geyera skierowaną jest ku doprowadzeniu kosztów produkcyjnych do tego stopnia, izby dobrocią i taniością wyrobków swoich, mógł wytrzymać współzawodnictwo wyrobków zagranicznych.
Przy tej okazji budowniczy Banku Polskiego, wybitny architekt warszawski, Jan Jakub Gay, wykonał opis oraz plany zabudowań fabryki Geyera, zaprojektował też wzmocnienie stropów budowli i wyliczył koszt inwestycji. Decyzje komisji umocniły pozycję Geyera, który rozbudował zakłady, zajmując teren dawnych przedsiębiorstw Jana Traugotta Langego (działki nr 272-282 przy ulicy Czerwonej) i Gustawa Zacherta (działki nr 285-295 po zachodniej stronie ulicy Piotrkowskiej).
Około 1850 roku przedsiębiorstwo Geyera było w szczytowym okresie rozwoju. Zniesienie w 1851 roku granicy celnej między Królestwem Polskim a Cesarstwem Rosyjskim sprawiło, że otworem stanęły szerokie rynki zbytu i łódzki fabrykant szybko otworzył składy swoich towarów w Sankt Petersburgu, Rydze, Wilnie, Berdyczowie, Kijowie i Charkowie. W wydanej w 1853 roku pierwszej monografii Łodzi, Oskar Flatt z zachwytem pisał o jego firmie:
Zakład ten, tak pod względem zamożności przedsiębiorcy, jak doskonałości swoich wyrobów, znakomitej produkcji i kwitnącego stanu, stoi najwyżej nie tylko z łódzkich, ale śmiało powiedzieć możemy ze wszystkich krajowych fabryk bawełnianych. Świetny stan fabryki Geyera, która od lat 20 założona, pewnym i śmiałym krokiem olbrzymie czyni postępy, najdowodniej świadczy do jakich rezultatów wytrwałość, praca, duch przedsiębiorczy i kapitał doprowadzić mogą.
Potwierdzeniem zasług Geyera dla rozwoju przemysłu polskiego było przyznanie mu przez rząd Królestwa Polskiego Orderu św. Stanisława III klasy, co oznaczało zaliczenie do stanu szlacheckiego. W 1852 roku był on jedyną osobą mającą taką pozycję w Łodzi. Jednak w tym samym czasie pojawiły się nagle poważne problemy. Ich przyczyna tkwiła we wspomnianych, niezbyt trafionych inwestycjach w Rudzie, związanych z zaciągnięciem dużego kredytu. Do tego doszedł pożar, jaki w 1853 roku strawił zabudowania fabryki Geyera po zachodniej stronie ulicy Piotrkowskiej. Ich odbudowa pochłonęła znaczną sumę. Spowodowało to, że fabrykant nie był w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań wobec Banku Polskiego. Początkowo uzyskał prolongatę swoich długów, ale w 1857 roku otrzymał sądowy nakaz zwrotu pożyczki wraz z procentami - łącznie 162 tysiące rubli.
Geyer nadal prowadził rokowania z Bankiem Polskim. Powołując się na swoje zasługi dla gospodarki Łodzi, próbował uzyskać dalszą prolongatę długów. Aby je częściowo spłacić, sprzedał bankowi plac nr 284 położony na rogu ulicy Piotrkowskiej i Górnego Rynku - pierwszą swoją własność na terenie miasta wraz z pałacem i innymi zabudowaniami - za sumę 72 tysięcy rubli.
Próbą ratowania sytuacji był także plan parcelacji i sprzedaży gruntów położonych między ulicą Piotrkowską a Wólczańską, gdzie wytyczono kilka wewnętrznych ulic, sporządzony w 1869 roku przez geometrę Xawerego Mittelstaedta. Nie został jednak zrealizowany.
Choć zakłady Geyera nadal kontynuowały produkcję, jego sytuacja finansowa była coraz trudniejsza. Wpływ na to miał również fakt, że przestał być już monopolistą na łódzkim rynku, jak we wcześniejszych latach. Powstały wówczas i rozwinęły produkcję nowe przedsiębiorstwa: Traugotta Grohmanna (1843), Dawida Landego (1946), Karola Moesa (1847) i wreszcie Karola Scheiblera (1855), które zaczęły skutecznie z Geyerem konkurować. Fabrykant ratował się, przerabiając w przędzalni surowiec dostarczany przez berlińskiego bankiera Bernarda Ginsberga, jednocześnie zadłużając się także u niego.
Ostateczne załamanie związane było z wypadkami politycznymi. W kwietniu 1861 roku wybuchła wojna secesyjna w Stanach Zjednoczonych, co wkrótce spowodowało odcięcie dostaw bawełny, stanowiącej podstawę działalności łódzkich producentów. Fabryka Geyera stanęła. Także niemal wszystkie inne łódzkie zakłady zależne od dostaw bawełny - poza fabryką Scheiblera, która miała zgromadzone zapasy tego surowca - musiały zaprzestać produkcji. W tej sytuacji Bank nie mógł zbyt rygorystycznie dochodzić swoich racji. Jednak w październiku 1862 roku Dyrektor Główny Komisji Skarbu i Przychodu zażądał ponownego wszczęcia postępowania egzekucyjnego wobec Geyera. Nim do tego przystąpiono, wybuchło powstanie styczniowe, co odroczyło możliwość ściągnięcia długu. W momencie wygasania powstania, w lutym 1864 roku, wydano decyzję o zajęciu nieruchomości. W niepewnej sytuacji politycznej trudno było znaleźć chętnych na ich nabycie. Sytuację Geyera częściowo uratowała sprzedaż w 1865 roku Rudy Pabianickiej wraz z cukrownią i gorzelnią. Za sumę 150 tysięcy rubli nabyli ją bracia Lӧwenbergowie z Warszawy. Suma ta, wypłacana w ratach, pozwoliła na spłacenie długów fabrykanta. Umożliwiło to również zdjęcie sekwestru z zajętych przez Bank Polski zakładów oraz podjęcie próby ich uruchomienia. Geyer nie posiadał jednak wówczas odpowiedniej na ten cel gotówki. Ratunkiem okazał się Ginsberg, główny obok Banku Polskiego, jego wierzyciel. Pod koniec 1867 roku uzyskał on zgodę władz na uruchomienie geyerowskiej przędzalni i podpisał z łódzkim fabrykantem umowę dzierżawy na 6 lat (przedłużoną później na 10 lat). Berliński bankier zadbał o niezbędny kapitał, Geyer miał zaś za zadanie uruchomić produkcję.
Od połowy 1868 roku fabryka ruszyła pełną parą, bowiem koniunktura na rynku była bardzo dobra. Łódź wkroczyła wówczas w okres nazywany wielkoprzemysłowym. Uwłaszczenie chłopów w 1964 roku skutkowało pojawieniem się w mieście dużej ilości taniej siły roboczej, a jedocześnie zwiększył się znacznie popyt. Olbrzymi wpływ na wzrost produkcji łódzkiego przemysłu miało uruchomienie w 1866 roku linii kolejowej łączącej miasto z koleją warszawsko-wiedeńską, co umożliwiło masowy import i eksport towarów. Był to okres, gdy powstawały i rozwijały się wielkie łódzkie firmy: Scheiblera, Poznańskiego, Heinzlów, Grohmannów, Kindermannów, Biedermannów, Steinertów i wielu innych. Wykorzystali to również Geyerowie, by odbudować swą pozycję na łódzkim rynku.
Wydarzenia te zbiegły się ze śmiercią Ludwika Geyera. Ostatni okres jego życia był ciężki - za niespłacone długi czasowo był więziony, a jego stan zdrowia pogarszał się. W tej sytuacji przekazał on w 1869 roku kierowanie firmy swojemu najstarszemu synowi Gustawowi.
Ludwik Geyer zmarł 21 października 1869 roku w wieku 64 lat, widząc, jak fabryka, która była całym jego życiem, ponownie rozpoczynała produkcję i pojawiła się szansa na jej uratowanie...
źródła:
Przeczytaj jeszcze:
Olbrzymia część zabudowy Łodzi w okresie najbardziej dynamicznego rozwoju miasta, do wybuchu pierwszej wojny światowej, wzniesiona została dzięki inwestorom reprezentującym stosunkowo wąską i zawodowo jednorodną grupę ludzi – łódzkich przedsiębiorców.
Książka przybliża w dużej mierze zapomnianą rolę łódzkich fabrykantów w budowaniu miasta. Przedstawia ich sylwetki jako inwestorów, fundatorów i mecenasów sztuki. Książka skupia się na prezentacji dokonań wielkich rodów istotnych z punktu widzenia historii sztuki. Bez inicjatywy i hojności fabrykantów oraz nawiązywanych przez nich kontaktów artystycznych Łódź byłaby pozbawiona większości obiektów, które uważane są obecnie za jej najcenniejsze dziedzictwo. Autor zwraca szczególną uwagę na to, że miasto rosło i piękniało dzięki samym łodzianom. Dobrze oddaje to sentencja umieszczona na jednym z piękniejszych budynków dawnej Łodzi, siedzibie Towarzystwa Kredytowego przy obecnej ulicy Pomorskiej – Viribus unitis – Wspólnymi siłami.
Na całość publikacji składa się sześć rozdziałów, w których opisana zostanie działalność takich rodów, jak: Geyerowie, Scheiblerowie, Poznańscy, Heinzlowie i Kindermannowie.