Gimnazjum zostało założone przez poetę Icchaka Kacenelsona, podobnie jak prywatna szkoła hebrajska przy ulicy Zawadzkiej 4. Jej kierownikiem administracyjnym był brat poety Berl Kacenelson.
"Najer Fołksbłat", 1926.
"Ilustrowana Republika", rok 1927.
"Głos Poranny", rok 1930.
Szkoła działała w latach 1918-1939.
"Głos Poranny", rok 1932.
"Głos Poranny", rok 1936.
"Ilustrowana Republika", rok 1938.
Icchak Kacenelson (1886-1944) poeta, pisarz i tłumacz. Urodził się w Karelicach koło Mińska (tam wychowywała go babka). Mniej więcej od 6 roku życia mieszkał z ojcem Jakubem Beniaminem Kacenelsonem, literatem oraz dyrektorem chederów w Zgierzu i Łodzi, gdzie młody Icchak przez kolejne sześć lat pobierał nauki. Ze względu na sytuację materialną rodziny przerwał naukę i zaczął pracę w fabryce włókienniczej. Jego utwory publikowały jednak pisma hebrajskie i żydowskie. Został współpracownikiem hebrajskiego czasopisma "Hacefira". Po odbyciu służby wojskowej wrócił do Łodzi i otworzył prywatną szkołę hebrajską i gimnazjum męskie.
"Ilustrowana Republika", rok 1928.
Będąc nauczycielem, i wychowawcą
pozostał poetą i dramaturgiem, pisał utwory dla dzieci, tłumaczył (m.in. pieśni
Heinego). Tworzył wyłącznie w języku hebrajskim i w jidysz. Należał do grupy
artystów „Jung jidysz”. Od 1918 roku był prezesem Związku Literatów i Dziennikarzy
Żydów w Łodzi. Współtworzył też hebrajską scenę w Łodzi. W czasie wojny trafił
do warszawskiego getta. Jego żona i dwóch synów zginęli w Treblince, on ze
starszym synem zostali wywiezieni do obozu dla internowanych w Vittel we
Francji, gdzie napisał wstrząsający poemat „Pieśń o zamordowanym żydowskim
narodzie”, potem przebywał w obozie w Drancy. Zginął w komorze gazowej w
Auschwitz-Birkenau 1 maja 1944 roku.
Fragment manuskryptu utworu "Pieśń o
zamordowanym narodzie żydowskim"
fot. Ghetto Fighters House Archives.
ZAŚPIEWAJ
"Zaśpiewaj, lekką, pustą harfę weź do ręki,
Niech serca zbolałego ton żałobny wyda,
Ciężko połóż swe palce na jej strunach cienkich,
Zaśpiewaj o ostatnich Europy Żydach".
"Zaśpiewaj, lekką, pustą harfę weź do ręki,
Niech serca zbolałego ton żałobny wyda,
Ciężko połóż swe palce na jej strunach cienkich,
Zaśpiewaj o ostatnich Europy Żydach".
- Jak mógłbym śpiewać? Jak mi usta się
otworzą,
Gdy moja żona, moje dzieci, dwa ptaszęta...
Sam jeden pozostałem tutaj z całą zgrozą!
Słyszę ich płacz... okropność jeszcze trwa... pamiętam!
Gdy moja żona, moje dzieci, dwa ptaszęta...
Sam jeden pozostałem tutaj z całą zgrozą!
Słyszę ich płacz... okropność jeszcze trwa... pamiętam!
"Zaśpiewaj! Głos zbolały, złamany
do Niego
Wznieś wysoko, niech szuka Go, czy tam istnieje.
Wznieś wysoko, niech szuka Go, czy tam istnieje.
Śpiewaj Mu pieśń ostatnią Żyda
ostatniego,
Co żył, nie pochowany zmarł... ślad się rozwieje..."
Co żył, nie pochowany zmarł... ślad się rozwieje..."
- Jak mógłbym śpiewać? Jak ja głowę
podnieść mogę?
Żonę uprowadzono mi, Bencjona i Jamełe, dziecko jeszcze -
Nie mam przy sobie ich, a krążą przy mnie ciągle!
O czarne cienie moich jasnych, cienie ślepe i złowieszcze.
Żonę uprowadzono mi, Bencjona i Jamełe, dziecko jeszcze -
Nie mam przy sobie ich, a krążą przy mnie ciągle!
O czarne cienie moich jasnych, cienie ślepe i złowieszcze.
"Zaśpiewaj, niech ostatnia zabrzmi
z ziemi skarga,
Przechyl głowę, ku Niemu zwróć spojrzenie ciężkie.
Zaśpiewaj Mu, na Jego harfie raz ostatni zagraj:
Wymordowali Żydów! Nie ma ich już więcej!"
Przechyl głowę, ku Niemu zwróć spojrzenie ciężkie.
Zaśpiewaj Mu, na Jego harfie raz ostatni zagraj:
Wymordowali Żydów! Nie ma ich już więcej!"
- Jak mógłbym śpiewać? Jak się wzniosą
szkliste oczy
I jak się moja głowa podnieść może?
Zastygła łza ze źrenic już się nie potoczy,
Bo już się nie odkruszy, Boże, o mój Boże!
I jak się moja głowa podnieść może?
Zastygła łza ze źrenic już się nie potoczy,
Bo już się nie odkruszy, Boże, o mój Boże!
"Zaśpiewaj, ślij wysoko swe
spojrzenie ślepe,
Mrugaj... Jakby tam Pan Bóg był w niebios głębinie -
Jakby tam wielkie szczęście mogło świtać lepiej!
Siedź i śpiewaj na ludu grobie i ruinie!"
Mrugaj... Jakby tam Pan Bóg był w niebios głębinie -
Jakby tam wielkie szczęście mogło świtać lepiej!
Siedź i śpiewaj na ludu grobie i ruinie!"
- Jak mógłbym śpiewać, gdy się świat w
pustynię zmienił?
Jak mógłbym grać, gdy załamuję ręce?
Gdzie są moi umarli? Gdzie, o Boże, spopieleni?
Na hałdach i śmietnikach szukam, gdzie jesteście?
Jak mógłbym grać, gdy załamuję ręce?
Gdzie są moi umarli? Gdzie, o Boże, spopieleni?
Na hałdach i śmietnikach szukam, gdzie jesteście?
Z każdego ziarnka piasku i kamienia
wznoście
Krzyk, niech z wami wołają pył, płomień i dymy -
To wasza krew i soki, to rdzeń waszych kości,
Ciało i życie! Głośniej! Niechaj posłyszymy.
Krzyk, niech z wami wołają pył, płomień i dymy -
To wasza krew i soki, to rdzeń waszych kości,
Ciało i życie! Głośniej! Niechaj posłyszymy.
Krzyczcie z wnętrzności zwierząt w
lasach i ryb w rzekach -
One was żarły. Krzyczcie z pieców, starzy, młodzi!
Chcę słyszeć krzyk bolesny, niech do mnie dobiega,
Wołaj, wymordowany żydowski narodzie!
One was żarły. Krzyczcie z pieców, starzy, młodzi!
Chcę słyszeć krzyk bolesny, niech do mnie dobiega,
Wołaj, wymordowany żydowski narodzie!
Nie krzycz do nieba, głuche, pagórku ze
śmieciem,
Nie krzycz do słońca, nie gadaj do lampy!
Gdybyż zgasić słońce jak lampę w jaskini zbójeckiej!
Narodzie mój, ty byłeś jaśniejszy od tamtych!
Nie krzycz do słońca, nie gadaj do lampy!
Gdybyż zgasić słońce jak lampę w jaskini zbójeckiej!
Narodzie mój, ty byłeś jaśniejszy od tamtych!
Pokaż się moim oczom, narodzie, ramiona
Wyciągnij z jam głębokich i długich na mile.
Warstwami polanymi wapnem zatłoczona
Niech otworzy się otchłań! Wstańcie na mogile!
Wyciągnij z jam głębokich i długich na mile.
Warstwami polanymi wapnem zatłoczona
Niech otworzy się otchłań! Wstańcie na mogile!
Przyjdźcie, wy z Oświęcimia, z Bełżca i
Treblinki,
Ponar i Sobiboru, przyjdźcie zewsząd wszyscy
Z przerażeniem w spojrzeniu i bezgłośnym krzykiem,
Przyjdźcie z piasków i z bagien, z błot, mchów i zgnilizny -
Ponar i Sobiboru, przyjdźcie zewsząd wszyscy
Z przerażeniem w spojrzeniu i bezgłośnym krzykiem,
Przyjdźcie z piasków i z bagien, z błot, mchów i zgnilizny -
Przyjdźcie tu wysuszeni, starci jak na
żarnie,
Ustawcie się w korowód, w obręcz jednolitą -
Dziadkowie i rodzice, i matki ciężarne -
Kości Żydów zmielone na proszek i mydło.
Ustawcie się w korowód, w obręcz jednolitą -
Dziadkowie i rodzice, i matki ciężarne -
Kości Żydów zmielone na proszek i mydło.
Ukażcie mi się wszyscy, zjawcie się
przede mną.
Chcę was wszystkich zobaczyć i obejrzeć. Pragnę
Na mój wymordowany naród spojrzeć niemo -
I zaśpiewać... tak... Harfę mi podajcie - zagram!
Chcę was wszystkich zobaczyć i obejrzeć. Pragnę
Na mój wymordowany naród spojrzeć niemo -
I zaśpiewać... tak... Harfę mi podajcie - zagram!
Synowie Icchaka Kacenelsona.
GRAM
Już gram. Usiadłem na tej ziemi niskiej.
Gram i smutno zawodzę o narodzie moim.
Otaczają miliony Żydów mnie koliskiem.
Wymordowanych Żydów ciżba wielka stoi.
Gram i smutno zawodzę o narodzie moim.
Otaczają miliony Żydów mnie koliskiem.
Wymordowanych Żydów ciżba wielka stoi.
Ogromny tłum! Zajęłyby tu mały kącik
Dolina Ezechiela, bo tych kości więcej.
Nie brzmiałyby tak pewnie, sakralnie jak ongiś
Słowa proroka tutaj. Załamałby ręce.
Dolina Ezechiela, bo tych kości więcej.
Nie brzmiałyby tak pewnie, sakralnie jak ongiś
Słowa proroka tutaj. Załamałby ręce.
Jak ja by w tył swa głowę odchylał
bezradnie.
Patrząc na szarość nieba pustynną dokoła.
Znów by opuścił głowę ciężko, aż opadnie
Jak skamieniały kamień milcząco schylona.
Patrząc na szarość nieba pustynną dokoła.
Znów by opuścił głowę ciężko, aż opadnie
Jak skamieniały kamień milcząco schylona.
Ezechielu, ty wyschłe widziałeś w
dolinie
Babilońskiej narodu żydowskiego kości,
Gdy błądziłeś, bezwolny boży manekinie,
Prowadzony przez Pana w dolinę żałości.
Babilońskiej narodu żydowskiego kości,
Gdy błądziłeś, bezwolny boży manekinie,
Prowadzony przez Pana w dolinę żałości.
I zapytałeś wówczas: Czy ożyją jeszcze,
Czy ożyją te kości? Potwierdź albo zaprzecz!
A ja o co mam pytać? Och, po takiej klęsce,
Która wymordowanych nawet ślady zatrze!
Czy ożyją te kości? Potwierdź albo zaprzecz!
A ja o co mam pytać? Och, po takiej klęsce,
Która wymordowanych nawet ślady zatrze!
Ciała nie ma wdziać na co ani wciągnąć
skóry,
I zabrakło, w co można byłoby tchnąć ducha.
Patrz, patrz, wymordowany naród cały, który
Patrzy na nas szklistymi oczami bez ruchu.
I zabrakło, w co można byłoby tchnąć ducha.
Patrz, patrz, wymordowany naród cały, który
Patrzy na nas szklistymi oczami bez ruchu.
Patrz, patrz! Licz wyciągniętych głów i
rak miliony!
Patrz! Na twarzach zastygły wołania czy prośby?
Podejdź i dotknij... pustka i nic!... Wymyślony
Jest naród, wymyśliłem wam naród żydowski!
Patrz! Na twarzach zastygły wołania czy prośby?
Podejdź i dotknij... pustka i nic!... Wymyślony
Jest naród, wymyśliłem wam naród żydowski!
Nie ma go! I nie będzie go na ziemi
nigdy!
Wymyśliłem go. Siedząc wymyślam, nazywam. -
Wymyśliłem go. Siedząc wymyślam, nazywam. -
Męczarnie, które widzisz, są faktem
jedynym,
Jego śmierć jest jedynie wielka i prawdziwa...
Jego śmierć jest jedynie wielka i prawdziwa...
Patrz, patrz, stanęli wszyscy wokół
gromadami -
Dreszcz przenika mnie - każdy z nich we mnie wpatrzony
Smutnymi Bencyjonka i Jamka oczami,
Smutnymi, przygasłymi oczami mej żony.
Dreszcz przenika mnie - każdy z nich we mnie wpatrzony
Smutnymi Bencyjonka i Jamka oczami,
Smutnymi, przygasłymi oczami mej żony.
I dużymi oczami mego brata Berla!
To on! Skąd u nich wzięło się spojrzenie owo?
Szuka swych dzieci, nie wie, że tutaj są teraz
Wśród milionów... Nie mówię mu tego, nie powiem....
To on! Skąd u nich wzięło się spojrzenie owo?
Szuka swych dzieci, nie wie, że tutaj są teraz
Wśród milionów... Nie mówię mu tego, nie powiem....
Moją Chane zabrano mi z synami dwoma.
Moja Chana wie, że ich z nią razem zawlekli.
Tylko gdzie mąż jest - dla niej sprawa niewiadoma.
Nie wie o tym, że żyję, o mojej tragedii.
Moja Chana wie, że ich z nią razem zawlekli.
Tylko gdzie mąż jest - dla niej sprawa niewiadoma.
Nie wie o tym, że żyję, o mojej tragedii.
Jakby mnie, patrzącego na nich, nie
widziano,
Jak niemo cały naród, tak oczy podniosła.
Chodź milczeniem wymowna, przyjrzyj mi się, Chano,
Przysłuchaj się głosowi mojemu i poznaj!
Jak niemo cały naród, tak oczy podniosła.
Chodź milczeniem wymowna, przyjrzyj mi się, Chano,
Przysłuchaj się głosowi mojemu i poznaj!
Słuchaj, Bencjo młodziutki, to twój
ojciec głosi
tren ostatni z ostatnich ostatniego Żyda -
I ty, Jamele jasny, ty moja radości,
Gdzie twój uśmiech, Jam? Nie! Niech uśmiech nie zawita...
tren ostatni z ostatnich ostatniego Żyda -
I ty, Jamele jasny, ty moja radości,
Gdzie twój uśmiech, Jam? Nie! Niech uśmiech nie zawita...
Ja się twego uśmiechu, Jamele, tak boję,
Jak trzeba mego bać się... Ale śpiewu oto
Słuchaj - na harfę kładę dłoń jak serce moje -
Niech nas bólem przeraża cierpienie z tęsknotą.
Jak trzeba mego bać się... Ale śpiewu oto
Słuchaj - na harfę kładę dłoń jak serce moje -
Niech nas bólem przeraża cierpienie z tęsknotą.
Ezechiel! Nie! Jeremiasz? Nie! Już
niepotrzebni!
Wołałem do nich: nieście mi nutę wybawczą!
Wołałem do nich: nieście mi nutę wybawczą!
Icchak Kacenelson z najstarszym synem, Cwim. Zdjęcie zrobione w getcie warszawskim, w 1942 roku.
DO NIEBIOS
Na początku to było już... Dlaczego i za co, niebiosa, powiedzcie,
Dlaczego taką hańbę na tej ziemi cierpieć nam sądzone?
Ziemia głucha i niema przymknęła oczy... lecz wy, niebiosa, przecież
Widziałyście z wysoka wszystko - i nie runęłyście, nieporuszone!
Nie zachmurzyłyście się, błyszczała fałszem wasza niebieskość tania,
Słońce, kat groźny w purpurze, krążyło po wiecznej orbicie.
Księżyc jak stara nierządnica wychodził na nocne polowania
I gwiazdy mrugały brudno, pałając jak oczka mysie.
Na początku to było już... Dlaczego i za co, niebiosa, powiedzcie,
Dlaczego taką hańbę na tej ziemi cierpieć nam sądzone?
Ziemia głucha i niema przymknęła oczy... lecz wy, niebiosa, przecież
Widziałyście z wysoka wszystko - i nie runęłyście, nieporuszone!
Nie zachmurzyłyście się, błyszczała fałszem wasza niebieskość tania,
Słońce, kat groźny w purpurze, krążyło po wiecznej orbicie.
Księżyc jak stara nierządnica wychodził na nocne polowania
I gwiazdy mrugały brudno, pałając jak oczka mysie.
Precz! Nieba fałszywe, oszukańcze, podłe
nieba na wysokości!
Nie chcę was widzieć, lepiej, żebym o was nic nie wiedział.
Wierzyłem wam niegdyś, zwierzałem się ze smutków, łez, uśmiechu i radości.
Jesteście nie lepsze od wstrętnej ziemi, olbrzymiej grudy śmiecia.
Nie chcę was widzieć, lepiej, żebym o was nic nie wiedział.
Wierzyłem wam niegdyś, zwierzałem się ze smutków, łez, uśmiechu i radości.
Jesteście nie lepsze od wstrętnej ziemi, olbrzymiej grudy śmiecia.
Wierzyłem wam, niebiosa, opiewałem w
moich wierszach, w każdej pieśni,
Kochałem jak kobietę. Miłość znikła, rozprysnęła się jak piana.
Słońce w blaskach zachodu porównywałem od młodości wczesnej
Z marzeniem i nadzieją: "Tak marzenie gaśnie, tak nadzieja jest rozwiana!"
Kochałem jak kobietę. Miłość znikła, rozprysnęła się jak piana.
Słońce w blaskach zachodu porównywałem od młodości wczesnej
Z marzeniem i nadzieją: "Tak marzenie gaśnie, tak nadzieja jest rozwiana!"
Precz! Precz! Wyście oszukały nas, mój
naród, mój starożytny rodowód!
Oszukujecie zawsze nas. Już moich przodków, proroków, wyście oszukały!
Podnosili ku wam oczy zapalone w waszym ogniu,
Waszych najwierniejszych na tej ziemi, tęskniących wyście oszukały!
Oszukujecie zawsze nas. Już moich przodków, proroków, wyście oszukały!
Podnosili ku wam oczy zapalone w waszym ogniu,
Waszych najwierniejszych na tej ziemi, tęskniących wyście oszukały!
Spragnieni wołali do was pierwsi:
"Spójrzcie, słuchajcie, niebiosa!"
Do kogóż, jeżeli nie do was, wołali Mojżesz, Izajasz, Jeremiasz?
Potem dopiero do ziemi zwracali się w swoich głosach,
O nieba otwarte, o jasne, wysokie, oto jesteście jak ziemia!
Do kogóż, jeżeli nie do was, wołali Mojżesz, Izajasz, Jeremiasz?
Potem dopiero do ziemi zwracali się w swoich głosach,
O nieba otwarte, o jasne, wysokie, oto jesteście jak ziemia!
Nie poznajecie już nas? Dlaczego? Czyśmy
się w waszym oku
Tak odmienili? Myśmy przecież ci sami Żydzi co dawniej -
I jeszcze lepsi... Nie chcę i nie mogę porównywać siebie do proroków,
Ale ci Żydzi na śmierć pędzeni, te miliony wymordowane -
Tak odmienili? Myśmy przecież ci sami Żydzi co dawniej -
I jeszcze lepsi... Nie chcę i nie mogę porównywać siebie do proroków,
Ale ci Żydzi na śmierć pędzeni, te miliony wymordowane -
Oni są jeszcze lepsi, szlachetniejsi,
cierpieli więcej. I cóż znaczy
Dawny wielki Żyd w porównaniu z dzisiejszym przeciętnym
W Polsce, na Litwie, Wołyniu. W każdej diasporze słychać krzyk rozpaczy,
Szloch Jeremiasza, Hioba, królewskich eklezjastów pieśń i lamenty.
Nikogo z nas już nie poznajecie, jakbyśmy byli w przebraniach.
Jesteśmy ci sami Żydzi co dawniej, pełni grzechów wobec siebie i zdrady.
Wciąż odmawiamy sobie szczęścia w imię świata ratowania.
Czemuście takie piękne, błękitne niebiosa, w czasie naszej zagłady?
Dawny wielki Żyd w porównaniu z dzisiejszym przeciętnym
W Polsce, na Litwie, Wołyniu. W każdej diasporze słychać krzyk rozpaczy,
Szloch Jeremiasza, Hioba, królewskich eklezjastów pieśń i lamenty.
Nikogo z nas już nie poznajecie, jakbyśmy byli w przebraniach.
Jesteśmy ci sami Żydzi co dawniej, pełni grzechów wobec siebie i zdrady.
Wciąż odmawiamy sobie szczęścia w imię świata ratowania.
Czemuście takie piękne, błękitne niebiosa, w czasie naszej zagłady?
Jak Saul, jak mój król, poszukam w bólu
wieszczki,
Znajdę drogę rozpaczy, do Endoru, drogę w ciemność gęstą,
Wezwę spod ziemi wszystkich proroków, zaklnę ich:
"W górę spójrzcie, spójrzcie jeszcze
w niebiosa jasne! Pluńcie im w twarz! Przekleństwo im, przekleństwo!"
Znajdę drogę rozpaczy, do Endoru, drogę w ciemność gęstą,
Wezwę spod ziemi wszystkich proroków, zaklnę ich:
"W górę spójrzcie, spójrzcie jeszcze
w niebiosa jasne! Pluńcie im w twarz! Przekleństwo im, przekleństwo!"
Patrzyłyście, niebiosa, na dzieci mego
narodu na śmierć gnane siłą
Przez wody, pociągami, na piechotę, czy jasny dzień, czy noc ponura.
Miliony dzieci przed śmiercią do was ręce wzniosło - to was nie wzruszyło.
Miliony matek i ojców - nawet nie zmarszczyła się błękitu skóra.
Przez wody, pociągami, na piechotę, czy jasny dzień, czy noc ponura.
Miliony dzieci przed śmiercią do was ręce wzniosło - to was nie wzruszyło.
Miliony matek i ojców - nawet nie zmarszczyła się błękitu skóra.
Patrzyłyście na jedenastolatków jak
Jamełe, który radość mnożył,
Na młodych bencyjonków, na pociechę, jakąś daje wszystko to, co żyje!
Widziałyście też te Chany, co na świat wydały ich i poświęciły Bogu w Domu Bożym.
Widziałyście... Nie ma Boga w was, niebiosa ponure! Nic się w was nie kryje!
Nie ma w was Boga! Niebiosa, otwórzcie szeroko wrota,
Niech żadne z dzieci męczeńskiego ludu nie zostaje za waszym progiem,
Otwórzcie dla całego narodu ukrzyżowanego na Golgotach -
Musicie dzieci te pomieścić, bo każde z nich ma prawo zostać Bogiem!
Na młodych bencyjonków, na pociechę, jakąś daje wszystko to, co żyje!
Widziałyście też te Chany, co na świat wydały ich i poświęciły Bogu w Domu Bożym.
Widziałyście... Nie ma Boga w was, niebiosa ponure! Nic się w was nie kryje!
Nie ma w was Boga! Niebiosa, otwórzcie szeroko wrota,
Niech żadne z dzieci męczeńskiego ludu nie zostaje za waszym progiem,
Otwórzcie dla całego narodu ukrzyżowanego na Golgotach -
Musicie dzieci te pomieścić, bo każde z nich ma prawo zostać Bogiem!
Niebiosa puste i nieżywe jak przestwór
oddalony,
Zgubił się w was mój Bóg jedyny, a wam za mało Trójcy. -
Oni nas wszystkich tam posłali, podli, pogańscy zbójcy!
Radujcie się, niebiosa, byłyście ubogie, jesteście bogaczami!
Błogosławiony to urodzaj - cały naród! Takie szczęście wam się zdarza!
Radujcie się na wysokościach, żeby Niemcy radować się na dole mogli z wami.
Niech was dosięgnie płomień z ziemi i niech ogień wasz na ziemi się rozżarza.
Zgubił się w was mój Bóg jedyny, a wam za mało Trójcy. -
Oni nas wszystkich tam posłali, podli, pogańscy zbójcy!
Radujcie się, niebiosa, byłyście ubogie, jesteście bogaczami!
Błogosławiony to urodzaj - cały naród! Takie szczęście wam się zdarza!
Radujcie się na wysokościach, żeby Niemcy radować się na dole mogli z wami.
Niech was dosięgnie płomień z ziemi i niech ogień wasz na ziemi się rozżarza.
23 - 24 - 25 października 1943 roku
(tłum. J. Zagórski)
Icchak Kacenelson, poemat "O bólu mój" będący częścią "Pieśni o zamordowanym narodzie".
źródło: YouTube
Fotografie pochodzą ze stron:
Forum Żydów Polskich
Ghetto Fighters House Archives
Zbiory Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej.
współczesne Monika Czechowicz
źródła:
"Antologia poezji żydowskiej"
wybór oraz noty Salomon Łastik, redakcja i słowo wstępne Arnold Słucki.
Ryszard Bonisławski, Joanna Podolska. Spacerwonik
łódzki.