W
łódzkim, robotniczym domu ważnym elementem związanym ze stołem wigilijnym było
siano, jako pamiątka „narodzenia Pana Jezusa w stajence”. Niektórzy umieszczali
wiązkę siana pod stołem i kładli na niej obrazek lub laleczkę wyobrażającą Pana
Jezusa. Przeważnie jednak garstkę lub wiązkę siana rozkładano na stole i
przykrywano obrusem. Często o zachowanie tej tradycji zabiegał ojciec rodziny.
On to starał się o „kłak siana” i dbał o to, by „siano było przy każdym talerzu
pod obrusem”.
Jedno
miejsce przy stole pozostawiano wolne. Mówiono, ze jest ono przeznaczone dla
nieobecnego członka rodziny, albo dla podróżnego, czy też „dla przybysza żywego
lub nieżyjącego”. Na środku stołu umieszczano opłatek na białym talerzu.
Zwracano
uwagę, aby ilość osób zasiadających przy stole była parzysta. Na kolację
zapraszano tylko najbliższą rodzinę, a więc dziadków, dorosłe dzieci,
rodzeństwo z dziećmi i samotnych krewnych.
Sygnałem
do rozpoczęcia wieczerzy było ukazanie się pierwszej gwiazdy, której
wypatrywały zwykle dzieci.
„Kiedy już wszystko było przygotowane,
stół zastawiony, na którym królował opłatek, siadaliśmy do stołu. […] Ojciec brał opłatek i dzielił się nim
najpierw z matką, później z babcią, a następnie po kolei zaczynając od
najstarszego z dzieci”.
(z relacji Pani Zofii Zakrzewskiej)
„Łamanie opłatkiem odbywało się na
stojąco, zaczynało się od dziadków, a kończyło na najmniejszym dziecku. Życzono
sobie nawzajem zdrowia, szczęścia, doczekania drugiego roku, ożenku, wyjścia za
mąż i dużo pieniędzy”.
(z
relacji Pani Kazimiery Ławniczak)
[…]
Po podzieleniu się opłatkiem zaczynano spożywać postną kolację. Przeważnie
stawiano wszystkie potrawy na stole. Nie było jednolitego poglądu na temat
parzystej lub nieparzystej liczby potraw uważanej za obowiązującą. Poszczególne
rodziny traktowały tę kwestię zgodnie z panującą w nich tradycją. Potrawy
przygotowywano w różnych zestawach i spożywano w dość dowolnej kolejności:
„Pierwszą potrawą były śledzie smażone.
Smażyło się je w cieście zrobionym z mąki oraz jajek. Jedzono je przeważnie z
chlebem, ponieważ spożywanie z ziemniakami oznaczało niedostatek na cały rok.
Drugą potrawą były tzw. makiełki, czyli pszenne kluski z makiem, cukrem oraz
gotowanym mlekiem. Makiełki robiono też z bułki pszennej polane gorącą masą
składającą się z maku, cukru oraz mleka. Jako trzecią potrawę spożywano kaszę
jaglaną prażoną z masłem oraz rodzynkami. Następna była zupa grzybowa z
pęczakiem i ze śmietaną. Jadano też kapelusze grzybów suszonych smażone na
tłuszczu i posypane mąką, następnie pierogi z kapustą i grzybami oraz duże
ilości kompotu z suszonych śliwek i gruszek. […] Na stole pojawiała się też gotowana kapusta z grochem okraszona olejem
i na zakończenie kompot z kluseczkami”,
(z
relacji Pani Zofii Swędrak)
Powyższy
wykaz tradycyjnych potraw uzupełniają inne relacje, w których wymieniane są
ryby smażone, śledzie marynowane lub przyrządzane w oliwie, fasola, kasza
gryczana, perłowa i ryż na słodko ze śliwkami i rodzynkami. W niektórych
rodzinach do śledzi i kapusty podawano kartofle nie wiążąc z tym żadnych
przesądów. Z tego zestawu dokonywano zwykle wyboru stosownie do możliwości
finansowych rodziny, przyzwyczajeń i okoliczności. Przeważnie ograniczano się
zaledwie do kilku potraw, na przykład:
„Pierwszą potrawą, którą się zaczynało
jeść, była ryba lub śledź. […] Następnie
szła kapusta. Za kapustą z kolei brano jagłę. […] Potem szły kluseczki z makiem i makiełka z bułki. Kiedy mama podawała
kluski zalane kompotem, wtedy ojcie nalewał w kieliszki wódkę”.
(z
relacji Pani Heleny Michalskiej)
O
tym jak różnie wyglądała kolacja wigilijna w zależności od warunków
materialnych rodziny świadczą opisy sporządzone przez Mieczysława Klimeckiego,
który raz wspomina skromną wieczerzę w okresie pierwszej wojny światowej, kiedy
to ojca powołano do wojska i ciężar utrzymania domu spadł na matkę, oraz
bardziej dostatnią wieczerzę po zakończeniu wojny i powrocie ojca, kiedy na
dochody rodziny składały się zarobki ojca, matki i dwóch starszych braci.
Sytuację materialną swej rodziny uważa on za typową dla wielu łódzkich rodzin
robotniczych w tamtych czasach. Opisując głodowe niemal warunki w czasie wojny
zapytuje:
„Czy myśmy tylko tak żyli? – i dodaje – Większość łodzian była wówczas w podobnej
sytuacji. Nawet po skończonej wojnie taka lub podobna nędza panowała w
rodzinach bezrobotnych, których przecież nie brakowało. Trochę lepiej było tam,
gdzie ojciec, czy ktoś z domu pracował 2-3 dni w tygodniu. Z tego groszowego
zarobku trzeba było utrzymać liczne na ogół wówczas rodziny”.
Tak
wspomina autor wigilię bez ojca:
„Jakże okropnie biednie wyglądała nasza
Wigilia: matka dokonywała cudów, by stworzyć po prostu z niczego wymaganych
zwyczajem dwanaście potraw. Na czystym, białym obrusie widziało się kapustę z
grochem, kwasek z tejże kapusty z ziemniakami, 2-3 śledzie pokrojone w drobne
dzwonka, kotlety z ikry śledzi, pierożki na kapuście postnej, kasza jaglana na
gęsto, pyzy i wszystko, wszystko w tym sensie. Koło stołu zastawionego takimi
przysmakami stało zafrasowane matczysko licząc, czy jest wreszcie wymaganych
tradycją dwanaście potraw. Zasiedliśmy do stołu pilnie patrząc ma matkę, której
już zaczęły oczy wilgotnieć. Spoglądała na puste krzesło, które zgodnie z przyjętym
zwyczajem ustawione było dla nieobecnego ojca. Na stole, przy pustym krześle
umieszczone były nakrycia, leżał na talerzyku kawałek opłatka. Matka płacząc
cichutko składała nam życzenia i przyjmowała od nas serdeczne słowa i
pocałunki, ale ciągle patrzała smutno na wolne krzesło i czyste nakrycia dla
nieobecnego ojca”.
Zupełnie
inaczej wyglądała Wigilia po powrocie ojca:
„Na pięknie przygotowanym stole,
zasłanym czyściutkim białym obrusem leżały po środku na bielutkim talerzyku
opłatki pobierane z kościoła i tam święcone. Opłatki te przewiązane niebieską
wstążeczką ściągały spojrzenia domowników. Pod obrusem, po środku stołu,
zwyczajem u nas przyjętym, kładziono odrobinę pachnącego siana. Z kolei matka
ustawiała na stole śledzie w oliwie, occie, smażone, ryby w galarecie, ryby
smażone, kapustę z grochem, makiełki (bułka moczona w mleku, z makiem i cukrem),
barszcz na grzybach, grzyby podsmażane na oleju, pierożki z postnej kapusty,
zupę grzybową, zupę ze śliwek i suszonych gruszek i potrawy, których nie
wymieniłem, gdyż trudno mi wszystko z tamtych uroczych dni sobie przypomnieć.
Był i duży bochen chleba, ser biały i pyszne masło chłopskie. […] Rozpoczynaliśmy wieczerzę z pierwszą gwiazdą
na niebie. Niezapomniane to były na całe życie chwile”.
Niektórym
potrawom przypisywano określoną symbolikę lub znaczenie magiczne. Interesujące
informacje na ten temat przekazała Pani Helena Michalska. Ryby i śledzie
jedzono
„…na pamiątkę, że pierwsi chrześcijanie,
gdy z kimś nieznajomym rozmawiali, mieli w ręku laskę czy sztywniejszą gałązkę
i nią rysowali na ziemi rybę i patrzyli na rozmawiającego, czy widzi. Jeśli był
poganinem, to nie wiedział co to znaczy,
a jeśli był ochrzczony, wtedy rzucali się w objęcia i mówili: Bracie! Siostro!”
Kluski
z makiem nasuwały w rodzinie Pani Heleny Michalskiej skojarzenia polityczne.
Przypominano sobie np. powiedzenie:
W aresztanckie
roty
Pędzą po
sybirskim szlaku,
Daj więźniowi
hasło z domu,
Gryps mu poślij
w maku.
Kapusta
miała zapewnić dobre zdrowie tym, którzy ją spożywają, natomiast jagłę (kaszę
jaglaną) jedzono, „aby się pieniądz trzymał”. Przekonanie o właściwościach
kaszy jaglanej utwierdzało przysłowie:
Nie zjadłeś w
Wigilię jagły,
Pieniądze tobie
przepadły.
Twierdzono,
że kto w Wigilię Bożego Narodzenia je jagłę, ten w ciągu całego roku będzie
zawsze miał pieniądze.
„Obowiązkowo trzeba było jeść jagły,
które podobno miały taki wpływ, że przybywało u jedzących pieniędzy, więc każdy
– lubił czy nie lubił – zjadał chociaż po dwie łyżki”.
„Jak babcia opowiadała, na Wigilię,
powinno być jak najwięcej potraw ziarnistych, jak mak, groch, ryż, bo to była
wróżba, że w ciągu roku będzie tyle rubli dochodzić, ile było ziarenek”.
Do
tradycji wieczoru wigilijnego należało też picie herbaty z domowym ciastem.
Jeśli warunki pozwalały, znajdowały się też na stole i słodycze: orzechy
włoskie i laskowe, cukierki, dla dzieci po jabłku lub pomarańczy, ulubione
przez nie figi oraz kupowane w sklepach pierniczki, a wśród nich „krajanka,
okrągłe, tzw. całuski w kolorowej polewie i bardzo dobre, w polewie z
czekolady, brukowce”.
W
Wigilię nie pito wiele alkoholu „bo to nie należało do tradycji. Tradycja to
był kieliszek lub dwa, resztę zostawiano na pierwsze święto”.
Pito
wódkę tzw. przepalankę doprawianą w domu lub wino. W niektórych domach również
dzieci dostawały „jakiegoś lekkiego wina, które było uroczyście i poważnie
wypijane” albo też dawano im „gęsie wino, to znaczy coś w rodzaju kompotu”.
Czasem wznoszono toast za nieobecnych.
„W trakcie spożywania wieczerzy matka
wspominała głośno swego ojca kowala, swoje dzieciństwo, jak i przekazywała
wiarę, że w wieczór wigilijny dobry gospodarz, dobrze obchodzący się z bydłem,
może posłuchać w nagrodę jak mówią do siebie ludzkim głosem krowy, konie i inne
zwierzęta. Że każde zwierzę, pies, kot, wszystko w obejściu, powinno odczuć
wielkość tego najpiękniejszego święta”.
(
z relacji Pana Mieczysława Klimeckiego)
Często
wspominano umarłych, którzy nie doczekali świąt. Wykorzystywano też rzadką
okazję zgromadzenia całej rodziny przy wspólnym posiłku, by pouczać dzieci, jak
nie należy zachowywać się przy stole:
„Niepojęte było dla mnie, że ojciec,
mógł mieć głowę opuszczoną nad talerzem, a widział zdumiewająco wszystko: - Nie
spiesz się tak Mietek – zauważał; - Władek, co tak chlipiesz, sąsiedzi usłyszą;
- Hela, co nic nie jesz? Nie mieściło mi się w głowie, jak on to wszystko
widział”.
(
z relacji Pana Mieczysława Klimeckiego)
Nie
brakło też
„…smakowania, wydziwiania, nad przecież
niecodziennymi potrawami”
W
czasie, albo po kolacji zapalano świeczki na choince i zimne ognie i „wtedy
dopiero była prawdziwa uroczystość”. Rozdawano też przygotowane wcześniej
prezenty. Przeważnie „pod choinką kładło się paczki”. Czasem ktoś z dorosłych
„przebrany za Mikołaja rozdawał gwiazdkowe upominki”, albo rozdawał je po
prostu ojciec:
„[…] ojciec
ku naszemu zaskoczeniu wydobył z kredensu duże, tekturowe pudło, uśmiechnięty
rozpakował je i wraz z promieniejącą radością matką wręczał nam prezenty. Były
to drobiazgi, ale wywołujące u nas eksplozję radości. A więc Janek dostał
skórzaną portmonetkę z ukrytymi w niej na szczęście drobniakami, Władek
komplecik narzędzi do majsterkowania, Hela – kolorowy, cieniutki jak mgiełka
szalik, Marysia i Kamila ciepłe, ozdobne bamboszki, ja brulion, piórnik, farby
wodne i piękny papier do malowania. Matka otrzymała od ojca kupon wzorzystego
perkalu na suknię (którą później uszyła Hela). Wreszcie ojciec otrzymał od
matki buteleczkę wody kolońskiej, którą przy nas wąchał kilkakrotnie oraz nową
bindę do przytrzymywania i nadawania fasonu wąsom. Wszyscy byli radzi z
otrzymanych upominków. Tylko Władek psuł mi nastrój, szepcząc złowieszczo do
ucha, że powinienem otrzymać pudło szarego mydła do smarowania grubego palucha,
przed zabraniem się do ssania go”.
(
z relacji Pana Mieczysława Klimeckiego)
Wieczór
kończyło wspólne śpiewanie kolęd:
„Babcia kładła na stole kantyczkę – była
to książeczka bardzo gruba, w której był zbiór różnych kolęd i pastorałek,
które wszyscy chętnie śpiewali. Zaczynaliśmy zawsze od kolędy „Bóg się rodzi”,
a następnie „Wśród nocnej ciszy” i „Lulajże Jezuniu”, a potem już różne
pastorałki i kolędy skoczne i wesołe”.
(
z relacji Pani Zofii Zakrzewskiej)
Około
północy wybierano się na pasterkę. Szli dorośli, młodzież i starsze dzieci.
Bóg się rodzi
[na
melodię znanej kolędy]
Bóg się rodzi, każdy śpiewa
A co roku gorzej mamy,
Ta tradycja nas olśniewa,
Smutek w radość obracamy.
Śpij spokojnie, mój syneczku,
Ja cię we śnie ucałuję,
uśnij głodny aniołeczku,
bo twój tatuś nie pracuje.
Wszyscy śpieszą po zakupy
bo się święta już zbliżają,
a my mamy trochę zupy,
co nam z łaski udzielają.
Śpij spokojnie…
Chcesz choinkę bym kupiła,
i konika, ja to czuję,
ja bym chętnie to zrobiła,
lecz twój tatuś nie pracuje.
Śpij spokojnie…
Kolęda
przekazana przez Marię Symonowicz. Według wykonawczyni kolęda została ułożona i
śpiewana w środowisku robotniczym Łodzi w okresie międzywojennym. Autorem
tekstu jest Walenty Kotarski – poeta,
muzyk, pieśniarz podwórkowy, z zawodu dekarz. Wydał między innymi zbiór „Polskie
kolędy humorystyczne” ok. 1930 roku.
źródło:
Irena
Lechowa. Święta zimowe rodzin robotniczych we wspomnieniach starszej generacji
mieszkańców Łodzi [w:] Folklor robotniczej Łodzi. Pokłosie konkursu. Praca
zbiorowa.
Fotografie: Daniel Zagórski