Dom
Krystiana Wendischa – jeden z najstarszych zachowanych domów mieszkalnych
w Łodzi znajdujący się przy ulicy Przędzalnianej 71.
Dom należał do Krystiana Wendischa, któremu w 1824 roku władze Królestwa
Polskiego zezwoliły na otwarcie przędzalni bawełny. Dzięki zawartej
umowie, już w kolejnym roku, Wendisch otrzymał w wieczystą dzierżawę teren
nad Jasieniem z Księżym Młynem i Wójtowskim Młynem. Wtedy
również powstał stojący do dzisiaj jednopiętrowy dom.
Wytypowanie
Łodzi przez administrację rządową Królestwa Polskiego (30 stycznia 1821 roku),
jako odpowiedniego miejsca do budowy nowych osad, a właściwie nowych dzielnic o
charakterze rzemieślniczo-przemysłowym, zwróciło uwagę planistów i budowniczych
na tereny rozciągające się wzdłuż płynących tutaj rzek.
Sprowadzanym
z zagranicy przedsiębiorcom proponowano zagospodarowanie na bardzo dogodnych
warunkach dzierżawnych, dawnych posiadeł młyńskich. W związku ze stale wzrastającym
zapotrzebowaniem na przędzę bawełnianą, z której produkowano tanie i trwałe
materiały ubraniowe, już w początkowym okresie istnienia Królestwa Kongresowego
zachodziła pilna potrzeba wzniesienia wydajnej przędzalni mechanicznej,
wykorzystującej naturalne źródło energii – wodę rzeczną.
Na
początku lat 20. XIX wieku z inicjatywą zorganizowania w Łodzi nowoczesnego
zakładu tego typu wystąpił prezes
Komisji Województwa Mazowieckiego Rajmund Rembieliński. Jeszcze zanim
przygotowany został przez geometrę Jana Leśniewskiego projekt osady tkackiej i
prządków Łódka, posiadło młynarskie na Księżym Młynie przejął w użytkowanie na
mocy kontraktu wieczystej dzierżawy, zawartego 4 sierpnia 1823 roku z
miejscowym proboszczem, jeden z pierwszych osadników, farbiarz z Chodzieży
Karol Bogumił Seanger, który jednak nie rozpoczął tu żadnej inwestycji.
W
następnym roku udało się Rajmundowi Rembielińskiemu sprowadzić z Chemnitz
(Saksonia) odpowiedniego specjalistę w zakresie przędzalnictwa bawełny –
Krystiana Fryderyka Wendischa (1786-1830). Właśnie z nim, po kilku
wcześniejszych nieudanych próbach zorganizowania przędzalni bawełny,
Rembieliński zawarł, 27 października 1824 roku kontrakt, na mocy którego
przedsiębiorca zobowiązywał się do wybudowania i wyposażenia dwóch przędzalni:
bawełnianej i lnianej. Pierwszy z tych obiektów Krystian Wendisch zobowiązał
się uruchomić w ciągu dwóch lat, a jego wyposażenie miały stanowić maszyny
przędzalnicze o trzech asortymentach. Każdy asortyment miał się składać z ośmiu
przędzarek cienkoprzędnych, o 96 wrzecionach każda, dwóch maszyn konwiowych po
pięć konwi oraz jednej wyciągalnej o czterech nasadach. Wydajność jednej
przędzarki obliczano na 60 funtów przędzy tygodniowo, gdyby więc uruchomiono
planowaną ilość maszyn rocznie zakład produkowałby około 190 tysięcy funtów
przędzy (1 funt=0,4536 kg).
Krystian
Fryderyk Wendisch oprócz przędzalni
bawełny zobowiązał się również do wybudowania w przyszłości tkalni bawełny o
100 warsztatach i wytwórni pończoch o 60 warsztatach.
Władze
natomiast zobowiązały się do udzielenia przedsiębiorcy pożyczki w wysokości 180
tysięcy złotych polskich, z czego 144 tysięcy na urządzenie przędzalni i 36
tysięcy złotych polskich na zakup warsztatów tkackich, do wydania licencji na
sprowadzenie 120 cetnarów (prawie 5 ton) pończoch bawełnianych przy
jednoczesnym obniżeniu opłaty celnej do 2/5 stawki, oraz do wydania bezpłatnie
drewna budulcowego z lasów rządowych.
Manufaktura Krystiana Fryderyka Wendischa. Przędzalnia przy Księżym Młynie.
Przerys planu w AGAD zb. Kart 30-4 wg. I. Popławskiej.
Jednym
z ważniejszych warunków umowy było przyrzeczenie władz rządowych o zaprzestaniu
importu przędzy zagranicznej wówczas, kiedy zakład Krystiana Wendischa będzie w
pełni funkcjonował. Klauzula ta miała zapewnić trwałe podstawy rozwoju
łódzkiego przędzalnictwa bawełny.
Pierwszy
dzierżawca Księżego Młyna epoki przemysłowej, Karol Bogumił Saenger osiadł
ostatecznie w osadzie Nowe Miasto, gdzie nad rzeką Łódką wybudował farbiarnię
przerobioną na browar i urządził folusz w miejscu dawnego Młyna Grobelnego.
Przyjęty już w listopadzie 1823 roku w zarząd gminy miejskiej teren Księżego
Młyna był w tej sytuacji idealnym miejscem na urządzenie przędzalni Krystiana
Fryderyka Wendischa.
Ostatecznie
20 czerwca 1825 roku „przelano” kontrakt wieczystej dzierżawy na Krystiana
Wendischa, ponieważ jednak samo posiadło młyńskie było na zakład
niewystarczające, proboszcz łódzki Franciszek Zengtaller, z upoważnienia
arcybiskupa warszawskiego, przekazał w dzierżawę resztę ziemi powyżej młyna. W
ten sposób Krystian Fryderyk Wendisch zajął tereny o powierzchni 73 morgów i 43
prętów kwadratowych, na które składały się grunty orne (blisko 60 mórg), łąki,
ogrody warzywne, stawy i doły. Za posiadło młynowe na Księżym Młynie Krystian
Wendisch płacił miastu rocznie 400 złotych polskich, za resztę 312 złotych
polskich, razem 712 złotych polskich.
W
1826 roku Krystian Fryderyk Wendisch przejął w wieczystą dzierżawę pobliski
Młyn Wójtowski wraz z gruntem ornym (tzw. Araszt), z którego zobowiązał się
płacić, począwszy od 1832 roku, 400 złotych polskich czynszu. Ponadto na lata
1826-1829 wynajął posiadło młynowe Lamus, płacąc za nie miastu 250 złotych
polskich rocznie.
Łącznie
powierzchnia terenów przejętych przez Wendischa wynosiła ponad 100 hektarów i
ciągnęła się pasem 700-900 metrów szerokości na przestrzeni ponad dwóch
kilometrów wzdłuż nowo powstałej ulicy, wytyczonej wzdłuż grobki Księżego
Młyna, nazywanej początkowo ulicą Przędzalnianą, a wkrótce, prawdopodobnie od
imienia żony burmistrza Franciszka Traegera, ulicą Emilii (św. Emilii, dzisiaj
ulica bpa Wincentego Tymienieckiego). Teren ten ograniczały ulica Widzewska
(dzisiaj ulica Kilińskiego) i nowe granice Widzewa.
Osady
fabryczne, wytyczone poza traktem piotrkowskim, otrzymywały od przybyłych z
krajów niemieckich imigrantów w ciągu kilkunastu lat obce nazwy, według pewnych
właściwości terenu, dawnych nazw polskich, zajęć lub pochodzenia
rękodzielników. Tak też powstała okolic Księżego Młyna – Pfaffendorf (niem.
Pfaffe – ksiądz, dorf – wieś, osada), funkcjonująca przez wiele dziesiątków lat
równolegle z nazwą polską. W przyszłości tereny te staną się trzonem rozległego
„królestwa Scheiblerów”.
Dom
Krystiana Wendischa, w tle monumentalny budynek przędzalni Karola Scheiblera.
Pożyczka
rządowa i 34 tysiące złotych polskich zapomogi umożliwiły Krystianowi
Wendischowi przeprowadzenie w 1825 roku kilku poważnych inwestycji. Wybudowano
między innymi murowany, piętrowy gmach przy Młynie Wójtowskim, przeznaczony na
przędzalnię, przy Księżym Młynie powstał drewniany, parterowy budynek tkalni
ręcznej, w pobliżu młyna Lamus stanęła drewniana budowla służąca jako
czyszczalnia bawełny. W tym czasie przekopano także kanał odpływowy o długości
150 metrów i głębokości 6,5 metra, usypano i urządzono groblę stawową. Krystian
Fryderyk Wendisch sprowadził z zagranicy cztery kompletne asortymenty maszyn
przędzalniczych, dziesięć warsztatów pończoszniczych dwadzieścia trzy warsztaty
tkackie.
Zakupione
ręczne krosna tkackie wypożyczone zostały do domów tkaczom wytwarzającym na
nich płótna barchanowe, perkalowe i kartunowe, z przędzy importowanej przez
Wendischa. Przędzę dostarczano tkaczom najczęściej na kredyt, rzadziej za
gotówkę. Jednocześnie uruchomiono warsztaty pończosznicze. W 1825 roku łączna
produkcja wynosiła 1,2 tysiąca tuzinów pończoch i 40 tysięcy łokci barchanu i
perkali o łącznej wartości 50 tysięcy złotych polskich.
Najważniejszy
punkt kontraktu Wendischa z rządem – uruchomienie przędzalni bawełny, nadal nie
był jednak zrealizowany. Stało się to dopiero w roku 1827, kiedy na terenie
Księżego Młyna, przy zbiegu ulicy Przędzalnianej (nowej) i św. Emilii (dawnej
Przędzalnianej), wzniesiono duży gmach przędzalni, którego autorstwo
przypisywane jest ówczesnemu budowniczemu obwodu łęczyckiego Ludwikowi
Bethierowi. Był to gmach murowany, sytuowany na planie wydłużonego prostokąta,
trzykondygnacyjny z dwoma dodatkowymi kondygnacjami na poddaszu. Na każdym
piętrze znajdowały się dwie trzynawowe hale, rozdzielone klatką schodową i
pomieszczeniami pomocniczymi. Maszyny przędzalnicze miały napęd hydrauliczny,
wykorzystujący spadek wód rzeki Jasień. Koło wodne umieszczone zostało wzdłuż
najdłuższej ściany budynku. Nowy zakład, o charakterze manufaktury
scentralizowanej, wyposażony został w nowoczesne maszyny włókiennicze.
W
latach 1827-1830 przędzalnia na Księżym Młynie wyposażona została między innymi
w 20 przędzarek cienkoprzędnych, 3 maszyny podrzędne, 6 konwiowych, 7
gręplowych „grubych” i 11 „cieńszych”. Pod koniec tego okresu ogólna wartość
maszyn czynnych lub gotowych do uruchomienia wynosiła 107 370 złotych
polskich. Wśród nich były też prawdopodobnie przędzarki tulejowe do wyrobu
cienkiej przędzy, oraz przędzarki Arkwrighta do otrzymywania przędzy na osnowę.
Oprócz
przędzalni bawełny oraz ręcznej tkalni, na terenie posiadła wodno-fabrycznego
Księży Młyn znajdowały się następujące budynki” dom mieszkalny „dyrektora”
fabryki, drewniany, częściowo podpiwniczony, kryty gontem z dwoma murowanymi
kominami, szopa na skład drewna kryta słomą, stajnia z dachem do samej ziemi,
kryta tarcicami oraz dom szynkowy w ryglówkę, wypełniony cegłą, o gontowym
dachu. Ponadto na terenach osiedla fabrycznego Krystian Wendisch prowadził
gospodarstwo rolne i urządził dość duży ogród, do prowadzenia którego
zatrudniał ogrodnika. W inwentarzu majątku rolnego znajdowały się między innymi
dwie bryki, osiem różnych wozów i cztery pługi; w inwentarzu żywym – osiem koni,
pięć wołów, jeden byk, dwie krowy, dwie jałówki i… koza.
Przez
pierwsze trzy lata rozwój przędzalni Wendischa był pomyślny, a jej produkcja
wykazywała ciągły wzrost. Bawełnę sprowadzano do niej z Anglii bezpośrednio lub
za pośrednictwem łódzkiego domu handlowego „Kopisch et Co.”. Produkowano z niej
przędzę o numerach 16-50 na wątek, osnowy i do wyrobu knotów, oraz najtańszą z
odpadków. Cena przędzy wynosiła od 2,15 do 4 złp na funt, a barwionej
czerwienią turecką 8-9 złp. Produkowana przez Krystiana Wendischa przędza miała
zbyt na rynku krajowym, a jej sprzedaż odbywała się za pośrednictwem własnego składu
przędzy w Warszawie, u kupca K.
F. Dückerta oraz
jego filii w Łodzi.
Pomyślny
rozwój przedsiębiorstwa przerwała 21 stycznia 1830 roku śmierć Krystiana
Fryderyka Wendischa – zmarł na atak serca.
Przędzalnia
na Księżym Młynie przejęta została przez administrację rządową, która była
głównym wierzycielem przedsiębiorcy. Nowym dyrektorem handlowym zakładu został
kupiec przędzy bawełnianej Karol Trenkler, który pełnił tę funkcję do 1842
roku. Rok wcześniej Trenkler wydzierżawił wieczyście folwark Mania i folusz nad
Łódką przy Stawie Staromiejskim, zaniedbując zakład na Księżym Młynie. Nadzór
ogólny nad przędzalnią miał sprawować komisarz Sekcji Fabrycznej w Komisji
Województwa Mazowieckiego Benedykt Tykel.
W
końcu lat 30. XIX wieku zakład na Księżym Młynie, należący wcześniej do
Krystiana Teodora Wendischa stał się nierentowny wskutek starzenia się parku
maszynowego, a przede wszystkim z powodu silnej konkurencji, zwłaszcza ze
strony istniejącego od 1837 roku, nowoczesnego, poruszanego siłą pary,
przedsiębiorstwa Ludwika Geyera. W połowie 1842 roku przędzalnia na Księżym
Młynie została zamknięta, a w następnym roku, za sumę ponad 8 tysięcy rubli na
publicznej licytacji sprzedano ruchomości firmy. Nieruchomości wystawione
zostały na sprzedaż w maju 1845 roku, a licytowano je w dół od ceny wywoławczej
(wynosiła dokładnie 18 811 rubli i 68 kopiejek…). Ostatecznie, po drugiej
licytacji 21 października 1845 roku przedsiębiorstwo Krystiana Fryderyka
Wendischa kupił 37-letni fabrykant z
Nadrenii Karol Fryderyk Moes. Kwotę za zakup przedsiębiorstwa po Wendischu zobowiązał
się spłacać przez 18 lat poczynając od 1848 roku.
W
chwili dokonywania transakcji, maszyny zakupione przez Wendischa były już
przestarzale, a budynki fabryczne znajdowały się w nie najlepszym stanie
technicznym. Ich nowy właściciel - Karol
Fryderyk Moes – przybył do Królestwa Polskiego w 1836 roku, by w rok później
osiedlić się w Zgierzu. Wraz z bratem Krystianem Augustem w końcu lat 30. i na
początku 40. Prowadził tam fabrykę sukna.
Zakład fabryczny Karola Fryderyka Moesa. Litografia W. Wałkiewicza w: Oskar
Flatt „Opis m. Łodzi…” Warszawa 1853.
Mimo
odrestaurowania w 1846 roku podupadłej przędzalni na Księżym Młynie, jeszcze w
1850 roku pozostawała ona częściowo nieczynna. Produkcję na większą skalę
rozpoczął Karol Fryderyk Moes dopiero po 1850 roku, z chwilą wygaśnięcia
ciężkiego kryzysu gospodarczego jaki przypadł na lata 1847-1848.
W
momencie uruchomienia przędzalnia wyposażona była w 7 maszyn przędzalniczych o
2856 wrzecionach, poruszanych napędem wodnym uzyskiwanym za pomocą zbudowanych
na rzece Jasień kół wodnych i śluz.
W
latach następnych zakład był sukcesywnie modernizowany poprzez zakup nowych
maszyn włókienniczych. Poza maszyną parową przedsiębiorstwo Moesa dysponowało dwunastoma
przędzarkami żelaznymi orez pełnym zestawem maszyn pomocniczych. Produkcja zakładów
na Księżym Młynie wykazywała stały wzrost. W latach 1849-1859 uległa ona
podwojeniu. Na przełomie lat 50. i 60. XIX wieku Karol Fryderyk Moes był jednym
z największych przemysłowców Łodzi. W roku 1860 roku jego zakład zajmował piąte
miejsce pod względem wartości produkcji – wyprzedzali go jedynie Ludwik Geyer,
Karol Scheibler, Jakób (Jakub) Peters i Leonard Fessler. Dzięki otrzymywanym
pożyczkom rządowym Karol Moes mógł utrzymywać przedsiębiorstwo w ciągłym ruchu.
W
latach 1861-1864 przemysł włókienniczy Królestwa Polskiego, w tym także
przemysł okręgu łódzkiego, przeżywał głęboki kryzys surowcowy, znany w
literaturze przedmiotu jako okres „głodu bawełnianego” spowodowanego
przerwaniem dostaw surowej bawełny podczas trwania wojny domowej w USA. W Łodzi
ujemny wpływ tego kryzysu uwidocznił się już w końcu 1861 roku. Wówczas to
przerwały produkcję przedsiębiorstwa Karola Moesa i Ludwika Meyera, a inne
zakłady znacznie ją ograniczyły.
Na
ponowne uruchomienie przędzalni bawełny nie było już Moesa stać. Pożar
przędzalni na Księżym Młynie w lipcu 1863 roku, a wkrótce potem także śmierć
właściciela ostatecznie przyczyniły się do upadku przedsiębiorstwa. Nieruchomość
Karola Moesa wraz z zakładem nabył 31 lipca 1865 roku za sumę 52 tysięcy rubli
syn przemysłowca pabianickiego Beniamina Kruschego, Teodor. W trzy lata później
nastąpiło uruchomienie odbudowanej przędzalni, wyposażonej w maszynę parową o
mocy 30 KM oraz 17 maszyn przędzalniczych. W 1869 roku przędzalnia Teodora
Kruschego była jedną z czterech funkcjonujących w Łodzi, pod względem wartości
produkcji ustępowała jedynie fabrykom Karola Scheiblera i Ludwika Geyera. Krusche zatrudniał wtedy 164 robotników, przy
czym ich place były najwyższe w Łodzi – średnio 170 rubli na osobę.
Wkrótce
jednak działalność produkcyjną przędzalni na księżym Młynie przerwał pożar w
1870 roku. Jeszcze w tym samym roku spaloną fabrykę z maszyną parową, 3 kotłami
ogrzewczymi i innymi urządzeniami, a także całą posiadłość Księżego i
Wójtowskiego Młyna kupił za sumę 40 tysięcy rubli czołowy przedstawiciel
ówczesnej burżuazji łódzkiej Karol Wilhelm Scheibler…
Zakłady Karola Wilhelma Scheiblera.
Dom
Krystiana Wendischa, w tle budynek przędzalni Karola Scheiblera.
Dom
Wendischa nawiązuje architekturą do dworków szlacheckich – z
trójkątnym naczółkiem nad drzwiami. Niedaleko tego budynku stała
pierwsza łódzka fabryka, a w XVI wieku działał plebański młyn. Zabytek jest
nieużytkowany i… wygląda na dość zapuszczony. Szkoda też, że akurat przed nim
usytuowany jest przystanek autobusowy.
Źródła:
Grażyna
Kobojek. Księży Młyn.
Fot.
archiwalna ze strony:
Przeczytaj jeszcze:
W HOŁDZIE DLA RAJMUNDA REMBIELIŃSKIEGO
KAROL WILHELM SCHEIBLER – z Monschau, przez Ozorków… do Łodzi.
W HOŁDZIE DLA RAJMUNDA REMBIELIŃSKIEGO
KAROL WILHELM SCHEIBLER – z Monschau, przez Ozorków… do Łodzi.
Fot. Monika Czechowicz
Fascynujące... ale skandal że taki zabytek pozostawiony na pastwę losu i traktowany jak wiata przystankowa... napisy i pewnie męskie WC
OdpowiedzUsuńNie zauważałem go bo stoi w linii loftów i w niszy ogrodzenia...chyba ze mam na fotkach ogrodów Herbsta w kierunku zachodnim...
Dziękuję i znowu mam kamyczek do ogródka wiedzy
Nie wiedzialem, ze ten niepozorny domek ma taka historie. Dzieki za oswiecenie. Wladze miasta natomiast powinny cos z tym zrobic, zabezpieczyc elewacje, dac tablice informacyjna, przesunac nieco przystanek i moze sprobowac zachecic jakis prywatny podmiot do zainwestowania we wnetrzu zabytku...
OdpowiedzUsuńBardzo konkretnie napisane. Super artykuł.
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia zawsze bylam ciekawa co było wcześniej przed fabryką K.Scheiblera.Teraz już wiem ten dom jest zawsze na starych fotografiach. Szkoda że tak wygląda to smutne. Dziękuję za informację.
OdpowiedzUsuń