wtorek, 9 kwietnia 2019

BYSZEWY - młodość pisarza...


Najstarsze zapisy archiwalne na temat wsi Byszewy pochodzą z 1391 roku. Właścicielami Byszew od XIX wieku byli członkowie rodziny Plichtów. Teodor Plichta nabył Byszewy w 1803 roku od poprzednich właścicieli: Piotra Staniewskiego oraz Piotra i Stefana Nagórskich.


Dwór w Byszewach został zbudowany na początku XIX wieku przez Teodora Plichtę (1755-1833).

Jest to dwór klasycystyczny, murowany, o konstrukcji na planie prostokąta z gankiem wspartym na czterech kolumnach.
Niegdyś posiadał dach kryty gontem, obecnie kryty jest ceramiczną dachówką.


Dwór położony w trójkącie dróg pomiędzy Brzezinami, Łodzią i Strykowem, z uczuciem i przywiązaniem wspominał Jarosław Iwaszkiewicz. Po raz pierwszy trafił tam w 1911 roku jako korepetytor gimnazjalnego kolegi, Józia Świerczyńskiego i jego pięciu braci. Wahał się z początku mocno, czy przyjąć propozycję, ale gdy na okres wakacji objął posadę w Byszewach, nie żałował swego wyboru. Pisał o Byszewach, że były jego szkołą życia i jednocześnie uniwersytetem, zaś ze wszystkich ludzi i domów, jakie spotykał w swojej młodości, właśnie dom w Byszewach był najważniejszy i najdłuższy z nim utrzymywał kontakt.



Ta fascynacja zaczęła się już w czasie podróży - gdy podróżując z Kijowa, przesiadał się na dworcu w Warszawie, zaskoczyło go to, że wszyscy wokół, bez wyjątku, mówią po polsku. Potem, jadąc z Rogowa przysłaną z dworu bryczką, zachwycał się niespotykaną na Ukrainie gładkością nawierzchni. Chłodne powietrze przesycone było zapachem bobu i łubinu, pagórkowaty krajobraz urozmaicały pryzmy zebranych z pól kamieni, na których rosły krzaki jeżyn i jagody. Wśród przestrzeni porośniętej żytem i płachtami łubinu stały samotnie polne grusze. Niżej drogi połyskiwały soczewki stawów ze starymi młynami. 



Sam dwór położony był wśród łąk, za nim, w zagłębieniu doliny, prześwitywały oczka wodne, zwane w okolicy źródłami.


Posiadłość należała do głęboko wrośniętej w okolicę starej szlacheckiej rodziny Plichtów. We dworze z dawnej świetności już wtedy niewiele zostało, poza kilkoma portretami przodków, na których siostrzeńcy właściciela, młodzi Świerczyńscy, ćwiczyli umiejętność posługiwania się pejczem.


Gospodarzem domu był Józef Plichta, pięćdziesięcioletni wówczas kawaler. Tenże pan Józef niebawem, ku zdziwieniu całej rodziny, ożenił się i spłodził piątkę zdrowych dzieci, którym na pamiątkę uwielbianej "Trylogii" Sienkiewicza nadał imiona bohaterów powieści.

Pisze o nim Iwaszkiewicz, że był to człowiek niezwykły, obdarzony prostym chłopskim rozumem i olbrzymim doświadczeniem życiowym, do czego przyczynił się zapewne sprawowany przez szereg lat urząd sędziego gminnego w pobliskich Lipinach.

Jarosław Iwaszkiewicz, rok 1914, archiwum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku.

Młody korepetytor (przyszły pisarz miał wówczas siedemnaście lat), dziwacznie ubrany, noszący sandały na bose nogi, często nieużywający nakrycia głowy, a w dodatku śpiewnie zaciągający za sprawą kresowego akcentu, rychło stał się obiektem żartów, pozbawionych jednak złośliwości. To, że nie rozstawał się z książkami, do których zaglądał przy każdej okazji nadarzającej się sposobności, było dopełnieniem miary dziwactw - przezywano go więc dobrodusznie ojcem Laurentym.


Wszyscy chłopcy mieszkali na pięterku, zajmując dwa niewielkie pokoje, nakryte stromym dachem.

Gdy nadchodziły upały, wytaczano na podwórze wielkie drabiniaste wozy wysłane lebiodą, kładziono materace i spano tak, mając nad głowami wygwieżdżone niebo...


Za dworem, nad stawem, stał drewniany młyn, który trzeba było mijać przechodząc z Byszew do Skoszew, do których przyjeżdżały na wakacje dwie młode panny Kurkiewiczówny.
Wspomina Iwaszkiewicz, jak razem siadywano na kolumnowym ganku dworu, wyglądając na wysadzaną drzewami drogę, którą nadchodziły z odwiedzinami skoszewskie panny.


Wszystko, co przyszły pisarz w Byszewach poznał, a potem pokochał, było nowe i niezwykle. Już same nazwy miejscowości brzmiały dla niego egzotycznie, nosząc jednak znamię czegoś starego i przyjacielskiego. Swoje uczucia do tamtejszych stron ujął w słowa:

"... dolina ciągnąca się od Byszew do Skoszew jest moim ulubionym zakątkiem, najmilszym mi bodaj obok Sandomierza na kuli ziemskiej, i czymś rodzinnym, z czym czuję się związany, jak gdybym tam właśnie urodził się na świat". 
I zaraz dalej: "Dwór z kolumnami, >>źródła<<, rzeczka, młode panny z sąsiedztwa, bliskość dwóch starych dworów, rozsądny stary wujek, młodzieńcza miłość, młodzieńcza przyjaźń - znajduje się we wszystkim, co napisałem".


Dzięki pobytowi w Byszewach zobaczył Iwaszkiewicz po raz pierwszy dawną Łódź, której widok wstrząsnął nim ogromnie. Jak pisze, pewnego dnia wybrał się na pieszą wycieczkę do Łodzi, aby zobaczyć z bliska to koszmarne miasto. Od tamtej strony unosił się nad polami czarny obłok kurzawy, a nad fabrykami stał gęsty tuman dymu. Był gorący lipiec, ale w powietrzu nie widziało się nic oprócz dymu i kominów. Gdy zbliżał się do miasta od strony Bałut, uderzył jego oczy cmentarz, który zdał się jednym z najstraszliwszych miejsc na kuli ziemskiej - piaszczysty, goły i obły jak Golgota pagórek, na którym znosiły się pozbawione darni, rozsypujące się w proch mogiły. Ponieważ w tym czasie panowała w Łodzi jakaś zaraza wśród dzieci, spotykał szybko kroczące pogrzeby z dziecięcymi trumienkami, różowymi i srebrnymi. Łódź wydała mu się zupełnie pozbawiona parków i ogrodów, a drobne zarośla - jak zauważył - pokryte były grubą warstwą węglowego pyłu...



Iwaszkiewicz wielokrotnie jeszcze odwiedzał Byszewy, opisując je z wielkim sentymentem między innymi w "Książce moich wspomnień" czy w "Podróżach do Polski". 


Jarosław Iwaszkiewicz przed dworem w Byszewach. Archiwum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku.

Pisarz zachował na zawsze ogromny sentyment do Byszew. Kiedy latem 1914 roku wojna pukała już do wrót Europy, a on sam przebywał na Ukrainie jako korepetytor w Stawiszczach, należących do Branickich, postanowił po raz ostatni przed nadchodzącą zawieruchą odetchnąć jedynym w świecie zapachem byszewskich pól. Udał się więc w drogę. Najpierw 50 kilometrów ze Stawiszcz do Białej Cerkwi, potem koleją do Kijowa, dalej przez Warszawę do Rogowa a stamtąd 20 kilometrów żydowską furmanką do Lipin - ostatnie zaś trzy kilometry piechotą, ogarniając łapczywie oczami wyłaniające się za figurką świętego Wawrzyńca byszewskie zabudowania. Takie Byszewy widział Iwaszkiewicz po raz ostatni.


Tocząca się w 1914 roku w okolicach Łodzi wielka bitwa nie oszczędziła majątku ani dworu. 

Zniknęły nie tylko pocięte przez młodych Świerczyńskich portrety antenatów, ale wywędrowały też dokądś stare meble. A jednak, gdy pisarz wiele lat później zawiózł do Byszew swoją dorastającą córkę, by przytaknęła jego nostalgicznym zachwytom, ona nieoczekiwanie potwierdziła, że w tej okolicy istnieje jakiś czar nieuchwytny, odczuwalny nawet dla osoby nieobarczonej wspomnieniami spędzonej tu młodości.


Po II wojnie w dworku mieściła się najpierw szkoła, później gospodarował tu Urząd Bezpieczeństwa, przebywali w nim także jeńcy niemieccy.
Kolejnym użytkownikiem był PGR, a następnie Agencja Rolna Skarbu Państwa. W latach 1978-1982 we dworze przeprowadzono kapitalny remont.
26 stycznia 2009 roku w pożarze spłonął dach, a wnętrze zostało w znacznym stopniu zniszczone. Dwór odremontowano i nadano mu obecny wygląd w 2011 roku.

Sylweta dworu umieszczona jest w logo Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich.


Integralną część założenia stanowi park podworski o powierzchni 2,3 ha.


Nie zachował się staw zlokalizowany przy wjeździe, po II wojnie wyciętych zostało kilka starych drzew, między innymi dąb rosnący przy południowo-zachodnim narożniku dworu oraz kasztanowiec, po jego wschodniej stronie.


Na uwagę zasługuje kilka 200-letnich dębów, buków, lip i modrzewi zachowanych w południowej części parku.

Niewątpliwie najokazalszym obecnie drzewem w parku jest, rosnący w pobliżu stawu, na południe od dworu, pomnikowy dąb szypułkowy "Jarosław" o ponad sześciometrowym obwodzie.


W południowej części parku zachowało się wzniesienie nazywane przez Iwaszkiewicza "Świątynią dumania".


W bezpośrednim sąsiedztwie domu od strony wschodniej znajdują się pozostałości dawnego folwarku z charakterystycznym murem z głazów narzutowych.


Eratyki, często wykorzystywane w miejscowej architekturze, to najstarsi świadkowie przeszłości geologicznej tego terenu.

Źródła:
Bohdan Olszewski. Od Oporowa do Żarnowa. Wędrówki po ziemi łódzkiej.
Archiwum Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Łódzkiego (ZFKWŁ)
www.parkilodzkie.pl
Fot. archiwalne:
CULTURE.PL https://culture.pl


Przeczytaj jeszcze:

Fot. Monika Czechowicz