poniedziałek, 20 maja 2013

ARTUR ANDRUS - ŁÓDZKA PIOSENKA



Gdybym się urodził w mieście Łodzi przed stu laty
do ogródka Kowalskich nocą bym chodził

zrywać kwiaty.
Moją ukochaną byłaby prześliczna
córka zawiadowcy stacji Łódź Fabryczna,
kochałbym ją i ściskał chyba lat trzysta.
Żyd, u którego byśmy mieszkali byłby fabrykantem,
ludzie by moją dziewczynę nazwali łódzkim brylantem.
Troszczyłbym się o nią i szalałbym za nią,
za moją prząśniczką, dzieweczką jak anioł,
kupowałbym jej najlepsze ciuszki,
nawet Halkę Moniuszki.
Co dzień o piątej Iwan Kitafan otwierał by kantor,
Tuwim tłumaczyłby wiersze Staffa na esperanto.
Wtedy mały Julek nosił szkolną teczkę,
dziś na Piotrkowskiej ma ławeczkę.
Przy niej miejscowy kwiat kapitalizmu
używa wulgaryzmów.
Inaczej było sto lat temu nie tylko z nami
Amerykanie nie mieli problemów z wyborami
carscy żołnierze na ulicach łódzkich,
ale już za chwilę marszałek Piłsudski
mówi że wcale ich nie wygania,
ale że до свидания...
Gdybym się urodził przed stu laty w dobrej rodzinie,
uczyłbym się w szkole dla dzieci bogatych gry na
pianinie.
W ogóle dzieciństwo mógłbym mieć fajne,
chodziłbym do klasy z małym Rubinsteinem.
I roślibyśmy na chwałę kultury
takie dwa Artury...