poniedziałek, 6 maja 2013

ULICA PIOTRKOWSKA - WSPOMNIENIA

JERZY GROHMAN jest potomkiem słynnej łódzkiej rodziny
fabrykanckiej pochodzenia niemieckiego. Założone przez jego pradziada wielkie zakłady włókiennicze współtworzą kompleks fabryczny na Księżym Młynie. Ukończył studia na wydziale ekonomiczno-socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Przez wiele lat pełnił funkcję dyrektora finansowego Związku Kompozytorów Polskich, był też jednym z organizatorów "Warszawskiej Jesieni". Na początku lat 90-tych był pełnomocnikiem do spraw prywatyzacji w kancelarii Lecha Wałęsy.

ULICĘ PIOTRKOWSKĄ WSPOMINA JERZY GROHMAN:
"Piotrkowska była zawsze najładniejszą ulicą w Łodzi - w niektórych częściach była deptakiem już przed wojną i miała piękne sklepy. Widywało się na niej eleganckie panie i świetnie ubranych panów, którzy mieli ubrania z drogich materiałów, szyte u najlepszych krawców. Około południa można było spotkać na spacerze Geyerów, Enderów czy Eiserta, jednym słowem całą łódzką śmietankę przemysłową. Oni tam chodzili codziennie, żeby zażyć spaceru, bo biura też mieli przy tej ulicy, a Karol Eisert nawet mieszkał przy Piotrkowskiej. Moim zdaniem Łódź przewyższała Warszawę pod względem elegancji, może decydowały te niemieckie korzenie.
Piotrkowska dzieliła się jednak wyraźnie na dwie części, tę bardziej elegancką, od Grand Hotelu do katedry, i tę skromniejszą, od Narutowicza do Placu Wolności. Tamta była bardziej żydowska, widywało się panów w chałatach, niekiedy bardzo drogich, jedwabnych. Tam już panował język jidysz.
Pamiętam jeszcze czasy, kiedy jezdnia Piotrkowskiej była wyłożona dębową kostką. W czasie pierwszej wojny światowej stacjonował w Grand Hotelu sztab niemiecki i oficerów drażnił hałas kopyt końskich. Więc kazali zerwać bruk i położyć kostkę. Wytrzymała dwadzieścia lat, została wymieniona dopiero w latach trzydziestych. Rzeczywiście było cicho, nie słychać było odgłosu podków uderzających o bruk...


Niemiecka komendantura okupacyjna. Rok 1916 (widoczne wejście do kina).

...Po Piotrkowskiej jeździło wiele wozów, widziało się też wypielęgnowane powozy, zaprzężone we wspaniałe konie, ze stangretami w liberii. To wszystko było bardzo malownicze. Ruch regulowali policjanci, oni na rogach mieli swoje budki, do których wchodzili, gdy zmarzli lub padał deszcz. Dopiero w drugiej połowie lat 30-tych założono na skrzyżowaniach światła, to była wielka rewelacja.
Pamiętam postoje dorożek, ale był też ruch samochodowy, nie taki jak dziś oczywiście.
W niedzielę ruch na Piotrkowskiej był nieco mniejszy niż w dni powszednie, bo wtedy czynne były tylko kina, kawiarnie i restauracje. Tych kawiarni nie było znowu tak wiele. Sławny był Piątkowski, on miał nawet trzy kawiarnie przy Piotrkowskiej - na rogu Nawrot, na rogu Traugutta i na Placu Wolności. Poza tym były dwie kawiarnie w Grand Hotelu: Grand Café od frontu i tak zwana Słodka Dziurka od ulicy Traugutta, późniejsza powojenna Syrena, której dzisiaj też już nie ma.
Z restauracji sławne były Tivoli z ogródkiem oraz Sala Malinowa w Grand Hotelu. Tuż przed wojną powstała Halka przy ulicy Moniuszki.
Było też nieco kin: w Grand Hotelu Grand Kino, naprzeciwko Grand Hotelu Casino, a przy ulicy przejazd, obecnie Tuwima, kino Rialto. Było też jedno małe kino u zbiegu ulic Piotrkowskiej i Głównej...
Afisz reklamowy kina Casino do filmu "Strachy" z 1938 roku, z elitą polskich aktorów,
z Eugeniuszem Bodo na czele, którego ojciec, Teodor Junod założył jedno z pierwszych stałych kin w Łodzi, przy ul. Piotrkowskiej 17.


...Przy Piotrkowskiej stały i do dziś stoją piękne kamienice. Nie ma już natomiast zabytkowych domków tkaczy, które niestety wyburzono.
Poza Piotrkowską było wiele zwykłych, czynszowych domów, już nie tak okazałych. Łódź została wybudowana w błyskawicznym tempie i trochę tandetnie, więc jedynymi ulicami, które się wyróżniały, były Piotrkowska, Kościuszki i Narutowicza. Dalej stały dość smutne domy. Dziś są jeszcze smutniejsze, bo są zaniedbane..."

źródło: Sławomir Krajewski, Jacek Kusiński. Ulica Piotrkowska. Spacer pierwszy.

Czytaj jeszcze: IMPERIUM GROHMANÓW