czwartek, 24 marca 2022

- dużo Piotrkowskiej

Fot. Monika Czechowicz

Koloryści - pozytywiści i...komuniści, projektanci wzornictwa i zapoznani malarze...., czyli o tym jak powstawały tkaniny w Łodzi na przełomie XIX i XX wieku

Jakie było wzornictwo i źródło plastycznego kształtu tkanin produkowanych w Łodzi na przełomie XIX i XX wieku?


Farbiarstwo jako rzemiosło istniało już około 4 tysięcy lat p.n.e w Chinach, Indiach i Egipcie. Pierwsze barwniki uzyskiwano z minerałów: cynobru (barwnik czerwony), malachitu (żółte i zielone), aurypigmentu (żółte), rud żelaza i ołowiu. Z czasem zastąpiono je barwnikami roślinnymi, jako bardziej trwałymi. W Europie farbiarstwo zaczęło się rozwijać w średniowieczu w miastach włoskich i hiszpańskich, od XVI wieku rozwijało się w Holandii, Niemczech, Anglii, Francji, a w XVII wieku w całej Europie. W drugiej połowie XIX wieku odkryto syntetyczne barwinki organiczne, które prawie całkowicie wyparły barwniki naturalne. Wynalazki te zostały zapoczątkowane niemal równocześnie przez Polaka Jakuba Natansona i Anglika Williama Perkina. 

Jakub Natanson (1832-1884)
- polski chemik i finansista. W 1855 roku jako pierwszy otrzymał syntetyczny barwnik - fuksynę.
W latach 1857-1858 wydał w Warszawie podręcznik "Krótki rys chemij organicznej, ze szczególnym względem na rolnictwo, technologię i medycynę" (część I i II). W następnych latach aż do roku 1874 opublikował jeszcze kilka prac z dziedziny chemii.
(źródło: https://pl.wikipedia.org/)

Całkowitym przypadkiem rozpoczęła się rewolucja w metodach barwienia: poszukując leku na malarię, angielski chemik William Perkin w 1856 roku odkrył barwnik anilinowy. Jego eksperymenty ze składnikami smoły doprowadziły do odkrycia pierwszego z wielu syntetycznych barwników.

William Henry Perkin (1838-1907)
- brytyjski chemik, odkrywca moweiny - pierwszego barwnika syntetycznego, taniego w produkcji i będącego konkurencją dla dotychczasowych barwników naturalnych, których cena była niezwykle wysoka. Dzięki swojemu odkryciu Perkin zgromadził duży majątek.
(źródło fotografii: https://www.sciencehistory.org/)

William Henry Perkin w labolatorium.
London Gallery.
(źródło: https://www.elledecoration.co.uk/)

"Dziennik Łódzki", rok 1885.

Rozpowszechnienie farb anilinowych (rynek łódzki zaopatrywały w te barwniki między innymi fabryki Rosenblatta oraz "Boruta" w Zgierzu) pomnożyło w istotny sposób zasób barwnej palety, chodziło jednak także o... wytyczenie jej granic artystycznym smakiem. Zachłysnięcie się możliwościami syntetycznych barwników obciążano niegdyś winą .... zepsucia gustu Angielek.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.
Czytaj w baedekerze tutaj:

"Dziesięć lat Odrodzonej Polski Niepodległej w życiu powiatu łódzkiego 1918-1928"

Przemysł Chemiczny w Polsce: Spółka Akcyjna w Zgierzu "Boruta" 1918-1939.

"Ilustrowana Republika", rok 1928.

Kto pracował nad kolorystyką łódzkich tkanin? Było to grono inżynierów chemików wykształconych za granicą - w Niemczech, rosyjskiej Łotwie, Belgii, Anglii i Szwajcarii - coraz częściej polskiego pochodzenia. Interesująca jest popularność w naszych powieściach końca XIX wieku postaci inżyniera kolorysty - nowoczesnego inteligenta polskiego. Ukazany w konkretnych realiach łódzkich występuje - poza "Ziemią obiecaną" - w "Bawełnie" Wincentego Kosiakiewicza i nowelce "Bez tytułu" Władysława Rowińskiego.
"Właściwym moim zawodem jest farbiarstwo" - słyszymy z ust Stacha Połanieckiego, a użyty przez Sienkiewicza zwrot "farbować perkaliki" wszedł do zasobu "skrzydlataych słów" rodzimej kultury. Zasługą pozytywistów było lansowanie poglądu, że tylko dobrze przygotowana zawodowo inteligencja rokuje nadzieje na ekonomiczne umocnienie polskich pozycji, tym bardziej w mieście panowania obcych przedsiębiorców. O wybijających się Polakach kolorystach pisał Stefan Gorski w "Łodzi spółczesnej", że "zarabiają po kilkanaście tysięcy rubli i są powodem rywalizacji firm konkurencyjnych". Podobną opinię wygłosił w 1915 roku Józef Strasburger, dodając jednak, że polskim inzynierom łatwiej dostać pracę w Rosji niż w Polsce (Józef Strasburger. Widoki rozwoju przemysłu barwników sztucznych, [w:] Potrzeba uprzemysłowienia kraju).

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Kalendarz "Czas" na rok 1900 wymienia 24 nazwiska łódzkich chemików - liczba ta stale rosła - prawdopodobnie połowa z nich to Polacy.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1911.

Edmund Trepka, sam zaliczający się do tej grupy, w swojej "Historii kolorystyki" przybliżył sylwetki niektórych znaczniejszych polskich chemików pracujących w Łodzi, więcej uwagi poświęcając zwłaszcza Stanisławowi Lipkowskiemu. Także dzięki wspomnieniom Stanisława Arcta poznajemy trochę lepiej owego bohatera pozytywnego. 

Stanisław Lipkowski (1860-1942)
- inżynier chemik kolorysta, specjalista od przemysłowego barwienia tkanin, pracownik największych europejskich fabryk tkanin, w 1920 roku współzałożyciel spółki "Przemysł Chemiczny w Polsce Boruta SA", działacz narodowy wśród wychodźctwa polskiego w Moskwie (1915-1918), senator (1922-1927).
(źródło fotografii: https://senat.edu.pl/historia/)

Lipkowski odbył studia w Niemczech i Anglii na początku lat osiemdziesiątych XIX stulecia, lecz mimo najlepszych rekomendacji nie dostał pracy w Łodzi. Pracował przez kilka lat w Alzacji i Nadrenii. W 1894 roku otrzymał wreszczie zatrudnienie w fabryce Geyera.

"Łodzianin", rok 1897.

Dawne budynki zakładów Ludwika Geyera (dziś siedziba Centralnego Muzeum Włókiennictwa)
Czytaj w baedekerze:

Rok później, w 1895 roku Stanisław Lipkowski otrzymał stanowisko głównego chemika kolorysty w zakładach Scheiblera, i na tej posadzie pozostawał do 1931 roku.

"Führer durch Łodz", 1893.

Widok z okna zabytkowej fabryki Grohmana na zrewitalizowane obiekty należące niegdyś do Karola Scheiblera.

Lipkowski powołał na swego asystenta Karola Raczkowskiego, absolwenta Politechniki w Zurychu, i kolejno wielu młodych chemików. Chodziło mu o systematyczne polonizowanie warstw kierowniczych w łódzkim przemyśle. Lipkowskiemu przypisuje się postawienie na wysokim poziomie scheiblerowskich barchanów i perkali. Ścisłe więzi łączyły go poza tym ze środowiskiem warszawskich wydawców i aktywistów społecznych. Kto wie, czy jego postać nie jest pierwowzorem Karola Borowieckiego z "Ziemi obiecanej"? W każdym razie zastanwiającą znajomość procesów farbowania i drukowania tkanin mógł Reymont zwdzięczać kontaktom z polskimi specjalistami w Łodzi.

W tym domu w kompleksie fabrycznym przy ulicy Tymienieckiego 10 (dawniej ul. Emilii) mieszkał Stanisław Lipkowski, główny chemik kolorysta w zakładach Karola Scheiblera. 

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Inny farbiarz, tym razem z zakładów Poznańskiego - to nie zawsze chlubnie wsławiony Julian Marchlewski. 

Julian Marchlewski (1866-1925)
- działacz polskiego i międzynarodowego rewolucyjnego ruchu robotniczego i komunistycznego, współzałożyciel Związku Robotników Polskich i Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, działacz lewego skrzydła SPD, współtwórca Kominternu (Międzynarodówki Komunistycznej), radeaktor prasy socjalistycznej, publicysta i wydawca.
(źródło fotogtafii: https://commons.wikimedia.org/)
Czytaj w baedekerze:

"Führer durch Łodz", 1893.


Co prawda podczas swego pobytu w Łodzi w 1891 roku, Marchlewski bardziej zajmował się organizowaniem Związku Robotników Polskich, lecz doświadczenia zdobyte w wielkiej fabryce mogły oddziałać na jego poglądy o sztuce użytkowej sprzymierzonej z wytwórczością masową. Pełny sojusz dokonałby się w zmienionych warunkach ustrojowych, gdy "maszyna przestanie być narzędziem wyzysku", a "fabrykacja tandety" głównym środkiem pomnożenia dochodów. Marchlewski reprezentował wyznawców piękna funkcjonalnego, "inżynieryjnego". "Sądzić nawet należy - pisał w 1901 roku - iż z chwilą, kiedy zadanie tworzenia pięknych rzeczy, służenie pięknu będzie wysunięte na plan pierwszy w produkcji, wówczas zaniedbane pod tym względem uzdolnienia wytrysną z ogromną siłą; wówczas technicy, chemicy, zarówno jak mechanicy dostarczą nam nowych materiałów. Czynią oni bowiem to już dziś wśród warunków tak wrogich pięknu, a czynić będą z niezrównanie większą gorliwością, skoro będą mogli bez przeszkód stanąć do usług w służbie kultu piękna". 
(Julian Marchlewski. Sztuka stosowana, 1901).


Trudno przypuścić, by pomysły na kolorystykę i motywy zdobnicze tkanin rodziły się tylko w głowach inżynierów. Istniał pewien repertuar deseni krążący między fabrykami i ciągle zasilany o projekty rysowników.  Skądinąd prawdziwe nowości produkcyjne przed wypuszczeniem na rynek otaczano tajemnicą, włącznie z zazdrosnym okrywaniem świeżych beli tkanin workami, co wspominał jeden z łódzkich robotników w tomie wspomnień "Łódź, która odeszła" Feliksa Bąbola. W okresie międzywojennym krakowski malarz Wincenty Wodzinowski wytoczył fabrykantowi Eitingerowi proces o bezprawne wykorzystanie jego obrazu na chustkach wyrabianych przez tę firmę...

Wincenty Wodzinowski. Portret góralki (1904)
Muzeum Podlaskie w Białymstoku.

Sprawa nieuczciwych naśladownictw, jak pamiętamy, rozdrażniała do żywego Reymontowych fabrykantów.


Wiele inspiracji lub gotowych wzorów szło z zagranicznych centrów sztuki, na przykład domniemane łódzkie jedwabie wykazują wyraźne powinowactwa z francuskim wzornictwem. Nowe dekoracje podsuwała fachowa prasa oraz żurnalowe dodatki w czasopismach.

Lodzer Textilmarkt/ Łódzki Rynek Włókienniczy, rok 1928.

Lodzer Textilmarkt/ Łódzki Rynek Włókienniczy, rok 1932.

Z łódzkiego pisma włókienniczego "Lodzer Textilmarkt" dowiadujemy się o zgodnych z ostatnimi fasonami tkaninach wykończonych bordiurą, a to o rozetkach, pekińskich paskach, wyszukanych "ton-ur-ton" wraz z całą listą modnych kolorów, jak kreci, heliotropowy, opalowo-błękitny itd.


"Pani" pismo poświęcone eleganckiej kobiecie, wytwornym modom, kultowi artystycznemu i kosmetyce, rok 1923.

"Pani" pismo poświęcone eleganckiej kobiecie, wytwornym modom, kultowi artystycznemu i kosmetyce, rok 1923.

W 1898 roku w Warszawie odbyło się rozstrzygnięcie konkursu na wzory dla firmy "Heinzel i Kunitzer". 

"Führer durch Łodz", 1898.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Widzewska Manufaktura
Czytaj w baedekerze:

Konkursowi na wzory dla firmy Kunitzera i Heinzla patronował sam Wojciech Gerson, zasłużony malarz, pedagog i popularyzator "sztuki stosowanej do przemysłu". Z powodu choroby artysty na czele komisji stanął jego uczeń, Miłosz Kotarbiński, w owym czasie wykładowca założonej przez siebie Szkoły Rysunku i Malarstwa dla Kobiet. W liczbie trzynastu laureatów przeważały panie - dekoratorki zajmujące się ozdabianiem tkanin, porcelany i drewnianych panneau, jak zwyciężczyni Leokadia Mirosławska i uplasowana na drugim miejscu Bronisława Poświkowa, obie zaangażowane w prowadzenie kursów sztuki użytkowej dla kobiet w Warszawie. Ale zdarzali się też profesjonalni malarze, choćby Adam Strzeżymir Pruszyński, wzięty portrecista łódzki.

Adam Strzeżymir Pruszyński
(źródło fotografii: https://zbiory.mnk.pl/)

Że nie taki rzadki bywał udział malarzy w projektowaniu tkanin, poucza błahe z pozoru świadectwo - wiersz "Artysta" łódzkiego barda, Artura Glisczyńskiego. Jego bohater, zapoznany malarz, zniszczył w rozgoryczeniu "swoje dzieło":
Potem wyszukał w papierowych plikach
Kolekcję wzorów i - uspokojony -
Wyszedł na miasto, aby po fabrykach
"Zaoferować" - deseń na kretony!

Józef Mehoffer. Portret śpiewaczki.
(źródło:

O ironio, w sto lat później absolwentom specjalistycznych wydziałów łódzkiej uczelni artystycznej pozostaje wrócić do malowania obrazów, bo ich wzorów nie potrzebuje zamarły polski przemysł włókienniczy... Rysunki tamtego historycznego konkursu z 1898 roku najpewniej nie zachowały się. Można wszakże sądzić, że odpowiadały one zasadom Gersona, który duże i ciemne formy przeznaczał dla tkanin grubych, a dla cieńszych - żywe i drobne.

Wojciech Gerson. Psotnica (1894)
(źródło: https://sztuka.agraart.pl/)

Feliks Jasieński, kolekcjoner i zwolennik sztuki stosowanej, w 1902 roku zachęcał projektantów tkanin dla "polskich sukien" do czerpania ze skarbnicy artystycznej kręgów szlacheckich i ludowych, jak "adamaszki i kretony w bukiety i desenie, brane z pasów i skrzyń". Nieznane są jednak skutki jego apelu w łódzkim centrum włókienniczym.

Wincenty Wodzinowski. Kobieta sprzedajaca gazety.
(źródło: https://www.polswissart.pl/)

Na terenie Łodzi istniały nieduże pracownie usługowe podobne do tej z ogłoszenia w kalendarzowym "Łodzianinie" na 1893 rok:
"Wzorów deseniowanie R. Gnauk, ul. Nawrot 540".
Prawdopodobnie znajdowali w nich zatrudnienie uczniowie kursów rysunkowych urządzanych w Łodzi od połowy lat dziewięćdziesiątych.

"Rozwój", rok 1912.

Informator Handlowo-Przemysłowy, rok 1914.

"Rozwój", rok 1921.

"Rozwój", rok 1921.

Jeszcze przed pierwszą wojną zawiązało się w Łodzi Stowarzyszenie Rytowników i Drukarzy na Tkaninach Bawełnianych z siedzibą przy Nowym Rynku 6  (dziś pl. Wolności).

Informator Handlowo-Przemysłowy m. Łodzi, rok 1913.

Ciekawy epizod z dziejów artystycznego zdobienia tkanin dotyczy postaci wybitnego grafika warszawskiego I połowy XIX wieku - Fryderyka Krzysztofa Dietricha, osiadłego na ostatnie siedem lat życia w Łodzi. Dla wspomożenia rodzinnego budżetu podjął się on drukowania chustek z użyciem miedzianych płyt. Ponoć zajęcie nie okazało się intratne (Dietrich w latach 40. XIX stulecia zatrudniony był jako rytownik wzorów w fabryce Geyera).


Pierwszym, jak się zdaje, wykwalifikowanym projektantem w Łodzi był dopiero Marceli Sprusiak, żyjący w latach 1880-1938, absolwent paryskiej Ecole National des Arts Décoratifs, po 1912 roku kierownik rytowni i pracowni wzorów w zakładach Poznańskiego. 

"Godzina Polski", rok 1916.

Artysta dał pokaz swoich "wzorów dla tkanin drukowanych" w głównym pawilonie wystawy rzemieślniczo-przemysłowej w 1912 roku.

"Rozwój", rok 1912.
Czytaj w baedekerze:

"Łódź w Ilustracji", dodatek niedzielny "Kuriera Łódzkiego", rok 1938.
Marceli Sprusiak, ceniony i wszechstronny artysta, który malował pejzaże, motywy architektoniczne, martwe natury. Jednak mało kto wie, że zajmował się także projektowaniem wzorów na tkaniny.

"Ilustrowana Republika", rok 1938.

W ślady ojca poszedł potem syn Marcelego Sprusiaka, Tadeusz, który przed drugą wojną światową prowadził w Łodzi własną szkołę rysunkową dla potrzeb włókienniczych drukarni.
W latach dwudziestych nawiązała kontakt z macierzystą fabryką Sprusiaka znana poznańska Szkoła Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego, by - jak to pisał dyrektor szkoły, Karol Maszkowski - stać się wobec fabryki "labolatorium, gdzie na pojedynczych obiektach przygotowuje się i wytwarza materiał dla wytwórczości masowej". Powodzenia i klęski międzywojennego wzornictwa przemysłowego to już jednak następny etap posecesyjnych zmagań o sztukę bliską życiu.


Okazji do prezentowania osiągnięć wzorniczych w dziewiętnastym stuleciu przysparzały liczne wystawy przemysłowe w kraju i za granicą. Żywymi ośrodkami wystawienniczo-handlowymi były pod koniec wieku rosyjskie miasta Niżny Nowogród, Rostow nad Donem, Charków i Odessa. Wizerunki zdobytych tam medali uświetniały druki reklamowe łódzkich fabryk.


Eksponowane miejsce przysługiwało nagrodom z wystaw światowych, pozyskiwanym przez czołówkę: Grand Prix przez zakłady Scheiblera oraz złote medale przez fabryki Poznańskiego i Birsta ze Zgierza na paryskiej wystawie 1900 roku.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Łodzianie uczestniczyli także z powodzeniem w wystawach w Rzymie (rok 1903), Brukseli (1905), Marsylii (1908), Turynie (1911), Barcelonie (1912) i wielokrotnie w Warszawie.


Na koniec wspomnijmy jeszcze o sklepach z materiałami, jakie ciągnęły się gęsto wzdłuż Piotrkowskiej i jej pasaży oraz sąsiednich ulic.

Ulica Piotrkowska, widok w stronę południową.

Jubileuszowe wydanie "Lodzer Zeitung 1863-1913".
Rysunek reklamowy sklepu E. Stegmanna.

O ile własciciele sklepów prześcigali się w pomysłowych rysunkach i hasłach reklamowych, zachwalających oferowany towar, o tyle dziennikarze lokalnej prasy stale bawili łodzian takimi oto dowcipami:
"Więc mówi pani, że ten materiał jest najświeższej mody i gwarantuje pani również, że kolor nie wyblaknie? 
- Ależ na pewno, on już od dwóch lat leży w oknie wystawowym i nic a nic się nie zmienił".


Zdaniem Anny Rynkowskiej (Anna Rynkowska. Łódź. Dzieje miasta) w 1899 roku w całej Łodzi było 561 sklepów włókienniczych, a po odjęciu tych sprzedających jedynie przędzę: 521. Natomiast obliczenia Wiesława Pusia i Kazimierza Badziaka odnoszące się do 1913 roku podają 347 sklepów z wyrobami tekstylnymi. Tak czy owak, pozostaje liczba zawrotna, nawet gdy połączono razem nędzne sklepiki "bławatne", tzw. krótki i długi towar, z szykownymi salonami Bernarda Herzenberga i Jakuba Rappaporta - później braci Z. i A. Rappeportów, Piotrkowska 15...

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Piotrkowska 15

... Józefa Szczecińskiego, Piotrkowska 17:

"Lodzer Informations und Hause Kalender", 1910.

Piotrkowska 17

... Bernarda Dobrzyńskiego, Piotrkowska 10:

Jednodniówka "Ratujcie dzieci", rok 1916.

Jubileuszowe wydanie "Lodzer Zeitung 1863-1913"

Piotrkowska 10

... Józefa Herzberga, Piotrkowska 23:

"Rozwój", rok 1900.

Piotrkowska 23

... "B. A. Restel & Co", Piotrkowska 100:

"Gazeta Łódzka", rok 1913.

"Głos Kupiectwa", rok 1935.

"Głos Poranny", rok 1936.

Piotrkowska 100

... "T. Kossobudzka", Piotrkowska 84:

"Rozwój", rok 1903.

Piotrkowska 84

... A. Schneider (Widzewska 123), A. Chądzyńska (Przejazd 16), "Skład sukna i kortów W. Grossman" (Dzielna 1), itd, itd....

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1910.

Potężni włókiennicy posiadali poza tym firmowe sklepy w Warszawie (Poznański we własnym domu przy ul. Gęsiej 16/18, Scheibler przy Trębackiej 4, Krusche i Ender z Pabianic przy ul. Długiej 46) oraz stoiska w wielkich domach handlowych Moskwy i Petersburga.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.
Czytaj w baedekerze:

Piotrkowska 87

W eleganckim składzie manufaktury z Żyrardowa przy Piotrkowskiej 87, niczym w paryskim magazynie "Wszystko dla pań" ze słynnej powieści Zoli, urządzano wczesną wiosną huczne "białe tygodnie". Łodzianki podziwiały wtedy niezwykłe aranżacje i oddawały się szaleństwu zakupów lnianych tkanin, serwet i bielizny. Zastrzec wprawdzie trzeba, że z ofertą zgłaszano się tu raczej do zamożnych warstw, skoro za komplety wyprawowe żądano od 100 do 500 rubli.

"Rozwój", rok 1912.

Ówczesny wolny rynek posługiwał się znanymi nam już handlowymi chwytami okazyjnie spuszczanych cen ("Uwaga! Batysty 1 1/2 łokcia szerokie po 8 kopiejek!") i wyprzedaży resztek, już bowiem wtedy praktykowano kupieckie "wychodzenie do klienta".

"Gazeta Łódzka", rok 1915.

Sieć sklepów uzupełniało istne mrowie wszechstronnych a natrętnych agentów. Artur Glisczyński poświęcił im satyryczny wierszyk opublikowany w "Świecie":

[...]
Mam wyjść? - Dobrze! Za chwileczkę!
Mam i wełnę, gdy pan każe - 
Wreszcie trutki mam na szczury
Albo włoskie pejzaże.

W 1906 roku agenci zrzeszyli się w Stowarzyszeniu Komiwojażerów Łódzkiego Okręgu Handlowo-Przemysłowego.

Informator m. Łodzi z kalendarzem na rok 1919.

A oto wizja pracy agenta według humorystycznej "Łodzianki" z 1905 roku:
"- Słyszałam, że pan został komiwojażeram u Fejnmessera. Czy to prawda?
- A tak, będę teraz sprzedawał jedwab.
- Jak to? Przecież Fejnmasser wyrabia tylko perkale?
- No tak, ale ten perkal, jak się tylko dostanie na mój język, to się zaraz z niego zrobi czysty jedwab".

"Łodzianka", rok 1913.

źródła:
Wisława Jordan. W kręgu łódzkiej secesji.
Stefan Gorski. Łódź spółczesna. Obrazki i szkice publicystyczne, Łódź 1904.
Józef Strasburger. Widoki rozwoju przemysłu barwników sztucznych, [w:] Potrzeba uprzemysłowienia kraju.
Edmund Trepka. Historia kolorystyki.
Feliks Bąbol. Łódź, która odeszła.
Stefan Pytlas. Łódzka burżuazja przemysłowa w latach 1864-1914.
Wojciech Gerson. Zdobnictwo rękodzielnicze i rysunek do niego w zarysie.
https://www.e-kalejdoskop.pl/
Romuald Hass [red], Janusz Mrzigod [red], Janusz Nowakowski [red]. Podręczny słownik chemiczny.
Anna Rynkowska. Łódź. Dzieje miasta

"Śmiech", tygodnik satyryczno-humorystyczny, rok 1913.

źródła fotografii:
https://www.scienchistory.org/
https://www.elledecoration.co.uk/
https://senat.edu.pl/historia/
https://commons.wikimedia.org/
https://www.sztukawszecinie.pl/
https://polona.pl/item/
oraz zbiory Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.
Fot. współczesne Monika Czechowicz

BAEDEKER POLECA:
Wisława Jordan. W kręgu łódzkiej secesji.
Rzadko się zdarza, by książka opisująca sztukę mogła wzbudzić tak wielkie zainteresowanie recenzenta. Powód wydaje się dosyć prosty: jej autorka potrafiła połączyć wielkie kompetencje historyka sztuki z umiejętnością opowiadania o niezmiernie ciekawym kierunku w sztuce i architekturze.
Warto od razu na wstępie powiedzieć o podstawowym walorze książki. Autorka napisała społeczną historię secesji. Przedstawiając fascynujące rozważania o podstawowym temacie swojego dzieła, umieszcza go w pieczołowicie zrekonstruowanym kontekście historycznym i społecznym. Plastyczność opisu i duże literackie zdolności sprawiają, że czytelnik, obdarzony nawet nikłą wyobraźnią historyczną, z łatwością i przyjemnością daje się przenieść w przełom wieku XIX i XX, by prowadzony piórem autorki odtwarzać, wraz z nią, atmosferę tamtych zapomnianych lat. (...)
Dr Andrzej Rostocki
Wydawnictwo Literatura