wtorek, 14 stycznia 2014

STRAJKI, LOKAUTY I BARYKADY, CZYLI ŁÓDŹ W ROKU 1905










Rok 1905 niemal od początku zaczął się w Łodzi wrzeniem rewolucyjnym i żywiołowymi strajkami robotników. Położenie klasy robotniczej było w tym czasie niezmiernie trudne. Dzień roboczy trwał od 12 do 15 godzin. Niski poziom płac nie zapewniał robotnikom ludzkiej egzystencji. Nędzę proletariatu fabrycznego pogłębiało szerzące się bezrobocie.
Tego roku pierwszy strajk rozpoczął się 17 stycznia w fabryce Karola Steinerta. W dziesięć dni później wybuchł w Łodzi strajk powszechny, obejmujący około 100 tysięcy robotników.


Manifestacja w Łodzi. Rok 1905.

1 lutego doszło na Widzewie pod murami fabryki J. Heinzla i J. Kunitzera do niemal regularnej bitwy, stoczonej przez robotników wymienionej fabryki z oddziałami wojsk carskich. Zaczęło się od tego, że strajkującym robotnikom odmówiono wypłaty zaległej tygodniówki. Wstrzymanie wypłaty było szykaną ze strony współwłaściciela firmy Juliusza Kunitzera.
Zniecierpliwiony oczekiwaniem tłum począł wznosić wrogie okrzyki. Ktoś rzucił propozycję, aby wywieźć na taczce z fabryki jednego z najbardziej znienawidzonych zauszników Kunitzera, dyrektora tkalni inż. Jeziorkowskiego. Robotnicy rozbiegli się po fabryce w poszukiwaniu dyrektora, ale nie mogli go odnaleźć. 


źródło fot: Beinecke Digital Collections

W tym czasie zarządzający fabryką, były carski oficer Lautenbach, zawezwał telefonicznie z pobliskiego folwarku Widzew stacjonujących tam kozaków. Kozacy ruszyli na robotników, a rewirowy strzelił do tłumu. W odpowiedzi posypały się kamienie. W toku walki śmierć poniósł jeden oficer oraz dwóch kozaków, a także rewirowy zatłuczony żerdziami z parkanu. Do pomocy kozakom ruszył oddział piechoty, stacjonujący wewnątrz fabryki. Padły salwy karabinowe. Dopiero wtedy tłum został rozpędzony. Na miejscu starcia legło 7 zabitych, zaś kilkadziesiąt osób odniosło rany.
Po gwałtownej fali strajków łódzcy przemysłowcy sięgnęli po nową broń w walce z proletariatem, którą stał się lokaut. Pierwszymi, ktorzy zdecydowali się na to, byli zarządzający wspomnianą już firmą "Heinzel i Kunitzer". Po zamknięciu przez nich 12 kwietnia 1905 roku fabryki i zastosowaniu tej metody przez innych przemysłowców - na łódzkich ulicach stanęły barykady i polała się krew. Miasto zdobyło wówczas miano "czerwonej Łodzi". Rewolucja została krwawo stłumiona, a w ramach represji aż do wybuchu I wojny światowej w mieście został utrzymany stan wojenny.


Aleksander Rżewski, uczestnik walk na barykadach Widzewa.

Narastanie konfliktu objawiało się w kwietniowych strajkach okupacyjnych, burzliwym przebiegu święta pierwszomajowego, wreszcie strajkiem politycznym 15 maja, którym wyrażono protest przeciwko pierwszomajowym masakrom demonstrantów.
Godny odnotowania jest przebieg demonstracji, która nastąpiła 24 kwietnia w teatrze "Viktoria". Podczas przedstawienia Erosa i Psyche J. Żuławskiego publiczność gorąco oklaskiwała słowa "Niech żyje wolność!", wyrażając w ten sposób swoją nienawiść do caratu. Artystom wręczono wieńce z czerwonymi wstęgami. Po wyjściu z teatru młodzież, śpiewając Marsyliankę i Czerwony Sztandar, przeszła demonstracyjnie ulicą Piotrkowską. Policja nie interweniowała. Podobne manifestacje nastąpiły nazajutrz.


Manifestacja 1905 roku. Rysunek Witolda Wojtkiewicza, malarza i grafika okresu Młodej Polski.

Najbardziej burzliwie przebiegła druga połowa czerwca.W niedzielę 18 czerwca w lesie łagiewnickim odbyło się zebranie robotników, na którym obecnych było kilkaset osób. Po skończonym zebraniu robotnicy utworzyli kolumnę i z rozwiniętymi czerwonymi sztandarami skierowali się do miasta. Po przejściu połowy drogi demonstranci zwinęli sztandary i niewielkimi grupami rozeszli się do domów. Część z nich zdecydowała się jednak wejść do miasta zwartymi szeregami. Na skrzyżowaniu ulic Łagiewnickiej i Młynarskiej przyłączyła się do nich spora grupa robotników. Pochód wzrósł do pięciu tysięcy osób. Demonstranci próbowali przejść przez miasto z rozwiniętymi czerwonymi sztandarami. Kiedy nad kolumną załopotały sztandary i tłum ruszył naprzód w kierunku śródmieścia, skierowano przeciwko niemu z pobliskiego posterunku policji oddział dragonów. Rozpoczęła się walka demonstrantów z dragonami. Padły strzały. Robotnicy nie wytrzymali natarcia żołnierzy i wycofali się na Bałucki Rynek. W czasie tego starcia 5 osób zostało zabitych i ponad 40 rannych.
20 czerwca odbył się pogrzeb ofiar. W kondukcie pogrzebowym wzięło udział około 50 tysięcy robotników. Pochód z ulicy Franciszkańskiej udał się wzdłuż ulicy Widzewskiej (Kilińskiego), a następnie ulicą Średnią (Pomorska) w stronę cmentarza na Dołach. Nad pochodem unosiło się około 30 czerwonych transparentów z różnymi hasłami rewolucyjnymi.
Wojsko nie było w stanie przeszkodzić w zorganizowaniu demonstracji. Pochód żałobny przybrał tak ogromne rozmiary, że organy władzy państwowej okazały się bezsilne. Na cmentarzu odbył się wiec. Wznoszono okrzyki: "Niech żyje rewolucja!"


Rewolucja 1905 roku.

Nazajutrz 21 czerwca, miasto obiegła wieść o mającym się odbyć pogrzebie dwóch robotników żydowskich, zmarłych od ran. Robotnicy samorzutnie porzucali pracę i zbierali się pod szpitalem przy ulicy Nowo-Targowej (Sterlinga) oraz na cmentarzu żydowskim. Zmarłych jednak nie odnaleziono. Policja pochowała ich skrycie w nocy. Pod wieczór uformował się potężny pochód. Nad głowami uczestników unosiły się czerwone sztandary...
Gubernator piotrkowski, Michał Arcimowicz pisał w swoim raporcie o tej demonstracji: 
"Nad tłumem unosiło się mnóstwo transparentów rewolucyjnych z polskimi i żydowskimi napisami, śpiewano hymny rewolucyjne i wznoszono nie milknące okrzyki antypaństwowe".
Gdy demonstracja przechodziła ulicą Piotrkowską, witano ją z sympatią, z wielu okien i balkonów machano chusteczkami. Demonstranci po przejściu połowy Piotrkowskiej doszli do zbiegu ulic Karola i Pustej (Żwirki i Wigury). Tu jednak zostali otoczeni ze wszystkich stron wojskiem. Demonstracja licząca około 70 tysięcy ludzi znalazła się w pułapce przygotowanej przez władze carskie. Oddział kozaków wyjechał nagle z bocznej ulicy i rozdzielił kolumnę demonstrantów na dwie części. Poszły w ruch nahajki i kolby karabinów. Demonstranci stawili opór. Posypały się na kozaków kamienie wyrwane z bruku i rozległo się kilka wystrzałów rewolwerowych.
Kozacy zaczęli ostrzeliwać tłum z karabinów, równocześnie strzelało wojsko skupione w bocznych ulicach. 
Demonstranci, ratując się przed niebezpieczeństwem, rzucili się do otwartych bram. W popłochu wiele osób stratowano. Przed bramami powstały góry ciał ludzkich, do których kozacy strzelali bez opamiętania.
W masakrze tej proletariat łódzki poniósł liczne ofiary. Jak donosił gubernator Arcimowicz, "spośród tłumu zabito na miejscu 15 osób i raniono 14, z których 6 zmarło, zadeptano 10 osób".
Faktycznie jednak liczba rannych sięgała kilkuset.
W związku z krwawymi wypadkami, które rozegrały się na ulicy Piotrkowskiej, zapanowało w Łodzi silne wzburzenie. Następnego dnia przypadało święto Bożego Ciała, fabryki były więc nieczynne; już od rana robotnicy atakowali pojawiających się pojedynczo na ulicach policjantów i żołnierzy. Strzelano z okien do przechodzących oddziałów wojskowych. Z nastaniem nocy robotnicy zaczęli podpalać państwowe sklepy monopolu spirytusowego. Alkohol wylewano do rynsztoków. Wyrosły też pierwsze barykady na ulicach Południowej (Rewolucji 1905), Wschodniej i Średniej (Pomorska). Zaciekłe ataki kozaków na te barykady zostały odparte przez broniących je robotników.
W piątek, 23 czerwca, od samego rana rozpoczęła się zaciekła walka. W dniu tym nieczynne były wszystkie fabryki, zamknięto sklepy i biura. Zamarł ruch kołowy. Od świtu w całym mieście budowano dalsze barykady. Wszystko, co tylko było pod ręką, wynoszono na ulicę i spiętrzano w poprzek jezdni i chodników. Jako materiał dla wznoszonych barykad posłużyły urządzenia sklepowe, skrzynie, beczki, deski, drabiny, słupy telefoniczne. Zerwany drut telefoniczny zużyto na zasieki chroniące barykady przed atakiem konnicy. Na Bałuckim rynku ustawiono barykadę z ręcznych krosien, nad którą powiewał czerwony sztandar.
Według policyjnych raportów wzniesiono tego dnia ponad sto barykad. Na wielu powiewały czerwone sztandary. Na barykadach walczyli obok siebie robotnicy polscy, żydowscy i niemieccy.


Żołnierze i oficerowie rosyjscy, którzy wyróżnili się w stłumieniu rewolucji 1905 roku na ziemiach polskich. (fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego)

Przeciwko robotnikom rzuciły się władze carskie wszystkie jednostki wojskowe kwaterujące w mieście. Rozpoczęło się regularne natarcie na barykady. Strzelano nieustannie, uniemożliwiając robotnikom grupowanie się na ulicach. Robotnicy odpowiadali strzałami z rewolwerów i kamieniami. Gorącą wodą i kwasem siarkowym oblewano z okien nacierające wojsko.
Obraz Łodzi z owych dni czerwcowych malował jeden z uczestników następująco:
"Na Piotrkowskiej istne pobojowisko. Jedna z najbardziej ożywionych ulic Łodzi w miejscu tym prawie, że pusta. Nie idą tramwaje i nie widać dorożek. Gdzieniegdzie na środku ulicy leżą porozrzucane poszczególne części umeblowania oraz inne rzeczy, słupy telefoniczne poprzewracane, druty zwisają w bezładzie, latarnie uliczne porozbijane.
W innym miejscu rozbijają sklep monopolowy. <<Za pięć rubli!>> - wykrzykuje z humorem młody robociarz i podnosząc butelkę wódki rozbija ją o bruk. Urządzenia sklepowe, szafy i bufety ciągną robotnicy na barykady, rąbią słupy telegraficzne oraz zewsząd znoszą wszelkiego rodzaju pudła, skrzynie, taczki, bele i deski. Jeden z młodych robotników wdrapuje się na słup przewodu tramwajowego i tam zawieszają mały sztandar czerwony. Wywołuje to w tłumie radość i poklask, śmieją się oczy i twarze. Lecz niestety, jakże krótko! Nadchodzi bowiem od strony Wodnego Rynku oddział żołnierzy. Rozlega się huk salw - jedna, druga, trzecia. Słychać krzyki, sypią się przekleństwa tych, którzy dopiero co z humorem budowali barykadę. W odpowiedzi na salwę karabinową pada kilka strzałów rewolwerowych. A tu już jęczą ranni (...)".


Barykada przy ulicy Południowej w Łodzi (dzisiaj ulica Rewolucji 1905 roku).

Barykady stanowiły wprawdzie skuteczny środek obrony przed konnicą, ale nie były w stanie zatrzymać ataku piechoty. Pod jej naporem robotnicy zmuszeni byli opuścić większość barykad, nadal jednak stawiali zacięty opór, zajęli bowiem poszczególne domy i strzelali do żołnierzy z dachów i strychów. Nie dorównując przeciwnikowi pod względem uzbrojenia, górowali nad nim odwagą i bohaterstwem. Z braku broni palnej odpierali natarcia wojsk cegłami i kamieniami z jezdni.
"Z niektórych domów - donosił pułkownik L. Uthof - jak na przykład przy ulicy Konstantynowskiej, strzelano nawet salwami, a zza ogrodzenia parku Kweli (Źródliska) - oddano do przejeżdżającego szwadronu dragonów ponad sto wystrzałów".
Władze carskie stosowały brutalne środki wobec uczestników owych zdarzeń. Ginęli nie tylko walczący przeciwko wojsku z bronią w ręku, lecz również ludzie postronni, nie zaangażowani w walce. Kozacy rozdrażnienie zaciekłym oporem wdzierali się na dachy, balkony i parkany i stąd strzelali do wszystkich, którzy wydali im się podejrzani.
Ogromna ilość zabitych i rannych leżała całymi dniami na ulicach. Ranni umierali na miejscu, nie otrzymując żadnej pomocy lekarskiej.
Wystąpienie zbrojne proletariatu łódzkiego miało w zasadzie charakter żywiołowy i nie było przygotowane pod względem wojskowym. Uczestnicy odczuwali ogromne braki broni palnej, posiadali bowiem zaledwie kilkaset rewolwerów, co oczywiście było niewystarczające. Nie mieli oni przy tym ośrodka kierowniczego, przez co działali w rozproszeniu, a więc mało skutecznie. W czasie walk nie wykazali na przykład inicjatywy, ażeby opanować ważne strategicznie punkty w mieście, jak poczta, telegraf, dworce kolejowe itp.
Do dnia 25 czerwca udało się władzom carskim ostatecznie zlikwidować wystąpienie zbrojne łódzkich robotników. Zmuszeni oni byli ustąpić przed przeważającymi siłami. Wojsko carskie zburzyło barykady i wypełniło ulice. Miasto jakby zamarło.
W ciągu tygodnia "Walczyli robotnicy Łodzi o trochę więcej życia ludzkiego, o trochę więcej chleba i światła dla siebie i rodzin swoich. Walczyli o 8-godzinny dzień roboczy, o godność ludzką". 
Zapłacili za to krwią około dwóch tysięcy poległych i rannych. Po stronie carskiej padło kilkudziesięciu żołnierzy i oficerów.
Chociaż rewolucja w zasadzie została stłumiona, jednak utarczki zbrojne między robotnikami a wojskiem trwały gdzieniegdzie aż do 28 czerwca. Dopiero tego dnia mógł pułkownik Uthof donieść do Petersburga, że "porządek w Łodzi został przywrócony, wszystkie fabryki są czynne"... 

Panorama, ilustrowany dodatek tygodniowy do Republiki, 
rok 1924.
Przeczytaj jeszcze:
BUNT TKACZY









źródła:
Wacław Pawlak. Na łódzkim bruku.
Marek Budziarek, Leszek Skrzydło, Marek Szukalak. Łódź nasze miasto.

2 komentarze:

  1. Witaj Monik@,
    jestem wielkim fanem Twojego blogu, też urodziłem się w Łodzi i staram się troszkę o naszym mieście pisać ;)
    Chciałbym się z Tobą skontaktować, ale nie trafiłem nigdzie na Twojego maila. Wyślę wiadomość na adres który się domyślam ;) jednak gdyby nic nie doszło, bardzo proszę daj znać na adres zbysze.b@gmail.com
    ps.
    Dzięki za kopalnię wiadomości o kochanej Łodzi

    Pozdrawiam Zbyszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Panie Zbyszku.
      To jest jedna z przyjemniejszych części życia blogera: otrzymywać takie miłe listy. Dziękuję.
      (adres podaję na priv.)
      Niestety, przez najbliższe trzy tygodnie, kontakt ze mną może być utrudniony – wyjeżdżam i nie wiem, jak będzie na miejscu z dostępem do sieci (blog też będzie “zamrożony” na ten czas).
      Ale, oczywiście – chociaż może “z poślizgiem” – odpiszę.
      Pozdrawiam Monika

      Usuń