Park
im. Tadeusza Rejtana. Nazywany jest także "Parkiem Nowe Rokicie", lub "Parkiem przy Felsztyńskiego" -
– mieści się w Łodzi pomiędzy
ulicą Piękną, Rejtana, Felsztyńskiego i al. Politechniki.
Park
powstał na terenie dawnego cmentarza ewangelicko-augsburskiego, który został założony przez parafię ewangelicką św. Jana w 1898 roku w północnej części Starego Rokicia.
Zabytkowa brama prowadząca na teren parku, dawna brama cmentarna.
Widok w stronę ulicy Felsztyńskiego. W tle chłodnia elektrociepłowni EC-2.
Zabytkowa brama prowadząca na teren parku, dawna brama cmentarna.
Widok w stronę ulicy Felsztyńskiego. W tle chłodnia elektrociepłowni EC-2.
Jeszcze na początku lat 80. XX wieku był to cmentarz ewangelicko-augsburski, którego pamiątką jest brama umieszczona obok kaplicy, w narożniku od strony dawnej ulicy Wiznera (dziś Felsztyńskiego).
Na cmentarzu chowano zmarłych od końca XIX wieku do lat 50. XX wieku.
Zlikwidowany został w 1983 roku a szczątki pochowanych tam osób ekshumowano i przeniesiono na cmentarz przy ulicy Sopockiej, przeniesiono tam również najcenniejsze nagrobki.
Cmentarz zajmował teren o powierzchni 6 ha, otoczony był ceglanym murem, który zachował się do dzisiaj.
Park
sprawia wrażenie mrocznego, gęste korony drzew i oplatający pnie i
konary bluszcz pospolity tworzą nieprzepuszczające światła
sklepienie.
Deep
Forest…. czyli królestwo bluszczu pospolitego.
W 2004 roku
rozpoczęto przebudowę i porządkowanie parku.
Aż
do początku 2005 roku, pośród drzew zobaczyć można było jeszcze
fragmenty płyt nagrobnych i ich elementów konstrukcyjnych.
W pobliżu dawnej bramy głównej cmentarza usytuowane zostało lapidarium, w którym zgromadzone zostały fragmenty nagrobków odnalezionych w trakcie porządkowania terenu.
Niestety, z powodu braku środków do tej pory nie odnowiono neogotyckiego domu ogrodnika
(wpisanego do rejestru zabytków) ani bramy.
Szkoda, bo to wspaniały przykład architektury cmentarnej, bardzo charakterystyczny dla Łodzi.
Z
parkiem sąsiaduje wydzielony z niego i nadal działający cmentarz
ewangelicko-reformowany.
Przed
wejściem do parku drzewo z wiszącymi na nim… butami.
Buty,
zasznurowane tak, by można je zarzucić na druty elektryczne lub gałąź drzewa można
zobaczyć w różnych częściach świata, w miastach i przy wiejskich drogach.
Wysoko w górze z drutów elektrycznych i drzew zwisają na splątanych
sznurowadłach buty: trampki, tenisówki; są i robocze gumiaki. Ktoś je tam zarzucił,
co nie było łatwe. Czasem dziesiątki, setki par butów w jednym miejscu. Po co?
Przeciw komu?
Starałam
się dotrzeć do jakiś informacji dotyczących tego zjawiska, zwanego czasami "shoe-flinging" , historii na ten
temat jest wiele i nie są spójne. Przytoczę fragmenty artykułu Andrzeja Osęki
zamieszczonego w „Newsweeku”.
Rozległość
tego zjawiska jest ogromna, wręcz globalna, a komentarzy na jego temat narosło
niewiele, co wydaje się rzeczą zagadkową. Buty wiszą na nadziemnych kablach w
Nowej Zelandii, Australii, Afryce, Ameryce Północnej i Południowej, we
wszystkich niemal państwach Europy, także w Polsce. W Warszawie widziano je
koło Pałacu Kultury, przy placu Zbawiciela, placu Politechniki, na Muranowie,
na Kole. Wiszą też przed bramą do parku Rejtana w Łodzi.
Spotykam pod bramą młodych chłopców, którzy wydają mi się dobrym źródłem informacji na temat
owego „wiszącego obuwia”, ale…. wymigują się od odpowiedzi. Może sami nie
wiedzą o co chodzi..?
Mówi
się, że na przedmieściach amerykańskich miast buty zawieszone w powietrzu
wskazują, że gdzieś tu można kupić narkotyki. Lub że to teren jakiegoś gangu.
Albo że w tym miejscu zginął w bójce członek bandy. Jednak przestępcza legenda
jest najwyraźniej dorobiona. Buty zarzucają na elektryczne przewody ludzie
rozmaici, na ogół młodzi – żeby się zabawić, zaimponować kumplom, zadziwić i
zaszokować przechodniów. Czasem także, by dać jakiś znak.
W
Stanach Zjednoczonych są szkoły, gdzie uczniowie ciskają butami (shoe tossing) na zakończenie roku, by
wyrazić radość z tego powodu. Podobnie zachowują się niekiedy młodzi mężczyźni,
wychodząc z wojska: obuwie mundurowe malują na różowo lub pomarańczowo i
odrzucają jak najdalej.
Zbiorowe
rzucanie butami z natury ma w sobie coś z rubasznej zabawy ludowej i coś z
psikusa. W różnych krajach pijanym, gdy przysnęli, kompani ściągali buty i
umieszczali na drzewie lub słupie.
Niektórzy
próbują traktować ten obyczaj jako działanie artystyczne, happening,
performance. Ciskający obuwiem nawiązują do działalności rysujących po murach
twórców graffiti – to, co robią, nazywają shoefiti.
Termin ów stworzył Ed Kohler, pracownik agencji reklamowej z Minneapolis, który
też założył pierwszą stronę internetową dokumentującą zjawisko.
Według
fanów rzucania butami ma ono być jedną z form sztuki ulicy – buntem przeciw
oficjalnym galeriom i muzeom. Na stronie internetowej shoefiti.blogsome.com uprawiający
tę działalność Wimmy i Maess powołują się na Duchampa i tradycje wyrafinowanego
absurdu w plastyce i literaturze. „Trenujemy – mówią – awangardowe rzuty
butem”.
Schodzone
obuwie wiesza się także na gałęziach drzew. Piękne dęby, platany oblepione
zostają gęsto butami, niemal przesłaniającymi liście. W tej postaci stają się
popularne w okolicy, robi się im zdjęcia. Takich kultowych, jak je nazywają,
shoe trees naliczono w samych Stanach ponad 70.
–
mnie jednak ten zwyczaj się nie podoba, i zgadzam się Andrzejem Osęką, autorem cytowanego
tutaj artykułu: but
na drucie lub drzewie jest brudem w krajobrazie, odpadem rzuconym w chmury,
zapaskudzeniem, zbrukaniem błękitnego nieba, lub czystej wody, czy zielonego lasu…
Smarujący
po murach zostawia na nich swój tag, jakieś gryzmoły, malowidła, które stanowić
mają jego podpis, jego głos. Ten, kto umieszcza w miejskim lub wiejskim pejzażu
stare buty, rowery czy patelnie, ma środki wyrazu bardzo ograniczone. Jest jak
ktoś, kto drapie gwoździem karoserie samochodów albo zakleja komuś zamek gumą
do żucia, zanieczyszcza wycieraczkę przed drzwiami. Psuje, brudzi – nic więcej.
Idąc dalej tą drogą, nie można zrobić nic innego, jak tylko rzucać ludziom
przed oczy coraz to inne szpargały, jeszcze bardziej dziwaczne, w jeszcze
bardziej zaskakującym miejscu. To nudne w istocie zajęcie z niepojętych
przyczyn wciąż znajduje w świecie rzesze nowych amatorów.
Walczą
z shoe tossing ekolodzy, którzy biorą udział w rozpoczętym przed laty w Sydney
sprzątaniu świata. W dziesiątkach krajów czyszczą lasy i łąki z tego, co
naniosła tam bezmyślna tłuszcza. Odzierają też drzewa z butów, wyławiają rowery
i opony z jezior.
Jedni
starają się więc przywrócić dramatycznie zagrożoną czystość natury, inni
umyślnie, z zapałem śmiecą. Są w tym zawzięci i anonimowi jak chuligani w
internecie. Złośliwie i uroczyście ponawiają anarchiczny wygłup, pomnażają
anarchię wokół nas.
Andrzej Osęka
Wróćmy
na chwilę do parku Rejtana, gdzie drzewa bose, bez butów stoją – a takie piękne…
W
parku rosną klony, wiązy, jesiony, lipy, dęby, brzozy,
jednak na szczególną uwagę zasługuje oplatający drzewa i pokrywający
ziemię bluszcz pospolity.
Decyzją Rady Miejskiej z 27 października 2004 roku
dwadzieścia pięć kwitnących okazów bluszczu uznanych zostało za pomnik
przyrody.
Źródła:
Ryszard Bonisławski, Joanna Podolska. Spacerownik łódzki.
Fot.
Monika Czechowicz
Przeczytaj jeszcze:
Przeczytaj jeszcze:
Park im. Henryka Sienkiewicza (instytut, targowisko, ogród..?)
ŁÓDZKI OGRÓD ZOOLOGICZNY
PARK IM. JÓZEFA PONIATOWSKIEGO W ŁODZI.
PARK PRZY ULICY HIPOTECZNEJ.
Zielona Łódź: park im. biskupa Michała Klepacza.
DOBRA RADOGOSKIE i … PARK JULIANOWSKI.
PARK OCALAŁYCH.
ŁÓDZKI OGRÓD BOTANICZNY.
Park Helenów, dawna restauracja Benndorfa i… zakręcony kurek.
PALMIARNIA OGRODU BOTANICZNEGO W ŁODZI.
ZIELEŃ ZIEMI OBIECANEJ – PARK ŹRÓDLISKA I.
ZIELEŃ ZIEMI OBIECANEJ – PARK ŹRÓDLISKA II.
Park im. Jana Matejki w Łodzi, czyli dawny ogród senatora Aleksandra Heimana-Jareckiego.
OGRÓD PRZY PAŁACU IZRAELA KALMANOWICZA POZNAŃSKIEGO.
REZERWAT POLESIE KONSTANTYNOWSKIE.
Park Sielanka i wille rodziny König.
ŁÓDZKI OGRÓD ZOOLOGICZNY
PARK IM. JÓZEFA PONIATOWSKIEGO W ŁODZI.
PARK PRZY ULICY HIPOTECZNEJ.
Zielona Łódź: park im. biskupa Michała Klepacza.
DOBRA RADOGOSKIE i … PARK JULIANOWSKI.
PARK OCALAŁYCH.
ŁÓDZKI OGRÓD BOTANICZNY.
Park Helenów, dawna restauracja Benndorfa i… zakręcony kurek.
PALMIARNIA OGRODU BOTANICZNEGO W ŁODZI.
ZIELEŃ ZIEMI OBIECANEJ – PARK ŹRÓDLISKA I.
ZIELEŃ ZIEMI OBIECANEJ – PARK ŹRÓDLISKA II.
Park im. Jana Matejki w Łodzi, czyli dawny ogród senatora Aleksandra Heimana-Jareckiego.
OGRÓD PRZY PAŁACU IZRAELA KALMANOWICZA POZNAŃSKIEGO.
REZERWAT POLESIE KONSTANTYNOWSKIE.
Park Sielanka i wille rodziny König.
Jak nazywał sie ogrodnik tego cmentarza?
OdpowiedzUsuńTen park był zawsze dla mnie tajemniczy choćby ze względu na owe groby.. a buty tu gdzie akurat jestem w UK też widuję. Dziwny fenomen choć niezrozumiały faktycznie.
OdpowiedzUsuń