Ze wspomnień Jerzego Wilmańskiego:
„Kiedy żył, nie wypadało mówić, że uosabia ową nieuchwytną żydowsko-polską
specyfikę Łodzi. Pewno sam by się żachnął na takie sformułowanie. Arnold
Mostowicz (1914-2002) nie lubił celebry i – mówiąc po łódzku – napuszonego picu.
Pamiętam takie zdarzenie sprzed paru lat, kiedy to ówczesny
prezydent Łodzi wydał uroczysty obiad dla VIP-ów, w odrestaurowanej, ekskluzywnej
knajpie „Esplanada”. I wśród tych atłasów, złoceń i sztukaterii zaczęto się
nasadzać duserami, że tak miło się spotkać, zupełnie jak przed wojną w
legendarnej „Esplanadzie”… Wtedy wstał Arnold Mostowicz i powiedział mniej
więcej tak: To bardzo piękny lokal, ale przed wojną mało łodzian miało do niego
dostęp. Przed wojną Łódź to były cuchnące rynsztoki, dojmująca bieda, praca
ponad siły, ludzie wyzyskiwani i poniżani… Trochę zwarzył Mostowicz elegancką,
nowobogacką atmosferę tym oczywistym przypomnieniem przedwojennej Łodzi, ale on
zawsze bardziej cenił prawdę niż pic.
Jeszcze w roku 1998 w wywiadzie dla „Kroniki Miasta Łodzi”
udzielonym Joannie Podolskiej mówił: „Dla
mnie Łódź jest miastem, które właściwie od samego zarania było miastem niekochanym.
Za czasów rosyjskich – co jest zrozumiałe, bo to było miasto stałych ruchów
rewolucyjnych. Ale też niekochane w okresie międzywojennym, bo było inne niż
pozostałe miasta polskie. Łódź była jedynym miastem, które wytworzyło swoją
specyficzną burżuazję. Była to burżuazja, która bardzo odbiegała od wyobrażenia
o trzecim stanie ze strony myśli szlacheckiej. To była burżuazja
żydowsko-niemiecka. To, co dziś określa się słowem lodzermensch, to był zwykły
łódzki mieszczanin. Tyle, że nie był to mieszczanin z czystego pnia polskiego,
tylko najczęściej z pnia żydowskiego, który zresztą w tym czasie bardzo się asymilował,
ale tego się na ogół nie uwzględnia. Dlatego właśnie Łódź była miastem
niekochanym. I może z tych samych powodów ja to miasto tak kocham. Jest to
miasto, którego jedna trzecia ludności została wymordowana. Z tą częścią
ludności ja byłem związany pochodzeniem. Bo nie zainteresowaniami. Ja coraz
bardziej wiązałem się z kulturą polską, czym zdecydowanie odbiegałem od
zainteresowań mojego ojca, który był jidyszystą i reżyserem w teatrze
żydowskim. Ale on to przyjmował ze zrozumieniem. I nigdy nie robił mi z tego
powodu wyrzutów. W każdym razie Łódź była miastem, w którym rozegrała się
bardzo ważna część mojego życia. Które zawsze wspominam, do którego chętnie
wracam”.
W czasach, w których towarzyskim nietaktem było mówienie o
rewolucji społecznej, Arnold Mostowicz mówił publicznie: „Łódź powinna się chlubić swoją wielonarodową przeszłością. Tym, że ją
stworzyły różne nacje, że te kultury przez wiele dziesięcioleci współistniały.
Powinna się chlubić nawet przeszłością rewolucyjną w najpiękniejszym znaczeniu,
jakie można temu słowu przypisać. To nieważne, ze potem to słowo zostało
zbrukane i zdewaluowało się. Łódź miała też cudowną orkiestrę, miała
wspaniałych plastyków, miała wcale niezłą literaturę. Jest mnóstwo rzeczy,
którymi Łódź może i powinna się chlubić”.
Kim był ten niezwykły człowiek, któremu los nie oszczędził
rozpaczy, dramatów, bólu i cierpień oraz tylu śmierci najbliższych mu osób?
Arnold Mostowicz urodził się w Łodzi w 1914 roku, ale na
studia medyczne wyjechał do Francji. Ukończył je tuż przed wybuchem wojny i już
we wrześniu 1939 roku pracował w szpitalach oblężonej Warszawy. Potem trafił do
getta w rodzinnym mieście Łodzi, gdzie pracował jako lekarz w pogotowiu i
szpitalu chorób zakaźnych. Patrzył na śmierć najbliższych i nic im nie mógł
pomóc. Pisał po latach: „Getto wymarło z
głodu. Umarł brat ojca, buchalter, z żoną i cudowną córką, nauczycielką języka
polskiego. Ta umarła ostatnia. Umarł brat parasolnik z żoną i córką. Druga
córka uciekła do Warszawy i zginęła zagazowana w Treblince. Umarły siostry
mojego ojca. Umarła najmłodsza z mężem i trojgiem dzieci. Umarli żebrząc na
ulicy. Najdłużej ciągnęło się umieranie sześciu wnuków najstarszej siostry ojca…
Im wszystkim wypisywałem karty zgonów”.
Potem Los nie oszczędził Mostowiczowi wywózki do Oświęcimia
i tułaczki po innych obozach. Po wojnie nie wrócił już do medycyny, bo obozowa gruźlica
mu to uniemożliwiła. Początkowo poświęcił się dziennikarstwu – od 1945 roku
zaczyna pracę w „Trybunie Dolnośląskiej”. Przez wiele lat redagował popularne
warszawskie „Szpilki”, z których musiał odejść w pamiętnym roku 1968.
Pisarstwem i popularyzacją nauki zajął się po przejściu na emeryturę, ale do
końca życia współpracował z lewicowym miesięcznikiem „Dziś”.
Wierny ideałom społecznej sprawiedliwości i braterstwa
narodów, przeciwstawiał się wszelkim przejawom szowinizmu, ksenofobii,
nienawiści rasowej i narodowej. Był liczącym się w świecie kronikarzem machiny
zagłady – od 1991 roku przewodniczył Stowarzyszeniu Żydów Kombatantów i
Poszkodowanych w czasie II wojny światowej, był też współorganizatorem Fundacji
Polsko-Niemieckiej Pojednanie oraz zasiadał w jej władzach.
Kiedy w roku 1995 powstała w Łodzi Fundacja Monumentum
Iudaicum Lodzense, której celem jest opieka nad dziedzictwem łódzkich Żydów, a
głównie nad żydowskim cmentarzem – Mostowicz został jej prezydentem. Powtarzał
wciąż: „Chodzi nam o przywrócenie pamięci
o zamordowanym narodzie żydowskim, o przypomnienie zasług łódzkich Żydów dla
ich miasta”.
Jego książkę Łódź,
moja zakazana miłość spina piękna klamra: dwa ważne i pamiętne
przemówienia. Jedno, wygłoszone w 1998 roku w Łodzi z okazji nadania mu
zaszczytnego tytułu Honorowego Obywatela Miasta . Drugie, w auli Uniwersytetu
Jagiellońskiego, gdzie w imieniu Żydów polskich przemawiał do kilkudziesięciu
przywódców państw z okazji 50-tej rocznicy wyzwolenia obozu w Oświęcimiu.
Był człowiekiem renesansu. Miał wszechstronne
zainteresowania, imponował szeroką wiedzą i głębią refleksji. Napisał parę
książek poświęconych biologii. Za serię książek Biologia zmienia człowieka, Biologia zmienia medycynę oraz Biologia uczy myśleć otrzymał prestiżową
nagrodę imienia Bruno Winawera. Jednocześnie zajmowała go problematyka
nierozwiązanych zagadek przeszłości ludzkiej cywilizacji. Jako pierwszy w
Polsce tłumaczył i popularyzował głośne w świecie odkrywcze książki na ten temat
Josepha Blumricha, Carla Sagana, Maurice’a Chateleina i wielu innych.
Intrygowały go tajemnice egipskich piramid, którym poświęcił fascynującą
książkę. Paleoastronautyka stała się wówczas jego wielką pasją.
A potem wrócił do miasta swojej młodości, pisząc takie
książki jak Żółta gwiazda i czerwony
krzyż, Ballada o Ślepym Maksie czy Łódź
– moja zakazana miłość. Tę ostatnią powinien przeczytać każdy łodzianin,
bez względu na to, jaki procent krwi polskiej, żydowskiej czy niemieckiej
płynie w jego żyłach. Książka kończy się rozdzierającym serce pytaniem:
„…Dobry Boże – w którego
wierzyli praojciec Abraham, mój praojciec Izaak, mój praojciec Jakub, Ty, który
szybujesz w przestrzeniach ogromniejszych niż zdoła je opanować myśl ludzka
powiedz mi: Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?”
Ale na to pytanie nie ma odpowiedzi, nie zna jej przecież
nikt; nie znał jej również tak mądry i doświadczony przez Los człowiek jak
Arnold Mostowicz”.
Zobacz jeszcze:
ŁÓDŹ MOJA ZAKAZANA MIŁOŚĆ
OPOWIEŚĆ O ŚLEPYM MAKSIE
źródła:
Jerzy Wilmański. Łódzkie portrety pamięciowe.
A. Kempa A. Szukalak M. Żydzi dawnej Łodzi.
J. Podolska, Zmarł Arnold Mostowicz, [w:] „Gazeta Łódzka” z 5.02.2002.
Zobacz jeszcze:
ŁÓDŹ MOJA ZAKAZANA MIŁOŚĆ
OPOWIEŚĆ O ŚLEPYM MAKSIE
źródła:
Jerzy Wilmański. Łódzkie portrety pamięciowe.
A. Kempa A. Szukalak M. Żydzi dawnej Łodzi.
J. Podolska, Zmarł Arnold Mostowicz, [w:] „Gazeta Łódzka” z 5.02.2002.
Czytałem, wgryzałem się, poznawałem... nie jestem przekonany czy mogę oceniać życia tych ludzi... wybitnie inteligentnych, wykształconych, którzy poznali piekło i nieludzkość, którzy dawali innym to co mieli w sobie, a na koniec odchodzili po cichu...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Baedekerze,