Szarość
i monotonię codziennego życia mieszkańców dawnej Łodzi przerywał okres
karnawału. Na jego przyjście przygotowywało się całe miasto: restauratorzy,
cukiernicy, muzykanci, fryzjerzy, magazyny mód, nauczyciele tańca oraz punkty
wynajmu karet i powozów, czyli tzw. remizy.
Bywanie
na balach należało wtedy do podstawowych, ale i miłych obowiązków towarzyskich,
zaś umiejętność tańczenia - do bardzo pożądanych i cenionych zalet.
Tradycje
zabaw karnawałowych w Łodzi sięgają połowy XIX wieku. Organizatorami zabaw były
początkowo władze municypalne.
"Zgodnie z życzeniem wszechstronnie
mi objawionym, zamówiłem w Hotelu Polskim lokal i potrzebne przysposobienie na
zabawę tańcującą dać się mającą w dniu 31 b.m.
- donosił
prezydent miasta Franciszek Traeger w swoim zaproszeniu na wieczór sylwestrowy
1860 roku - Tutejsi obywatele
okazali się zawsze chętnymi w licznym zebraniu się na podobną zabawę.
Spodziewam się, że i teraz nikt nie odmówi swej bytności na zaimprowizowanej
zabawie".
Rozwój, rok 1897.
Zwyczaj urządzania karnawałowych "zabaw tańcujących" przez ojców miasta przetrwał do czasu powstania styczniowego. Później zaś - po okresie żałoby narodowej - urządzaniem zabaw w karnawale zajęły się różne instytucje społeczne i kulturalne działające na terenie Łodzi. Bawiono się także na balach urządzanych przez środowiska zawodowe. Gazety odnotowały zabawy kelnerów, kominiarzy, piekarzy, ślusarzy, a nawet dozorców domowych!
Gazeta łódzka, rok 1913.
Bale
karnawałowe organizowano nie tylko z myślą miłego i wesołego spędzenia wieczoru
przez ich uczestników, ale także dla uzyskania funduszy na cele dobroczynne.
Tańczono na rzecz ubogich, na potrzeby szpitalne, na wpisy dla niezamożnych
uczniów miejscowych szkół... Organizatorzy tych imprez prześcigali się w ich
urozmaicaniu i dbali o dobre zaopatrzenie bufetów.
Republika, rok 1923.
Karnawał
1874 roku zapoczątkowany został wielką maskaradą w sali teatralnej Fryderyka
Sellina przy ulicy Konstantynowskiej 14 (Legionów). Organizatorzy balu zwracali
się do publiczności na łamach miejscowej gazety z następującym apelem:
"Uprasza się najuprzejmiej, ażeby
szanowne panie i panowie o ile możności byli w maskach. Pan Vogel wypożycza
domina damskie i przyjmuje obstalunki na takowe na 8 dni przed balem. Kostiumy
męskie dostać można u p. Sellin".
Bale
karnawałowe w sali Sellina miały już wtedy wieloletnią tradycję. Corocznie
brała w nich udział elita polskiego społeczeństwa Łodzi i okolicy: lekarze,
nauczyciele, urzędnicy, posiadacze ziemscy. Do tańca przygrywała znakomita
Kapela Miejska od dyrekcją Roberta Orzechowskiego. Właściciel lokalu, Fryderyk
Sellin, zapewniał uczestnikom zabaw znaczny wybór trunków oraz rozmaitość
potraw i zakąsek.
Fabrykanci
i kupcy niemieccy w okresie karnawału zabawiali się głównie w Domu Zgromadzenia
Majstrów Tkackich przy ulicy Piotrkowskiej 100 lub w sali Paradyzu przy
Piotrkowskiej 175. Organizatorem zabaw w tym lokalu było niemieckie Towarzystwo
Śpiewacze Męskie.
W kręgach łódzkiego mieszczaństwa szczególnym powodzeniem cieszyły się maskarady w sali Koncertowej przy ulicy Dzielnej 18 (Narutowicza), wzniesionej pod koniec 1886 roku przez Ignacego Vogla.
Obok zamożnych fabrykantów i kupców napotykało się tu zwyczajnych kantorowiczów i subiektów sklepowych, obok wytwornych pań z towarzystwa - bony i modystki, a nawet pokojówki. Maski równały wszystkich.
Obok zamożnych fabrykantów i kupców napotykało się tu zwyczajnych kantorowiczów i subiektów sklepowych, obok wytwornych pań z towarzystwa - bony i modystki, a nawet pokojówki. Maski równały wszystkich.
"Wstęp otwarty jest dla wszystkich
bez różnicy stanu, narodowości i stroju - zdawał relację z maskarady
w "koncertówce" pewien dziennikarz - w jednej z lóż piętrowych gra hałaśliwa orkiestra. W sąsiedniej salce
płyną strumienie wódki i piwa, w lożach piętrowych gruchają zakochane pary. Na
dole, na olbrzymiej sali wre ochoczy taniec, orkiestra rżnie marsza,
kilkadziesiąt par odważnych, bez ładu i porządku, sunie po olbrzymiej sali,
huczą okrzyki, grzmi tupanie i szeleszczą suknie, zmęczone piersi tancerek
falują, twarze płoną, oczy błyszczą".
Znany na gruncie łódzkim poeta Artur Glisczyński zabawę w Sali Koncertowej upamiętnił żartobliwym poemacikiem:
W "koncertówce" gwar nie lada,
Z
łbów rozgrzanych para bucha,
Par
tanecznych mknie gromada
I
muzyka rżnie od ucha.
- Chodź do polki! - Kiej nie umiem!
-
Nic nie szkodzi! - Dryg pogubię,
-
Wiedz pan, żem początkująca.
-
A ja właśnie takie lubię.
Milkną dźwięki galopady,
Tańców
pryska już ogniwo
I
tanecznych par gromady
Do
bufetu mkną na piwo.
- Co panienka wsuwa tyle?
Żołądeczek
się obarczy.
-
Było golcze w domu siedzieć,
Kiej
kopiejków nie wystarczy.
Bale w "koncertówce" nie zawsze pozostawiały o sobie przyjemne wspomnienia. Jak podawał "Rozwój", podczas jednej z zabaw sprytny złodziej skradł znanemu przemysłowcowi złotą papierośnicę wartości 300 rubli. Na tejże zabawie zgrabna "maseczka" ściągnęła jednemu z kupców portfel ze sporą zawartością gotówki (...)
Sala
balowa w pałacu Poznańskich.
Fot. Monika Czechowicz
Fot. Monika Czechowicz
Arystokracja
przemysłowa zabawiała się w ściśle zamkniętych kółkach. Pomna, że bieda gniecie
fabryczny lud, aby nie gorszyć robotników, balowała w swoich luksusowych
pałacach...
"Z niemałym nakładem starań i
pieniędzy urządza się bale karnawałowe u wielkich przemysłowców tutejszych - pisał
Stefan Górski w "Łodzi spółczesnej". - Przepych toalet współzawodniczy wówczas ze zdumiewającą
okazałością przyjęć na wspaniale przystrojonych salonach".
Głos Polski, rok 1919.
Na balach arystokracji przemysłowej podawano zazwyczaj dwie kolacje. O północy gorącą, angielską, a nad ranem - zimną, francuską. Na balach mieszczańskich bufet był przede wszystkim słodki, z ciastkami i winem.
Niewielu
jednak mieszkańców Łodzi mogło pozwolić sobie na udział w dość kosztownych
maskaradach karnawałowych. Większość musiała liczyć się z groszem, toteż
znacznym powodzeniem cieszyły się dostępne dla kieszeni przeciętnego łodzianina
zwykłe zabawy "niekostiumowe", urządzane w salach restauracyjnych. Na
takich zabawach nie oślepiały oczu brylanty, perły i złoto, za to bawiono się
równie wyśmienicie.
Rozwój, rok 1898.
Kameralny
charakter miały zabawy organizowane przez Stowarzyszenie Śpiewacze
"Lutnia". Gromadziły one inteligencję, kupców i rzemieślników
polskich.
"Na zabawie sylwestrowej w
"Lutni" zabrało się chyba z dwieście osób - pisał
sprawozdawca "Rozwoju". - O
dziesiątej wieczorem zasiedli oni do wspólnej kolacji; uprzyjemniały ją
produkcje artystyczne amatorów. Z uderzeniem godziny dwunastej chór
"lutnistów" powitał Nowy Rok kantatą Dworzaczka. Po kolacji
rozpoczęły się tańce, które trwały do białego rana. Zabawę cechował prawdziwie
rodzinny nastrój".
Bawiono
się wszędzie i do upadłego. Mnogość balów i zabaw nasiliła się zwłaszcza po
burzy rewolucyjnej 1905 roku. Można sądzić, że taki sposób łodzianie
wyrównywali rachunek za lata postu spowodowane wydarzeniami rewolucji.
Szczególną
renomą cieszyły się imprezy w Teatrze Wielkim przy ulicy Konstantynowskiej 14
(Legionów). Zwłaszcza okazale wypadł bal maskowy urządzony na zasilenie
funduszu Pogotowia Ratunkowego. Zgromadził on kilka tysięcy osób. Panów
obowiązywały fraki lub kostiumy, panie musiały być zamaskowane.
"Nie
wolno się demaskować" - uprzedzały gazety. Na obu salach, teatralnej
i koncertowej, rozbrzmiewały dźwięki orkiestr rozmieszczonych na galeriach.
Bawiono się wspaniale.
"Prowadzona
lekko i swobodnie intryga trwała kilka godzin - odnotowała miejscowa
gazeta - W chwilach wolnych od intrygi pokrzepiano swoje siły w
bufecie".
Organizatorzy
balu zadbali o żołądki jego uczestników. Tu i ówdzie rozbito namioty z wyrobami
cukierniczymi, szampanem, napojami chłodzącymi i przekąskami. W roli
sprzedawczyń zasiadły za ladami zaproszone przez komitet organizacyjny artystki
łódzkiego teatru.
Republika, rok 1923.
Pamiętną stała się zabawa karnawałowa na rzecz ochronki dla dzieci, urządzona przez Chrześcijańskie Towarzystwo Dobroczynności.
W czasie zabawy pokazano w "żywych portretach" szereg postaci historycznych i powieściowych. Inicjatorką była baronowa Juliuszowa Heinzlowa (z domu Walewska), która wystąpiła jako Gryzelda Batorówna. Dora Geyer wcieliła się w Kleopatrę, a doktorowa Garlińska odtworzyła postać Klary z Grzechów babuni, panowie natomiast - postacie sienkiewiczowskie: Zagłobę i Wołodyjowskiego. Ktoś także wystąpił jako Chopin. "Żywe portrety" wypadły bardzo efektownie, gdyż osoby z łódzkiego towarzystwa zaproszone do udziału w tej całkowicie nowej dla nich rozrywce nie szczędziły zarówno kosztów, jak i zachodu, ażeby zachować wierność wobec portretowanych osobistości. Układem portretów kierował artysta malarz Strzeżymir Pruszyński.
Również
ubożsi mieszkańcy Łodzi nie rezygnowali z uciech karnawałowych. Młodzi
robotnicy z Kozin i Księżego Młyna, z podmiejskich Bałut i Chojen sobotnie
wieczory i niedzielne popołudnia spędzali w salach tańca, zwanych z niemiecka
"tancbudami". Salę tańca stanowiła zazwyczaj obszerna szopa, w której
zbierała się młodzież fabryczna, a nierzadko - osobnicy podejrzanej konduity...
W
pomieszczeniu tym, przy migotliwym blasku świec lub przy lampie naftowej, w
kurzu i zaduchu, odbywały się tańce. Przygrywali rozochoconym parom skrzypek i
harmonista. Dookoła sali siedzieli na zwykłych ławach "kawalerowie z
damami"oczekujący swej kolejki na zatłoczonym parkiecie. Zazwyczaj
tancerek było więcej niż tancerzy, toteż gdy nie starczało partnerów, wówczas:
Dama damę chwyta w braku kawalera,
Wywijają
z sobą wściekłego sztajera.
Zabawę często przerywano, gdyż podchmieleni młodzieńcy wszczynali bijatyki o względy tancerek. Wtedy wodzirej w podskokach kankanowych udawał się do bufetu, a po usunięciu krewkich amantów zabawę kontynuowano. Bawiono by się w ten sposób do rana, gdyby nie nieubłagane gaszenie świateł.
Próbkę
swoistej atmosfery panującej w salach tańca dał anonimowy autor w satyrycznym
wierszyku:
Lutomierska, numer czwarty,
tam
się hula nie na żarty.
Doliniarze
i kasiarze
Z
frajerkami suną w parze.
Huczą
siewy, tupią buty,
Echo
idzie na Bałuty.
Stateczne rodziny robotnicze w okresie karnawału zabawiały się w prywatnych pomieszczeniach w gronie krewnych i znajomych. Do tańca przygrywał na "armonijce" muzykalny sąsiad, a jeśli takiego nie stało, poprzestawano na gramofonie i chóralnym śpiewie.
Dziś jest zabawa u maglarki -
Są
frajerzy i kucharki,
Już
goście dzielą się na parki.
A
pod ścianą na harmonii
Zaiwania
pan Antoni.
Melodia
wszystkim w uszach dzwoni.
Prawdziwa zabawa musiała być hałaśliwa, żeby ją było słychać w całej kamienicy. Niechaj wiedzą sąsiedzi, że u maglarki się bawią...
Ilustrowany Express Wieczorny, rok 1924.
Szczególna obfitość zabaw sylwestrowych wystąpiła w Łodzi z końcem XIX wieku. Mimo kolejnego kryzysu przemysłowego nękającego miasto, łodzianie hucznie bawili się w noc sylwestrową, pokładając nadzieję, że nowe stulecie będzie dla nich łaskawsze. Przy okazji ukazała się w Łodzi książeczka pt. Fin de siecle (Koniec wieku), w której anonimowy autor próbował stworzyć satyryczny obraz "bawełnianego grodu" u schyłku XIX wieku.
Wnętrze
Grand Cafe.
Zobacz jeszcze:
Wacław
Pawlak. Minionych zabaw czar czyli czas wolny i rozrywka w dawnej Łodzi.
Stefan
Górski. Łódź spólczesna. Obrazki i szkice publicystyczne.
Andrzej
Kempa. Piosenki łódzkiego przedmieścia.
"Rozwój"
1898-1914
"Echo
muzyczne i teatralne" 1898
Zdjęcia
archiwalne ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Józefa
Piłsudskiego w Łodzi http://bc.wbp.lodz.pl/
i
inn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz