piątek, 22 lipca 2016

Łódź, Hotel Savoy i… cały ten jazz!

Letni ogródek restauracji "Halka" przy ul. Moniuszki 1 w Łodzi 
(Fot.ze zbiorów MMŁ)



…Jeżeli ulica Moniuszki chwaliła się swoją oryginalnością, że kiedyś była prywatną, że pierwsze oświetlenie miała, że w YMCA jazz grano, no i „Honoratka” naprzeciwko „Halki” była – wszystko to prawda. Ale za to wprost z ulicy Traugutta, równoległej do Moniuszki, wchodziło się do sławnych sal „Grand Hotelu”: „Malinowej”, „Złotej” i „Syreny”. Również do kina Goldberga, a po jego likwidacji, Teatru Miniatur Syrena, w 1948 roku do Teatru Satyry Osa, później Teatru 7.15.

Letnią porą po południu cała ulica słyszała jak w ogródku – z wejściem od ulicy Traugutta – grała Caravanę orkiestra „Braci Łopatowskich”.

"Rozwój", rok 1912.

"Gazeta Łódzka", rok 1913.

"Rozwój", rok 1914.

"Rozwój", rok 1914.


Prawdziwą chlubą i ozdobą tej ulicy jest jednak Hotel Savoy. Jak pięknie musiał wyglądać tuż po wybudowaniu... 

Tygodnik "Śmiech", rok 1912.

"Gazeta Łódzka", rok 1913.


"Śmiech", tygodnik humorystyczno-satyryczny, rok 1913.

"Nowa Gazeta Łódzka", rok 1913.

"Rozwój", rok 1913.

"Rozwój", rok 1914.

"Godzina Polski", rok 1917.

Gazeta "Rozwój", rok 1919.


Lodzer Informations und Hause Kalender, 1919.


Samotnie, dumnie drapał chmury, bo był najwyższym budynkiem w Łodzi.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1914.

Jednodniówka "Ratujcie Dzieci" z 1916 roku.

"Godzina Polski", rok 1917.

"Gazeta Łódzka", rok 1918.

"Rozwój", rok 1919.

"Rozwój", rok 1919.

"Rozwój", rok 1920.

"Rozwój", rok 1920.

"Rozwój", rok 1920.

"Rozwój", rok 1921.


"Express Wieczorny Ilustrowany", rok 1923.

"Republika", rok 1924.

Tu ciekawostka dla współczesnych developerów. Hotel postawiono w dwa lata. Budowę rozpoczęto jesienią 1909 roku, a zakończono na początku 1911 roku i to z kłopotami, bo nijaki Cynamon ociągał się z robotami, za co go później wywalono. 

Luksusowy to był hotel. Z wielkim zachwytem opisywał go wędrowiec z dalekiej Rosji, będący gościem hotelu… Savoy został opisany w książce pt. „Hotel Savoy” Josepha Roth’a:
„To było dość zabawne miasto. Mieszkało w nim wiele dziwnych ludzi, czegoś podobnego nie spotyka się na świecie”.
Co i kogo miał na myśli Roth, odnaleźć można na kartkach książki o hotelu Savoy w mieście, które we wszystkich opisach przypomina naszą Łódź.

Swoją drogą hotele Savoy były często wymieniane jako miejsca atrakcyjne również ze względu na ciekawe zdarzenia, które miały w nich miejsce. W hotelu w Nowym Yorku grała orkiestra Bennego Goodmana i śpiewała  Ella Fitzgerald. Na pamiątkę nagrali kultową płytę „Stompin’ At The Savoy”.

Ella Fitzgerald i Luis Amstrong. Stompin’ At The Savoy
źródło: YouTube.pl

W londyńskim Savoy’u w 1919 roku grał, po raz pierwszy w europie, zespół „Dixieland Jass Band” z Ameryki, wzbudzając powszechny zachwyt!

Dixieland Jass Band
źródło: YouTube.pl

"Republika", rok 1924.

"Rozwój", rok 1920.

"Ekspress Wieczorny Ilustrowany", rok 1923.

"Rozwój", rok 1924.

"Republika", rok 1924.

"Republika", rok 1924.

W naszym łódzkim hotelu Savoy też najprzedniejsze orkiestry grały. Chociażby salonowa orkiestra 37. Jekaterynburskiego Pułku Piechoty, później orkiestra „Braci Łopatowskich”, ale i orkiestra „Promenada” J. Szuberskiego. Przez długie lata jeszcze inne kapele – jedna lepsza od drugiej – występowały w restauracji hotelowej.

Orkiestra „Braci Łopatowskich”


Tak się jakoś ułożyło, że trzy łódzkie knajpy: w hotelu Savoy, „Malinowa” i „Tivoli” stanowiły jakby zaczarowany i przysłowiowy Trójkąt Bermudzki.

"Głos Poranny", rok 1937.

"Hasło Łódzkie", rok 1928.

"Hasło Łódzkie", rok 1928.


"Głos Poranny", rok 1937.

Wytrawni danserzy, ale też inne społeczności, co to bez zabawy żyć nie mogły, w tym trójkącie zatracali swoje życie, błąkając się między tymi lokalami – taki mieli zwyczaj, a może to magia tego trójkąta tak na nich działała? W każdym razie modne było przebywanie jednego wieczora w każdej z nich.

"Republika", rok 1923.

"Republika", rok 1924.

"Republika", rok 1925.


"Ilustrowana Republika", rok 1926.

"Hasło Łódzkie", rok 1928.


Niestety, nadszedł czas zaniechania i orkiestry już tu nie grają. Być może to właśnie one same – te i pozostałe – zapadły się w tajemną dziurę czasu i przestrzeni, tego wyimaginowanego trójkąta, trójkąta łódzkiego.

"Republika", rok 1923.


Jako że w hotelach Savoy coś ważnego musiało być lub się zdarzyć, w naszym łódzkim ważny był lokal na pierwszym piętrze. Mieścił się tam Klub Pickwicka.

"Dziennik Łódzki", rok 1946.


Orkiestry tu nie grały, bo i po co? Nie starczyłoby miejsca dla orkiestry i tańczących literatów. Kropka. Tu nie było przymileń i mizdrzenia się do ładnych panienek. Tu toczyły się zażarte dyskusje, spory o literaturę, teatr, film. Zwłaszcza ta najmłodsza muza, była przedmiotem ożywionych dyskusji wśród młodszej społeczności zacnego klubu. Powód był dość czytelny. Blisko, bo na ulicy Łąkowej szczypała – ta muza – zalotnie ludzi filmu, kusząc ich wielkimi literami w czołówce i czerwonym dywanem, po którym idzie się po Oskara. Wizje takiej przyszłości mogły się przecież ziścić, ale trzeba było je twórczo przedyskutować. Najlepiej oczywiście przy barze z widokiem na ścianę trunków wszelakich. Takim właśnie miejscem spotkań ludzi sztuki i kultury był Klub Pickwicka. Ludzi, w tym klubie bywających, w ramy pozłacane należałoby oprawić, a przygód, jakich doznali wystarczyłoby na kilka powieści…


Były też i złe spotkania, nawet podłe. Wtedy jak partia robotnicza ustami wielu artystów skarżyła na Edmunda Wiercińskiego za reżyserię „Elektry”, czyniąc z tak szacownego klubu salę sądową. Bezprawny sąd nad twórczą wizją artysty. Takie prawo i takie czyny w Klubie Pickwicka? Niestety, były i takie czasy.
Edmund Wierciński (1899-1955) - aktor, reżyser, pedagog.
W okresie międzywojennym Wierciński wiele eksperymentował jako reżyser, poszukiwał nowych rozwiązań formalnych. Był jednym z pierwszych inscenizatorów w Polsce, którzy realizowali zasadę integralności dzieła scenicznego; mistrzowsko przeprowadzał psychologiczną analizę wystawianego tekstu. Przed teatrem stawiał zadania społeczno-wychowawcze. Jego ideałem był teatr, którego źródła tkwiły w polskim teatrze romantycznym i twórczości Wyspiańskiego. Tworzył teatr postępowy, wyrażający aktualne treści społeczno-polityczne (Sprawa Dreyfusa Wilhelma Herzoga i Hansa Joségo Rehfischa 1931, Czarne Getto Eugene’a O’Neilla 1932). Wydobywał warstwę znaczeń przenośnych, symbolicznych, zarówno w sztukach z repertuaru współczesnego: Sen (1927), Łyżki i księżyc Emila Zegadłowicza (1928), Metafizyka dwugłowego cielęcia Stanisława Ignacego Witkiewicza (1928), jak i klasycznego: Ksiądz Marek Słowackiego (1936). Po okresie poszukiwań i eksperymentów wystawiał kameralne sztuki realistyczno-psychologiczne (Głupi Jakub Tadeusza Rittnera (1936), Lato w Nohant Jarosława Iwaszkiewicza 1936). W ostatnich przedstawieniach powojennych unikał eksperymentów, bliski był mu klasyczny teatr poetycki: Cyd Wyspiańskiego według Pierre'a Corneille'a (1948), Fantazy (1948) i Horsztyński (1953) Słowackiego, Lorenzaccio Alfreda de Musseta (1955).


Ale ogólnie rzecz biorąc Klub Pickwicka było to wesolutkie miejsce. W Savoy’u już od 1945 roku mieszkali artyści Teatru Miniatur Syrena.

"Dziennik Łódzki", rok 1946.

"Dziennik Łódzki", rok 1946.

Teatr założył satyryk Jerzy Jurandot w 1945 roku w Łodzi jako Spółdzielnię Pracy Aktorów pod nazwą Teatr Miniatur „Syrena”. Przeniesiony w 1948 roku do Warszawy, w 1951 roku został upaństwowiony i działał jako Teatr Syrena (1948–55, 1957–62 i od stycznia 1967 do dziś), a także jako Teatr Satyryków „Syrena” (1955–57) i Teatr Buffo „Syrena” (1962–67). Od 1967 roku nosił nazwę Teatr Syrena.

"Dziennik Łódzki", rok 1945.

"Dziennik Łódzki", rok 1945.


Gdzie po spektaklu spotykali się artyści i poeci? Oczywiście w Klubie Pickwicka. W jednym rządku wzdłuż lady barowej można było zobaczyć wybitnych przedstawicieli kultury polskiej: Jerzego Jurandota rozdzielającego Gozdawę od Stępnia, Dziewońskiego i Kazimierza Rudzkiego obok siebie, czyli nieustający monolog Dudka, a także Adolfa Dymszę przedrzeźniającego Ludwika Sempolińskiego…

Adolf Dymsza w piosence "Ach pardon" (słowa Marian Hemar, muzyka Andzrej Panufnik).
Źródło: YouTube.pl.

Przy stoliku poetów rozmawiali Gałczyński z Tuwimem. Obok, zadumany siedział wielki Węgrzyn.
Panie: Maria Bielicka, Mira Zimińska, Hanna Skarżanka obsiadły stolik przystrojony wazonem róż i zaśmiewały się słuchając Stefanii Grodzieńskiej.
Słychać było dźwięki pianina, Leon Schiller, czyli Lulek, w pelerynie okrywającej kiedyś romantycznego poetę, z głową zwróconą w kierunku Ildefonsa, grał i śpiewał kuplety z „Zielonego Balonika”…
Nad tym całym zgiełkiem panowała, rozdzielając uśmiechy, pani Axer, kierowniczka tego wyjątkowego miejsca…

"Dziennik Łódzki", rok 1946.


PS:
…. czy czytaliście powieść Józefa Rotha "Hotel Savoy"?


źródła:
Notka jest fragmentem książki „Były dancingi i grały orkiestry w mieście Łodzi. Opowieść o muzyce, knajpach i nocnym życiu PRL-u”, której autorem jest Kazimierz Krzywik Kaźmierczyk.
oraz:

Fot. współczesne Monika Czechowicz 

"Łódzkie Echo Wieczorne", rok 1927.

"Gazeta Łódzka", rok 1918. 

"Gazeta Łódzka", rok 1918.


Fot. archiwalne ze stron:
oraz ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.

Posłuchaj:


"Rozwój", rok 1927.

"Republika", rok 1925.

"Republika", rok 1925.


"Dziennik Łódzki", rok 1945.

"Dziennik Łódzki", rok 1986.

BAEDEKER POLECA:
Kazimierz Krzywik Kaźmierczyk. Były dancingi i grały orkiestry w mieście Łodzi. Opowieść o muzyce, knajpach i nocnym życiu PRL-u.
Książka zabierze Państwa w podróż do miejsc, doskonale znanych łodzianinowi w czasach PRL-u, w których grały najlepsze ówczesne orkiestry (m.in. „Bracia Łopatowskich”, Krochmalskiego, „Braci Wander”). O godzinie jedenastej rano czytelnik będzie mógł posłuchać opowieści przy klezmerskim stoliku w „Grand Café”, popołudnie spędzi na studiowaniu osobistego pamiętnika muzyka, by wieczorem obejrzeć niesamowity bal i posłuchać m.in. „La Cumparasita” w sali „Malinowej”. A skąd autor wie jak było? Sam to wszystko przeżył lub był naocznym świadkiem, często niesamowitych przygód łódzkich muzykantów. Dzisiaj dzieli się swoimi wspomnieniami i zaprasza do lektury każdego, kto pragnie dowiedzieć się skąd muzycy zza żelaznej kurtyny znali boogie-woogie, rock & rolla, na czyją prośbę pierwszy raz zagrali piosenkę „Theo, wir fahr'n nach Lodz!”, czemu autor kupował buty z Romanem Polańskim, co oznacza słowo neskim i jaką rolę w całej historii odegrała Michalina Tatarkówna-Majkowska. Opowieść Jerzego Krzywika Kaźmierczyka jest pełna zaskakujących i zabawnych historii, obrazujących czasy, w których kwitła muzyka taneczna w mieście Łodzi.

Jerzy Krzywik Kaźmierczyk - muzyk amator, bajarz, autor wspomnień o „rozrywkowej Łodzi” z czasów Polski Ludowej.
W jednym z wywiadów Jerzy Krzywik Kaźmierczyk powiedział: „Szkoda, ażeby mrok zapomnienia objął ciekawy, pod każdym względem, fragment naszej łódzkiej historii. Historii muzyków, muzykantów i klezmerów oraz miejsc, gdzie grali, wspominanych z sentymentem przez nich samych, ale i przez nas – łodzian, a także przez gości ze świata, którzy niejedną noc przetańczyli na łódzkich dancingach”.

Jerzy Krzywik Kaźmierczyk jest autorem kilku książek, nawiązujących do historii powojennej Łodzi. Są to publikacje pt.:  „Były dancingi i grały orkiestry w mieście Łodzi. Opowieść o muzyce, knajpach i nocnym życiu PRL-u”, „Lorneta z meduzą. Wędrówki łódzką nocą” czy „Jazz w mieście”. Napisał również „Paskudne lata. Wspomnienia z okupowanej Łodzi”. Wszystkie książki wydane zostały przez Dom Wydawniczy Księży Młyn w Łodzi.