niedziela, 8 marca 2015

Wspomnienie o robotnicach łódzkich


Wraz z intensywnym rozwojem kapitalizmu  w XIX wiecznej Łodzi, nieustannym powstaniem nowych fabryk i szeroką rozbudową już istniejących, spiętrzały się w mieście problemy społeczne. Ogromne łódzkie kompleksy fabryczne zatrudniały po kilka tysięcy robotników, 50% tych załóg stanowiły kobiety, a w największych zakładach procent robotnic przewyższał znacznie połowę zatrudnionych. Zjawisko to wywoływało spore kontrowersje, albowiem pod koniec XIX wieku nadal toczono dyskusję o słuszności podejmowania przez kobiety pracy zarobkowej, studiów, starano się określić granice rozwoju i emancypacji dozwolone dla kobiet.
Sytuacja jaka powstała w przemyśle Królestwa Polskiego pod koniec XIX wieku, spowodowała, iż robotnice masowo podejmujące pracę w fabrykach swoją postawą burzyły teorię ograniczeń i poprawności, którą starano się dopasować do kobiet końca wieku. Bez specjalnych programów społecznych, planów i zamierzeń, zmuszone sytuacją ekonomiczną podejmowały pracę zarobkową, nie zastanawiając się, czy ich postawa jest gorsząca. Zrodził się więc problem społeczny o ogromnej skali, pojawiły się pytania o warunki życia i pracy robotnic, ich poziom wykształcenia, a przede wszystkim o wszelkie zagrożenia, jakie wiązały się ze wspólną pracą, nieustannym przebywaniem razem kobiet i mężczyzn. Dostrzegano niebezpieczeństwa natury moralnej związane z pracą w fabryce; nieobojętne stawały się patologie, degradacja rodziny, w której matka zarobkowała, choroby zawodowe i społeczne.

Niedziela w Czarnocinie
Raz w niedzielę w Czarnocinie,
w pewnej chacie przy rodzinie, przy rodzinie,
rzekła córka do swej mamy,
a co rzekła – posłuchamy:

Matuś moja rzecze córa,
mam dwadzieścia lat akurat, lat akurat,
chcę się żenić, duch mi szepce,
a tu we wsi nikt mnie nie chce.

Chcę mieć męża bogatego,
przystojnego i mądrego,
matuś córkę wysłuchała
i tak do niej powiedziała:

Córko moja, jedź do Łodzi,
to ci wcale nie zaszkodzi, nie zaszkodzi,
poznasz ludzi i zwyczaje,
poznasz życie, obyczaje.

Córuś mamy usłuchała,
i do Łodzi pojechała, pojechała,
minął roczek, trzy kwartały,
wtem przychodzi list niemały:

W Łodzi takie są zwyczaje,
ten zarabia, kto sprzedaje, kto sprzedaje,
ja ten zwyczaj podchwyciłam,
dla was wnuka zarobiłam.

Ani chwili nie zwlekajcie,
i do Łodzi przyjeżdżajcie, przyjeżdżajcie,
weźcie forsy moi mili,
będziem tutaj wnuka chrzcili.

(źródło: Folklor robotniczej Łodzi. [red:] Bronisława Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski.
Pieśń śpiewano przy uroczystościach rodzinnych. Melodia znana również z innymi tekstami – polka miejska, wykonywana była przez jedną z łódzkich kapel podwórkowych Tadeusza Rosiaka).


Bardzo wyraźne były wewnętrzne podziały wśród samego proletariatu, uwidoczniały się w różnym poziomie życia, rodzaju wykonywanej pracy i wysokości zarobków. Na najwyższym szczeblu drabiny robotniczej znajdowali się robotnicy fabryczni, wśród których najwyżej stała grupa robotników wykwalifikowanych. Elitę stanowili majstrzy i podmajstrzy nadzorujący pracę całej rzeszy robotników niewykwalifikowanych. Kobiety były w tej grupie elementem najliczniejszym.


Mimo niedostatków pracy kobiet w fabryce – niższych zarobków, wielogodzinnego stania przy maszynach i złego traktowania przez wyższy personel – zatrudnienie w przemyśle uważane było za awans społeczny. O przejście do grupy robotnic fabrycznych ubiegały się służące i chałupniczki. Praca w fabryce była atrakcyjna ze względu na wolność osobistą, jaką dawała kobiecie, ale przejście ze służby do fabryki było niełatwe.

Fragment filmu Andrzeja Wajdy "Ziemia Obiecana"
źródło: YouTube.

W latach 80. XIX wieku nadal zdecydowana większość proletariatu (ok.65%) pochodziła ze wsi. Do Łodzi napływały młode dziewczęta gotowe podjąć pracę w fabryce, często odciążały one w ten sposób swe wiejskie, wielodzietne rodziny bezrolnych chłopów. Skazane na pracę w mieście, pomagały pozostawionym na wsi domownikom. W sytuacji takiej rzadko trafiały bezpośrednio do fabryki, bez mieszkania i popleczników otrzymywały posady służących. Aby stać się robotnicą fabryczną należało opłacić faktora, który najczęściej był także majstrem fabrycznym, a więc nie bez znaczenia okazywały się kontakty ze środowiskiem łódzkich robotników oraz pieniądze. Nie zawsze przybywająca do Łodzi młoda, często niepełnoletnia, dziewczyna posiadała takie możliwości zdobycia pracy. Wtedy droga do fabryki wiodła przez zakład rzemieślniczy czy też pracę służącej; istniała także groźba zepchnięcia na margines społeczny.

Motor
Tam, gdzie ruch fabryczny wre,
tam gdzie pył fabryczny twe płuca żre,
gdzie transmisji pas pędzi przez cały czas,
dziewczę tam pracowało,
rąk swych nie żałowało,
dla matki swej, by ulżyć jej,
uwierzyć chciej.

A motor huczy jakby nic
i chociaż pot jej spływa z lic,
motor maszyna głucha,
jej skarg nie słucha
i nie wie nic,
motor to rzecz bez duszy,
nic go nie wzruszy, ni ból, ni łzy.

I to samo jest co dzień,
przy maszynie stoi cień,
suchotnicza twarz, ręce mdleją aż,
a matka w domu chora,
trzeba by jej doktora,
a praca trwa, a majster gna,
pracować trza.

A motor huczy…

Raz rozległ się straszny krzyk,
więc wstrzymano motor w mig,
w trybach leżał trup, robotniczy grób,
za trumną szedł zgnębiony
jej drogi narzeczony,
co kochał ją, ją tylko miał,
poślubić chciał.

A motor huczy…

(źródło: Folklor robotniczej Łodzi. [red:] Bronisława Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski.
Piosenka z 1930 roku. Muzyka: Kochanowski, słowa: Bek, ze zbioru Kazimiery Efenberger).

U schyłku XIX wieku robotnice zasilały przede wszystkim przemysł włókienniczy; stanowiły połowę załóg fabrycznych w skali królestwa Polskiego. W 60% były to dziewczęta i młode kobiety w wieku do dwudziestu kilku lat, ¼ zatrudnionych to robotnice, które ukończyły czterdzieści lat. W łódzkich fabrykach włókienniczych najwięcej kobiet pracowało w przemyśle bawełnianym. W niemalże wszystkich zakładach przerabiających przędzę ok. 40-60% załóg stanowiły kobiety. Nawet w małych zakładach zatrudniających poniżej 20 robotników liczba pracujących kobiet była wyższa trzykrotnie od liczby mężczyzn. Zatrudnienie kobiet stale rosło, wyjątkiem były farbiarnie i apretury, gdzie niebywale trudne warunki pracy zmuszały pracodawców do zatrudniania mężczyzn.


Kobiety pracowały przeważnie przy mechanicznych warsztatach w tkalni lub przędzalni, gdzie były sortownicami, pakarkami, nawijarkami, poza tym pracowały jako szpularki, nacinarki przy oczyszczaniu i gręplowaniu wełny. Praca odbywała się w warunkach niezwykle szkodliwych dla zdrowia, najgorsze panowały we wspomnianych już apreturach i farbiarniach, w których mimo wszystko zatrudniano kobiety, ponadto podobnie było w postrzygalniach i spilśniarniach. W jednych pomieszczeniach unosiły się pary powstające z roztworów chemicznych, w innych – pył z cząstkami farb. Nie stosowano wówczas żadnych urządzeń filtrujących, wentylujących lub choćby zwilżających powietrze w zapylonych pomieszczeniach, co powodowało bardzo częste zachorowania na gruźlicę. Młode włókniarki już przed 21 rokiem życia zapadały na suchoty. W przędzalniach i tkalniach jednostajność wykonywanych ruchów powodowała zaburzenia w krążeniu i rozmaite schorzenia wynikające z wadliwej postawy. Dramatyczny opis warunków warunków, w jakich pracowały kobiety podał inspektor fabryczny W. Światłowski (dotyczył procesu czyszczenia wełny):

Dziesiątki bosych kobiet, z wysoko podniesionymi spódnicami, zatapia nogami brudną wełnę w skrzynkach napełnionych wodą i gliną. Szczególnie jest to ciężka praca jesienią i zimą. Kobiety często chorują na zapalenie stawów…

Warunki i trudy pracy nie odstraszały robotnic. Łódzcy fabrykanci chętnie zatrudniali tę tanią siłę roboczą. We wszystkich fabrykach Karola Scheiblera w 1885 roku kobiety stanowiły 51% załogi (w 1892 roku już 52%). W fabryce Izraela K. Poznańskiego ok. 46% zatrudnionych stanowiły kobiety (w 1892 roku już 62%). W innych dużych fabrykach przerabiających bawełnę sytuacja wyglądała podobnie, na przykład Ludwik Geyer w 1885 roku zatrudniał 40% kobiet, a w 1892 już 60%,  Ludwik Grohmann w 1885 roku zatrudniał 54% kobiet, a w 1892 już 63%.
Oprócz tych największych działów przemysłu łódzkiego kobiety pracowały w fabrykach pończoch, czapek, tasiemek, rękawiczek, a także w przemyśle farbiarskim, papierniczym czy przy wyrobie jedwabiu.


Kolejnym ważnym problemem związanym z zatrudnieniem kobiet w przemyśle była kwestia przyjmowania do pracy małoletnich dziewcząt.
W większości zakładów stanowiły one najmniejszą z pracujących grup, ale wyjątki zdarzały się w fabrykach największych potentatów. I tak na przykład u Poznańskiego małoletni zatrudnieni byli w tkalni i przędzalni (5,6% całej załogi), Karol Scheibler także zatrudniał w swych tkalniach i przędzalniach małoletnie dziewczęta, a także w farbiarniach i apreturach, czego nie robił Poznański, podobnie jak większość łódzkich fabrykantów.

Jestem młoda jak jagoda
Jestem młoda jak jagoda,
lubię długo spać,
do fabryki już gwizdają,
trzeba rano wstać.

Hu,ha, odirala,
hu, ha, odirala
trzeba rano wstać.

Wstałam rano jak najraniej,
o piątej godzinie,
idę sobie do fabryki
i puszczam maszynę

Hu, ha…

Puszczam jedną, puszczam drugą,
i puszczam niteczki,
przyszedł do mnie jakiś frajer
i zajrzał mi w oczki.

Hu,ha…

Czy ja ładna, czy nieładna
nic mi nie powiedział,
bo jak bym się dowiedziała,
to by w kozie siedział.

(źródło: Folklor robotniczej Łodzi. [red:] Bronisława Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski.
Piosenka z okresu międzywojennego – melodia ludowa, oberkowa. Ze zbiorów Leokadii Kosińskiej).


Ogólnie liczba kobiet i dzieci pracujących w łódzkich fabrykach była duża, co wiązało się z korzystnymi dla fabrykanta wysokościami stawek płacowych. Od połowy lat 80. Istniała we włókiennictwie tendencja do zwiększania zatrudniania podrostków, a przede wszystkim kobiet. Ich odsetek między 1885 roku a 1892 wzrósł z 47 do 72%.
Było to zjawisko typowe dla ówczesnego świata kapitalistycznego, zapewniało tak zwaną taniość pracy. W przemyśle bawełnianym i wełnianym kobiety zawsze zarabiały mniej od mężczyzn – ich stawki były niższe o ok. 1,5 do 3 rubli tygodniowo.
Kobiety pracujące i zarobkujące były samodzielne, choć ich płace były niższe od zarobków mężczyzn i to właśnie one stanowiły konkurencję na rynku pracy. Zatrudniano je więc chętnie w fabrykach mechanicznych gdzie wystarczała zręczność ich młodych rąk, a niepotrzebna była duża siła fizyczna. Fakt ten powodował całkowite równouprawnienie robotnicy w rodzinie. Pracując na równi z mężczyzną, kobieta pozbywała się zależności, często też w trudnych sytuacjach utrzymywała rodzinę. Było to jednak równouprawnienie pozorne, ponieważ robotnice zarabiały mniej, a ponadto nie mogły liczyć na równy podział obowiązków domowych, czy też godne traktowanie w fabryce.

"Łodzianin", rok 1937.


W fabrykach zdarzały się wypadki molestowania seksualnego robotnic przez majstrów, którzy za brak uległości grozili zwolnieniem z pracy.

„Ziemia Obiecana” (fragment)
źródło: YouTube.pl

W filmie Andrzeja Wajdy „Ziemia Obiecana”  - takim amatorem wdzięków robotnic, był właściciel dużej fabryki łódzkiej, Niemiec Kessler. 

"Głos Poranny", rok 1935.

W 1902 roku doszło w zakładach Scheiblera do konfliktu między robotnicami a majstrem, który zakończył się bójką i skazaniem robotnic na tydzień aresztu…

"Tygodnik Łódzki Ilustrowany", rok 1912.

Robotnicy i robotnice przed fabryką Karola Scheiblera.

Innym bolącym problemem, z jakimi miały do czynienia kobiety w fabryce były częste wypadki przy pracy. Najczęściej zdarzały się okaleczenia na skutek niezabezpieczenia maszyn. Głownie podczas ruchu maszyn łamano palce i ręce. Ciężka praca powodowała, iż kobiety nie wytrzymywały fizycznie, zdarzały się omdlenia i zasłabnięcia. Ulegając wypadkom, robotnice traciły nieraz zdolność wykonywania zawodu, sporadycznie dochodziło też do wypadków śmiertelnych przy pracy. 

Scena wypadku w fabryce z filmu "Ziemia obiecana".
źródło: YouTube.pl

Rosnąca liczba kobiet zatrudnionych w fabrykach oraz ciężka praca powodowały, że zaczęto narzucać pewne ograniczenia na właścicieli zakładów. Działająca w Rosji i Królestwie Polskim inspekcja fabryczna, kontrolująca warunki fabryczne, dostrzegała nadmierne obciążenie nakładane na małoletnich i kobiety. Obie grupy zawodowe pracowały ponad siły i za zaniżone stawki w warunkach szkodliwych zdrowia. W 1885 roku ustanowiono prawo „o zakazie nocnej pracy niepełnoletnich i kobiet w fabrykach, zakładach i manufakturach bawełnianych, płóciennych i sukienniczych”.
Za zgodą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, minister finansów rozszerzył ten przepis na inne zakłady przemysłowe. Ustawa objęła Królestwo Polskie w 1886 roku i wprowadziła, oprócz ochrony pracy kobiet w nocy i pod ziemią, również zakaz pracy przy czynnościach wyraźnie szkodliwych dla zdrowia, ale nie precyzowała jednak, które zajęcia kwalifikują się jako szkodliwe. Ustawę uznano za ostatecznie obowiązującą od 1890 roku. Zakaz nocnej pracy kobiet, oprócz zaspokojenia oczekiwań społecznych, rozwiązywał także problemy ekonomiczne. Ustawa została wydana w okresie kryzysu, kiedy nastąpiła ogólna stagnacja i zastój w przemyśle bawełnianym. Nie kierowano się więc jedynie polepszeniem warunków pracy kobiet i dzieci, ustawę wymusiły warunki gospodarcze.


W 1886 roku zostało wydane prawo fabryczne regulujące zasady przyjmowania robotników do fabryk. Było to tak zwane prawo umawiania się o najem do roboty fabrycznej. W ramach tych przepisów określono także procedury przyjmowania kobiet do pracy. Jeżeli kobieta ubiegająca się o pracę posiadała własny paszport, sama decydowała o własnym losie.
Inaczej kształtowała się pozycja mężatek, które nie posiadały osobistych dokumentów. Nie mogły one podjąć pracy bez uzyskania zgody męża, jednocześnie jednak gwarantowano im osłonę w postaci prawnego zapewnienia, iż mężowie nie mogli oddawać żon do fabryk bez aprobaty zainteresowanych kobiet. Robotnice wstępując w związek małżeński, stawały się osobami prawnie uzależnionymi od mężów, którzy podejmowali decyzje o pacy zawodowej żony. Prawo uprzedmiotowiało zamężną robotnicę, ale w rzeczywistości kobiety bez przymusu podejmowały pracę w fabrykach, gdyż dzięki niej wspierały finansowo rodziny.
Emancypacja, która wiodła przez fabrykę była oczywiście pozorna. Kobiety zyskały prawo do pracy, ale nie nabyły wraz z nim żadnych efektywnych praw społecznych.
Fakt, że połowę załóg fabrycznych stanowiły kobiety zmuszał do zwrócenia uwagi na specyficzne problemy zawodowe robotnic. Nowe zasady organizacji fabrycznej pomocy lekarskiej miały uwzględniać potrzeby robotnic. Według postanowień wydanych w latach 1891-1892 w dużych zakładach do pomocy lekarzowi  powinny być przydzielone akuszerki lub felczerki. W lecznicach zakładów zatrudniających oprócz mężczyzn także kobiety zakładano istnienie osobnych oddziałów dla kobiet. Problem zatrudniania kobiet na stanowiskach lekarzy fabrycznych nie został jednak wówczas rozwiązany, a nawet pogłębiał się, a robotnice przyjmowane do pracy poddawane badaniom lekarskim, wyraźnie się temu sprzeciwiały i wykazywały powszechną niechęć i brak zaufania do instytucji medycznych.


Praca dawała kobiecie możliwość utrzymania się, ale założenie rodziny gwarantowało prestiż w społeczności robotniczej. I choć w dobie wzmożonej industrializacji kobiety niezamężne były poszukiwane na rynku pracy, to jednak zawarcie małżeństwa uważano za priorytetowe w życiu robotnicy. Życie rodzinne robotników generalnie podporządkowane było pracy. Długi dzień roboczy uniemożliwiał szersze kontakty towarzyskie, zagospodarowanie wolnego czasu, a przede wszystkim rozwój stosunków rodzinnych. Do obowiązków kobiet w rodzinach robotniczych należało prowadzenie domu i sporządzanie posiłków. Gospodyni dysponowała w latach 80. XIX wieku budżetem w wysokości ok. 10-15 rubli tygodniowo, które mogła spożytkować na utrzymanie 5-6 osobowej rodziny. W tygodniu posiłki spożywano w fabryce, jedynie kolację, po długim i ciężkim dniu, rodzina robotnicza mogła zjeść wspólnie…


Największą bolączką matek pracujących w wielkim przemyśle była rozłąka z dziećmi. Nie mogły ich same wychowywać – oddawały je pod opiekę niepracujących kobiet, posyłały do ochronek przyfabrycznych, ale najczęściej dzieci były „przygarniane” przez podwórko i ulicę. Pozostawione bez nadzoru i czujnego oka matki, ulegały wypadkom i podatne były na choroby.
Macierzyństwo robotnic było niepełne i gorzkie. Mimo iż tak wielką wagę w środowisku robotniczym przywiązywano do małżeństwa, a potomstwo było jego konsekwencją, nie wkładano w wychowanie dzieci zbyt wiele serca. Dzieci szybko dorastały, często już w wieku 12 lat szły do pracy w fabryce i wspomagały finansowo rodzinę. Posiadanie dzieci przez kobietę z rodziny robotniczej było jej podstawowym obowiązkiem, podnosiło jej status, ale nie wiązały się z tym żadne ułatwienia i przywileje. Kobiety ciężarne chodziły do fabryki na cały dzień, a wieczorem wykonywały codzienne obowiązki.

Cztery mile lasu
Cztery mile lasu, półtorej leszczyny,
oj, nie ma tu w Łodzi porządnej dziewczyny.
Same elegantki, same fidrygantki,
sukienki podarte, a idą na randki.
Chcesz mieć ładną pannę, w Łodzi ją dostaniesz,
szyję ma łabędzią – nogi ma jak sanie.
Kapelusz na głowie ma przenicowany
i piórem indora na boku przybrany.
Pończochy podarte, pięty jak cebule,
za to z chłopcem w parku całuje się czule.
Na zabawę z chłopcem zawsze iść gotowa,
a jak z nią zatańczysz, rusza się jak krowa.
Cztery mile lasu, półtora jałowca,
oj, nie ma tu w Łodzi porządnego chłopca.
Same bałamuty, chodzą jak mamuty,
fajne do kielicha – liche do roboty.
Chusteczka w kieszeni trzy lata nie prana,
a jeszcze nie jego tylko pożyczana.
Zegarek na ręce z kartofla zrobiony,
a jeszcze nie jego tylko pożyczony.
Gdy się go zapytasz, która jest godzina?
Przepraszam panienko – pękła mi sprężyna,
gdy idzie Piotrkowską – ach mój Boże drogi –
nie patrzcie się ludzie na koślawe nogi.

(źródło: Folklor robotniczej Łodzi. [red:] Bronisława Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski.
Piosenka śpiewana przez łódzką młodzież na spotkaniach i zabawach. Melodia ludowa typu przyśpiewkowego, zapisana przez Tadeusza Rosiaka).


Robotnice łódzkie w tym okresie nie wykazywały jeszcze szczególnego zainteresowania polityką. Manifestowały swoje niezadowolenie, gdy chodziło o zaspokojenie potrzeb ekonomicznych, ale charakteryzowała je ogólnie bierna postawa wobec polityki, były także mało podatne na wpływy i w niewielkim stopniu uczestniczyły w życiu publicznym. Przyczyn tego stanu rzeczy należy szukać w obciążeniu kobiet funkcjami opiekuńczymi, koniecznością godzenia zarobkowania z wychowywaniem dzieci. Aktywniej angażowały się w ruchy polityczne kobiety z inteligencji, przede wszystkim młode nauczycielki, ale znalazły się również wśród robotnic kobiety, które aktywnie uczestniczyły w walce politycznej. Wiele kobiet solidarnie popierało akcje strajkowe, nie zabrakło ich na manifestacji pierwszomajowej w 1891 roku, a w czasie buntu łódzkiego w 1892 roku przewodniczyły rozruchom w fabrykach. Niektóre z nich poprzez koneksje rodzinne (żony, siostry) związane były także z kółkami terrorystycznymi, które, w myśl założeń II Proletariatu, prowadziły akcje terrorystyczne. Wśród nich były między innymi Marianna Kaczmarek i Paulina Nowak. Ważną rolę w zawiązywaniu się pierwszych kółek SDKP odegrała w Łodzi Maria Kizińska – młoda szwaczka, żona znanego działacza Kwiryna Kozińskiego.
Rewolucja 1905-1907 roku zaktywizowała kobiety, gorączka rewolucyjna udzieliła się także robotnicom, które brały aktywny udział w manifestacjach, a także w akcjach terrorystycznych. Za czynne uczestnictwo w wystąpieniach bojowych ponosiły odpowiedzialność na równi z mężczyznami i spotykały je najsurowsze kary. Rewolucja 1905-1907 roku przyciągnęła kobiety do organizacji partyjnych , hasła rewolucyjne przyciągnęły robotnice, które włączyły się do walki o poprawę bytu, chociaż stanowiły grupę mniej dynamiczną i świadomą.

          


źródła:
Marta Sikorska-Kowalska. Wizerunek kobiety łódzkiej przełomu XIX/WW wieku.
Folklor robotniczej Łodzi. [red:] Bronisława Kopczyńska-Jaworska, Jadwiga Kucharska, Jan Piotr Dekowski.
E Rosset. Łodź miasto pracy.
Andrzej Kempa. Piosenki łódzkiego przedmieścia.


źródła fotografii:
Centralne Archiwum Państwowe
Strona Muzeum Włókiennictwa w Łodzi
zbiory Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi
i inn.
filmy: YouTube.pl