środa, 12 czerwca 2013

OPOWIEŚĆ O ŚLEPYM MAKSIE

„… (…) Pochowaj wszystkie karty talii i pozostaw tylko tę jedną. Twego ojca, który w kryzysowe lata trzydzieste wszedł pozbawiony jakichkolwiek możliwości utrzymania się. Bogaty jedynie w swoje zdolności i swój optymizm. Pojawił się wówczas na horyzoncie jego życia ktoś, kto poradził mu, by spróbował w łódzkich fabrykach wyprodukować tkaniny sprowadzane dotychczas wyłącznie z zagranicy. Kanwy mianowicie. Pomysł był interesujący. Wymagał jednak, oprócz zmysłu wynalazczego i znajomości wśród tkaczy, jeszcze drobnostki – pieniędzy, których twój ojciec zupełnie nie miał. Zaufał znajomemu – sąsiadowi z ulicy Narutowicza. Dopuścił go do ewentualnej spółki, o ile wynalazek zaowocuje sukcesem. I zaowocował. Bo ów sąsiad zorientował się, że można na nim nieźle zarobić. Bez wielkich ceregieli, bez większego trudu wyrzucił naiwnego wspólnika na zbity pysk. Twój ojciec został na bruku, bogaty wprawdzie w jeszcze jedno doświadczenie, ale bez żadnych widoków na przyszłość.
I wówczas jakiś inny dobroczyńca poradził mu, by zwrócił się do kogoś, dla kogo rozprawianie się z nieuczciwymi wspólnikami to codzienny kawałek chleba. Przedtem radził zaprowadzić owego specjalistę od sprawiedliwości na wyreżyserowane przez twojego ojca przedstawienie „Kopaczy złota” według Szolema Alejchema. Przedstawienie bardzo się temu fachowcowi od naprawiania ludzkich krzywd spodobało. Spodobał się także twój ojciec, a nie spodobał ów wspólnik-łajdak. Do tego ostatniego wysłał trzech swoich współpracowników-osiłków najlepszego, bałuckiego chowu. Przyszli podczas obiadu, poprosili rodzinę wspólnika-szubrawca, by im nie przeszkadzała, obrus z talerzami i wazami ściągnęli na podłogę, szafę z porcelaną wywrócili tak, że ani jedna sztuka nie ocalała, parę krzesełek połamali i zapowiedzieli, że za dwa dni ponownie się pojawią, o ile wspólnik-szuja nie zrezygnuje natychmiast z ukradzionych przez siebie praw. Po dwóch dniach twój ojciec mógł zabrać się od nowa do dzieła, a po dwóch latach wysłać swego syna na studia do Francji. A tym człowiekiem od pomagania bliźnim w takich właśnie sytuacjach był Maks Borensztajn – Ślepy Maks.”
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)
"Głos Poranny", rok 1935

Menachem Bornsztajn (Borensztajn, Bornstein), znany pod przydomkiem Ślepy Maks urodził się 15 stycznia 1890 w Łęczycy, zmarł 18 maja 1960 w Łodzi – legendarny łódzki gangster, Żyd, działający na terenie łódzkiej dzielnicy Bałuty, zwany też królem dintojry.
Rodzice Ślepego Maksa, Benjamin (Mendel) Bornsztajn i Masza z domu Nagórska, pochodzili z Łęczycy. Wkrótce po tym cała rodzina przeniosła się do Łodzi, gdzie zamieszkała przy ulicy Wąskiej na Bałutach, w okolicach dzisiejszej ul. Stefana. Benjamin Bornsztajn zajmował się ostrzeniem narzędzi. Dość wcześnie osierocił rodzinę, umierając w wyniku pobicia przez stójkowego.

„Mendel Borensztajn uważał, że nauka w chederze to nie wszystko. Postanowił nauczyć Maksa czytania i pisania. Po rosyjsku i po polsku. Po rosyjsku dlatego, że był to język urzędowy, który Żydowi zawsze może się przydać. Po polsku dla tej prostej przyczyny, że na Bałutach mówiło się albo po polsku albo w jidysz. Rosyjskiego na co dzień nikt nie używał. Sam Mendel niewiele umiał, ale miał nadzieję, że może Maks zostanie kimś, kto będzie godzien niepisanej tradycji rodzinnej. Głosiła ona, że kiedyś jakiś przodek Borensztajnów zabłysnął niezwykłą wiedzą talmudyczną. I nie tylko talmudyczną. Dużo o tym w domu mówiono, chociaż Maks miał zawsze wątpliwości, czy to prawda…”
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)
Po śmierci ojca Menachem zajmował się żebractwem przed kościołem, tam też wypatrzył go legendarny ksiądz Natan, znany paser, który zwerbował go do swojej szajki trudniącej się drobnymi kradzieżami. Wkrótce potem Maks spotkał stójkowego odpowiedzialnego za śmierć jego ojca. W wyniku tego spotkania stójkowy stracił życie, a Maks oko, wtedy też otrzymał przezwisko "Ślepy Maks".
„Był więc dzieckiem Bałut. Czy typowym? Zaczął już wówczas wchodzić w powszechne używanie termin „bałuciarz” – i to w najbardziej pejoratywnym znaczeniu. Ale Maks z całą pewnością nie był bałuciarzem. Zresztą… Nawet na Bałutach nikt nie rodził się bałuciarzem, a już z pewnością nie żydowskie dzieci, z których każde umiało czytać i pisać, a nawet zacytować w razie potrzeby jakiś fragment Tanachu czy Talmudu.”
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)
Jeszcze przed I wojną światową ożenił się z córką swojego konkurenta Arona Goldberga – Gołdą i tym samym podporządkował sobie cały świat przestępczy północnej Łodzi. Niewątpliwie sprzyjały temu jego warunki fizyczne. Był wysokim, postawnym mężczyzną. Po ślubie młoda para zamieszkała początkowo przy ulicy Nowomiejskiej, a następnie przy ulicy Sienkiewicza 9, gdzie w styczniu 1931 roku Bornsztajn otworzył najzupełniej legalnie Biuro Próśb i Podań „Obrona”, które miało pośredniczyć pomiędzy różnymi zwaśnionymi stronami. Do biura tego przychodzili ludzie z różnymi prośbami i skargami, które Maks rozpatrywał. Nie było wtedy w mieście drugiego biura cieszącego się podobną popularnością. Wystarczyło podobno zwrócić się do biura ze skargą, gdy coś zginęło, a Bornsztajn sprawiał, że rzecz ta w niedługim czasie wracała do właściciela. "Ślepy Maks" zaczął być nazywany łódzkim Robinem Hoodem.
„ – Jednym słowem nie ma sposobu, by przestać być biednym.- Podobno stary Golberg, kiedy był młody, żebrał.
- I z tego zrobił taki majątek?
- Tak wygląda.
- A ja nie chcę być żebrakiem! – zawołał Maks.
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)
"Głos Poranny", rok 1935.

W praktyce każdy, kto czuł się skrzywdzony, mógł się udać do Maksa i zapłacić mu za wydanie oraz egzekucję „wyroku”. Bornsztajn stał się jednoosobową dintojrą. Po zabójstwie Balbermana, swojego konkurenta, bała się go cała Łódź. Zatrudniał jednego sekretarza i przyjmował petentów we własnym domu w centrum Łodzi…
„- Biuro Próśb i Podań…
- Komu ono przeszkadza?
- To jest tylko sprawa Maksa. Twoja sprawa. Prywatna. Jak to ustawiłeś, ze dintojrze nic do tego. Czy ci to zaśpiewać?

Słuchajcie, Żydzi, co wam bajka opowie:
Kamienicznik Lewkowicz od Maksa dostał po głowie…

- To tylko jedna z tych piosenek, co o tobie śpiewają. Tobie się to podoba. Innym może mniej”
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)
"Ilustrowana Republika", rok 1931.

Policja tolerowała działalność Maksa, gdyż zaprowadzony przez niego porządek ułatwiał pracę także stróżom prawa. Sam herszt specjalizował się w egzekucji długów (czyli według ówczesnej nomenklatury zajmował się „duszeniem” dłużników) (…). Zajmował się także wymuszaniem haraczy od sklepikarzy, rzemieślników i właścicieli lokali gastronomicznych. By zalegalizować ten przepływ pieniędzy, założył pseudocharytatywną organizację „Ezras Chaim” ("Bratnia Pomoc"), mającą zajmować się zbieraniem pieniędzy na posagi dla ubogich panien.
„- W Ameryce są drapacze chmur, a u nas drewniane domki na Bałutach, w najlepszym razie czynszówki na Nowomiejskiej czy Cegielnianej. W Ameryce robią duże interesy, my robimy małe.
- Ale możemy też robić duże. W Warszawie kilku naszych z głową postanowiło zrobić to, na czym w Ameryce grubo się zarabia. Ściągać dolę od właścicieli sklepów, hurtowników, nawet mniejszych fabrykantów za ich obronę…
- Za obronę? Przed kim?
- Nie udawaj naiwnego, Maks. Przed sobą. Jak to się w Ameryce nazywa, Fajwel?
- Racket czy coś podobnego.
- W Warszawie są może naiwni, którzy na to pójdą, ale łódzcy kupcy są za mądrzy na takie chwyty.
- Mylisz się Maks. Nie wszystko wiesz. Moniek Pojt, Misza Karmelicki, jakiś Ginter Schmidt, Franek Węsik od roku ściągają taki haracz od większości kupców na Kilińskiego, Franciszkańskiej, Wschodniej i Narutowicza…

Maks zerwał się na równe nogi.
- Co? Bez naszego zezwolenia? Ja tym sukinsynom nogi z dupy powyrywam! Dostaną takie manto, że zapamiętają!”
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)


Krańcówka tramwajowa przy Bałuckim  Rynku. Rewir Ślepego Maksa.
(źródło: Łódź na starych pocztówkach. Ryszard Bronisławski wyd. Piątek Trzynastego)
Ślepy Maks dbał o dobry wizerunek. Zdarzało się, że rzucał biedakom garść monet, łożył na wdowy i sieroty, a mieszkańców eksmitowanych za niepłacenie czynszu kazał z powrotem kwaterować w kamienicach. Jednak z anonimów wyłaniał się prawdziwy obraz tego, co robił Ślepy Maks. On i jego bandyci wymuszali haracze, a Bornsztajn często brał pieniądze od dwóch zwaśnionych stron, po czym przyznawał rację tej, która dała więcej.

Łódź. Stary Rynek.
(źródło: Łódź na starych pocztówkach. Ryszard Bonisławski wyd. Piątek Trzynastego)


Oczywiście należy pamiętać, że Ślepy Maks pomagał również ludziom biedniejszym, a jego prestiż i sławę zwiększały słynne przypadki – to dzięki Borsztajnowi światowej sławy skrzypek Bronisław Huberman w ciągu zaledwie jednej doby odzyskał skradzione, bezcenne skrzypce Stradivariusa, do rąk generała Wieniawy-Długoszewskiego wrócił drogi koc z wielbłądziej wełny, a słynna na Bałutach położna Stanisława Leszczyńska odzyskała torbę z narzędziami do porodu.

"Głos Poranny", rok 1930.
W końcu jednak Maksem zainteresował się wymiar sprawiedliwości – pięć lat przed wybuchem II wojny światowej spędził w więzieniu.

"Głos Poranny", rok 1935.

"Głos Poranny", rok 1935.

Przewidując atak Niemców na Polskę, Maks zamierzał przeczekać dziejową nawałnicę w Związku Radzieckim. „Tutaj będzie tojwo wywojł, zagłada, koniec świata, obym nie dożył tej chwili” – mówił Bornsztajn, mieszając polski z jidysz. Było to kilka miesięcy przed wybuchem wojny. Jak mówił, tak zrobił. Po przyjeździe do ZSRR nie przyjął jednak obywatelstwa tego kraju i w konsekwencji trafił do Kazachstanu. Stamtąd powrócił w 1946 roku do Łodzi. Jednak swojej pozycji już nie odbudował, bo nie było Żydów, którymi mógłby rządzić. Poza tym w totalitarnym państwie takiej władzy, jaką miał gangster przed 1939 roku, nikt po wojnie nie tolerował. Podobno UB złożyło mu propozycję nie do odrzucenia, ale jej nie przyjął. Rzeczywiście w aktach IPN nie ma teczki „tego” Bornsztajna. Są jacyś inni ludzie o tym samym nazwisku, ale młodsi. Jak na ironię, po wojnie żadnej odpowiedzialności za swoje uczynki nie poniósł. Do więzienia za rzekomą współpracę z Niemcami trafił jego wróg: inspektor Weyer. Bornsztajn odgrażał się, że da mu popalić, kiedy ten wyjdzie na wolność. Nie doszło do tego, bo policjant zmarł w więzieniu.

Maks zatrudnił się jako portier w zakładach odzieżowych, ale zrobił to prawdopodobnie tylko dlatego, żeby uśpić czujność władzy. Podobno żył dobrze z dolarów i kosztowności, które zakopał przed wojną. Na ocalałym zdjęciu widać jak siwy, średniej postury mężczyzna podnosi do góry kieliszek przy restauracyjnym stoliku. Nigdy nie stronił od alkoholu i niekoszernej kuchni. „Chazer nie chazer, grunt by się człowiek nażer” – powiadał jedząc szynkę.
Jak na króla przystało, spoczął obok największych. Skromny, ale zadbany grób Ślepego Maksa znajduje się na żydowskim cmentarzu obok zacnej rodziny Jarocińskich i wielkiego grobowca Izraela Poznańskiego – króla bawełny, najbogatszego Żyda, jakiego znała Łódź. 
Wokół Ślepego Maksa powstało wiele mitów, półprawd i plotek. Jedna z nich głosiła, że był współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa; inna, że za wspieranie PPS-u i Józefa Cyrankiewicza mógł w czasie PRL-u spokojnie rządzić przestępczym półświatkiem. Jeszcze inna mówiła, że swoją ostatnią żonę kupił za 100 tys. złotych, na co posiadał weksel. W jego mieszkaniu miał stać krawiecki manekin ubrany w marynarkę obwieszoną dzwoneczkami, z której adept złodziejskiego fachu musiał wyciągnąć portfel...
Postać Ślepego Maksa stała się kanwą opowieści dla kilku książek i filmów, a także gry miejskiej "Łap złodzieja" rozgrywającej się w kilku miejscach związanych z gangsterem. O "łódzkim Robin Hoodzie" traktują książki, wielokrotnie tutaj cytowana  Ballada o Ślepym Maksie Arnolda Mostowicza i Perkalowy Dybuk Konrada Lewandowskiego. Arnold Mostowicz, pisarz i lekarz, który przeżył getto, utrwalił legendę Bornsztajna jako łódzkiego Robin Hooda. Jego książka „Ballada o Ślepym Maksie” powstała na kanwie scenariusza do filmu. Filmu, który nie powstał, ale mógł być czymś w rodzaju polskiego „Ojca chrzestnego”.

W 1995 roku powstał serial dokumentalny Ten bandycki świat trzydziestych lat, w którym w postać Maksa wcielił się łódzki aktor Bronisław Wrocławski. W 2012 roku w Teatrze Nowym w Łodzi miała miejsce premiera sztuki pt.: "Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata” (ZOBACZ TUTAJ)

i tutaj: KOKOLOBOLO, CZYLI OPOWIEŚĆ O PRZYPADKACH ŚLEPEGO MAKSA I SZAI MAGNATA. TEATR NOWY W ŁODZI

"Głos Poranny", rok 1935.

„- Masz tu złotówkę. Zaśpiewaj to jeszcze raz.

Chłopiec nie kazał się dwa razy prosić. Śpiewał donośnie:

Na Bałutach w swoim domu
Kamienicznik, zwykły drań,
Wdowę krzywdzi, dziatki krzywdzi.
Czy nie będzie siły nań?

Czekaj ty, kamieniczniku,
Krótka będzie władza twa,
Idzie właśnie ślepy Maks
I ci dobrze w dupę da.

Wdowa już w swoim mieszkaniu,
Wszyscy w koło cieszą się,
Ślepy Maks swoje zrobił.
Jak to zrobił – każdy wie.

Kamienicznik czołga się,
Ślepy Maks mu mordę skwasił,
Oko podbił, zęby wybił,
Morał z pieśni: nie czyń zła.

- Masz może zapisany tekst tej piosenki?- Oczywiście, proszę pana. Dla szanownego pana za jedyne dwadzieścia groszy.”
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie (fragment)

Przeczytaj jeszcze:
OPOWIEŚĆ O ŚLEPYM MAKSIE - POST SCRIPTUM

Źródła:
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie.
Rafał Geremek, Dintojra to ja w: Focus Historia (marzec 2011 r.)
Joanna Blewąska, Joanna Podolska. Legenda Ślepego Maksa - herszta i łódzkiego Janosika.
Michał Koliński. Łódź między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918-1939.

Fot. archiwalne pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.