czwartek, 21 listopada 2013

OPOWIEŚĆ O ŚLEPYM MAKSIE - POST SCRIPTUM

" - Zapamiętałeś to. Teraz już widzisz. Ten narastający grzmot to nic innego, jak uderzające w kamienie ulicy drewniane trepy tysięcy ludzi. Suną na ciebie z dwóch kierunków, aby zlać się w jeden falujący i wybijający rytmiczny grzmot sznur niewolników, których nic nie pogania, nic - poza chęcią przeżycia.
Suną w kierunku marysińskich warsztatów, szopów, placów, całe kolumny jeszcze nie trupów, ale już nie ludzi. A drewniane trepy ciągle wybijają o kamienie Bałut rytm ich uciekającego życia...
Teraz ta jedna szara kolumna przechodzi obok ciebie. Widzisz już ich twarze. Wszystkie takie same. Pozbawione wyrazu, sinawe, obrzękłe, wtulone w jakieś resztki szmat, które niegdyś były szalikami, chustami, swetrami.

- Zapamiętałeś na zawsze ten pochód ginącego narodu. Zanim gdzieś tam za zakrętem znikną pierwsze szeregi, zanim zakończą napływać ostatnie, może odnajdziesz w tym tłumie twarze, które towarzyszyły ci podczas tej opowieści...
Są... Oto Gołda Borensztajn. Jej nogi, zawinięte w papier umocowany sznurkiem, ledwie mieszczą się w drewnianych trepach. Oto Gitla Rozenberg, siostra Maksa. Młodsze jej dziecko umarło przed kilkoma miesiącami z głodu. Starsze ma gruźlicę rozpadową i leży w szpitalu. Gitla założyła jakieś stare spodnie męża. Podartą chustką owinęła głowę, że tylko widać jej oczy. Spod chustki wymykają się siwe kosmyki. Abramowiczowie idą razem. Udało im się i pracują w jednym resorcie. Ona ledwo włóczy nogami. Poprzez szmaty, którymi je owinęła, widać, że są opuchnięte z głodu. Stary Abramowicz podpiera żonę, ale sam z trudem unosi znad bałuckiego bruku stopy obute w trepy. Zamiast spodni całe nogi ma owinięte czarnymi szmatami. Ojca próbuje podtrzymać Klara. Piękna Klara nic nie zachowała ze swojej urody. Całą twarz ma w strupach. Spod jej chustki także wystają siwe kosmyki włosów. Nosi męski płaszcz ojca przepasany sznurkiem. Idzie Szaja, który uratował się przed szaleństwem Maksa, ale jeszcze nie wie, że zostanie zawleczony do Kripo, gdzie pałkami wypędzą z niego życie. Idzie kamienicznik Lewkowicz. Mieszka wprawdzie tam, gdzie przed wojną, ale wypadły mu wszystkie zęby, cierpi na stałe rozwolnienie i rozgląda się na wszystkie strony, bo jeśli nie kucnie gdzieś na stronie i nie rozepnie spodni, przyjdzie do swojego szopu ubabrany w gównie. Któryś tam z człapiących potępieńców upadł. Czy to nie Natan-ksiądz? Gdzie tam! Natana pierwszego wysłano do komór gazowych w Chełmnie, by nie zawracać sobie głowy jego przynależnością rasową. A ten, kto upadł, to redaktor Jakub Gordon. Chustką obwiązał sobie głowę, jakieś podarte łachmany służą mu za płaszcz, ale że ledwo człapie, nic dziwnego, że wziąłeś go za starca. Spójrz dobrze... Również mecenas Byliński sunie trepami po bruku. Stosunkowo przyzwoiciej od innych wygląda, bo od niedawna znalazł się w getcie. Rzesza uznała, że skoro przyjął chrzest na stojąco, jest taką samą zarazą, jaką byli jego przodkowie.

- Zapamiętałeś to wszystko... Zapamiętałeś, że nie odnalazłeś wśród tych potępieńców, przez jednych skazanych, a zapomnianych przez świat, wielkiego Kalmana Krona i króla Maksa Borensztajna. Dowiesz się po latach, że wielki Kalman Kron miał dość pieniędzy, by jedno z państw neutralnych zaproponowało mu swoje obywatelstwo i jeszcze parę lat życia.
A król podziemia Maks Borensztajn? I o nim dowiesz się szczegółów, gdy coraz więcej dzwonów będzie bić na koniec i na początek świata. Maks Borensztajn odbył godną Żyda wiecznego tułacza trasę najpierw z Łodzi do Łucka, a potem do Kazachstanu, gdy odmówił przyjęcia ofiarowanego mu wspaniałomyślnie obywatelstwa radzieckiego. Przeżył tam, jak przeżyło wielu innych, wrócił, jak wrócili inni.
Na łódzkim dworcu przywitał go stosowny transparent, a później poproszono go do tego samego komisariatu, który niegdyś tylekroć odwiedzał. Tam, wystawiając na próbę jego lojalność obywatelsko-socjalistyczną, zaproponowano mu korzystną współpracę. Nie było Natana-księdza, który by mu poradził, co robić, a duchy przyjaciół pozostały nieme, gdy do nich zwracał się o radę. Powiedział jednak "nie", bo uważał, że jak nastąpił koniec świata, to musi to być koniec świata całkowity."

Litzmannstadt Getto. Fot: Inne oblicza historii.

źródło:
Arnold Mostowicz. Ballada o Ślepym Maksie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz