Andrzej Grun, grafik, historyk sztuki, publicysta.
Andrzej Grun urodził się 30 sierpnia1939 roku w Łucku na Wołyniu. Jako kilkuletni chłopiec przekroczył z rodzicami zieloną granicę w Wołyniu by zatrzymać się w Warszawie. Po upadku powstania rodzina Grunów rozpoczęła wędrówkę, by na czas jakiś osiąść w Krakowie, gdzie Andrzej studiował historię sztuki w Uniwersytecie Jagiellońskim. W pracowniach Piotra Potworowskiego i Jacka Żuławskiego na Wybrzeżu pobierał dalsze nauki.
Kolejny etap jego życia to Łódź, z którą związał się na długo. Temu miastu i jego mieszkańcom poświęcił dużo miejsca w swojej twórczości.
Z bardzo dużym powodzeniem uprawiał grafikę wystawianą na kilkudziesięciu wystawach. Andrzej Grun był kierownikiem graficznym tygodnika społeczno-kulturalnego "Odgłosy".
Zmarł 5 kwietnia 1999 roku.
Ze wspomnień Jerzego Wilmańskiego:
"... Urodził się na Wołyniu, dorastał nad czeską granicą, malarstwo studiował w Sopocie w pracowni Piotra Potworowskiego, resztę życia spędził w Łodzi, a pochowano go w Pabianicach. Poznaliśmy się w Toruniu w hotelu "Pod Trzema Koronami", gdzie nas nie chciano przyjąć, bo byliśmy pijani. Andrzej był człowiekiem renesansowym: rysował, malował, pisał wiersze, projektował wystawy i wnętrza... W przerwach pił i kiedyś z filozofem Andrzejem Polkowskim ostrzelali z wiatrówki podwórko pewnej kamienicy przy Piotrkowskiej. Usadowili się na dachu jak snajperzy - niewykluczone zresztą, że myśleli, iż są nimi naprawdę. Wojenne pokolenie.
Był bohaterem wielu anegdot. Najzabawniejsza jest o tym, jak kiedyś będąc u znajomych, położył się zmęczony do łóżka, które wynajmował grający w jakimś filmie na Łąkowej - Zdzisław Maklakiewicz. Aktor wrócił wieczorem z planu, też zresztą zmęczony, i zastał w swoim łóżku faceta z brodą. Zapytał: Kim pan jest, do cholery? A Grun odpowiedział: Pierdol się, jestem Maklakiewicz!
Żony Andrzeja były dziwne. Pierwsza uciekła od niego do Paryża, druga wzięła z nim ślub w Londynie, a rozwiodła się w Łodzi, trzecia: Anka Krzyżanowska, chyba kochała go naprawdę, ale też ją najbardziej zranił. Uciekła w końcu do Kanady.
Pod koniec życia bardzo cierpiał. Alkohol jest dobry, gdy się nam w życiu wiedzie - kiedy mamy kłopoty - zabija. Andrzej musiał opuścić swoją pracownię, w której przeżył pół życia. Przeniesiono go do małej klitki w starej kamienicy na Składowej. Ciągle myślę, że nie zrobiliśmy dla Niego, wszystkiego co było trzeba, ale sami byliśmy bez pracy, stosunków i perspektyw. Nie rozpakował nawet pudeł w swoim nowym domu. Na trzy dni przed śmiercią powiedział: - Ja tu, kurwa, nie będę mieszkał!
Na towarzyskie spotkanie u przyjaciół przyszedł ostrzyżony, w świeżej koszuli i marynarce, którą rzadko zakładał. Po paru wódkach wstał i poszedł do drugiego pokoju, żeby się położyć. Gdy do niego zajrzano - już nie żył. Lekarz pogotowia uznał, że umarł na serce. A tak naprawdę Andrzej Grun (1939-1999) umarł na straszliwą, nieuleczalną rozpacz..."
Jerzy Wilmański. Łódzkie portrety pamięciowe.
Jerzy Wilmański i Andrzej Grun.
Etykiety
ABC czyli ARCHIWUM
ABC czyli ARCHIWUM TEMATYCZNE
ACH ŚPIJ KOCHANIE...
BAEDEKER od A do Z
BLISKO CORAZ BLIŻEJ
CURRICULUM VITAE
DOMY UMIERAJĄ STOJĄC
DRZWI DO ŁODZI
FOTONOCOWANIE
FOTOSTREET
IN MEMORIAM
JAK TO Z ŁODZIĄ BYŁO...
KOLEKCJE ŁÓDZKIE
LODZBOOK
LUSTRA ŁÓDZKIE
ŁÓDŹ FESTIWALOWA
ŁÓDŹ FILMOWA
ŁÓDŹ KRZEPI
ŁÓDŹ OPISANA
ŁÓDŹ SIĘ BAWI
ŁÓDŹ SPORTOWA
M-ŁODZIAKI
MALOWANA ŁÓDŹ
MEA ORDINARIA CIVES LODZ
MIEJSCA POWRÓCONE
MISTERIUM ŁÓDZKIE
MOJA ŁÓDŹ
PAŁACE WILLE KAMIENICE
PIOTRKOWSKA STREET
POP i ART
POZNAŃSCY
PÓJDŹ DZIECIĘ JA CIĘ UCZYĆ KAŻĘ
PRO PUBLICO BONO
PRZEGLĄD PRASY
REGION ŁÓDZKI
REJS ŁODZIĄ
ROZBICIE DZIELNICOWE
SCHEIBLEROWIE
SEN O WIELKIEJ ŁODZI
SŁOWNICZEK ŁÓDZKI
SZLAK FABRYCZNY
ŚPIEWOGRA ŁÓDZKA
WOLNOSTOJE ŁÓDZKIE
WYSOKO CORAZ WYŻEJ
Z BRAM OTWARTYMI USTAMI
ZDROWEŚ DRZEWO ŁASKIŚ PEŁNE
ZIELONA ŁÓDŹ
ŻYĆ I UMRZEĆ W ŁODZI
ВОТ ОККУПАНТЫ
מיין שיפל
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz