niedziela, 1 grudnia 2013

Henryk Szwajcer – legenda filmu


Zakazane piosenki... rok 1947 -  z tego filmu pamiętamy postać ukrywającego się Żyda - zwłaszcza scenę ze zrzuconą z parapetu doniczką…  Rolę tę – aczkolwiek drugoplanową – zagrał aktor nie byłe jaki: Henryk Szwajcer.
Zakazane piosenki, film jakże warszawski, kręcono w Łodzi. Stolica leżała w gruzach, a w Łodzi było nie tylko atelier, ale także niezburzone miejskie pejzaże i cała czołówka ówczesnych polskich aktorów. A mimo to rolę Henryka Szwajcera paryski „L’Ecran francais” uznał za najlepszą kreację w tym filmie, a kiedy po latach artysta przebywał na występach estradowych w USA, był tam główną atrakcją dla Polonii, właśnie jako odtwórca owej dramatycznej roli w Zakazanych piosenkach:

"Zakazane piosenki"
Film z 1947 roku, reżyseria Leopold Buczkowski (scena z Henrykiem Szwajcerem, piosenkę wykonuje Zofia Mrozowska).
źródło: YouTube.pl

Film ten obejrzało w Polsce około 20 milionów widzów, choć nie miał na początku dobrej prasy. Nie podobał się wówczas zarówno Jerzemu Waldorffowi z popularnego „Przekroju”, jak i katolickiemu tygodnikowi „Dziś i jutro”. Nie podobał się także ówczesnym urzędnikom od kultury. Wprowadzono nawet pewną „ideologizację” montując drugą „poprawniejszą” wersję. Niczego to w gruncie rzeczy nie zmieniło – do dziś Zakazane piosenki pozostały klasyką powojennego filmu polskiego.
Natomiast Henryk Szwajcer pozostał wierny scenie i estradzie – tam odnosił największe sukcesy w Polsce i za jej granicą. Ale o tym sam najlepiej – z humorem i łezką sentymentu – opowiedział w swojej książce "Uśmiech zza kulis" wydanej w 2005 roku.
Wspomnień aktorskich – zwłaszcza ostatnio – mamy wiele, ale na ogół piszą je, na jedno kopyto, wynajęci dziennikarze, albo są to książki sklejone z różnych wywiadów prasowych. Henryk Szwajcer nie potrzebował redaktora, był od lat uznanym (choć może mało znanym) autorem setek tekstów estradowych – sam więc swoją opowieść życia skomponował i napisał. Tak powstał niecodzienny dokument czasów – historia życia na estradzie i za kulisami, rzecz o aktorstwie pełna humoru i zadumy…

Wspólnie z Adolfem Dymszą tworzył kabaretowy duet na łódzkich scenach w latach 40.
Teatry, w których występował:
Teatr Gong w Łodzi (w latach 1946-1948),
Teatr Osa w Łodzi (w latach 1948-1950),
Teatr Satyryków w Łodzi (1954),
scena Poznańskiej Komedii Muzycznej w Poznaniu (w latach 1956-1957),
PPIE w Poznaniu (1958).


Artysta zmarł w Łodzi, w 2006 roku, pochowany został na Cmentarzu Komunalnym na Dołach.

Henryk Szwajcer: „Całe życie na scenie – czy może być szczęśliwszy życiorys?”

Fot. Monika Czechowicz

sobota, 30 listopada 2013

Wacław Kondek – baśniowy świątek


W latach 1935-1939 studiował w Instytucie Sztuk Plastycznych w Krakowie, po wojnie (lata 1947-1949) w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi (dzisiaj Akademia Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego). Dyplom w 1952 roku. Działalność artystyczna: grafika, malarstwo, ceramika, rzeźba, scenografia, twórczość literacka i filmowa.

"Dziennik Łódzki", rok 1966.

"Dziennik Łódzki", rok 1969.

"Dziennik Łódzki", rok 1968.

Wacław Kondek. Zakłady Przemysłu Włókienniczego "Lodex" w Łodzi,
z cyklu Fabryki Łódzkie, 1974/1975.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

W 1996 można było podziwiać wystawę monograficzna artysty “Madonny, demony i człowieczy świat” zrealizowaną przez Muzeum Historii Miasta Łodzi.


Prace artysty znajdują się w zbiorach państwowych i prywatnych w kraju i za granicą.
Łódź zawdzięcza Wacławowi Kondkowi trzy niezwykłej urody i wartości cykle graficzne łódzkich pałaców, fabryk i fenomenu Piotrkowskiej. 

"Odgłosy", rok 1967.

Wacław Kondek. Pałac Karola i Emila Steinertów.

Wacław Kondek. Willa Reinholda Richtera.

"Odgłosy", rok 1966.

"Odgłosy", rok 1966.

"Odgłosy", rok 1968.

"Odgłosy", rok 1968.

Pod koniec życia stworzył urokliwy cykl rysunków tuszem, bardzo dziś ceniony  wśród kolekcjonerów. Jest to galeria kobiet świata  - pięknych i, jak wszystko u tego artysty, zupełnie bajkowych.


Te rozsypujące się domy i próchniejące drzewa, te wrastające w ziemię konie Don Kichotów, te diabły łęczyckie patrzące nam w oczy… Wszystko to jest pieśnią o przemijaniu rzeczy, stworzeń i legend. Przemijaniu tego, co stworzyły ludzkie ręce i tego, co stworzył ludzki umysł. Nie mogą to być zatem wizje radosne. Ale smutek Wacława Kondka nie jest smutkiem przerażonego – wynika po prostu ze spokojnej zamyślonej nad światem mądrości…

"Dziennik Łódzki", rok 1968.

"Dziennik Łódzki", rok 1964.

"Odgłosy", rok 1981.

Madonna, rok 1964
(źródło: https://artinfo.pl/)

"Dziennik Łódzki", rok 1969.

"Dziennik Łódzki", rok 1972.

"Dziennik Łódzki", rok 1982.

"Odgłosy", rok 1981.

źródło:
Jerzy Wilmański. Łódzkie portrety pamięciowe.

Przeczytaj jeszcze w baedekerze:

Fot. pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi
oraz strony: 
https://artinfo.pl/
Dom Aukcyjny Ostoya https://www.aukcjeostoya.pl/

piątek, 29 listopada 2013

ŁÓDŹ NA KÓŁKACH


Zaledwie mieszkańcy Łodzi zdołali oswoić się nieco z nowym środkiem komunikacji, jakim były założone pod koniec 1898 roku tramwaje, a już na ulicach miasta pojawiły się pierwsze samochody, zwane naówczas automobilami. Budziły one ogromną sensację wśród przechodniów; częstokroć też na skutek ich niedoskonałości powodowały zahamowania w ruchu ulicznym.
Jeden z przemysłowców łódzkich sprowadził sobie automobil z Berlina i naraził się na duże przykrości. Mianowicie pojazd jego zepsuł się na Piotrkowskiej i nawet czterech mechaników nie mogło sobie poradzić z silnikiem. Gapie nie omieszkali poddać druzgocącej krytyce niemiecką robotę. Co gorsza, dorożkarze jak gdyby się zmówili. Co który przejeżdżał, wtrącał z kozła swoje trzy grosze w formie rady na temat podsypywania owsa...
Było to jedyne w swoim rodzaju widowisko. Ludzie tarzali się ze śmiechu, a młody Niemiec - właściciel samochodu - szalał z wściekłości. Zahamowano wtedy ruch na połowie ulicy Piotrkowskiej. 



Prasa miejscowa, na znaczną jeszcze niedoskonałość ówczesnych samochodów, wyrażała przekonanie, że próby z tego rodzaju pojazdami należy czynić na bocznych ulicach, mało ruchliwych, ażeby nie hamować prawidłowego ruchu w śródmieściu...


Może ówczesna prasa miała rację. Na zdjęciu dzisiejsza Piotrkowska -  prawie bez automobili...
Zobacz jeszcze ciekawy wpis na blogu ŁÓDŹ OKIEM PRZECHODNIA: 
Buick-Brougham, rocznik 1926. i Cudo na Pietrynie..!