czwartek, 15 listopada 2012

Zdrój w Łagiewnikach


W ramach programu budowy studni publicznych z ujęć głębinowych oddano do użytku w dniu 14 sierpnia 2001 roku studnię głębinową zlokalizowaną na skraju skweru przy ulicy Przyklasztorze w Łagiewnikach. Woda w studni czerpana jest z pokładów czwartorzędowych, z głębokości 44 m, a wydajność eksploatacyjna studni wynosi 5 m3 /h. Pod względem zawartości składników mineralnych woda z tego zdroju zbliżona jest do niskozmineralizowanej wody ze źródła św. Jana w Mirosławcu (Żywiec).


Pobór wody odbywa się z dwóch zdrojów typu Viktoria, do których prowadzi wyposażony w instalację przeciwoblodzeniową specjalny podjazd z kostki brukowej.
Od ponad dziesięciu lat łodzianie przyjeżdżają tu po wodę, która cieszy się specjalnym uznaniem ze względu na jakość i walory organoleptyczne.


Skład fizykochemiczny wody łagiewnickiej:
  • wapń -        66,0-70,6 mg Ca/dm3
  • magnez -    2,8-3,7 mg Mg/dm3
  • żelazo og.- 0,01-0,003 mg Fe/dm3
  • mangan -   0,001-0,002 mg Mn-/dm3
  • chlorki -    19,2-30,6 mg Cl-2/dm3    
  • siarczany - 30,9-34,6 mg SO4/dm3
  • fluorki -     0,15 mg F-/dm3
  • odczyn -     7,5-7,6 pH

Zdrój w Łagiewnikach powstał z inicjatywy dyr. Teresy Woźniak z Wydziału Komunalnego UMŁ, a sfinansowała go łódzka gmina. Wykonawcą był Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi.


źródło:
Andrzej Gramsz. Las Łagiewnicki i okoliczne wsie.

Fot. Monika Czechowicz

środa, 14 listopada 2012

Pomnik Ofiar Komunizmu w Łodzi

To pierwszy tego rodzaju monument w Polsce.
Akt erekcyjny w miejscu budowy pomnika wmurowano 17 września 2008 roku, w 69-tą rocznicę agresji Związku Radzieckiego.


… Orzeł wznoszący się nad pękniętymi głazami, trzymający w szponach rozerwane kraty - tak wygląda Pomnik Ofiar Komunizmu w latach 1918-1989. Poświęcony został pamięci między innymi mieszkańców dawnych Kresów Wschodnich, ofiarom bolszewickiej inwazji 1919-20, ofiarom zbrodni katyńskiej, ofiarom pacyfikacji protestów robotniczych na Wybrzeżu w Grudniu 1970 roku oraz działaczom "Solidarności" i ofiarom stanu wojennego pozbawionym życia, więzionym i represjonowanym...

Wszystkim, którym pomnik został poświęcony należy się ten patos, ... ale i tak zastanawiam się, dlaczego zawsze na wszystkich naszych pomnikach muszą być te orły (i te sokoły…)?
Pomnik ofiar komunizmu, odnaleziony przeze mnie latem w Pradze, w drodze na Smíchov:

Ten człowiek stopniowo znika.. . Porażające. Nie rzucam się w tym miejscu na historię i naszych tragicznych losów nie chcę porównywać z innymi, znam też, mniej więcej, zdania na temat waleczności Czechów - chodzi mi tylko i wyłącznie o artystyczną wizję: komunizm po prostu „zjada” człowieka kawałek po kawałku… Pomnik poświęcony nie tylko tym, którzy zginęli, ale i tym, którzy przeżyli, żyli i niknęli... 

Ale wracajmy do Łodzi:

Pomnik Ofiar Komunizmu stanął w alei Karola Anstadta na wprost budynku, w którym podczas II wojny światowej miało siedzibę gestapo, a w latach 1945 - 1956 - Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Obecnie budynek zajmuje XII Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Wyspiańskiego.
"Głos Poranny", rok 1939.
Budynek został wybudowany tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Był to gmach szkolny, należący do Towarzystwa Szkół Żydowskich w Łodzi. 
… Ale rok szkolny 1939/1940 nie rozpoczął się...

Fot: Monika Czechowicz

wtorek, 13 listopada 2012

ŁÓDZKIE PORTRETY PAMIĘCIOWE - ANDRZEJ GRUN

Andrzej Grun, grafik, historyk sztuki, publicysta.

Andrzej Grun urodził się 30 sierpnia1939 roku w Łucku na Wołyniu. Jako kilkuletni chłopiec przekroczył z rodzicami zieloną granicę w Wołyniu by zatrzymać się w Warszawie. Po upadku powstania rodzina Grunów rozpoczęła wędrówkę, by na czas jakiś osiąść w Krakowie, gdzie Andrzej studiował historię sztuki w Uniwersytecie Jagiellońskim. W pracowniach Piotra Potworowskiego i Jacka Żuławskiego na Wybrzeżu pobierał dalsze nauki.


Kolejny etap jego życia to Łódź, z którą związał się na długo. Temu miastu i jego mieszkańcom poświęcił dużo miejsca w swojej twórczości.
Z bardzo dużym powodzeniem uprawiał grafikę wystawianą na kilkudziesięciu wystawach. Andrzej Grun był kierownikiem graficznym tygodnika społeczno-kulturalnego "Odgłosy".
Zmarł 5 kwietnia 1999 roku.



Ze wspomnień Jerzego Wilmańskiego:

"... Urodził się na Wołyniu, dorastał nad czeską granicą, malarstwo studiował w Sopocie w pracowni Piotra Potworowskiego, resztę życia spędził w Łodzi, a pochowano go w Pabianicach. Poznaliśmy się w Toruniu w hotelu "Pod Trzema Koronami", gdzie nas nie chciano przyjąć, bo byliśmy pijani. Andrzej był człowiekiem renesansowym: rysował, malował, pisał wiersze, projektował wystawy i wnętrza... W przerwach pił i kiedyś z filozofem Andrzejem Polkowskim ostrzelali z wiatrówki podwórko pewnej kamienicy przy Piotrkowskiej. Usadowili się na dachu jak snajperzy - niewykluczone zresztą, że myśleli, iż są nimi naprawdę. Wojenne pokolenie.
Był bohaterem wielu anegdot. Najzabawniejsza jest o tym, jak kiedyś będąc u znajomych, położył się zmęczony do łóżka, które wynajmował grający w jakimś filmie na Łąkowej - Zdzisław Maklakiewicz. Aktor wrócił wieczorem z planu, też zresztą zmęczony, i zastał w swoim łóżku faceta z brodą. Zapytał: Kim pan jest, do cholery? A Grun odpowiedział: Pierdol się, jestem Maklakiewicz!
Żony Andrzeja były dziwne. Pierwsza uciekła od niego do Paryża, druga wzięła z nim ślub w Londynie, a rozwiodła się w Łodzi, trzecia: Anka Krzyżanowska, chyba kochała go naprawdę, ale też ją najbardziej zranił. Uciekła w końcu do Kanady.
Pod koniec życia bardzo cierpiał. Alkohol jest dobry, gdy się nam w życiu wiedzie - kiedy mamy kłopoty - zabija. Andrzej musiał opuścić swoją pracownię, w której przeżył pół życia. Przeniesiono go do małej klitki w starej kamienicy na Składowej. Ciągle myślę, że nie zrobiliśmy dla Niego, wszystkiego co było trzeba, ale sami byliśmy bez pracy, stosunków i perspektyw. Nie rozpakował nawet pudeł w swoim nowym domu. Na trzy dni przed śmiercią powiedział: - Ja tu, kurwa, nie będę mieszkał!
Na towarzyskie spotkanie u przyjaciół przyszedł ostrzyżony, w świeżej koszuli i marynarce, którą rzadko zakładał. Po paru wódkach wstał i poszedł do drugiego pokoju, żeby się położyć. Gdy do niego zajrzano - już nie żył. Lekarz pogotowia uznał, że umarł na serce. A tak naprawdę Andrzej Grun (1939-1999) umarł na straszliwą, nieuleczalną rozpacz..."


Jerzy Wilmański. Łódzkie portrety pamięciowe.

Jerzy Wilmański i Andrzej Grun.