sobota, 16 listopada 2013

Samuel Saltzman - łodzianin, chasyd i kupiec

W połowie XIX wieku w Łodzi zaczęły się konflikty między Żydami ortodoksyjnymi a zwolennikami postępowych tendencji w judaizmie. Doszło niemal do wojny religijnej. Po stronie tradycji, jako jeden z tych, który najbardziej "dokuczał" Żydom "ucywilizowanym" występował bogaty chasydzki kupiec Samuel Saltzman, który do dziś ma w Łodzi swoją ulicę. Dla Żydów był symbolem walki z ograniczeniami dla społeczności starozakonnej w Łodzi.

Ulica Samuela Saltzmana, dzisiaj o spolszczonej nazwie Solna.

Samuel Jechezekiel Saltzman (1797-1875)
Występuje też jako Zaltzman. Pochodził z Brzezin. Należał do najważniejszych łódzkich kupców. Przybył do Łodzi około 1820 roku. Pracował najpierw u Awigdora Kochańskiego, który dzierżawił propinację łódzką (czyli prawo do produkcji i sprzedaży trunków).
Potem sam zajął się dzierżawą różnych dochodów, na przykład z podatku od mięsa koszernego, od rodału, czy dzierżawą propinacji. Szybko dorobił się sporego majątku. Prowadził też handel przędzą bawełnianą i udostępniał łódzkim tkaczom przędzę na kredyt, co było - jak podkreślał ówczesny prezydent Łodzi - "bardzo pożyteczne dla handlu miejscowego". Jego skład znajdował się przy ulicy Piotrkowskiej (dziś to odcinek ulicy Nowomiejskiej).

"Łódzkie Ogłoszenia - Łodźer Anzeiger", 1864.

Ulica Nowomiejska.


Saltzman w jednym z domów miał  nawet własny belt ha midrasz (dom nauki). W dużym stopniu dofinansował budowę synagogi i mykwy przy ulicy Wolborskiej (łaźnia stanęła zresztą na należącym do niego terenie). 

Widok na Stere Miasto i synagogę przy ulicy Wolborskiej 20 (Żydowskiej 7)
Synagoga Alte Szil była główną synagogą łódzkiej gminy żydowskiej na Starym Mieście. Była jedną z najbardziej okazałych synagog w Łodzi, jak i w Polsce.
W nocy z 10 na 11 listopada 1939 roku niemieccy okupanci ograbili i podpalili synagogę.


"Łódzkie Ogłoszenia - Łodźer Anzeiger", 1864.

Samuel Saltzman (Salzman) był też właścicielem szeregu placów, którymi handlował, oraz właścicielem pięciu murowanych domów.


Choć majątek Samuela Saltzmana już w 1838 roku był szacowany na 15 tysięcy złotych, jako pobożny Żyd (zwolennik cadyka kockiego, a potem izbickiego), noszący długą kapotę i brodę, nie mógł liczyć na zgodę na zamieszkanie w dzielnicy chrześcijańskiej poza rewirem. W końcu jednak mu się to udało. W 1862 roku zwrócił się do władz Łodzi z prośbą o zgodę na utworzenie ulicy służącej do przejazdu między ulicą Średnią (dzisiejsza Pomorska) i Północną. 

"Lodzer Zeitung", 1864.

Ok. 1864 roku ulica dostała nazwę Saltzmana, a z czasem nazwa została zmieniona na Solną, i przetrwała do dziś. W domu przy ulicy Solnej 1 Saltzman otworzył pierwszy w Łodzi sztibl dla chasydów z Izbicy.


Pinkus Nadel. Stary Cmentarz Żydowski w Łodzi.
Studium monograficzne, rok 1938.


Wydaje się, że Saltzman nie przepadał za carską władzą...

"Łódzkie Ogłoszenia - Łodźer Anzeiger", 1864.

Zmarł w 1875 roku i został pochowany na starym cmentarzu żydowskim przy ulicy Wesołej. Saltzman należał do pierwszych i najważniejszych łódzkich kupców. Miał duży wkład w gwałtowny rozwój miasta w połowie XIX wieku.

Brama wejściowa na cmentarz przy ulicy Wesołej.

W obrębie dzisiejszych ulic Limanowskiego, Bazarowej, Rybnej i Zachodniej był kiedyś Stary Cmentarz Żydowski.  Był to pierwszy cmentarz żydowski w Łodzi. Powstał w 1811 roku.

Ulica Zachodnia, w tym miejscu znajdowała się brama prowadząca na cmentarz.


Przez długi czas wielu łodzian nie zdawało sobie sprawy, że w tym miejscu był kiedyś żydowski cmentarz. Dopiero w kwietniu 2004 roku przy ulicy Rybnej 11, na niewielkim skwerze, stanęła pamiątkowa macewa.

Napis po polsku, angielsku, w jidysz i po hebrajsku przypomina, że była tu kiedyś pierwsza nekropolia łódzkich Żydów.

Na Starym Cmentarzu Żydowskim spoczęła również rodzina kupca Saltzmana, między innymi jego siostra Dina.
Pinkus Nadel. Stary Cmentarz Żydowski w Łodzi.
Studium monograficzne, rok 1938.

Fot. współczesne Monika Czechowicz
Fot. archiwalne pochodzą ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.

"Nowy Kurier Łódzki", rok 1911.

"Głos Poranny", rok 1937.

Zobacz również:


źródła:

Joanna Podolska. Spacerownik. Łódź żydowska.
Aron Alperin. Żydzi w Łodzi. Początki gminy żydowskiej 1780-1822.
Filip Friedman. Dzieje Żydów w Łodzi. Od początków osadnictwa Żydów do roku 1863.
Paweł Spodenkiewicz. Zaginiona dzielnica. Łódź żydowska - ludzie i miejsca.
Andrzej Kempa, Marek Szukalak. Żydzi dawnej Łodzi. Słownik biograficzny, t.1.

piątek, 15 listopada 2013

POZNAŃSKI & SCHEIBLER - czyli jak prześcignąć giganta...

Na przełomie lat 60. i 70. XIX stulecia, Poznański zajął się na dużą skalę sprzedażą przędzy bawełnianej i gotowych wyrobów największego przedsiębiorstwa włókienniczego w Łodzi, należącego do Karola Scheiblera.
W dziedzinie handlu tekstyliami Poznański miał już wówczas wysoką pozycję - awansował z grona kramarzy do elitarnej grupy kupców. Ci ostatni musieli być członkami zgromadzenia kupieckiego i posiadać minimum 6 tysięcy złp kapitału, w zamian mogli sprowadzać towary z zagranicy i handlować nimi także poza miejscem zamieszkania.

Gdy Scheibler otworzył przędzalnię, Poznański został jego agentem handlowym i sprzedawał jego przędzę i tkaniny.
Potem nieraz robili wspólne interesy. Jeden z najlepszych nadarzył się po tym, jak w 1861 roku wybuchła wojna secesyjna w Ameryce. Wszyscy fabrykanci sprowadzali stamtąd włókna bawełny - surowiec do produkcji przędzy. Wojna zablokowała dostawy i w Łodzi zaczął się "głód bawełniany". Bankrutowały kolejne warsztaty i fabryki, bo nie miały z czego produkować. Plajta zagroziła nawet Ludwikowi Geyerowi, który postawił pierwszy komin w Łodzi.
Scheibler jako jeden z nielicznych fabrykantów zgromadził ogromny zapas włókien bawełnianych. Odsprzedawał je innym z pokaźnym zyskiem.       Karol Scheibler                         Poznański, jako jego przedstawiciel handlowy, także miał kilkakrotne przebicie. Poznański zaczął myśleć o postawieniu fabryki w pobliżu Scheiblera. Zaczął nawet kupować tam ziemię. Ale było za mało miejsca. Wybrał więc teren nad rzeką Łódką, niedaleko Rynku Starego Miasta, gdzie mieszkał. Mógł budować poza dzielnicą żydowską, bo w 1862 roku car zniósł getta w Królestwie Polskim.
Poznański miał prosty, ale śmiały pomysł. Nie chciał konkurować z Scheiblerem, chciał na spółkę z nim podzielić rynek.
Scheibler postawił nowoczesną, zmechanizowaną przędzalnię i zaczął produkować masowe ilości przędzy, czyli półproduktu potrzebnego do wyrobu tkanin.


 Imperium Karola Wilhelma Scheiblera

Poznański wymyślił, że zbuduje zmechanizowaną tkalnię, że będzie kupował przędzę od Scheiblera i wyrabiał z niej tkaniny na masową skalę. W ten sposób będą się uzupełniali i wspólnie zarabiali.
W 1872 roku Poznański zakończył budowę parterowej tkalni. Sprowadził 200 nowoczesnych, angielskich krosien oraz dużą maszynę parową do ich napędu - miała zawrotną jak na owe czasy moc 216 koni mechanicznych. To była ogromna inwestycja. Takiej tkalni w Łodzi nie posiadał nikt. Poznański musiał zaciągnąć kredyt w Banku Dyskontowym Warszawskim, jednym z największych w Królestwie. Rekomendował go teść, Mojżesz Hertz, człowiek ustosunkowany w stolicy.
Poznański ryzykował. Gdyby inwestycja się nie powiodła, stałby się bankrutem, straciłby wszystko...
Nie pomylił się. Fabryka zaczęła przynosić zyski.
- Zakup aż 200 automatycznych krosien to był skok technologiczny - mówi Jarosław Jaskulski z Muzeum Miasta Łodzi.
W ciągu roku Poznańskiemu zwróciła się cała inwestycja. Zyskał przewagę nad innymi. Mógł produkować taniej, więcej i szybciej.
Lata 70. XIX wieku to w Łodzi czas największej prosperity. Poznański maksymalnie to wykorzystał. Zalał imperium carskie swoimi tkaninami bawełnianymi. Przed budową fabryki jego roczne przychody wynosiły kilkadziesiąt tysięcy rubli, po pięciu latach od inwestycji przekroczyły milion!
Izrael Poznański                       Za zarobione pieniądze kupował co roku kolejne krosna. Zaczynał z dwustoma, dekadę później miał ich ponad dwa tysiące!
W końcu, zamiast sprowadzać z Anglii, postanowił sam je produkować. Zaangażował mechaników i obok tkalni postawił zakład, w którym konstruowali maszyny.
Inni fabrykanci, zachęceni powodzeniem Poznańskiego zaczęli go naśladować. Aby zmechanizować własne tkalnie, kupowali od niego krosna...
Imperium Izraela Kalmanowicza Poznańskiego

Poznański musiał mieć ambicję, aby zostać "królem bawełny" i prześcignąć Scheiblera. Ale starał się nie wchodzić mu w drogę.
Po raz drugi obaj podzielili między siebie rynek. Scheibler produkował dobre, markowe tkaniny, Poznański - tanie, dostępne dla wszystkich.
Reymont pisał: 
On pierwszy rozpoczął robić tandetę, obniżać jakość produkcji łódzkiej, która do jego czasów cieszyła się dobrą opinią.
Ale ta opinia była mocno niesprawiedliwa. W 1878 roku na Wszechświatowej Wystawie w Paryżu tkaniny Poznańskiego zdobyły brązowy medal.
Gdyby to była tandeta, nie utrzymałby się na rynku. Wszystkie kobiety chodziły w chustach od niego. Produkował jeden wzór w długich seriach. To była całkiem dobra bawełna.
Mimo to rozpowszechniła się krzywdząca dla Poznańskiego opinia.
Ulica lepiej mówiła o panu Scheiblerze, dystyngowanym Niemcu, niż o Poznańskim, Żydzie z Bałut, któremu udało się dorobić...
Sam Scheibler nie miał nic przeciwko Poznańskiemu. 

Nie zachowała się korespondencja między nimi. Nie wiadomo, co nawzajem o sobie myśleli. Ale wspólnie robili interesy i uczestniczyli w tych samych przedsięwzięciach.
Poznański kupił od żony Scheiblera, Anny posiadłość ziemską w Szydłowie w pobliżu Łodzi.
Na wystawach w dalekiej Rosji budowali obok siebie pawilony handlowe. Tak było w Niżnym Nowogrodzie u ujścia Oki do Wołgi.
Już po śmierci Scheiblera obie firmy walczyły ramię w ramię w "wojnie łódzkiej z Moskwą". Tak historycy nazwali spór handlowy, który wybuchł Anna Scheibler                                pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku...

Przeczytaj jeszcze:

Izrael Poznański: "Teraz chcę być kupcem"
"Wojna Łodzi z Moskwą"

źródła:
Michał Matys. Łódzka fabryka marzeń.
Ewa Grzelak, Małgorzata Laurentowicz-Granas, Mirosław Jaskulski, Krzysztof Stefański. Imperium rodziny Poznańskich w Łodzi.
Małgorzata Laurentowicz-Granas, Mirosław Jaskulski, Maria Świątkowska. Pałac Poznańskich w Łodzi.

czwartek, 14 listopada 2013

Łódzka policja upamiętniła ofiary zbrodni Katyńskiej.

We wtorek, 12 listopada na budynku Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi (ulica Lutomierska 108/112) odsłonięto tablicę upamiętniającą policjantów zamordowanych w ramach zbrodni Katyńskiej.


Inicjatorami zawieszenia tablicy były Stowarzyszenie Rodzina Policyjna 1939 oraz Wojewódzka Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.


Tablica upamiętnia 670 policjantów z terenów przedwojennego województwa łódzkiego, którzy trafili do radzieckiej niewoli i zostali rozstrzelani przez NKWD lub zaginęli w Związku Radzieckim w latach 1939-1945.




- Prawdopodobnie zabitych policjantów było około 700, jednak nadal nie wszystkich odnaleziono - mówi Jarosław Olbrychowski ze Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939, który podczas zbrodni katyńskiej stracił dziadka, policjanta z Radomska. – Województwo łódzkie  było drugim po mazowieckim, które poniosło największe straty.

Podczas odsłonięcia tablicy członkom stowarzyszenia przyznano sześć medali Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej. 

źródło:

Fot. Monika Czechowicz