wtorek, 17 listopada 2015

LITZMANNSTADT GETTO – ulica Dworska (Matrosengasse, dziś ul. Organizacji WiN), fabryka Leona Glazera i…” Bajka o królewiczu i cudownym kraju”.


Ulica Dworska zaczynała się tuż przy Bałuckim Rynku, gdzie funkcjonował Zarząd Getta i dlatego w budynkach znajdujących się najbliżej placu mieściły się ważne urzędy i instytucje. 
Kronikarz getta Oskar Singer nazwał ulicę Dworską tętnicą, a nawet brzuchem getta, bo przy niej ulokowano najważniejsze wydziały: Zaopatrzenia, Kuchni, Transportu, a także biura Centrali Mleczarskiej.


Przy ulicy Dworskiej 1/3 (budynek nadal stoi) mieścił się Sekretariat ds. Próśb i Zażaleń. Z czasem przeniesiony tu został również z pl. Kościelnego 4 Wydział Prezydialny, zwany także Sekretariatem Prezydialnym, który pełnił szereg funkcji biurowo-technicznych. Do jego zadań należało nie tylko redagowanie i obwieszczanie rozporządzeń Chaima Rumkowskiego, ale też wystawianie kart tożsamości. W tej samej kamienicy funkcjonowała Główna Księgowość i Oddział Ubezpieczeń, Wydział Personalny i Referat Opieki Społecznej, a także Oddział Informacji, a przez jakiś czas także Najwyższa Izba Kontroli.

Od kwietnia 1940 roku działała tu także filia Poczty Głównej.


Po przeciwnej stronie w walącym się, parterowym, drewnianym budynku (ulica Dworska 4) mieściło się biuro Wydziału Węglowego. Został utworzony już 8 maja 1940 roku, kilka dni po zamknięciu getta. Na wielkim placu znajdującym się z tyłu budynku gromadzono drewno, węgiel i torf. Opał przychodził poprzez Bałucki Rynek albo przez Stację Radogoszcz (Radegast).
Plac węglowy wydawał w zimowych miesiącach 2 mln kg węgla miesięcznie. Dziś w tym miejscu stoją bloki.


Przy ulicy Dworskiej 6 był oddział Towarów Kolonialnych i Chleba, pod numerem 20 Oddział Kuchen (oba budynki już nie istnieją).
Nie ma też kamienicy spod nr 5, gdzie była między innymi kuchnia Wydziału Aprowizacji, pozostał budynek stojący w głębi:


Przetrwał natomiast budynek Wydziału Transportowego (nr 7):


... a także kaplica ewangelicko-augsburska stojąca na rogu z ulicą Łagiewnicką, dziś kościół metodystów (ulica Organizacji WiN 2):


Bałucki Rynek, brudny plac w najbrudniejszej Łodzi, to teraz serce i mózg getta. Tam wpada tętnica getta – Matrosengasse. Tu stopniowo zakładają swoje siedziby ważne resorty administracyjne: Centralny Sekretariat, Wydział Kuchni, Wydział Transportu, Centrala Mleczarska. Tu jest także brzuch getta – Wydział Zaopatrzenia, a obok niego straszący brudem duży plac – róg ulic Matrosen i Hanseatenstrasse. Prezes przekazuje go swojemu współpracownikowi Lazarowi Naumannowi: „Tu jest twoje królestwo! Napełnij je węglem i drewnem, musimy gotować i potrzebujemy ciepła”.
Oskar Singer, Przemierzając szybkim krokiem getto.

Pracownicy Wydziału Węglowego są umundurowani, podobnie jak Służba Porządkowa lub straż. Noszą czapki i opaski na ramieniu z emblematami węglowymi. Na czapkach dystynkcje. Zwykły robotnik nosi żółtą opaskę ze swoim numerem. Grupowi noszą żółtą i srebrną, a urzędnicy administracyjni oznaczeni są dwoma srebrnymi paskami i jednym żółtym.
Oskar Singer, Przemierzając szybkim krokiem getto.

Kontrola przy wyjściu ze składu opału przy ulicy Dworskiej.

W ubiegłym tygodniu władze niemieckie zarządziły opróżnienie znajdującego się na terenie getta kościoła parafii św. Trójcy (ulica Dworska 2) z ławek i sprzętu kościelnego, które wywiezione zostały przez Bałucki Rynek do miasta. Gmach kościoła przeznaczony został na składnicę materiałów służących do wyrobów kożuchów dla wojska. Zaznaczyć warto, iż wszystkie pozostałe kościoły znajdujące się w getcie są od pierwszej chwili zamknięte, stanowiąc jakby wydzieloną z getta integralnie obcą własność.
Kronika getta łódzkiego, 21 grudnia 1941.


Według informacji Wydziału Kuchen przy ulicy Drewnowskiej 20 w dniu 9 bm. zamknięte zostaną następujące kuchnie gminne: nr 302, 322, 348, 363, 415, 434 i 451. Jako powód zamknięcia Wydział Kuchen podaje ogromny spadek liczby konsumentów. W kuchni przy ulicy Zgierskiej 26 spadła ona z ok. 1800 w okresie świąt do 120.
Kronika getta łódzkiego, 21 grudnia 1941.

Kamienica frontowa przy ulicy Dworskiej 14, w której od jesieni 1940 roku mieściła się szkoła, nie przetrwała do dzisiejszych czasów. Tak jak i znajdująca się na jej tyłach fabryka. Od stycznia 1941 roku funkcjonowała tam wytwórnia sukien i bielizny. W pamięci mieszkańców getta, a także wielu badaczy, pozostała ona jednak ważnym miejscem w topografii łódzkiego getta.

Getto w Łodzi - ulica Dworska 14 (dzisiaj Organizacji WiN) Fabryka Leona Glazera / Litzmannstadt Ghetto (w tle widoczny Kościół Dobrego Pasterza, poniżej widok współczesny).


Fabryką wyrobów bieliźniarskich i sukien kierował Leon Glazer. Na początku 1941 roku w fabryce pracowało tylko 77 maszyn do szycia i 157 osób, ale z miesiąca na miesiąc liczby te rosły. W styczniu 1942 roku było już 800 maszyn, przy których na dwie zmiany pracowało ponad 1500 osób. Resort szył bieliznę damską i męską, a także dziecięcą. Stąd pochodziły eleganckie suknie i biustonosze, pościel i dodatki krawieckie. Odzież ta była dumą getta. Oprócz dorosłych w fabryce pracowało kilkaset dzieci. Szyły ubrania dla ludzi, ale też sukieneczki dla lalek, które wędrowały do niemieckich sklepów z zabawkami.
Fabryka Glazera i pracujące w niej dzieci pozostały zarówno na wielu archiwalnych fotografiach, jak i w literaturze.
To w tej fabryce powstała wspaniale ilustrowana „Bajka o królewiczu i cudownym kraju”, która opowiada historię dzieci z łódzkiego getta.


Bajka o królewiczu i cudownym kraju

Bajka o królewiczu i cudownym kraju
gdzie mimo głodu i nieurodzaju
3 pokolenia pracowały w chwile radosne
poprzez zimę, jesień, lato, wiosnę
Pod ciężkim jarzmem
Ugina się dziecię
„Czy zawsze już będzie tak na tym świecie?”
ściska się bólem serce królewicza
na widok smutnego dziecięcia oblicza
i wśród dworskiej ciszy, podczas kurów pienia,
ulatują w przestworza monarsze marzenia.
Zamarzły rzeki, zamarzły stawy,
Śnieg otulił ziemię puszystym kobiercem,
mimo to jednak król nasz łaskawy,
oddaje się sprawie duszą i sercem.
W ciepłe letnie popołudnie,
gdy słońce świeciło cudnie,
na łące przy ruczaju,
aniołowie oznajmili:
Że ten, kto chce zostać w Raju,
ten nie tracąc ani chwili,
musi zacząć bieg do mety.
Ten, kto potknie się niestety
wyrzucony będzie z Raju,
wróci do starego kraju.
A z daleka już przeszkoda,
leży w poprzek niby kłoda,
kto się nie potyka, ni o nią uderza,
ten pasowany jest na rycerza,
a rycerz taki już znakomity
przyjęty zostaje do dworskiej świty.
Pracują wszyscy na kraju chwałę
i godziny całe
spędzają nad maszynami.
Suknie wylatują już drzwiami,
pasków układają się całe stosy
od nich zależą przecież Raju losy.
Kto przy tej przeszkodzie się nie złamie,
kto teraz całe wyniesie ramię,
kto wyjdzie teraz z czołem wzniesionym,
sowicie zostanie wynagrodzony.
Przeszły już przez drogę śliską,
ale teraz są już blisko.
Oto stanął domek cały
niepozorny jest i mały.
Przez otwarte już podwoje,
płacząc drepce parek troje:
igła z załzawionym oczkiem
a z nią szpulka drobnym kroczkiem
i nożyczki w swych podrygach,
też zawodzą; tuż jak fryga
szpulka z główką przekrzywioną;
obok z miną rozzłoszczoną
maszyna się wtacza,
taboret rozpacza
Wszystkim w oczach złość się świeci
„Ładny los! Idą do dzieci!”
Teraz kolej jest na kłótnie
„usadowicie się w małej sali”
mówi szpulka rezolutnie
„bo nam tutaj miejsce dali”
i wlatuje wiele dzieci
wszystko do maszyny leci
gdzie już wielki jest ogonek
rozpoczął się pracy dzionek.
Pot dziewczynce spływa z czoła,
„Oto stanął domek mały...”
bezradnym wzrokiem błądzi dookoła
To przez psotne te chochliki, które figle swe i zbytki
Wyprawiają w sposób brzydki
jej się ciągle psują szyki.
Hej! zniknęły już przeszkody!
przełamane wszystkie lody!
Chochliki nie przeszkadzają,
dzieci z nich pociechę mają.
Zmykaj, Smutku! Zmykaj! Wiej!
Radość u nas!
Hej! Hej! Hej!
Kłopot ten wnet ulatuje
i już każdy się raduje.
W jasnym obszernym pokoju
zapomina o pracy, znoju;
gdy z formą własnej roboty,
która skacze aż ze ściany
z wielkiej uciechy i ochoty
idzie w tany.
I wzięli się pod rękę Smutek razem z Troską
musieli wyminąć Szkółkę Glazerowską
a królewna Radość i książę Wesele
w tejże słynnej Szkółce przebywają wiele.
Skacze się wesoło z tą radością złotą
a do pracy się zasiada z księżniczką Ochotą
A ten urwis Psota przewraca im stołki
podczas pracy czy po pracy wywraca koziołki.
Dni płyną bajecznie, dni płyną tęczowo
każdy dzień przynosi Radość kolorową.
Choć jeszcze na polach leżą białe śniegi,
już powiększone krawcowych szeregi.
na oścież otwarto domku podwoje
przez nie wstępują nowych dziewcząt roje!
A gdy się otwarły bramy
Zawołały: „już wkraczamy!”
„Psotne te chochliki...”
Blask z ich twarzy wkoło bije:
„Hejże!!! Hurra!!! Niech nam żyje!!!
Płynną, jak wezbrana struga.
Pełna sala jedna, druga.
Już są pełne korytarze,
Coraz widać nowe twarze.
„Och! jak ciasno! już nie mogę!
Przez komin wytknęłam nogę!
A rękę przez szparę w ścianie!
Och! Nie mogę już kochanie!
Leżymy, jak śledzie w beczce!
Moja głowa w cudzej teczce!
Och! Ratujcie! Już nie mogę!!!
...Patrzcie?!... Tam!... Wskazują drogę!”
Świt... zza góry słońce wysyła promienie,
zza krzewów gdzieniegdzie wyłaniają się cienie
i znikają powoli. Słońce blaskiem złotym
oświeca szczyt góry i już w chwilę potym
wychylają z traw główki niezapominajki,
otaczające zamek... jak z bajki.
Lekko otwierają się jego wrota,
i nadbiega wesoła brać złota
„Hej! hej! hu! ha! hip! hip! Hola!”
Sapią dziateczki, jak małe miechy,
z niemi się budzą z snów zimowych pola.
Ile wesela! Ile uciechy!
Wszystko odżywa, w powietrzu czuć wiosnę,
wznoszą się ku niebu okrzyki radosne.
Rozśpiewana dziatwa w tym kwitnącym maju,
wkracza zwycięsko do Zamku – Raju.
Jej wciąż szczęście towarzyszy;
z dala się błagania słyszy.
Z niemi ciągle radość kroczy,
tam smutek przesłania oczy.
Dziatkom, zapłakanym srodze,
co tyle przeszkód mają na swej drodze,
wznoszą oczy swe do góry,
kędy niedosiężne mury,
tam, gdzie fosa się rozlewa,
tam, gdzie złote bractwo śpiewa,
gdzie weselem i rozkoszą
wzbrały mury.
Tam się wznoszą ich błagania
od wieczora do zarania.
Wspinają się wąską ścieżyną pod górę,
wkrąg otaczają ich bory ponure,
krzewy nastraszają swe kolce cierniste,
czeluścią zieją jamy przepaściste,
w których podstępnie czyhają węże jadowite,
śliskie i lepkie. Gady rozmaite
pęłzną pod nogi. Potwory, stonogi
lepią się do nóg. Przebyli bór.
U rozstaju dróg odetchnęli swobodnie,
lecz... złudna szczęścia chwila,
bo potwory smok z ziemi się wychyla.
Znów się zaczyna walka zażarta,
jakże pokonać takiego czarta,
znów się zaczyna bój,
i nowe troski i nowy znój.
Jedne się cofnęły, trudem zwyciężone,
a drugie szły naprzód wciąż nieustraszone,
bo silna wola zwyciężyć musi!
nic ich nie pokona, nic ich nie skusi.
Nie zlękli się Baby Jagi, ni kota, ni sowy,
nie zlękli się smoka, choć ten był trójgłowy,
wnet okrzyk z piersi wyrywa się chórem,
oto stanęły przed potężnym murem.
Mur był wysoki, gruby i nie do przebycia,
a przed nim fosa toczyła swe wody,
cóż to?!... Królewicz wychodzi z ukrycia,
w cudownych szatach, piękny i młody.
Dzieciom zdumienie otwiera oczy
bo król był przepiękny, bo król był uroczy.
Przerzuca przez fosę most duży, zwodzony;
podaje dziatwie prawicę,
radość bije z oczu, jest rozpromieniony
szczęściem jaśnieją mu lice.
Ranek był cudny. Korony drzew
lekki wietrzyk kołysał i łagodny wiew
ochładzał dziatek twarze. Trawy obfi te w rosę
goiły poranione, słabe nogi bose.
Wprowadzono je do jasnej, przestronnej komnaty,
tam ukazał im się Anioł strojny w cudze szaty.
Jego widok spędził z twarzyczek troski
bo wszystkich owionął czar dziwny, czar boski
On trzymał wagę i złotą strzałę,
rozdzielał dziewczynki duże i małe.
W ten sposób dwie grupy nowe
zaczęły kursy zawodowe.


Bajka z historią w tle...W Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie przechowywany jest album z niezwykłymi rysunkami ilustrującymi wierszowaną opowieść pt. „Bajka o królewiczu i cudownym kraju”. Jest to zakamuflowana przypowieść o getcie i jego mieszkańcach. Wstrząsająca, biorąc pod uwagę prawdopodobną datę jej powstania i przesłanie, jakie z sobą niesie. Opowieść w formie albumu powstała prawdopodobnie w 1942 roku, w trakcie deportacji z getta, a może nawet później. Od stycznia do czerwca 1942 roku Niemcy wywieźli wtedy z getta ponad
55 tysięcy osób. Deportacji mogli uniknąć tylko ci, którzy pracowali. To wtedy, by ratować przed wywózką najmłodszych mieszkańców, zaczęto zatrudniać w różnorodnych resortach pracy dzieci. Najmłodsi byli zatrudniani m.in. w fabrykach krawieckich, kamaszniczych, metalowych. Praca była dla nich szansą na przeżycie, więc zabiegali o nią wszyscy. Małe dziewczynki musiały szyć na maszynach, wycinały wkładki do butów, plotły warkocze ze słomy. Chłopcy prostowali igły, przybijali podeszwy. Praca była często ponad ich siły.

Przy fabryce Glazera działała tzw. szkółka, gdzie dzieci w przerwach
w pracy mogły się trochę uczyć i bawić. Powstał tam nawet dziecięcy teatrzyk, o którym opowiadają ci, którzy przeżyli wojnę. Był też chór i zajęcia plastyczne.

Dzieci z fabryki Leona Glazera.

Nie udało się ustalić, kto był autorem bajki o królewiczu, ani wspaniałych rysunków.
Jest dokumentem wyjątkowym. Ta bajka była próbą zapalenia światła w mroku… Choć z pozoru to zwykła opowiastka dla dzieci o chochlikach przeszkadzających dziewczynkom pracować i o królewiczu, który je ratuje z opresji, można odczytać z niej wiele na temat losów mieszkańców getta. Album zawiera 17 rysunków świetnych technicznie. Bez wątpienia ich autorem nie był amator, ale ktoś dobrze znający rzemiosło artystyczne. Królewiczem pokazanym w albumie był Leon Glazer, a aniołem Maryla Diamant, kierująca szkółką. Ich twarze zostały wycięte z fotografi i i wklejone (kolaż to jedna z ulubionych form plastycznych w getcie). Tekst napisany został piękną polszczyzną. Prawdopodobnie był przepisywany przez kilka
różnych osób, sądząc z charakteru pisma najpewniej robiły to także dzieci. Być może „Bajka…” powstała nawet po tym, jak z getta wywieziono kilka tysięcy małych dzieci do 10 roku życia. Naziści uznali, że one, podobnie jak chorzy i starcy powyżej 65. roku życia, są bezużyteczne, bo nie mogą pracować. Dzieci wywożono w dramatycznych okolicznościach, zwłaszcza na początku września 1942 roku. Ten okrutny moment przeszedł do historii pod nazwą
„wielka szpera”. Te, którym udało się przeżyć, były zatrudnione w resortach bądź ukrywane przez rodziny.

Małe dzieci w ogóle zniknęły z getta… Album z „Bajką o królewiczu…” został znaleziony po wojnie w ruinach getta przez Abrahama Jasni. Po jego śmierci w 1971 roku został przekazany do Yad Vashem przez jego żonę.
Album zawiera 18 stron. Siedemnaście z nich stanowią ilustracje wykonane farbami wodnymi. Rewers strony z ilustracją zawiera tekst rymowanego wiersza po polsku, opisującego ilustrację na awersie. Strony nie są numerowane, przez co w Bajce Dzieci z Getta Łódzkiego nieznany pozostaje nie tylko autor, ale i kolejność opisanych wydarzeń. Bajkę Dzieci z Getta Łódzkiego można interpretować na wiele sposobów i daje ona wgląd w bardzo różne aspekty życia codziennego dzieci przetrzymywanych w getcie łódzkim.

Przy dawnej ulicy Dworskiej stoją do dziś sąsiednie budynki, pod nr 10 i 16, gdzie także działały zakłady krawieckie.

Ulica Dworska 16.

Fot: archiwalne ze stron:
Archiwum Państwowe w Łodzi

Fot. współczesne Monika Czechowicz

źródła:
Oskar Singer. Przemierzając szybkim krokiem getto.
Joanna Podolska. Litzmannstadt-Getto. Ślady. Przewodnik po przeszłości.


BAEDEKER POLECA:
Joanna Podolska. Litzmannstadt-Getto. Ślady. Przewodnik po przeszłości.
Autorka oprowadza czytelników po terenie zamkniętej dzielnicy. Każdy rozdział dotyczy innego fragmentu łódzkiego getta -ulicy, instytucji, budynku, kwartału ulic. Prezentowane są m.in. kamienice, w których w czasie wojny funkcjonowały poszczególne resorty, szkoły, domy modlitwy, kuchnie, urzędy. Autorka pisze o placu Bazarowym, który był miejscem publicznych egzekucji, o stacji Radegast, skąd wyjeżdżały transporty Żydów do obozów zagłady i o centralnym więzieniu. Ale przypomina też, że w getcie kwitło życie kulturalne, a w domu kultury występowali wyśmienici żydowscy artyści. Nie zapomina również o tym, że na terenie zamkniętej dzielnicy naziści utworzyli dwa odrębne obozy: dla Cyganów z Burgenlandu oraz obóz dla dzieci polskich. Każdy opis jest wzbogacony o cytaty zaczerpnięte z dzienników i reportaży, które powstawały w czasie wojny, m.in. Dawida Sierakowiaka czy Jakuba Poznańskiego i z powojennych pamiętników. Są również cytaty z "Kroniki getta łódzkiego". Mapka zamieszczona przy każdym rozdziale pozwala czytelnikowi odnaleźć dane miejsce w topografii współczesnej Łodzi.
Jak pisze autorka, książka jest próbą odszukania śladów tamtej tragedii w topografii Łodzi. "By pamięć o niej przetrwała".
Jest to również świetny przewodnik dla osób, które chcą poznać bliżej historię łódzkiego getta.

czwartek, 12 listopada 2015

"Dzieci Bałut - murale pamięci". Odsłonięto kolejne cztery wizerunki .


Na łódzkich Bałutach odsłonięte zostały kolejne malowidła przedstawiające polskie, żydowskie i cygańskie dzieci niegdyś tam mieszkające.
Przedsięwzięcie o nazwie "Dzieci Bałut - murale pamięci" w dzielnicy, której część hitlerowcy zamienili w getto dla ludności żydowskiej i cygańskiej, od trzech lat realizuje Stowarzyszenie "Na co dzień i od święta".
Szablony do malowideł powstają na podstawie archiwalnych dokumentów i fotografii. Tam odnajdowane są wizerunki dawnych mieszkańców Łodzi, którzy teraz niejako wracają do miejsca, z jakim byli związani.
Przynoszą ze sobą pamięć mienionego czasu, do której uczą szacunku - tak streścić można ideę "Dzieci Bałut".



Na szczytowej ścianie kamienicy przy ulicy Spacerowej 8 znajduje się wizerunek Dawida Sierakowiaka, autora "Dziennika. Pięciu zeszytów z łódzkiego getta" (niedawno wyszły w całości po polsku nakładem wydawnictwa Marginesy). Wcześniej umieszczono tu wizerunek chłopca mylonego z Sierakowiakiem. Dawid pod ten adres został przesiedlony wraz z rodziną. I stąd jego matka, Sura Ajdel z Churgelów, została zabrana przez gettową policję jako niby nienadająca się do pracy. Deportowano ją do obozu zagłady.

Dawid Sierakowiak. Ulica Spacerowa 8.

Na kamienicy przy ulicy Berlińskiego 15 i na domu przy ulicy Zielnej 9 znajdziemy dziewczynki z fotografii Włodzimierza Pfeiffera z 1936 roku, zasłużonego księgarza, esperantysty i miłośnika Łodzi. Pod pierwszym adresem ujrzeć można dziewczynkę z pierwszego planu widoku na Plac Jojne Pilicera:

Ulica Berlińskiego 15. Dziewczynka z fotografii Włodzimierza Pfeiffera.


Ulica Zielna 9. Dziewczynka z fotografii Włodzimierza Pfeiffera.

Natomiast przy ulicy Przemysłowej 12 powstał mural przywołujący pamięć więźniów obozu dla dzieci polskich, jedynego obozu w III Rzeszy przeznaczonego tylko dla dzieci:


Ulica Przemysłowa 12. Więzień obozu dla dzieci polskich.

Murale powstają według koncepcji łodzianki Katarzyny Tośty rękoma Piotra Saula (ASP we Wrocławiu) i Damiana Idzikowskiego (ASP w Łodzi). 
Pozostałe murale powstałe w ubiegłych latach w ramach idei „Dzieci Bałut” :


Ulica Łagiewnicka 33, chłopiec żydowski.


Ulica Łagiewnicka 35, chłopiec żydowski.


Ulica Organizacji WiN, chłopiec z getta.


Ulica Wojska Polskiego 112, więzień obozu dla dzieci polskich.


Ulica Wojska Polskiego 116, więzień obozu dla dzieci polskich.


Ulica Mikołaja Reja 7, więzień obozu dla dzieci polskich.

Ulica Wojska Polskiego 82, dziewczynka z obozu cygańskiego.


Ulica Wojska Polskiego 82, chłopiec z obozu cygańskiego.


Ulica Starosikawska 18, Abram Cytryn.


Ulica Mikołaja Reja 13, chłopiec z obozu dla dzieci polskich.


Ulica Przemysłowa 16, chłopiec z obozu dla dzieci polskich.


Ulica Gęsia 1, Zisele Świerc.


Ulica Franciszkańska 24, Salek Berliński.


Ulica Wojska Polskiego 70b, Abramek Koplowicz.


Ulica Wojska Polskiego 82, dziewczynka z obozu cygańskiego.


Ulica Przemysłowa 16, chłopiec z obozu dla dzieci polskich.

Strona na FB:

OFICJALNA STRONA:



źródło:
Fot. Monika Czechowicz

wtorek, 10 listopada 2015

W HOŁDZIE DLA RAJMUNDA REMBIELIŃSKIEGO


Żadne inne miasto polskie nie może powiązać tak dokładnie jak Łódź, swojego burzliwego rozwoju z konkretną datą i nazwiskiem jednego człowieka. I nie jest to, jakby wynikało ze szczególnego sentymentu łodzian, Stanisław Staszic, któremu w naszym mieście wybudowano pomnik w parku jego imienia i dodatkowo obdarzono go jeszcze ulicą. Sam Staszic tak wielkie zasługi położył dla kraju w dziedzinie finansów, budowy systemu dróg bitych, stworzenia polskiego górnictwa i hutnictwa, że nie trzeba mu przypisywać zasług innych ludzi.

Rajmund Hiacynt Rembieliński

Faktycznym twórcą Łodzi przemysłowej był Rajmund Rembieliński, uczestnik powstania kościuszkowskiego, główny intendent armii księcia Józefa Poniatowskiego, właściciel manufaktury włókienniczej na Lubelszczyźnie, człowiek niesłychanej energii i pracowitości, fanatyczny zwolennik rozwoju krajowego przemysłu.
W wieku 45 lat, w roku 1820, Rajmund Rembieliński mianowany został wojewodą mazowieckim. Krótko po nominacji wybrał się konno w podróż dawnym traktem z Torunia do Krakowa, poczynając od Łęczycy. Jak sam pisał w raportach z podróży, zamierzał odwiedzić wszystkie miasta...
„… w których sukiennicy w znacznej liczbie osiedli” jako, że „co do tego ważnego obiektu przemysłowego już rozmaite wiadomości w obwodzie kujawskim zebrałem”.*


Rembieliński obejrzał Ozorków, Aleksandrów, Zgierz i docenił ich szybki rozwój. Wiedział także o napływie imigrantów do Podrzecza, Gostynina, Dąbia. Jednak na centrum przemysłu włókienniczego wybrał Łódź, w której nie było nawet zalążka produkcji włókienniczej:
(…) Udałem się do miasta Łodzi, równie jak Zgierz na tymże samym trakcie piotrkowskim, lecz nad inną rzeką, także wśród borów położonego: przez to zarobkowem stać się może miejscem. Przed trzema jeszcze laty wezbrawszy woda w rzece tamtejszej zniosła zupełnie młyn rządowy z upustem, który pod samem stał miastem, można by w tem miejscu dobry wybudować folusz, cegielnią wystawić i budującym się rękodzielnikom z bliskiego boru rządowego, który tam żadnej nie ma ceny, drzewa bezpłatnie udzielić (…) – (rok 1820)*

Do takiego wyboru skłoniły go: dogodne położenie przy szlakach komunikacyjnych, zasobność terenów należących do rządu, bogactwo lasów i pokładów gliny dostarczających budulca, ale nade wszystko obfitość małych, czystych strumieni, strug i cieków, wartko płynących przez miasteczko i w jego okolicy.
Dzięki proboszczowi parafii łódzkiej, księdzu Jędrzejowi Majerowi, który w roku 1783 sporządził opis okolic parafii oraz dzięki Stanisławowi Staszicowi, który w pięć lat po Rembielińskim wizytował osady tkackie, możemy sobie wyobrazić co widział Rembieliński w połowie lipca 1820 roku jadąc ze Zgierza na południe. Zaraz po wyjeździe ze Zgierza wjechał w wielkie bory gęsto porosłe sośniną, dębiną, grabiną i świerczyną, w niższych piętrach bogate w krzewy buczynowe i leszczynowe. Droga była piaszczysta, mocno kręta, ale szeroka. Tuż za Zgierzem, Rembieliński napotkał sporą rzekę Bzurę, a zanim przebył 8 kilometrów do Łodzi, przekroczył jeszcze trzy rzeczki mniejsze: Wiekczyznę (Wrzącą), Trawicę (Brzozę) i Brzozę (Sokołówkę). Kiedy droga wznosiła się na pagórkowate odcinki Helenówka i Radogoszcza, mógł widzieć jak teren po lewej, wschodniej strony drogi wznosi się wyraźnie. Już z daleka dojrzał na kolejnym wzniesieniu spory modrzewiowy kościółek, a gdy go minął wjechał na mały ryneczek, z którego wybiegały cztery ulice: Drewnowska, Podrzeczna, Nadstawna i Kościelna, zabudowane w bliskości rynku dość gęsto. Z Placu Kościelnego wychodziły uliczki: Lutomierska, Brzezińska, Łagiewnicka i Cygańska, z rzadka zabudowane pojedynczymi domkami.
Tuż za rynkiem, trakt piotrkowski przecinała rzeczka, zamknięta wzdłuż traktu groblą z przepustem. Na wschód od grobli rzeczka tworzyła spory staw, ciągnący się niemal aż do wsi Łodzia, zwanej wówczas Starą Wsią.
Miasto, które zobaczył Rembieliński, niewątpliwie leżało nad rzeką, która stanowiła w życiu miasta istotny element. Obszar miejskiej zabudowy był w tym czasie niewielki i wynosił około 20 ha. Stwierdzenie, że Łódź jest miastem położonym nad rzeką Łódką, znajduje więc uzasadnienie tylko wtedy, kiedy mówiąc Łódź – mamy na myśli miasteczko z roku 1820. W dalszym rozwoju Łodzi o wiele większą rolę odegrała podobna rzeczka – Jasień, płynąca około 3 km dalej na południe.
Rembieliński dokładnie obejrzał całą okolicę miasta. Zobaczył to, co 5 lat po nim entuzjastycznie opisywał Staszic, uparcie jednak na centrum włókiennictwa polskiego typujący Zgierz.


Rembieliński docenił warunki położenia Łodzi natychmiast. Zobaczył po obu stronach traktu piotrkowskiego niezliczone rzeczki i rwące strumyki. Doliczył się w najbliższej okolicy czterech młynów i tartaku, które można było przerobić na folusze wykańczające sukno. A przecież z doświadczeń we własnym majątku na Lubelszczyźnie wiedział, czym jest woda dla włókiennictwa. Jeszcze w czasie tego pierwszego pobytu w Łodzi, wraz z burmistrzem Czarkowskim, dawnym oficerem napoleońskim, osobiście pokierował geometrą, który wytyczył siatkę prostopadłych ulic wokół polanki zwanej dziś Placem Wolności, a wówczas nazwanej Nowym Rynkiem lub Rynkiem Nowego Miasta.

(…) Przygotowawczo zaprojektowaną w tem mieście osadę sukienniczą w latach poprzednich, w tym roku ostatecznie urządzić przedsięwzięto. Urządzono na gruntach folwarku starej wsi, części wójtówki i zajętych obywatelom, już 193 placów z tyluż ogrodami, po półtory morgi nowej miary polskiej łącznie obejmujących, a ulice do onych doprowadzające poplantowano, granice ostatecznie kopcami oznaczono.
W tymże czasie, obmyślając potrzeby dla zakładającej się osady – folusz, rozpoczęto budowę onego przy wodzie, stare miasto od nowej osady oddzielającej, w miejscu po starym młynisku. Odświeżono najprzód zrzódła wodę głównemu stawowi dostarczać mogące, wybito kanały dla sprawdzenia onej, przekopano kanał wodę od folusza odprowadzać mający i takowy balami wycembrowano, urządzono w Łodzi na sterem mieście bulwark stawowy i pobudowano wedle rysunku normalnego dokładny folusz, który będąc przy grobli wśród starego miasta i nowej osady położonym, w zupełności wykończonym został… (rok 1823)*

Rynek Nowego Miasta. 
Fot. Dominik Zoner (1860)

Rajmund Rembieliński opiekował się swoim miastem aż do śmierci w roku 1841, a nawet polecił wybudować dla siebie w roku 1825 dom, w którym zamierzał zorganizować biuro by móc podróżować po przemysłowym okręgu województwa. Dzięki swojemu uporowi, wyjednał u namiestnika Królestwa Polskiego, generała Zajączka, 2 marca 1821 roku pełnomocnictwa dla siebie do załatwiania spraw osiedleńczych oraz trzyletnią dotację rządową na koszta tworzenia nowych osiedli. Korzystał z tych przywilejów szeroko, pertraktując osobiście z fachowcami poszukiwanymi przez miasto, udzielając im bezpłatnych przydziałów gruntów, zwalniając ich na dłuższy czas z czynszów i podatków, a nawet udzielając pożyczek z prywatnych funduszy… W ten sposób ściągnął do Łodzi setki rzemieślników i pierwszych przedsiębiorców: Kopischa, Wendischa i Geyera…

(…)W roku upłynnionym po foluszu, urządzenie farbiarni i wykończenie 16 porządnych domów dla profesjonalistów rękodzielniczych chwalebnie wykończono (…).
Nierównie wszakże wpływ na przeistaczające się z rolniczo-rzemieślniczego na rękodzielnicze tkackie miasto Łódź, a razem na dobro ogółu całego kraju, mieć już zapewniają niektóre zakłady większe wyrobków lnianych i bawełnianych przy tymże mieście urządzać się przedsięwzięte (…). Zakłady te na gruntach wsi rządowej Wólki, łącznie z posiadłami młynowemi Księżym i Wójtowskim zwanemi, nie tylko znakomite bielniki, ale wszelkie wodne machinerie, do fabryki wyrobków potrzebnemi będące, w tem miejscu celnym skutkiem zaprowadzone być mogą (…) – (rok 1825)*

Bielnik Kopischa (1853)

Rembieliński zainspirował także zmiany profilu produkcji z przemysłu z wełny, przez len do bawełny, która przesądziła o karierze miasta. Te zmiany, w znacznej mierze przyczyniły się do tego, że Łódź do obecnej wielkości dochodziła nietypowo. Nie było to miasto rozrastające się wokół pierwotnego centrum miejskiego, ale szereg oddzielnych osiedli miejskich, powstających niezależnie od siebie, żyjących wiele lat własnym, odrębnym życiem, opartym o wspólnotę zawodową, lub narodowościową. Odrębnie żyła Stara Wieś w rejonie ulic Źródłowej i Smugowej, odrębnie miasto zatwierdzone przez Jagiełłę nad Ostrogą wokół obecnego Starego Rynku, odrębnie osada sukiennicza utworzona przez Rembielińskiego w odległości kilkuset metrów od Starego Miasta. Osada sukiennicza, nazwana Nowym Miastem, pierwotnie zamykała się w czworokącie ulic: Południowej, Północnej, Wschodniej i Zachodniej.

(…) Za uderzający wypadek wszakże uważać można: iż większa część wzmianowanych sukienników, oraz innych profesjonalistów, przed zbyt krótkim czasem w stanie zupełnego ubóstwa z zagranicy przybyła, sukiennicza osada miasta Łodzi liczy teraz 30 domów, na budowę których Komisja Wojewódzka pomoc przez użyczenie przypożyczki pieniężnej udzieliła (…)
… Skutkiem przybycia tu Ślązaków, Czechów i kilku Sasów, nie masz znowu wolnych pomieszczeń w mieście Łodzi, a mianowicie w osadzie Łódką zwanej, a tak więc okazuje się potrzeba więcej tego rodzaju domów budować, zważywszy, iż tkacze pospolicie mniej zamożnemi będąc, za swym do nas przybyciem budowy własnych domów przedsiębrać nie mogą być zaraz w stanie (…) – (rok 1826)*


Również na wniosek Rembielińskiego, utworzona została kolejna jednostka osadnicza wzdłuż osi ulicy Piotrkowskiej, od ulicy Dzielnej (dziś Narutowicza) do ulicy Pabianickiej, wówczas jeszcze nie istniejącej. Również i ta osada zachowała swoistą odrębność i otrzymała własną nazwę – Łódka, a skupiała nową grupę zawodową tkaczy bawełny i prządków lnu. Wszystkie te osady pozostawały wyraźnie rozgraniczone od siebie terenami niezabudowanymi, a nawet pasmami niewyciętego lasu, łączył je tylko wspólny status jednego organizmu miejskiego. Powstawały kolejne osady, ale z biegiem lat żywiołowy rozwój miasta zacierał granice między nimi, z fragmentów nie wyciętego jeszcze lasu często powstawały parki i ogrody miejskie, a mieszkańcy zaczęli tworzyć jednolitą zbiorowość jednego miasta…


Do 2015 roku nie było w Łodzi miejsca poświęconego Rajmundowi Rembielińskiemu.
25 lipca 2015 roku podczas uroczystych obchodów 592 rocznicy nadania Łodzi praw miejskich miało miejsce odsłonięcie pomnika Rajmunda Rembielińskiego. Pomnik stanął na terenie centrum Sukcesja w Łodzi, tuż przed jej wejściem, przy skrzyżowaniu al. Politechniki i ulicy… również nazwanej imieniem Rajmunda Hiacynta Rembielińskiego.


Pomnik powstał z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Łodzi, ofiarowany Łodzi przez twórców „Sukcesji”.


Pomnik składa się z dwóch części: wykonanej z brązu postaci Rembielińskiego oraz z kamiennego kręgu przedstawiającego historyczny plan Łodzi z 1823 roku. Autorką pomnika jest Zofia Władyka-Łuczak. 


Przy ulicy Harcerskiej na Bałutach znajdowało się Publiczne Gimnazjum nr 10, którego patronem  jest Rajmund Rembieliński (obecnie budynek nie jest już obiektem szkolnym. przyp.2021 rok)
Budynek wyburzony w roku 2022.przyp. 2024.



HYMN SZKOŁY
Ojcem chrzestnym Łodzi
Cię słusznie nazwano
Dlatego tej szkole
Twe imię nadano.
Ref. Rajmund Rembieliński,
Jest przykładem, że
Można wiele zdziałać,
Gdy się tylko chce.

Tu się chcemy uczyć,
tu chcemy pracować
nowe pokolenie,
dla Łodzi wychować.
Ref. Rajmund Rembieliński,
Jest przykładem, że
Można wiele zdziałać,
Gdy się tylko chce.

Nam jest dużo łatwiej
przetartym iść szlakiem
Przyrzekamy dobrym być
Uczniem, Polakiem.
Ref. Rajmund Rembieliński,
Jest przykładem, że
Można wiele zdziałać,
Gdy się tylko chce.

My uczniowie szkoły
Hołd Panu składamy
Dzięki patronowi
Tu w Łodzi mieszkamy.


Przeczytaj jeszcze:

źródła:
* U narodzin Łodzi rękodzielniczej. Z notat Rembielińskiego – teksty oryginalnych dokumentów
Waldemar Bieżanowski. Łódka i inne rzeki łódzkie.
Łódź w baśni i legendzie.

Fot. Monika Czechowicz