czwartek, 3 września 2015

Pinkus Ganc – jedna łódzka historia.

W czasie spaceru po Nowym Cmentarzu Żydowskim dostrzegłam taki nagrobek:


Kim był Pinkus Ganc? Imię i nazwisko wydało mi się bardzo tajemnicze a nawet trochę ... romantyczne: Pinkus Ganc, kapitan statku wielorybniczego przybywa do Odessy, poznaje córkę kupca handlującego bawełną, z wielkiej miłości goni za nią aż do Łodzi…, albo: kupiec bławatny Pinkus Ganc, właściciel pól bawełny wzdłuż całej Azji od Kazachstanu przez Uzbekistan i Turkmenistan po sąsiednią Persję (czyli dzisiejszy Iran), przybywa do Łodzi w interesach i tu na widok cen za belę bawełny, dostaje zawału… , albo: Pinkus Ganc, zamożny sprzedawca angielskich krosien mechanicznych, lub inwestor w nieruchomościach w Łodzi, Pinkus Ganc, importer włókien bawełnianych z Ameryki, Egiptu i Indii … Nie, to zupełnie fantastyczne i niedorzeczne wyobrażenia…


Szukam informacji i okazuje się, że Pinkus Ganc był… szewcem! I zdaje się, że dobrze potrafił zadbać o swoje interesy. Świadczy o tym nie tylko jego dość wystawny grób rodzinny, ale też notki zamieszczone w „Rozwoju” z sierpnia 1898 roku:


„Odpowiedź na ogłoszenie Pinkusa Ganca
Ponieważ p. Pinkus Ganc w rozrzuconych swoich afiszach ogłasza wszystkim w Łodzi, że żaden z łódzkich magazynów obuwia nie może konkurować z jego nie tylko cenami, ale doborowym towarem; na to ja niżej podpisany Jan Kuntze, majster szewski mający swój magazyn przy ulicy Konstantynowskiej NQ 1, odpowiadam, że obowiązuję się płacić za męskie kamaszki temuż panu Gancowi nie po 3 rs 50 kop., jak on ogłasza, ale po cztery i za damskie, kt,óre on ceni po 2 rs 75 kop., zapłacę po trzy ruble z kopiejkami, jeżeli mnie te kamaszki dostarczy w tym materiale i ze skór pochodzących z tych samych fabryk, z których ja towar otrzymuję.
Jest to dowód jak reklamują swój towar ludzie i jak Sz. Publiczność często brana jest na takie ceny, które w rezultacie wypadną daleko drożej, niżby nabyła najkosztowniejszy towar.
Jan Kuntze
MAJSTER SZEWCKI.
Konstantynowska NQ 1”

W tymże „Rozwoju” dostało się też Pinkusowi, za niedbałość językową…

 

„Dużo jest jeszcze w Łodzi „niepoprawnych”, którzy zapominają o tem, że Łódź nie leży ani nad Renem, ani nad Szpreą, jeno w ziemi polskiej.
Zapominają o tem tak dalece, iż ignorują zupełnie język polski nie tylko w ogłoszeniach i szyldach, ale nawet w stosunkach z klientami.
Mamy znowu parę świeżych faktów do zanotowania.
N.A. Winograd (elektronik?!) rozsyła swoje reklamy wyłącznie w języku niemieckim.
Pinkus Ganc (szewc?!) nie uwzględnia wcale języka polskiego.
Dziwnie wyglądają zapędy germanizatorskie tych panów, którzy chyba nie mają w sobie ani kropli krwi niemieckiej. (…)”
 
źródło:
„Rozwój”, dziennik polityczny, przemysłowy, ekonomiczny, społeczny i literacki, ilustrowany, (sierpień 1898 roku).

I na tym zakończyłaby się moja historia o Pinkusie Gancu, gdyby nie list od Pani Evy Lotem, który otrzymałam na początku października 2017 roku:
"Przeglądając stronę Baedekera Łódzkiego natknęłam się na poniższe zdjęcie pod tytułem "Kim był Pinkus Ganc?". Otóż, podczas poszukiwania korzeni rodzinnych w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie w trakcie mego pobytu tam w kwietniu br. okazało się że mowa o nagrobkach mojego pradziadka-Pinkusa Ganca i mojej prababci-Chany Fajgi Ganc, rodziców mojej babci-Małgosi Malki Ganc, urodzonej w Warszawie i zamężnej z Herszem Ferszterem z Łodzi. Ich najstarszy syn to mój ojciec-Leon Ferszter [1906-1968]".

 - Witam serdecznie Pani Evo! Bardzo się cieszę i jestem bardzo wdzięczna, że dzięki Pani mogłam poznać dalszą historię Pinkusa Ganca - Pani pradziadka. Dziękuję za te informacje - ....i mam pytanie: czy mogłabym Pani list dołączyć do mojej opowieści? To takie poruszające - cieszę się, że w efekcie swoich poszukiwań zdobyła Pani tak wiele cennych wiadomości o swojej rodzinie. 
Pozdrawiam, Monika Czechowicz/ baedeker łódzki.


"Dziękuję serdecznie za tak szybką reakcję na mój list. Oczywiście zezwalam na dołączenie mego listu do Pani opowieści. Próbowałam wczoraj opublikować mój list w postaci Postu na Waszej stronie lecz z niewiadomych powodów nie udało mi się. Mam nadzieję że Pani będzie mogła uczynić to pozytywnie. Ten sam list opublikowałam jako post na stronie Facebooka grupy "Israelis of Polish Origin" do której należę i reakcje nadal napływają. Historia rodziny mego ojca-Leona Fersztera, figuruje również w archiwum Muzeum Radogoszcza a zdjęcie Felicji-Fajgi Ferszter która zginęła w Oświęcimiu figuruje na jednej z tablic w głównej sali Muzeum-grupowe zdjęcie uczennic stojących wraz z wychowawczynią w oknie budynku na Marysinie. Byłam tam w kwietniu br. i to było dla mnie wielkie przeżycie. Ja sama urodziłam się w 1946r w Łodzi i mieszkałam tam z rodzicami aż do naszego wyjazdu do Izraela w 1957r..Serdecznie pozdrawiam- Ewa Lotem [Ferszter]".

Fot. Monika Czechowicz

sobota, 22 sierpnia 2015

"Wspólna kamienica" - sentymentalna podróż po Łodzi...

Film "Wspólna kamienica" jest projektem stworzonym dla tych, 
którzy identyfikują się z wielokulturową spuścizną Łodzi.
Oficjalny patronat nad "Wspólną kamienicą" objęło Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi.




Film opowiada fragment życia trzech kobiet, które pod koniec życia odbywają sentymentalną podróż do korzeni. Łączy je wspólne dzieciństwo spędzone na jednym z łódzkich podwórek. Dzisiaj na nowo odkrywają to miasto, podejmując trudne próby nawiązania międzykulturowego dialogu. Robotnicza historia Łodzi ilustrowana jest materiałem archiwalnym filmów szkolnych powstałych na przestrzeni kilku dekad w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Film "Wspólna kamienica" jest eksperymentem między formą fabularną i dokumentalną. Projekt jest częścią praktyczną rozprawy doktorskiej Agnieszki Magdaleny Podkówki powstającym na Wydziale Operatorskim PWSFTviT pod opieką Dziekan Wydziału Operatorskiego Prof. dr hab. Elżbiety Protakiewicz.


Moi drodzy, jeszcze ważna wiadomość. Projekt wreszcie ruszył i "Wspólna kamienica"  bierze udział w akcji crowdfundingowej;www.polakpotrafi.pl (w zakładce film/video) Prosimy Was o wsparcie zarówno moralne jak również to bardziej skonkretyzowane. Promujcie nas i udostępniajcie tę wiadomość . Jakość naszego filmu zależy od środków, którymi będziemy dysponować.Dla naszych darczyńców przewidziane są nagrody. Imię i nazwisko wspierających znajdzie się na naszej stronie, a zależnie od kwoty również w napisach początkowych lub końcowych naszego filmu. ROZPOCZYNAMY NOWĄ PRZYGODĘ. ZNAJDŹCIE NAS NA www.PolakPotrafi.pl 

Fot. Monika Czechowicz

sobota, 1 sierpnia 2015

KINO ROMA PRZY ULICY RZGOWSKIEJ


Kino Roma było w Łodzi jednym z najpopularniejszych przybytków X Muzy.


W okolicy było kilka kin, które były podzielone na premierowe, oraz I-IV kategorii. Kino „Roma” miało I kategorię. Niedaleko, na rogu Odyńca było kino IV kategorii  „Mewa”, które zimą ogrzewane było węglem rozpalanym w dużych kaflowych piecach. W drugą stronę od „Romy”, jakieś 300-400 metrów - znajdowało się kino II-III kategorii „Rekord”.

"Głos Robotniczy", rok 1945.

"Kurier Popularny", rok 1947.

Kino Roma, znajdujące się niegdyś przy ulicy Rzgowskiej 84 (dziś skrzyżowanie z Paderewskiego, kiedyś – Gagarina) podzieliło los kina „Świt”. A przecież miejsce to ma długą tradycję artystyczną.

"Dziennik Łódzki", rok 1970.

Przed kinem była tu parafialna sala widowiskowa, w której odbywały się m.in. przedstawienia Teatru Popularnego. W okresie PRL-u odebrane Parafii, podobnie jak kino Pokój znalazło się w obiegu kin państwowych. W godzinach przedpołudniowych w dni powszednie można było chodzić do kina i oglądać seanse „non stop”. Za jeden bilet można było siedzieć w kinie tyle ile się miało ochotę.


Później budynek wrócił do Kościoła, gdzie przez moment obiekt sprawował funkcję kinową, później przerobioną na sklep spożywczy czy sklep z tapetami. Obecnie mieści się tu między innymi oddział popularnego banku.


Fot. Monika Czechowicz