czwartek, 22 stycznia 2015

"Czerwony dworek" na Julianowie

Budynek wzniesiony około 1890-1895 roku, na północnych przedmieściach Łodzi, na obrzeżach parku otaczającego powstały w 1890 roku pałac Juliusza Heinzla (zniszczony w 1939 roku). Teren ten nazwany od imienia właściciela Julianowem (w obrębie wsi Radogoszcz) został w latach międzywojennych rozparcelowany i rozprzedany, zamieniając się w okresie po 1945 roku w dzielnicę willową.

"Czas", informator adresowy na rok 1901.

Willa nazywana „Czerwonym dworem” – przypuszczalnie służyła jako „pałacyk myśliwski” przeznaczony dla gości, następnie zamieszkała przez członków rodziny, w latach międzywojennych przez Juliusza Ryszarda Heinzla (1900-1940), wnuka Juliusza i jego rodzinę.

Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku była własnością Marcjanny Goldsobel, a następnie przeszła w ręce jej spadkobierców.
Autorem projektu był przypuszczalnie Alwill Jankau, architekt sprowadzony przez Juliusza Heinzla do budowy pałacu na Julianowie.
W 1993 roku powstał projekt autorstwa Jacka Ferdzyna rekonstrukcji drewnianej werandy, ale nie został zrealizowany. W 1996 roku od strony północnej dobudowano budynek gospodarczy, a w 1997-1998 roku od zachodu dobudowano parterowy murowany dom mieszkalny (obecnie ulica Orzeszkowej 40a).

Budynek zbudowany na planie prostokąta z kwadratowym ryzalitem wieży od strony zachodniej, kryty dachem dwuspadowym z dwoma narożnymi wieżyczkami-pinaklami.

Wieża pierwotnie nakryta była wysokim hełmem namiotowym z miedzianej blachy.
Reprezentuje styl swobodnie przekształcanych motywów architektury średniowiecznej i nowożytnej.
Willa jest własnością prywatną, pełni funkcje mieszkalne.

Fot. Monika Czechowicz
Fot. archiwalana ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi


źródło:
Krzysztof Stefański. Łódzkie wille fabrykanckie.

BAEDEKER POLECA:
Krzysztof Stefański. Łódzkie wille fabrykanckie.
Łódzkie wille fabrykanckie z ostatnich dziesięcioleci XIX i pierwszych XX wieku tworzą dzięki bogactwu i różnorodności form architektonicznych oraz wartościowemu wystrojowi wnętrz niezwykle cenny, unikatowy w skali europejskiej zespół zabytkowy. Książka prof. dr hab. Krzysztofa Stefańskiego jest pierwszym tak szerokim opracowaniem tego zagadnienia. Jej integralną część tworzy bogato ilustrowany katalog willi zawartych w granicach Łodzi sprzed drugiej wojny światowej, obejmujący 88 obiektów, uzupełniony wykazem wybranych budynków znajdujących się na obrzeżach miasta. Ukazuje ona w pełni wartości zabytkowych rezydencji fabrykanckich będących wspaniałym i nieprzemijającym dziedzictwem przemysłowej przeszłości Łodzi.

9 komentarzy:

  1. Mieszkałem na Polesiu, a moja wiedza o Julianowie była enigmatyczna. Zaryzykowałbym tezę, że poza kilkoma poszlakami pochodzącymi z krótkotrwałego tam bycia, albo z zasłyszanych przypadkowo informacji największa siła tej „wiedzy” pochodziła z nazwy – Julianów. W tamtym czasie nie znałem żadnej Julii, a tym bardziej Juliana. Była to nazwa tak piękna jak piękna mogła być ukochana Romea. Julianów to były prześwietlone słońcem ogrody i wille. Wille na Julianowie, z tarasami, holami i wysokimi oknami. Dla dziecka mieszkającego w starej, ogromnej i wielomieszkaniowej kamienicy willa była bytem niepojęcie indywidualnym, a przez to czarownym. No i willa miał ogród, coś co wzbudzało nasz zachwyt i było źródłem tęsknoty dzieci, które czasem jeździły z torbami na Zdrowie, aby przywieźć do centrum trochę trawy. Dodatkowym atutem i źródłem cudownego wywyższenia wyobraźniowego Julianowa był tramwaj który tam jeździł – 11-ka. Miała swą pętlę blisko; wszystkie inne numery jechały dalej, a 11-ka dojeżdżała specjalnie tu, do Julianowa. Po powolnym zatoczeniu ciasnego koła pętli, co manifestowało się zgrzytem żelaznych kół o szyny, czekała cierpliwie ze swą jednooką twarzą zwróconą do miasta; czekała na schodzących się pojedynczo z różnych zakątków tego julianowskiego ogrodu gości. Ta dziecięca magia nazw wcale się nie skończyła, nie odczarowała, wciąż pozostaje dla mnie zagadką, czy urok starej willi tkwi w jej indywidualnym bycie materialnym, czy w egzotycznym - dla wciąż łódzkiego dziecka - zestawieniu liter -willa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby moje krótkie notki nie były tak lakoniczne, i tylko informujące, a zawierały owe wspomnienia dziecka, z trudem przeciskające się jeszcze przez zamykające się szczeliny do tego, co pamiętam - nie byłoby już miejsca na Pana wspominanie. Jestem pewna, że jeszcze chwila, a Ci, którzy odwiedzają baedeker - będą tu przychodzić TYLKO dla tych komentarzy.

      Usuń
  2. Znam tą uroczą willę odkąd jestem na świecie. Trzydzieści lat mieszkałam na Julianowie, moje dzieciństwo toczyło się w Julianowskim parku, najczęściej "występowałyśmy" z koleżankami w muszli koncertowej. Początkowo budynek ten budził lekką grozę, wyobraźnia podsuwała przerażających lokatorów, albo uwięzione w wieżyczce małe dzieci ;))). Później już zawsze był cudną wizytówką Julianowskiego parku, jednego z najpiękniejszych w Łodzi. Dziękuję Pani za tego bloga. Feria wspomnień!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ta krótka notatka i kilka zdjęć przywołała miłe dla Pani wspomnienia. Oczywiście miejsca z dzieciństwa często "odczarowują się", ale i tak przyjemnie jest do nich wracać.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam bardzo serdecznie.

      Usuń
  3. Blog bardzo przydatny, nawet nie zdajemy sobie sprawy jaki obszerny i wielotematyczny. Jako chłopiec ślęczałem nad Leksykonem Trzaski Everta i Michalskiego. Baedeker łódzki jest takim tematycznym leksykonem ale o Łodzi i cenię go sobie jak drukowanego...
    sprawą jest naumienie się posługiwania a dalej już z górki :) Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękuję za Pani wpisy. Są świetne. Lepsze i bardziej obrazowe niż większość przewodników książkowych.
    Jako "julianowicz" wiele się o tej willi nasłuchałem - legenda miejsko-julianowska głosiła, że w latach działania hotelu partyjnego mieściła się w pałacyku tajna siedziba UB / SB, skąd obserwowano dyskretnie okolicę. Nie wiem, czy były jakieś podstawy ku tym stwierdzeniom. Podobna legenda powstała, gdy pod skwerkiem - "rondem" pomiędzy pałacykiem myśliwskim Heinzla, a hotelem partyjnym jakieś służby miejskie zakopały dwa wielkie zbiorniki. Mieszkańcy mówili, że to zbiorniki na rezerwową benzynę, zbudowane na potrzeby partyjne, w razie kryzysu (były to czasy, zdaje się późnego Gierka i początki niedoborów). Podejrzewam jednak, że w rzeczywistości były to kolektory kanalizacyjne.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem z innej części Łodzi ale takie wille, pałacyki czy dworki zawsze budziły marzenia. Zamieszkać w czymś takim jak będę dorosły.. to były małe zachciewajki blokowego urwisa🙂...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobne marzenia ... :-) Moje urodziły się w bloku na Bałutach :)

      Usuń