środa, 8 kwietnia 2020

Łodzianie w zwierciadle mody przełomu XIX i XX wieku.


Jubileuszowe wydanie "Lodzer Zeitung", 1863-1913.

Trudno mówić o jakimś uogólnionym stroju kobiecym w tak zróżnicowanym społecznie i narodowościowo mieście jak Łódź przełomu XIX i XX wieku. Już Władysław Reymont podjął próbę, dla potrzeb literackich mocno przerysowaną, skojarzenia typów ubiorów z kondycją majątkową i wzorami kulturowymi. 

Fotografia portretowa wykonana w atelier zakładu fotograficznego "E. Langer" w Łodzi, przedstawiająca dwie kobiety w ciemnych sukniach. Emilia Langer od 1909 roku była właścicielką zakładu fotograficznego przy ulicy Głownej 36 (dzisiaj aleja Piłsudskiego), przejętym po bracie ojca, Adolfie Fiebichu.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Plutokracja żydowska według Reymonta ubierała się z nieco wschodnią przesadą (aksamity, nadmiar biżuterii), natomiast drobnomieszczański rodowód niemieckich kręgów fabrykanckich dawał o sobie znać skrajnie utylitarnym rozdzieleniem popisowego stroju wyjściowego od zgrzebnego codziennego. Starsze żony fabrykanckie nosiły więc po domu barchanowe kaftany...

Anna Scheibler, ubierała się szczelnie okrywającą ciało suknię, której jedyną ozdobą były koronki, a na głowę zakładała czepek lub ciemny szal.

Zwyczaj opasywania się fartuchem dotyczył wszystkich grup społecznych, przegląd spisu towarów polecanych przez łódzkie sklepy potwierdza ważną rolę fartuchów: "bluzki, matinées (matinki - krótkie podomki poranne), halki, fartuszki" oferuje magazyn Leokadii Mencel (Dzielna 2/dzisiaj Narutowicza), podobnie jak dom towarowy A. Schneidera (Widzewska 123/dzisiaj Kilińskiego) lub sklep E. Stegmanna (Piotrkowska 144) - do nabycia "en gros i en detail".

"Rozwój", rok 1910.

Stegmann w 1912 roku miał na składzie aż czternaście tysięcy sztuk fartuchów, firanek i halek...

"Tygodnik Łódzki Ilustrowany", rok 1912.

W 1912 roku działały w Łodzi przynajmniej cztery fabryki fartuchów, z których największa Adolfa Horaka w Rudzie Pabianickiej (skład przy Piotrkowskiej 149), działała od ćwierćwiecza, oprócz roboczych szyjąc tak wyszukane fasony, jak "reformowane", tzn. luźne na podobieństwo sukni reformowanych, noszonych bez gorsetów.

Jubileuszowe wydanie "Lodzer Zeitung", 1863-1913.

Fabryka Adolfa Horaka przy ulicy Pabianickiej 146/148 (widok od ulicy Joanny. Więcej o Horaku w baedekerze TUTAJ

Kamienica przy ulicy Piotrkowskiej 149, tutaj mieścił się skład wyrobów firmy Adolfa Horaka.

"Rozwój", rok 1911.

Innym łódzkim rysem może być upodobanie warstw średnich do kraciastych bluzek, co widać, gdy ogląda się archiwalne fotografie. Szyte w domu, praktyczne, "niebrudzące się", były synonimem oszczędności berlińskiego drobnomieszczaństwa, wraz z "nijakimi kapeluszami, które można było nosić do wszystkiego i które nie nadawały się do niczego".


"Praktyczne i niebrudzące się" kraciaste bluzki widać często na zdjęciach łodzianek z początku XX wieku (zbiory Muzeum Miasta Łodzi).

Atelier Józefa Zajączkowskiego. Portret staruszki, 1863-1865.

Fotografia wykonana w atelier zakładu fotograficznego "Conrad". Przedstawia młodą kobietę w jasnej sukni w kratkę, z włosami upiętymi do góry.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Także warstwy zamożne zdradzały pewne nowobogackie dysharmonie w strojach zestawianych z różnych stylistycznie i jakościowo elementów. Pysznie skwitował tego typu mentalność warszawski elegant Kozłowski w "Ziemi obiecanej", a rzecz dotyczy Zukerowej, którą stać było na najbardziej wysmakowane kreacje: "Kapelusz i twarz miała kobiety z towarzystwa - milionerki; suknia osoby zamożnej - powozowa; fil de cosy [pończochy] - to znów coś: nauczycielki, żony urzędnika, małego kupca; spódniczka spodnia, bo to zobaczyłem, z żółtej glasy jedwabnej w tanim gatunku - uszłaby, ale cóż, kiedy była ozdobiona bawełnianymi koronkami. Uważa dyrektor - bawełnianymi! Akcentował prawie ze zgrozą". Tajemnicze "fildekosy" (poprawnie fil d'Ecosse) to pończochy z przędzy bawełnianej szkockiego typu (w odróżnieniu od fil de Perse), która tylko poddana merceryzacji, to znaczy działaniu ługu, mogła udawać połyskliwy jedwab. Dostarczały ich liczne wytwórnie w Łodzi i pobliskiego Aleksandrowa, z największą - Rudolfa Schultza na czele.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1913.

Pierwszą mechaniczną fabrykę pończoch na terenie Polski założono w 1888 roku w Aleksandrowie Kujawskim (dzisiejszy Aleksandrów Łódzki). Jej założycielem był niemiecki fabrykant Juliusz Paschke. W tym okresie w Aleksandrowie podobne fabryki założyli także: Adolf Greilich, Karol Pfeiffer, Gothilf Knappe, Gustaw Hirsch, Karol Steckl, Albert Stiller i wspomniany Rudolf Schultz.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy.

Informator m. Łodzi z kalendarzem, rok 1920.

Informator m. Łodzi z kalendarzem, rok 1920.

"Głos Kupiectwa", rok 1935.

Tymczasem Polki ziemiańskiego pochodzenia naprawdę lub tylko w idealizacji Reymonta miały wyróżniać się "wykwintną prostotą stroju": "biała suknia zapięta pod szyją i ściśnięta w stanie złotym paskiem" Niny Trawińskiej - przeciw "wałowi jedwabiów, koronek, aksamitów, obrzuconego masą drogich kamieni" niewybrednego gustu milionerek goszczonych u Endelmanów. Być może, mimo skromnej pozycji polskiej inteligencji (bo nie burżuazji, zbyt nielicznej w Łodzi), zdarzało się imponować "nuworyszom" umiejętnością korzystania z mody. Zapewne więc autentyczna mogła być radość młodej Niemki ("Lodzer Typen"), gdy na widok jej nowej szaty mężczyźni w nadbałtyckim kurorcie wołali z zachwytem: "Donnerwetter, fesche Polin!"

Fotografia portretowa wykonana w atelier zakładu fotograficznego "Piotrowski" w Łodzi, mieszczącego się przy Nowym Rynku 6 (dzisiaj Plac Wolności) przedstawiająca dwie młode kobiety ubrane w białe, długie suknie.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

"Gazeta Łódzka", rok 1916.

Wszystkie panie aspirujące do bycia modnymi zapatrzone były w Paryż, nawet jeśli zadowalały się pośrednictwem Warszawy, Wiednia czy Berlina, a panowie - w Londyn, "który obecnie w dziedzinie mód męskich jest wyrocznią" - pisało "Ognisko Rodzinne".

"Ognisko Rodzinne", rok 1899.

"Tygodnik Łódzki Ilustrowany", rok 1912.

Fotografia portretowa wykonana w zakładzie fotograficznym "H. Petri" w Łodzi, przedstawiające popiersie młodego mężczyzny w stroju wizytowym z początku XX wieku. Mężczyzna ubrany jest w ciemny garnitur i białą koszulę.

Zakład fotograficzny "H. Petri" funkcjonował w kamienicy przy Piotrkowskiej 46, jego właścicielem był urodzony w Berlinie Herman Adolf Petri. Atelier powstało na początku XX wieku i funkcjonowało do lat 30. XX wieku. Był to jeden z największych i najbardziej reprezentacyjnych zakładów  fotograficznych w mieście.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)
Fotografia portretowa wykonana w zakładzie fotograficznym "L. Zoner" w Łodzi, przedstawiająca małego chłopca z kapeluszem w dłoni. Dominik Zoner - ojciec Leopolda Zonera - był właścicielem najstarszego zakładu fotograficznego w Łodzi, założonego prawdopodobnie już w 1861 roku, przy ulicy Konstantynowskiej 3 (dzisiaj Legionów).
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi) 

Elementy stroju narodowego spotykało się jeszcze w dziecięcych ubrankach (szamerowanie, rogatywka); do przeszłości odeszło paradowanie w czamarach (znane ciągle w Warszawie czy Lwowie), za co w 1864 roku łodzianin Henryk Buhle zapłacił karę 10 rubli...

Fotografia portretowa wykonana w atelier zakładu fotograficznego "Marja" w Łodzi, przedstawiająca chłopca w jasnej marynarce i spodniach za kolana, rok 1913. Zakład fotograficzny "Marja" początkowo mieścił się przy ulicy Przejazd 2 (dzisiaj ulica Tuwima), w 1911 roku przeniesiony na ulicę Piotrkowską 95. Reklamowany jako "wykonujący zdjęcia przy świetle dziennym i elektrycznym".
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Fotografia wykonana w atelier zakładu fotograficznego "Rembrandt" w Łodzi, przedstawia młodą kobietę w ciemnej sukni z ozdobnym wisiorkiem na szyi i upiętymi włosami. 
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Bardziej wyemancypowane łodzianki pozwalały sobie na bardziej indywidualny ubiór, na przykład zainspirowany strojami ludowymi (…), natomiast dopiero co zatrudnieni w łódzkim przemyśle wieśniacy pospiesznie zrzucali ludowy kostium.
Informator m. Łodzi z kalendarzem, rok 1920.

Przebranym "po miejsku" robotnikom Reymont, tak czuły na to wyparcie się tradycji, poświęca wiele już nie portretów, lecz karykatur: a to przykrótkie spodnie, a to "cudaczne" kapelusze i jaskrawe parasolki, słowem jarmarczny blichtr nabijający kieszeń rzeszom tandeciarzy. Bywający w Łodzi warszawski dziennikarz Leonard de Verdmon Jacques obserwował zjawisko zachęcania do takich szybkich zakupów poprzez sprzedaż ratalną. Pojawiały się też ogłoszenia typu: "L. Kleinoth. Piotrkowska 99. Magazyn ubiorów za gotówkę i na raty".
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1912.

Sprostanie kobiecej modzie wymagało dużo większych poświęceń. Aksamitny stanik Zośki Malinowskiej z "Ziemi obiecanej" i "modne barwy" innej Zośki z opowiadania "Tkacz" Stanisława Łąpińskiego urosły do symbolu moralnego upadku. Tego, że nie obracamy się wyłącznie w kręgu literackiej fikcji, dowodzą prasowe analizy Wacława Pawlaka w "Na łódzkim bruku" - w 1905 roku wiele miejsca zajmowały artykuły o nadmiernym strojeniu się robotnic. "Walczono więc z modnymi wówczas ozdobnymi grzebieniami do włosów, z kosztownymi kapeluszami i strojnymi sukniami w przekonaniu, że stanowią one główną przyczynę prostytucji".

Fotografia grupowa przedstawiająca robotników łódzkich, na tle budynku fabrycznego. Wszyscy ubrani w stroje odświętne, 
rok 1898 
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Jeden z robotników w liście skierowanym do redakcji "Rozwoju" apelował, ażeby "robotnica nie wstydziła się swej skromnej perkalowej sukienki i wełnianej chustki, bo wstydzić się nie ma czego, bo stan jej żadnej nie przynosi ujmy, boć zaszczytniej być przecież robotnicą czystą i moralną niż lafiryndą, wystrojoną za pieniądze zdobyte hańbą".

"Rozwój", rok 1905.

Wyjąwszy skrajne przypadki, pozytywna funkcja dostosowania ubioru do miejskich norm polegała na zatarciu piętna obcości - a de facto - deprecjacji, z jaką spotykała się wieś w środowisku miejskich awansów społecznych. Dla niedawnego wyrobnika spod Sulejowa, późniejszego pisarza, Lucjana Rudnickiego nabycie modnych wąskich spodni, nowego kapelusza i chustek do nosa znaczyło tyle, co dajmy na to - sobolowe futro dla pani Poznańskiej. W obu przypadkach działał ten sam mechanizm przystosowawczy, zwany przez socjologów wyrównywaniem do "grupy odniesienia". Inna rzecz, iż trudno uznać za artystycznie korzystne zastąpienie dzieła sztuki zdobniczej, jakim był strój ludowy, seryjnym uniformem. Najwcześniej dokonał się też zanik tradycyjnego ubioru we wsiach sąsiadujących z miastami okręgu łódzkiego i w warstwach biedoty, pozbawionej własnej wełny na pasiaki i sukmany oraz... powodów do dumy ze swej odrębności kulturowej.

Fotografia wykonana w atelier zakładu fotograficznego "B. Wesołowski" w Łowiczu, przedstawia młodą kobietę w łowickim stroju ludowym. Włosy kobiety splecione w warkocz przykryte są ciemną chustką, pod szyją bogata ilość ozdobnych korali, kobieta ubrana jest w wełniany strój w paski, zapinany na metalowe lub kościane guziki. Zakład "B. Wesołowski" mieścił się na Starym Rynku w Łowiczu, miał też filię w Zduńskiej Woli.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1913.

Im wyżej na drabinie społecznej, tym większy był pęd do chwalenia się zagraniczną marką ubioru. Tęsknoty do "ojczyzny smaku" dawały o sobie znać w sfrancuziałych nazwach salonów mody i natarczywości takich oto ogłoszeń: "suknie krojem paryskim" u Kazimiery Stodołkiewicz, "Mme Marie Morawska po powrocie z Paryża poleca...", R. Margulies szyje "podług najnowszych zagranicznych i paryskich żurnali" itd., itd...
"Łodzianin", rok 1893.

"Tygodnik Łódzki Ilustrowany", rok 1912.

Niższą już rangę posiadały modele wiedeńskie, a pochodzenie nowego ubrania z któregoś z wielkich magazynów przy Leipziger- lub Tauentzinstrasse w Berlinie (zwłaszcza z popularnych wyprzedaży wiosennych u Mannheimera czy Hervicha) skrzętnie ukrywano. 
Dobrą renomą cieszyły się zakupy u Hersego w Warszawie oraz, tradycyjnie już, warszawskie buty i rękawiczki. By ułatwić łódzkim klientom zamawianie ubiorów czy butów na miarę, liczące się warszawskie firmy (na przykład Bogusława Hersego i szewca Jakuba Marka) wysyłały bezpłatnie projekty i schematy pobierania miar. Dom Hersego urządzał dodatkowo w Łodzi sezonowe pokazy swoich modeli.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1909.

"Bucik, okrycie, kapelusze, suknie sprawić w magazynie łódzkim nie należało do szyku nagle na łódzkim bruku wyrosłych elegantek - podsumowywał Leonard de Verdmon Jacques w 1909 roku niedawny jeszcze stan - a sprzyjała temu łatwa komunikacja z Warszawą, gdzie też nawet po najdrobniejszy szczegół tualety udawano się ostentacyjnie". Zaledwie trzy lata później autorzy "Ilustrowanego przewodnika po Łodzi" z satysfakcją pisali o tutejszym wielkim wyborze towarów - "Po zakupy nie trzeba już jeździć do Warszawy".

Ilustrowany przewodnik po Łodzi i okolicy.
"Łodzianin", rok 1899.

Kalendarz "Łodzianin" na 1899 rok wymienia 20 damskich salonów mód i to zapewne tych najbardziej wziętych. Wśród właścicielek salonów - ale i "panien poszukujących szycia w domach prywatnych", "spódniczarek, staniczarek itp. - przeważają polskie nazwiska. Jak można przypuszczać, oprócz zdolnych dziewcząt ze środowisk robotniczych, znaczny procent stanowiły zbiedniałe szlachcianki "igiełką" utrzymujące swe rodziny (jak Reymontowska kobieca "kolonia" przy Spacerowej). Notabene po I wojnie światowej grupa ta zwiększyła się o uchodźców z ziem ogarniętych rewolucją rosyjską, na przykład najbardziej profesjonalny, renomowany zakład krawiecki prowadziła przy ulicy Piotrkowskiej 120 (później przy Zachodniej 74) kresowa ziemianka, Eufrozyna Zofia Zabłocka.
"Głos Poranny", rok 1930.

Wyszukany krój i profuzja ozdób secesyjnych toalet (owe kliny godestowe, stębnowania, szczypanki, riusze) stawiały nie lada wymagania przed adeptkami sztuki krawieckiej.
Wraz z ekskluzywnością starano się o indywidualizację fasonów. Dodatkową zachętę stanowiła więc informacja umieszczona w reklamie firmy Józefy Kowalskiej (Piotrkowska 108): "Dla W-nich Pań stałych klientek zatrzymuje się tzw. patrony", co wiązało się ze szczególną dyspozycyjnością zakładu krawieckiego.
Kalendarz informator, rok 1923.

Kalendarz informator, rok 1923.

Kalendarz informator, rok 1923.

Szyciem kostiumów i okryć wierzchnich zajmowali się zwykle mężczyźni, lecz nazwisko jednej z mistrzyń utrwalił Julian Tuwim w "Kwiatach polskich", gdy porównywał sytuację swej matki i fabrykantów:
Łatwiej im było o szynszyle
Niż jej o kostium od Maszkowskiej.
Aleksandra Maszkowska posiadała zakład przy ulicy Piotrkowskiej 117 od 1898 roku i figuruje w księdze jubileuszowej cechu krawców w Łodzi (1818-1933).

"Głos Poranny", rok 1929.

Łódzka konfekcja długo nie mogła mierzyć się z krawiectwem miarowym. Kostium od Maszkowskiej, o którym marzyła matka Tuwima, czy surdut od Wutkego stanowiły niedoścignione wzory krawieckiej fachowości.
"Tygodnik Łódzki Ilustrowany", rok 1912.

"Rozwój", rok 1911.

Kalendarz Kościuszkowski, rok 1918.

Kalendarz informator, rok 1919.

Doskonałe rekomendacje - w swoim mniemaniu - przedstawiał łodzianom inny krawiec kostiumów, Leonard Thun (Dzielna 13): "były krojczy domów konfekcyjnych Mme de Giovanelli w Paryżu, Mme Hendley-Simon w Londynie i A. Włodkowski w Warszawie". 

"Rozwój", rok 1911.

Mnogie zastępy chałupników, z których mieszkań dobiegały nieustające nawet w niedziele stukoty warsztatów i maszyn do szycia pracowały na potrzeby rosnącego przemysłu konfekcyjnego.
"Łodzianka", rok 1903.

"Rozwój", rok 1908.

Część wyrobów trafiała do okazałego magazynu Emila Schmechla na rogu Piotrkowskiej i Przejazdu (dzisiaj ulica Tuwima, adres Piotrkowska 98) lub spółki "Hugon Schmechel i Juliusz Rosner", której dom handlowy przy Piotrkowskiej 100a należy do sztandarowych przykładów architektury secesyjnej.

Piotrkowska 98.

Piotrkowska 100a.

"Lodzer Informations ind Hause Kalender", 1911.

W 1913 roku - w dziesięciolecie swego istnienia - "Schmechel i Rosner" mogli z dumą podkreślić zasługi firmy dla powiększenia "rozmiarów branży konfekcyjnej" w mieście. Naśladujące zachodnie chwyty reklamowe wyprzedaże gwiazdkowe i szkolne kiermasze nie tylko podnosiły temperaturę handlu, lecz i uczestnictwo w modzie atrakcyjnie obniżonymi cenami. 
"Rozwój", rok 1910.
Z większych składów można jeszcze wymienić magazyn Henryka Szwalbego przy ulicy Piotrkowskiej 55...
"Rozwój", rok 1908.

Piotrkowska 55

… Bernarda Herzenberga i Jakuba Rappaporta przy Piotrkowskiej 15
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Piotrkowska 15.

... braci P. i M. Szwalbe przy Piotrkowskiej 83
"Rozwój", rok 1911.

Piotrkowska 83.

... oraz A. Spodenkiewicza przy Konstantynowskiej (dzisiaj Legionów 26). 
Informator handlowo-przemysłowy, rok 1913.

Dwa ostatnie specjalizowały się w odzieży męskiej, prowadząc obok "działu obstalunkowego" pracownie wyszywania monogramów i znakowania bielizny. 
Kalendarz kościuszkowski, rok 1918.

Spodenkiewicz, chcąc przyciągnąć mniej zamożną społeczność miasta, ogłaszał w prasie, że "klientom z dalszych stron wraca się za tramwaj".
"Rozwój", rok 1910.

Era ubioru konfekcyjnego, "podziału stroju na półfabrykaty i części wymienne" otworzyła niezwykłą karierę bluzce. Zestaw złożony ze spódnicy i bluzki (dopasowanej do konkretnej okazji i możliwości finansowych) nosiły przedstawicielki niemal wszystkich grup społecznych w Łodzi.

Fotografia portretowa wykonana w atelier zakładu fotograficznego "A.A. Bielski" w Łodzi lub Pabianicach, przedstawiająca kobietę w białej bluzce, siedzącą na krześle oraz stojącego obok niej mężczyznę.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

"Piszą nam z Francyi - donosiły w 1901 roku "Mody i Rady" - iż bluzka, mimo że niedługo święcić zacznie dwudziestopięciolecie istnienia swego, w dalszym ciągu ma utrwalone panowanie". Komponowana we własnym zakresie z różnymi kołnierzykami, żabotami i woalażami (jakby wierzchnimi bluzkami z gazy) pozwalała na bycie modną dużo tańszym kosztem. Zestaw złożony ze spódnicy i mniej lub bardziej ozdobnej bluzki - to codzienny strój łódzkich biuralistek, nauczycielek, sprzedawczyń i robotnic.

Fotografia wykonana w atelier zakładu fotograficznego "Cabinet Portrait". Młoda kobieta w jasnej bluzce z rozłożystym, białym kołnierzem.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Jeszcze do ostatniej wojny panowała opinia, że na terenie Łodzi liczba i jakość gotowych ubrań nie równała się krawiectwu miarowemu - przynajmniej w dziedzinie strojów damskich. Szczególnie poziom pracowni krawieckich przy wielkich magazynach z trudem doganiał warszawskie domy towarowe, ocierające się o haute couture. Ogromem dystansowały je ponadto moskiewskie i petersburskie, a rozmachem i wykwintem - paryskie. To w tych ostatnich według Emila Zoli niewolnica mody spędzała teraz "godziny pełne drżenia i niepokojów, które dawniej przeżywała w kaplicy". 

"Rozwój", rok 1910.

Obiektem starań był w Łodzi przede wszystkim masowy nabywca - w myśl dewizy, będącej hasłem reklamowym firmy "Schmechel i Rosner)": "Kto wiele daje, każdemu coś daje" - ale ten potencjalny, najliczniejszy odbiorca szukał towarów raczej w małych sklepikach i na targach, których egzystencji łódzkie magazyny, jak się zdaje, nie zagroziły. Dla przykładu ceny gotowych kostiumów damskich w sklepie Schmechela i Rosnera, choć bardzo zróżnicowane: około 1910 roku od Rb. 8,50 do Rb. 40, wyznaczały finansowy pułap nabywców dopiero pośród warstw średniozamożnych nauczycieli, majstrów i nadmajstrów fabrycznych. Z pewnością bardziej dostępny okazywał się ów zestaw symbolizujący demokratyzację mody: bluzka plus spódnica, za który płaciło się Rb. 3,30 do Rb. 11,40.

"Rozwój", rok 1910, "Rozwój", rok 1911.

Do poziomu wielkoseryjnego zbliżała się wytwórczość męskich kapeluszy i czapek. 
Informator handlowo-przemysłowy, rok 1909.

Największa z fabryk kapeluszy - Hermana Schelee (ulica Targowa 2, więcej w baedekerze: TUTAJ), założona w 1878 roku (od 1895 roku jako spółka akcyjna) w 1893 roku wypuszczała na rynek piętnaście tysięcy sztuk czapek i kapeluszy w cenie od 75 kopiejek do Rb. 2,50, a w 1913 roku zwielokrotniła produkcję do miliona sztuk rocznie.
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1900.

Budynki dawnej fabryki kapeluszy Hermana Schlee, 
ulica Targowa 2.

"Rozwój", rok 1903.

W Łodzi działało kilka wytwórni męskich kapeluszy i czapek. Dwie największe z nich to fabryka Hermana Schlee przy Targowej i firma Karola Gӧpperta (Goepperta).

Witryna jednego z trzech sklepów Gӧpperta przy ulicy Piotrkowskiej (tutaj Piotrkowska 11, bardzo znany i elegancki sklep mieszczący się w wielkomiejskiej kamienicy Karola Scheiblera), sklepy mieściły się pod numerami 11, 71 i 145).

Piotrkowska 11, narożna kamienica Karola Scheiblera mieszcząca na parterze eleganckie sklepy dla zamożnej łódzkiej klienteli.

"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1913.

Eleganckie welurowe cylindry z zaprasowanym długim włosem wykonywały dla łódzkich sklepów także renomowane wytwórnie paryskie, na przykład firma "W. Guraud" dla sklepu Antoniego Marszała przy ulicy Piotrkowskiej 141.
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1905.

Fotografia portretowa wykonana w zakładzie fotograficznym "A. Piotrowski" mieszczącym się w latach 1903-1930 na Nowym Rynku 6 (dzisiaj pl. Wolności). Zdjęcie przedstawia mężczyznę (Aleksandra Józefa Szymborskiego) w stroju wizytowym, ubrany w czarny cylinder i ciemny garnitur, opiera się o okrągły stolik z książkami.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Całkowicie masowa produkcja cechowała St. Petersburskie Towarzystwo Obuwia z agencją przy Piotrkowskiej 53.

"Rozwój", rok 1903.

Piotrkowska 53.

Natomiast artystycznymi ambicjami odznaczało się przedsiębiorstwo obuwnicze Wojciecha Górskiego przy ulicy Mikołajewskiej (dzisiaj Sienkiewicza 32), chlubiące się zdobyciem Grande Premio na wystawie w Neapolu w 1912 roku i złotego medalu na lokalnej wystawie przemysłowej w tym samym roku.
Do wybitnych postaci łódzkiego środowiska rzemieślniczego należał szewc Michał Kapuściński, będący przez szereg lat wiceprezesem Łódzkiej Resursy (więcej TUTAJ).
"Czas", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1904.

Kalendarz Kościuszkowski, rok 1919.

Mistrz Michał Kapuściński ufundował budowę kościoła pw, Dobrego Pasterza na Bałutach.
Magazyn obuwia mistrza Michała Kapuścińskiego mieścił się na Piotrkowskiej niedaleko Nowego Rynku (pod numerem 6, później 9).

"Goniec Łódzki", rok 1904.

Ceny obuwia odzwierciedlały różnice między produkcją gotową a miarową - o ile parę "mechanicznych" butów kupowało się już za cztery ruble (a tekstylne prunelki nawet za jednego rubla), to dzieła rąk szewskich mistrzów bywały dwu- i czterokrotnie droższe.
"Rozwój", rok 1903.

Jednakże damskie ubiory, a zwłaszcza nakrycia głowy z przełomu wieków - owe "fantazje" z piór, tiulu, wstążek i czego tylko nie podsunęło natchnienie modystek - wymagały indywidualnego, starannego wykonania.
Fotografia portretowa wykonana w zakładzie fotograficznym "E. Stummam" w Łodzi. Młoda kobieta w ciemnej sukni i ozdobnym kapeluszu, trzymająca ręce w mufce.
(zbiory Muzeum Miasta Łodzi)

Stroików do kapeluszy, w rodzaju sztucznych kwiatów, farbowanych i fryzowanych piór, dostarczały osobne pracownie (na przykład Aleksandry Woelfle przy ulicy Przejazd (dziś Tuwima) 14 i "Julia", ulica Spacerowa 1 (dzisiaj al. Kościuszki).
Wielkomiejska kamienica Mendla Pinkusa i Jakuba Lande, gdzie mieściła się pracownia "Julia", to jeden z najpiękniejszych budynków Łodzi (więcej TUTAJ).
Magazyny modniarskie na swoich szyldach reklamowały najwyższą jakość, nie ilość:
Niech wiedzą nasze piękne panie,
Co urok, wdzięk i szyk mieć chcą,
Że najpiękniejsze, no i tanie
Znajdą chapeaux
W "La Belle Saison".
Najnowsze jakie są modele
Tam zawsze już najwcześniej są
I... zresztą - co tu mówić wiele:
Mesdames,
Wasz raj w "La Belle Saison"
Piotrkowska 83.
… i dla panów:
"Łodzianka", kalendarz humorystyczny na rok 1910.

Fotografia portretowa wykonana w atelier zakładu fotograficznego "H. Petri" w Łodzi (Piotrkowska 46) przedstawiająca kobietę i mężczyznę, prawdopodobnie małżeństwo. Fotografowana para ubrana jest w stroje wizytowe. Kobieta ubrana w białą suknię, w dłoniach trzyma długie białe rękawiczki. Mężczyzna ubrany jest w czarny frak i białą koszulę. Jego cylinder i białe rękawiczki leżą na ozdobnej balustradzie.
"Łodzianin", kalendarz informacyjno-adresowy, rok 1893.

Należałoby jeszcze wspomnieć o produkcji wstążek, ozdobnych tasiemek, rękawiczek i guziczków... Ale wtedy ta historia nigdy by się nie skończyła 😉
"Rozwój", rok 1905.

Guziki rogowe i kokosowe produkowała fabryka E. Wevera (na rogu ulicy Wólczańskiej i obecnej Kopernika, więcej TUTAJ), ale bardziej wyszukane modele sprowadzano z Niemiec i Czech...

"Rozwój", rok 1907.
źródła:
Wisława Jordan. W kręgu łódzkiej secesji.
Wacław Pawlak. Na łódzkim bruku. 1901-1918.


Fot. współczesne Monika Czechowicz

Fot. archiwalne pochodzą ze zbiorów Muzeum Miasta Łodzi oraz Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi.

Przeczytaj jeszcze:
Adolf Horak, król na Rudzie.
Pomorska 163, dawna fabryka pończoch braci Seidenwurm 
Dawna fabryka kapeluszy przy ulicy Targowej. 
Fabryka przy ulicy Kopernika i… psia łapa. 
Łodzianka w.... gorsecie. 
F jak FOTOGRAFIA. PIERWSI FOTOGRAFOWIE W ŁODZI.

BAEDEKER POLECA:



Wisława Jordan. W kręgu łódzkiej secesji.


Rzadko się zdarza, by książka opisująca sztukę mogła wzbudzić tak wielkie zainteresowanie recenzenta. Powód wydaje się prosty: jej autorka potrafiła połączyć wielkie kompetencje historyka sztuki z umiejętnością opowiadania o niezmiernie ciekawym kierunku w sztuce i architekturze. Warto od razu na wstępie powiedzieć o podstawowym walorze książki. Autorka napisała społeczną historię secesji. Przedstawiając fascynujące rozważania o podstawowym temacie swojego dzieła, umieszcza go w pieczołowicie zrekonstruowanym kontekście historycznym i społecznym. Plastyczność opisu i duże literackie zdolności sprawiają, że czytelnik, obdarzony nawet nikłą wyobraźnią historyczną, z łatwością i przyjemnością daje się przenieść w przełom wieku XIX i XX, by prowadzony piórem autorki odtwarzać, wraz z nią, atmosferę tamtych zapomnianych lat. (...)

Dr Andrzej Rostocki
Wydawnictwo Literatura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz