Na kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 71, od strony Pasażu Rubinsteina
znajduje się fresk "Łódź w pigułce", na którym w 2000 roku sportretowano
postacie wyłonione w konkursie "I ty możesz przejść do historii".
Plebiscyt
przeprowadził w 1997 roku Urząd Miasta Łodzi we współpracy z łódzkim oddziałem
"Gazety Wyborczej". Pomysłodawcą akcji był ówczesny Architekt Miasta
Łodzi Piotr Biliński oraz redakcja "Gazety".
Autorem projektu muralu
jest Krzysztof Jaśkiewicz. Postacie w konkursie zgłaszali łodzianie.
Najczęściej typowali oni: Juliana Tuwima, Króla Władysława Jagiełłę oraz
marszałka Józefa Piłsudskiego (w oknie na zdjęciu powyżej: Katarzyna Kobro).
Ostatecznego wyboru spośród 130 kandydatur
dokonało jury, do którego zaproszono rektorów łódzkich uczelni.
Fresk odsłonięto 3 listopada 2000 roku. Z „okien” łódzkiej kamienicy
patrzą na nas:
Sami wielcy, zasłużeni dla miasta łodzianie…, ale 31 postaci historycznych
uzupełnia wizerunek (najbardziej lubię tą część ulicznego fresku i tutaj chętnie się zatrzymuję…), łódzkiego tkacza, anonimowego Żyda i Lilli
Fontelli - ulicznego śpiewaka.
Kim był ów Fontelli? I czym się Łodzi zasłużył? Tak opowiada o nim Jerzy Krzywik Kaźmierczyk:
Między królami
…Co prawda tylko na fresku przy ulicy Piotrkowskiej, tuż przy Pasażu
Rubinsteina, ale za to z królami na muralu jest umieszczony. Widnieje na tej
samej ścianie z królem Władysławem Jagiełłą i królem, też Władysławem, ale
piłkarzem i hokeistą. Widać go z zawieszoną na piersi bandżolą, między wąsistym
tkaczem z Ziemi Obiecanej a postacią
Żyda, prawdopodobnie też z tego okresu. W jakieś łódzkiej bramie stoją niby
oddzielnie od tych nad nimi, ale są wśród wielce zasłużonych person miasta
Łodzi. Oni, ale i Lilli Fontelli też. Człowiek nieznany z nazwiska, choć dla
łodzian w latach 50. XX wieku postać bardzo znana. Najczęściej na ulicy
Piotrkowskiej, w miejscach reprezentacyjnych, na skrzyżowaniu z ulicą Andrzeja,
ale i przed kawiarnią „Grand Cafe” – śpiewał Lilli Fontelli. Jeszcze jak
śpiewał! Głośno i… fałszywie. Obowiązkowo przybierał postawę bohaterskiego
tenora. Nie chciał być anonimowy. Zapowiadał się sam: „Śpiewa Lilli Fontelli!”
Śpiewając często był ubrany w wymyślny kostium lub element stroju, który
był dostosowany do danych okoliczności. Podejrzewać należy, że w tej maskaradzie
brała udział „niewidoczna ręka” klezmerów z pobliskiej knajpy, którzy dla
grepsu gotowi byli niejeden szmonc wymyślić. Okazja czyniła mistrzów. Lilli
Fontelli śpiewał na ulicy każdego dnia to samo i niezmiennie fałszywie.
Poprawić można było jedynie wizerunek artysty.
Któregoś dnia koledzy muzycy z pobliskiej „Halki” wręczyli mu nuty,
ustawili jak solistę przed wyimaginowaną orkiestrą, co znacznie poprawiło
wizualną atrakcyjność śpiewaka. Lilli Fontelli śpiewał jak z nut! Kiedy w mieście,
w widzewskiej hali WIMA występował zespół „Mazowsze”, ktoś przyozdobił głowę
ulicznego śpiewaka stylową, choć papierową czapką krakowską! Na koniec
karnawału wśród wielu przebierańców przechadzających się po ulicy
Piotrkowskiej, tuż przed „Grandką” stał Lilli Fontelli i śpiewał: Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal… Zjawiskowe
było, że wykonywał swój utwór z cylindrem na głowie, na którym paliła się
świeca. Z czasem Fontelli poszerzył krąg słuchaczy, uznając, że ulica
Piotrkowska i jej publiczność to zbyt skromne grono dla jego talentu. Zaczął śpiewać
na stadionie ŁKS-u przed i w czasie przerwy zawodów sportowych. Stał się też
utrapieniem zespołów muzycznych grających w soboty i niedziele na szkolnych
zabawach tanecznych. W sobie tylko znany sposób, ni stąd ni zowąd pojawiał się
na scenie tuż przed orkiestrą i chociaż reagowano błyskawicznie to zawsze
zdążał zrealizować swój występ. Pojawiał się zresztą wszędzie tam, gdzie grała
muzyka i próbował śpiewać. Nigdy jednak nie chodził za lub przed orkiestrami
dętymi, grającymi niekiedy na ulicach miasta. Chodzili inni, mentalnie jemu
podobni, ale Lilli Fontelli nie!
Po raz pierwszy pojawił się w grupie młodzieży, która gromadnie, całymi
szkołami korzystała z jedynego wówczas basenu kąpielowego w YMCA. Od razu stał
się widoczny i słyszalny. Już wtedy śpiewał. Wszyscy mówili: „O, Heniu śpiewa!”
Widocznie abberacje umysłowe jakby nie kolidowały z tym, co robił. Nikomu nie
zagrażał – on tylko śpiewał. Choroba jednak coraz wyraźniej ujawniała na nim
swoje piętno. Śpiewanie stawało się zawodzeniem i początkowa atrakcyjna dla
gawiedzi, choć tragiczna postać Henia, zniknęła z ulicy Piotrkowskiej…
Fot. Monika Czechowicz
Postscriptum
Nazwisko Lilli Fontelli pojawia się w filmie polskim pt. Zapomniana melodia z 1938 roku i jest postacią kobiecą, którą w filmie gra znana aktorka Alina Żeliska. Dlaczego Henio przybrał ten artystyczny pseudonim właśnie z tego filmu? Choć różne były domysły, nikt się nie upierał, że zna prawdę.
Źródło:
Jerzy Krzywik Kaźmierczyk. Były dancingi i grały orkiestry w mieście
Łodzi.
cudowne wspomnienia... dziekuje
OdpowiedzUsuńCiekawe jaka jest prawdziwa historia tego człowieka...?
OdpowiedzUsuńHenia z ulicy Piotrkowskiej? Nie wiem... Znam jedynie opowieść Pana Krzywika. Myślę, że jest prawdziwa.
Usuń