Igor Rakowski-Kłos:
Jisroel
(Yisroel) Rabon (1900-1941) był jednym z najbardziej utalentowanych i najmniej
sympatycznym pisarzem w historii Łodzi. Jego twórczość nie nadaje się do
czytania dzieciom przed snem. W "Bałutach" prostytutki klną, zwłoki
kotów płyną rynsztokami, a pijani mężczyźni wyrywają języki rozwścieczonym
psom.
Jisroel Rabon o kobietach, z którymi romansował, mówił bez delikatności. Nie
zdarzyło się, by postawił komuś kawę. Gdy żartował z kogoś, to po to, by
wyśmiać. Często się kłócił i obrażał. Słowem, należał do ludzi, którym lepiej
nie wchodzić w drogę. Jicchok Janasowicz poznał go w kawiarni Pod Szklanką przy
ulicy Południowej 6 (dziś Rewolucji 1905 roku):
"Sam jego wygląd jakby odstręczał i
sprawiał, że wierzyło się we wszystkie historie o nim i o jego
«aspołecznych" zachowaniach. Był trochę wyższy od przeciętnej, miał
zielonkawo bladą twarz upstrzoną wielkimi dziobami, pozostałością po przebytej
w dzieciństwie ospie. Przyczyniało się to do wrażenia, że tego człowieka lepiej
unikać dla własnego dobra. Owo wrażenie potęgowało się jeszcze, kiedy wpadał w
gniew. Twarz robiła mu się wtedy czerwona, a dzioby jarzyły zielonkawo, co
odpychało i napawało przerażeniem. Ze straszną twarzą kontrastowały oczy,
brązowe i łagodne, jak u zaspanej kury. Miał też bardzo ładne ręce, z palcami
skrzypka".
W późniejszych latach, aby się utrzymać, hurtowo tworzył powieści
sensacyjne w odcinkach dla łódzkiej prasy żydowskiej. Napisał ich
kilkadziesiąt, podpisując się różnymi pseudonimami. Pod swoim nazwiskiem
publikował felietony, eseje i wiersze. Udało mu się wydrukować w formie książek
tomy z poezją i dwie powieści: "Ulica" i "Bałuty". Ta
ostatnia książka, wydana w 1934 roku, dopiero teraz została
przełożona na język polski. Według Chone Shmeruka, badacza literatury
żydowskiej, "Bałuty", mimo że niedokończone, należą do "najważniejszych
artystycznych osiągnięć międzywojennej prozy jidyszowej w Polsce".
"Bałuty" Rabona są tak przyjemne, jak twarz autora. Bohaterem książki jest Josl Berger, siedmio-ośmioletni chłopiec, który po śmierci rodziców próbuje utrzymać się na powierzchni życia. A życie na Bałutach nigdy nie należało do najłatwiejszych - tuż przed pierwszą wojną światową, gdy rozgrywa się powieść, nieskanalizowane i wąskie uliczki tętniły wszystkimi społecznymi patologiami.
"Bałuty" Rabona są tak przyjemne, jak twarz autora. Bohaterem książki jest Josl Berger, siedmio-ośmioletni chłopiec, który po śmierci rodziców próbuje utrzymać się na powierzchni życia. A życie na Bałutach nigdy nie należało do najłatwiejszych - tuż przed pierwszą wojną światową, gdy rozgrywa się powieść, nieskanalizowane i wąskie uliczki tętniły wszystkimi społecznymi patologiami.
Ludzie tu mieszkający rzadko zapuszczali się na ulicę Piotrkowską,
a wnętrz fabrykanckich pałaców nie mogli sobie nawet wyobrazić. Rabon
opisał bałuckie życie, akcentując jego okrucieństwo, nędzę i zezwierzęcenie.
Powieść zaczyna się od zabawy w Grabince. Było to miejsce po lesie, w którym na
początku XX wieku działały nielegalne gorzelnie, zatrzymywały się cygańskie
tabory, a desperaci targali się na życie. Wcześniej leśne polany zasłynęły jako
miejsce egzekucji powstańców styczniowych. Dziś tutaj - między Łagiewnicką,
Inflancką a Franciszkańską - stoją PRL-owskie bloki.
W "Bałutach" na wyrębie obok rzeczki mieszkańcy odpoczywają, upijają
się i dają upust namiętnościom. Kobiety tańczą, a "twarze chłopców robią
się wilgotne jak pyski koni w przegrzanych stajniach. Oczy wyłażą im z orbit,
mięśnie napiją się i drżą. U wielu z nich widać języki kołyszące się w
otwartych ustach jak u psów, które gonią za sukami". Jeden z nich,
zamroczony wódką "w końcu wyczerpany zległ na ziemi bez ruchu, tyłkiem do
ziemi. Z ust niczym z krowiej mordy, ciekły mu wymiociny". Między
pijanymi, rozochoconymi ludźmi a psami wypuszczonymi z pobliskiej rzeźni
dochodzi do walki. Łódzki pisarz nie oszczędził szczegółów:
"Wielu chłopaków upuściło sztaby i
noże, a kiedy naskakiwał na nich jakiś pies, wkładali mu pięści do pyska i
szarpali za język. Psy przednimi łapami wbijały się w ręce człowieka,
rozdzierały mu skórę zabłoconymi pazurami, chcąc się uwolnić i wyły z bólu i
rozpaczy. Chłopacy szarpali je za mokre, ciepłe języki. Ręce pokrywała ślina i
krew, która lała się strumieniem z psich pysków. Jeden z chłopaków właśnie
wyrwał jeszcze drżący język. Pies uciekł brocząc krwią. Nie mógł już szczekać
ani wyć. Ciężko dyszał, z jego płuc wydobywał się świst. To było teraz jego
wycie".
Literatura jednak nie uratowała mu życia. Kilka tygodni po wejściu niemieckiego wojska do Łodzi Rabon uciekł do sowieckiego Białegostoku. Tam naraził się władzom, wygłaszając sądy sprzeczne z obowiązującą ideologią wobec literatury. Schronił się więc w Wilnie, które niedługo także stało się częścią Związku Radzieckiego. Latem 1941 roku miasto zajął Wehrmacht i łódzki pisarz został zamordowany w Ponarach - miejscu kaźni wileńskich Żydów.
Jisroel Rabon
Bałuty. Powieść o przedmieściu
Przekład Natalia Krynicka i Izabela Olejnik
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego
Łódź 2016
(fot. ze strony http://lodz.wyborcza.pl/)
Źródło:
Igor
Rakowski-Kłos : Słabi nie mieli szans. Wstrząsająca książka o Bałutach.
Yiddish
Leksikon.
http://yleksikon.blogspot.com/
Fot.
współczesne Monika Czechowicz (wszystkie przedstawiają ulicę Hersza Berlińskiego, dawną Pieprzową)
Przeczytaj
jeszcze:
wstrząsające... po urywku o wyrywaniu psom języków odechciało mi się czytania tej literatury ale uważam, że jego życie jest gotowym scenariuszem do ekranizacji...
OdpowiedzUsuń