Eliahu (Eliasz) Chaim Majzel urodził się w 1821 roku w Gródku, w Guberni Mińskiej.
Był potomkiem tak znakomitych rabinów, jak Macharam z Lublina,
Natan Neta Spira z Krakowa, a prawnukiem Wielkiego Rabina Arona
Szmula Kajdanowera.
Przed
przybyciem do Łodzi sprawował funkcję Głównego Rabina Łomży. W
1874 roku objął w Łodzi urząd Głównego Rabina. Sprawował go aż
do śmierci w roku 1912. Wsławił się wielką wrażliwością na
sprawy socjalne członków gminy. Prowadził intensywną działalność
charytatywną. Razem z przedstawicielami Kościoła katolickiego
organizował darmowe kuchnie dla biedoty obu wyznań. Próbował
tworzyć miejsca pracy w celu zatrudnienia bezrobotnych. Był jednym
z najwybitniejszych rabinów swojej epoki. W praktyce realizował
chasydzką ideę, że nikt nie jest godzien być rabinem, jeżeli
osobiście nie odczuwa bólu każdego członka swojej gminy...
Był
najdłużej pełniącym swoją funkcję rabinem w Łodzi. Za jego
czasów nastąpiła rozbudowa gminnych synagog i znaczny rozwój szkolnictwa żydowskiego. Znany był z dbałości o odpowiedni poziom wykształcenia podległych
sobie rabinów, a także z niezwykłej dobroczynności i działalności
charytatywnej.
Między innymi razem z przedstawicielami Kościoła katolickiego
organizował darmowe kuchnie dla biedoty obu wyznań. Potrafił
łagodzić spory pomiędzy ortodoksami i chasydami a żydami postępowymi. Cieszył się ogromną popularnością wśród
łódzkiej społeczności żydowskiej. Doprowadził także do
powstania szpitala żydowskiego (obecnie Szpital Kliniczny im. dr. Seweryna Sterlinga). Zmarł 1 maja 1912 roku w Łodzi.
"Rozwój", 3 maja 1912 roku.
W
1912 roku odbył się jeden z najbardziej uroczystych pogrzebów w
historii miasta. Wielotysięczny kondukt odprowadzał na cmentarz
trumnę ze zwłokami Eliahu Chaima Majzla. Na całej długiej trasie
do cmentarza przy ulicy Brackiej trumna była niesiona na ramionach
wiernych, a grób rabina stał się miejscem kultu i pielgrzymek.
Eliahu
został pochowany na Nowym Cmentarzu Żydowskim przy ulicy Brackiej w Łodzi. Co roku w jorcajt rabina,
do jego grobu pielgrzymują liczni Żydzi z całego świata.
Obejście
grobowe Eliasza Chaima Majzla, prosty nagrobek w formie otwartych
rodałów Tory. Słowa rozpoczynające epitafium opisują rabina
"Człowiek boży, święty...".
Obok
spoczywają jego syn Natan oraz Gabriel Segal (rabin dozoru
bożniczego) ich podwójna macewa to odzwierciedlenie tablic
dekalogu.
Piszą
inni:
"W
jednym wszyscy są zgodni. Naczelny rabin Łodzi Eljahu Chaim Majzel
umiał dokonywać rzeczy niemożliwych. Potrafił zmusić samego
Boga, by odwołał wydane już na łodzian wyroki i skłonić samego
Izraela Poznańskiego do dzielenia się majątkiem z bałucką
biedotą. Jednak sto lat po śmierci, stał się jednym z najbardziej
zapomnianych łodzian. Bo kto o nim słyszał?
W
opowieściach o życiu Eljahu, zwanego po polsku Eliaszem fakty
mieszają się z cudami, archiwalne dokumenty z legendami, a mądrość
życiowa z bożym szaleństwem. Urodził się w 1821 roku w Gródku w
guberni mińskiej i już w wieku 17 lat został tamtejszym rabinem. -
Był geniuszem, bo taki młody rabin zdarza się naprawdę rzadko -
mówi Symcha Keller, przewodniczący łódzkiej gminy
żydowskiej.
Skromny Żyd czeka w korytarzu
Przyjechał do Łodzi w 1874 roku i już pierwszego dnia wprawił łódzkich Żydów w niemałe osłupienie.
Skromny Żyd czeka w korytarzu
Przyjechał do Łodzi w 1874 roku i już pierwszego dnia wprawił łódzkich Żydów w niemałe osłupienie.
Niestety,
rabin się nie pojawiał. Zniechęceni wrócili do gminy. Tam zaś na
korytarzu czekał na nich skromny, ortodoksyjny Żyd. Gdy spytali go
po co przyszedł, okazało się, że to Eljahu Chaim Majzel, we
własnej osobie. Na wyrzuty odparł, że niczego jeszcze dla Łodzi
nie zrobił, więc na witanie z honorami nie zasługuje…
Gdy rozpoczynał pracę w Łodzi mieszkało około 40 tys. Żydów. Gdy umierał było ich prawie 200 tysięcy. Kierował więc jednym z największych skupisk żydowskich na świecie. Za jego życia stawiano synagogi, szkoły religijne, rozwijały się nowe prądy intelektualne. Ale rabin dbał nie tylko o ich życie duchowe.
- Dla rabina Majzla ważne było nie tyle orzecznictwo religijne i pisanie komentarzy do kolejnych komentarzy, co empatia dla człowieka, który potrzebuje wsparcia, dobrego słowa czy pomocy materialnej. A w rodzącym się żarłocznym łódzkim kapitalizmie było to bardzo ważne - mówi Symcha Keller.
Był inicjatorem wielu znanych łódzkich dzieł charytatywnych, bo to on często namawiał fabrykantów, by sypnęli groszem. Był dobrym duchem dla szpitala Izraela i Leonii Poznańskich przy ul. Sterlinga, szpitala Konstadta z ulicy Biegańskiego czy jego szkoły z ulicy Próchnika.
Żona rabina pilnuje płaszczy
Ale Eljahu Majzel sam wcielał swoje poglądy w życie. Jako naczelny rabin otrzymywał przyzwoitą pensję i notorycznie ją rozdawał. W rytualnej mykwie potrafił zostawić swoje przyzwoite ubranie i wrócić do domu w łachmanach jakiegoś biedaka. - W końcu żona chodziła za nim po ulicach, bo potrafił zdjąć płaszcz, przykryć jakiegoś biedaka i iść dalej bez okrycia. A rodzina nie miała już pieniędzy na kolejne płaszcze - opowiada Symcha Keller.
Eljahu Chaim miał żonę, wcześnie zmarłego syna i córkę. Po śmierci rabina gmina musiała wyasygnować dla jego rodziny zapomogę, bo została bez grosza. Dla swoich podopiecznych rabin Majzel potrafił zrobić wszystko. Na jego nagrobku odnotowano, że trzykrotnie powstrzymał epidemię cholery. Gdy do Łodzi dotarła ta straszna choroba, rabin zamknął cmentarz żydowski na kłódkę, a klucz wyrzucił do rzeki Łódki. I powiedział Bogu, że jeśli chce by Żydzi byli chowani na cmentarzach dla gojów, to niech ich sobie dalej zabiera. Stwórca nie miał więc wyjścia: epidemię szybko zakończył.
Przy kolejnej fali epidemii rabin Majzel oznajmił Bogu, że w tym tygodniu nie rozpali świec szabatowych i nie zacznie święta. Szabat bowiem symbolizuje przymierze Izraela z Bogiem, z którego - zdaniem Majzla - Stwórca zabierając niewinne dzieci i pozwalając na zarazę absolutnie się nie wywiązywał. I znów Bóg skapitulował. Żydzi przestali umierać.
Nie oznacza to, że chodził z głową w chmurach. Za swoją działalność w walce z cholerą otrzymał od władz rosyjskich odznaczenie. Prawdopodobnie prowadził więc walkę z chorobą także bardziej naukowymi metodami.
Jednocześnie zaraz po przyjeździe do Łodzi zaczął tworzyć szkoły dla biednych uczniów według zupełnie nowatorskiej na tamte czasy metody: oprócz przedmiotów religijnych uczono też w nich zawodu. Do tej pory szkoły prowadziły edukację albo tylko religijną, albo świecką.
Gdy rozpoczynał pracę w Łodzi mieszkało około 40 tys. Żydów. Gdy umierał było ich prawie 200 tysięcy. Kierował więc jednym z największych skupisk żydowskich na świecie. Za jego życia stawiano synagogi, szkoły religijne, rozwijały się nowe prądy intelektualne. Ale rabin dbał nie tylko o ich życie duchowe.
- Dla rabina Majzla ważne było nie tyle orzecznictwo religijne i pisanie komentarzy do kolejnych komentarzy, co empatia dla człowieka, który potrzebuje wsparcia, dobrego słowa czy pomocy materialnej. A w rodzącym się żarłocznym łódzkim kapitalizmie było to bardzo ważne - mówi Symcha Keller.
Był inicjatorem wielu znanych łódzkich dzieł charytatywnych, bo to on często namawiał fabrykantów, by sypnęli groszem. Był dobrym duchem dla szpitala Izraela i Leonii Poznańskich przy ul. Sterlinga, szpitala Konstadta z ulicy Biegańskiego czy jego szkoły z ulicy Próchnika.
Żona rabina pilnuje płaszczy
Ale Eljahu Majzel sam wcielał swoje poglądy w życie. Jako naczelny rabin otrzymywał przyzwoitą pensję i notorycznie ją rozdawał. W rytualnej mykwie potrafił zostawić swoje przyzwoite ubranie i wrócić do domu w łachmanach jakiegoś biedaka. - W końcu żona chodziła za nim po ulicach, bo potrafił zdjąć płaszcz, przykryć jakiegoś biedaka i iść dalej bez okrycia. A rodzina nie miała już pieniędzy na kolejne płaszcze - opowiada Symcha Keller.
Eljahu Chaim miał żonę, wcześnie zmarłego syna i córkę. Po śmierci rabina gmina musiała wyasygnować dla jego rodziny zapomogę, bo została bez grosza. Dla swoich podopiecznych rabin Majzel potrafił zrobić wszystko. Na jego nagrobku odnotowano, że trzykrotnie powstrzymał epidemię cholery. Gdy do Łodzi dotarła ta straszna choroba, rabin zamknął cmentarz żydowski na kłódkę, a klucz wyrzucił do rzeki Łódki. I powiedział Bogu, że jeśli chce by Żydzi byli chowani na cmentarzach dla gojów, to niech ich sobie dalej zabiera. Stwórca nie miał więc wyjścia: epidemię szybko zakończył.
Przy kolejnej fali epidemii rabin Majzel oznajmił Bogu, że w tym tygodniu nie rozpali świec szabatowych i nie zacznie święta. Szabat bowiem symbolizuje przymierze Izraela z Bogiem, z którego - zdaniem Majzla - Stwórca zabierając niewinne dzieci i pozwalając na zarazę absolutnie się nie wywiązywał. I znów Bóg skapitulował. Żydzi przestali umierać.
Nie oznacza to, że chodził z głową w chmurach. Za swoją działalność w walce z cholerą otrzymał od władz rosyjskich odznaczenie. Prawdopodobnie prowadził więc walkę z chorobą także bardziej naukowymi metodami.
Jednocześnie zaraz po przyjeździe do Łodzi zaczął tworzyć szkoły dla biednych uczniów według zupełnie nowatorskiej na tamte czasy metody: oprócz przedmiotów religijnych uczono też w nich zawodu. Do tej pory szkoły prowadziły edukację albo tylko religijną, albo świecką.
Rabin
Majzel był tzw. litwakiem. To wyjątkowo ortodoksyjna i tradycyjna
odmiana judaizmu. Jednak łódzki rabin potrafił być zaskakująco
nowoczesny. Został patronem bardzo nowoczesnej szkoły Konstadta
przy dzisiejszej ulicy Próchnika, gdzie były takie przedmioty jak
np. gimnastyka. Przychylnym okiem spoglądał także na budowę
postępowej synagogi przy obecnej ulicy Kościuszki. Sam zwykle
chodził się modlić do synagogi przy ul.
Kiedyś
podczas studiowania psalmów dowiedział się, że umierający
człowiek prosi go o ostatnią rozmowę. Rabin natychmiast zostawił
psalmy, a oburzonym ludziom powiedział, że psalmy mogą odmawiać
aniołowie, którzy nic lepszego do roboty nie mają. Jego zaś
obowiązkiem jest pomagać innym.
Izrael Poznański zamarza w drzwiach
Potrafił też być jednak ostry dla bogatych i nieczułych fabrykantów. Jedna z najsłynniejszych historii dotyczy jego spotkania z Izraelem Poznańskim. Było to zimą, gdy temperatury spadały do 30 stopni poniżej zera, a biedota z Bałut zamarzała z braku opału. Eljasz Majzel wybrał się więc do bogatego fabrykanta po pomoc. Gdy otworzył mu drzwi lokaj, poprosił, by Poznański zszedł na dół. Wielkiemu rabinowi nawet przemysłowiec odmówić nie mógł, dlatego wkrótce Poznański pojawił się w drzwiach. A wtedy Majzel zaczął wykład o Torze.
- Rabinowi, gdy prowadzi taki wykład, pod żadnym pozorem nie wolno przeszkadzać - mówi Keller. Izrael stał w drzwiach w lekkiej bonżurce i próbował zaprosić go na herbatę, jednak Mazel zapewniał, że już kończy i brnął dalej. Po 20 minutach Poznański nie wytrzymał i krzyknął, że zamarza. - Zimno ci? - spytał rabin Majzel. - A wiesz jak czują się twoi bracia, synowie Izraela, którego imię nosisz? Chciałem, żebyś na własnej skórze poczuł, jak to jest - dorzucił rabin.
Po tym spotkaniu Izrael Poznański bez sprzeciwu wysłał na Bałuty dwa wagony węgla… Ale nie wszystko tak się udawało rabinowi. Dwa lata przed śmiercią postanowił zbudować fabrykę, w której robotnicy otrzymywaliby godziwą płacę, opiekę socjalną, przerwy na modlitwę. Ale łódzcy fabrykanci zablokowali mu kredyty. - Bali się, że nawet jeśli fabryka nie będzie przynosić wielkich zysków, to i tak najlepsi fachowcy z miasta uciekną, by pracować u rabina - mówi Keller.
Większość czasu poświęcał na pomoc Żydom, za których był odpowiedzialny. Ale wspierał też działania wspólne dla całej Łodzi, m.in. akcje wydawania biednym gorących posiłków. Tuż przed jego śmiercią przyszli do niego młodzi rabini z pytaniem, dlaczego tak wielki mędrzec nie napisał żadnej księgi. Wtedy rabin wyciągnął wielką księgę, w której zapisane były nazwiska wszystkich osób, którym pomógł. - To jest księga mojego życia - powiedział.
Czy jest to prawdą? - Na pewno te opowieści są trochę ubarwione, ale przecież nie są wymyślone - przyznaje Symcha Keller. - To wszystko nie wydarzyło się jednak kilkaset lat temu, ale całkiem niedawno. Rabin Majzel zmarł 1 maja 1912 roku.
Izrael Poznański zamarza w drzwiach
Potrafił też być jednak ostry dla bogatych i nieczułych fabrykantów. Jedna z najsłynniejszych historii dotyczy jego spotkania z Izraelem Poznańskim. Było to zimą, gdy temperatury spadały do 30 stopni poniżej zera, a biedota z Bałut zamarzała z braku opału. Eljasz Majzel wybrał się więc do bogatego fabrykanta po pomoc. Gdy otworzył mu drzwi lokaj, poprosił, by Poznański zszedł na dół. Wielkiemu rabinowi nawet przemysłowiec odmówić nie mógł, dlatego wkrótce Poznański pojawił się w drzwiach. A wtedy Majzel zaczął wykład o Torze.
- Rabinowi, gdy prowadzi taki wykład, pod żadnym pozorem nie wolno przeszkadzać - mówi Keller. Izrael stał w drzwiach w lekkiej bonżurce i próbował zaprosić go na herbatę, jednak Mazel zapewniał, że już kończy i brnął dalej. Po 20 minutach Poznański nie wytrzymał i krzyknął, że zamarza. - Zimno ci? - spytał rabin Majzel. - A wiesz jak czują się twoi bracia, synowie Izraela, którego imię nosisz? Chciałem, żebyś na własnej skórze poczuł, jak to jest - dorzucił rabin.
Po tym spotkaniu Izrael Poznański bez sprzeciwu wysłał na Bałuty dwa wagony węgla… Ale nie wszystko tak się udawało rabinowi. Dwa lata przed śmiercią postanowił zbudować fabrykę, w której robotnicy otrzymywaliby godziwą płacę, opiekę socjalną, przerwy na modlitwę. Ale łódzcy fabrykanci zablokowali mu kredyty. - Bali się, że nawet jeśli fabryka nie będzie przynosić wielkich zysków, to i tak najlepsi fachowcy z miasta uciekną, by pracować u rabina - mówi Keller.
Większość czasu poświęcał na pomoc Żydom, za których był odpowiedzialny. Ale wspierał też działania wspólne dla całej Łodzi, m.in. akcje wydawania biednym gorących posiłków. Tuż przed jego śmiercią przyszli do niego młodzi rabini z pytaniem, dlaczego tak wielki mędrzec nie napisał żadnej księgi. Wtedy rabin wyciągnął wielką księgę, w której zapisane były nazwiska wszystkich osób, którym pomógł. - To jest księga mojego życia - powiedział.
Czy jest to prawdą? - Na pewno te opowieści są trochę ubarwione, ale przecież nie są wymyślone - przyznaje Symcha Keller. - To wszystko nie wydarzyło się jednak kilkaset lat temu, ale całkiem niedawno. Rabin Majzel zmarł 1 maja 1912 roku.
Podczas uroczystości żałobnych ulicą
Piotrkowską przeszły nieprzebrane tłumy. Pogrzeb został
sfilmowany przez kronikę filmową i pokazywano go w kinach.
Rabin
został pochowany na cmentarzu żydowskim w Łodzi. Biały nagrobek w
kształcie zwojów tory znajduje się tuż koło wejścia.
- Zawsze w
rocznicę śmierci rabina spotykamy się przy jego grobie i modlimy
się - mówi Symcha Keller. - To była najważniejsza żydowska
postać w Łodzi. Z całym szacunkiem, każdy z nich zyskiwał w
Łodzi bardzo dużo. Rabin Majzel nie zyskiwał nic oprócz dobrego
imienia. Wszystko oddawał".
Źródła:
Włodzimierz
Małek. Zabytkowy Cmentarz Żydowski w Łodzi.
Matylda
Witkowska. Dziennik Łódzki
Fot.
Monika Czechowicz
Fot. archiwalne ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz